12.
Maraton cz. 2
PoV Carrie
Po śniadaniu wszyscy udawali się do pokoi. Braliśmy bagaże podręczne i mieliśmy się stawić na zbiórce. Kiedy każdy wziął sobie, co tam chciał zaczęło się masowe schodzenie. Tłum był niezły, ale idąc z Patką - taranem ludzi - można było nawet iść na przedzie. Kiedy wyszliśmy przed ośrodek, ja z ulgą, większość ze zirytowaniem, stwierdziłam, że jest dosyć chłodno. Spojrzałam na Patkę
- Ja się wypisuję! Miała być fajna wycieczka - mruknęła dziewczyna dygocząc
- Serio? Masz sweter, puchową kurtkę, szalik, czapkę, rękawiczki i ocieplane buty, a tobie jest zimno?! - wykrzyknęłam z lekkim rozbawieniem
- Nos mi marznie - powiedziała dziewczyna, a potem buchnęłyśmy śmiechem. Po chwili także przypałętała się do nas trójka współlokatorów. Nie zdążyliśmy nawet zagaić rozmowy, a trzeba było ruszać. Podobno nasz cel nie był tak daleko, ale znając nauczycieli, chcą nieco "ukolorowić" prawdę. Z resztą. Mi to nie przeszkadza. Zaczęłam rozglądać się po okolicy. Niebo zdobiło kilka pomniejszych chmurek, a słońce oświetlało ulice miasteczka. Domki były budowane w typowym, góralskim stylu. Na uliczkach, mimo mroźnej pory roku, siedzieli sprzedawcy. Jedni oferowali obuwie, inni regionalne ozdoby, no i oczywiście nie mogło zabraknąć oscypków. Po niedługim czasie jednak wyszliśmy z wszelkich zabudowań. Zaczęliśmy kierować się żwirową ścieżką w góry. Po chwili wyszliśmy na jakieś podwórko. Ku zdziwieniu wszystkich znajdował się tam wyciąg
- Moi drodzy, udamy się nieco prostszym szlakiem, więc podjazd pod górkę będzie konieczny. Potem zejdziemy z tej góry, co będzie mieć miejsce około drugiej po południu, a więc powinniśmy zdążyć na obiad do pensjonatu. Po południu najprawdopodobniej czas wolny - zakończyła po chwili nasza pani. Wszyscy kiwnęliśmy głowami Ruszyłam z Patką w stronę podestu, z którego wsiadało się na takie "ławeczki". Opadały wtedy takie metalowe mocowania i jechało się w górę. Niestety w nasze ślady poszła reszta uczestników i mimo, że tak powiem, taranujących umiejętności Patki rozdzieliłyśmy się. Szukałam jej jeszcze długo wzrokiem, lecz popędziła mnie pani. Chcąc nie chcąc usiadłam na ławeczce. Okazało się, że Patka siedziała za mną, a z nią Sam. Teraz pytanie, kto siądzie ze mną. Odpowiedź pojawiła się bardzo prędko, bo na szczęście miejsce obok mnie zajął Tom. Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam gest. Po chwili wyciąg ruszył.
PoV Patrice
Nieszczęśliwymi zbiegami okoliczności rozdzieliłam się z Carrie. Kiedy jednak odkryłam, że siedzi przede mną i dodatkowo z Tomem, odetchnęłam z ulgą. Ale nie na długo. Ledwie wyciąg ruszył, przypomniałam sobie, że ja bardzo nie lubię wysokości. Bardzo. A dodatkowo im wyżej - tym zimniej. Zacisnęłam palce na poręczach i zesztywniałam
- Coś nie tak? - usłyszałam cichy głos Sama
- Poniekąd... Ja się okropnie boję wysokości... - powiedziałam przez zaciśnięte zęby
- Nie martw się. Przede wszystkim nie patrz w dół - pocieszył mnie chłopak. Lekko skinęłam głową
- Pocieszyć cię? To teraz mi zimno - powiedziałam, na co ten lekko zachichotał
- Wybacz - powiedział - ale na to bardzo nie mam co poradzić - dodał. Złapał mnie delikatnie za rękę, na co ja lekko się zarumieniłam. Spojrzałam w jego stronę. Jakie on ma fajne oczy... Zupełnie jak czekolada. A to trzeba przyznać, że lubię czeko... no pięknie, takie myśli mnie nawiedzają, jak się boję. Jednak pod wpływem dotyku chłopaka rozluźniałam się
- Dzięki - rzekłam nieco pewniej i ośmieliłam się oprzeć. Patrzyłam przed siebie, w tym przypadku na Toma i Carrie. Rozmawiali. Za nami chyba jechał Max ktoś tam jeszcze. Po chwili podróż się zakończyła. Miałam nogi jak z waty
- Teraz już lepiej? - spytał troskliwie Sam
- Tak, dzięki. Masz w tym swoją zasługę - uśmiechnęłam się. Chłopak przybrał różowawy odcień na twarzy (choć to mogło być od mrozu) i odwzajemnił gest. Po chwili dołączyła pozostała trójka
- Żyjesz? - spytała mnie Carrie
- Jak widać... Cieszę się, że schodzimy z buta - powiedziałam, na co Carrie się zaśmiała
- Ja cię nie pojmuję... Dla mnie coś takiego jest cudowne, wyzwala wiele uczuć... Dobra, zaczynam gadać jak na przedstawieniach. Ale wiesz o co mi chodzi - zaśmiała się dziewczyna
- Tak, tak. Ale wyobraź sobie, że z tak podniosłej wysokości podniośle spadasz i robisz z siebie podniosły placek... Nadal taki podniosły lot sprawia, że czujesz się podniośle? - zapytałam pół żartem, pół serio
- Yyyyy odmawiam odpowiedzi - uśmiechnęła się dziewczyna
- Ja cię tam rozumiem. Nie lubię wysokości - powiedział Max
- Chociaż jeden normalny - podniosłam ręce do nieba
- Mi to zwisa i powiewa - zażartował Tom
- Mi w sumie też - dodał Sam
- No to: Dwóch normalnych! - zaśmiałam się
- Jak to? - nie ogarnął Sam
- No bo ty i ty - wskazałam na braci - jesteście pomiędzy, czyli taka jakby połowa. Dwie połowy to jedna całość, plus jeszcze Max to dwa. Teraz jaśniej? - uśmiechnęłam się
- Nie, słońce zaszło - uśmiechnął się Tom
- Bo się twojej twarzy przestraszyło - zadrwiłam. Śmialiśmy się dobre trzy minuty, kiedy sielankę przerwało wyruszenie. Cały czas rozmawialiśmy, właściwie o różnych rzeczach. Czas mijał szybko. A słońce stale chowało się za coraz większą ilością chmur.
PoV Carrie
Akurat szliśmy w ciszy. Byliśmy niemal u podnóża góry. Nogi zaczynały mnie lekko boleć, lecz nie narzekałam. Przyzwyczaiłam się do takiej ilości chodzenia. Szłam obok Patki, a dosłownie pół kroku przed nami szli chłopaki. Obserwowałam las, tylko potem, żeby zaraz potem przenieść wzrok na moich sąsiadów z przodu. W pewnym momencie oniemiałam. Wydawało mi się, że są cali we krwi. Próbowałam przymknąć oczy, ale upiorna halucynacja trwała. Odwróciłam wzrok w stronę lasu, lecz tam także ujrzałam coś, co przyprawiło mnie o dreszcze. Nie pamiętam szczegółów, ale ta postać była wysoka. Lekko spanikowałam, a kiedy ponownie spojrzałam na trójkę, było już w porządku. Za mało snu, stanowczo za mało snu. Zaczynam mieć halucynacje. Westchnęłam cicho. Na szczęście nikt nie zauważył mojego ataku paniki. Jak będzie czas wolny, to idę spać i nic mnie od tego nie powstrzyma. Jednak na ten czas droga jeszcze trwała i choć chyliła się ku końcowi, to wolałam nie usypiać w śniegu. Z resztą, chyba nie tylko ja byłam zmęczona. W myślach całej naszej klasy był powrót do ośrodka. Po niedługim czasie osiągnęliśmy ten cel.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro