Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30. Randka (?)

~Jungkook~

Siedziałem na łóżku, zastanawiając się, co ja właśnie zrobiłem. Byłem szczęśliwy? Coś w tym stylu, chociaż ukrywałem to w sobie. Jimin był fajnym facetem i najwidoczniej mu się spodobałem. W porządku, rozumiem. Będę musiał pogadać ze swoim byłym. Westchnąłem i uderzyłem się plecami o łóżko, następnie chowając twarz  w dłoniach. Spojrzałem na zegarek stojący obok, na szafce nocnej. Miałem 2 godziny do spotkania z Parkiem. Pokręciłem głową.

-Randka... -Szepnąłem do sobie i podniosłem się z łóżka, od razu idąc w stronę szafy. Otworzyłem drewniane drzwi mebla i zacząłem przesuwać wieszaki z ubraniami. Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak wybredny co do ubrań na jakiekolwiek wyjście. Ostatecznie zdecydowałem się na sweter w czarno-czerwone pasy i czarne rurki z dziurami na kolanach. Zostawiłem ubrania na łóżku. Podszedłem jeszcze raz do szafy i wyciągnąłem szufladę za metalową roczkę. Znalazłem czyste, czarne bokserki i wziąłem je ze sobą do łazienki, do której poszedłem po tych małych "poszukiwaniach". Gdy znalazłem się w pomieszczeniu, od razu zamknąłem drzwi. Zacząłem zdejmować z siebie ciuchy, wrzucając je do kosza na ubrania, który stał obok białej szafki, gdzie trzymałem potrzebne rzeczy. Bądąc już nagi, wszedłem do kabiny prysznicowej i odkręciłem wodę, która już po chwili przyjemnie obmywała moje ciało. Nabrałem na rękę szamponu o zapachu jabłka i zacząłem myć swoje czarne włosy. Następnie, po spłukaniu piany z głowy, chwyciłem gąbkę i wlałem na nią płynu do ciała o zapachu prawdopobnie truskawki. Nie trzeba było zrywać etykiety, Jungkook. Parę razy ścinąłem myjkę, aby wytworzyła się piana i umyłem porządnie swoje ciało. Woda z prysznica obmyła mnie i już po chwili wyszedłem z kabiny, od razu sięgając po ręcznik. Wytarłem się porządnie jednym, puszystym,  a drugim, który był bardziej zużyty, wysuszyłem lekko włosy. Wyciągnąłem rękę w stronę białej szafki, na której wcześniej zostawiłem bieliznę. Szybko odnalazłem bokserki, które najwidoczniej wcześniej zrzuciłem, ponieważ leżały na podłodze, i założyłem je. Powiesiłem puchaty ręcznik na suszarce, a ten drugi zabrałem ze soba do pokoju, wycierając włosy. Gdy tylko znalazłem się w sypialni, od razu odszukałem swój telefon i sprawdziłem czy nie ma żadnej wiadomości. Zero. Zdążyłem jeszcze spojrzeć na godzinę, zanim wyświetlacz znów zgasł. Mój "krótki prysznic" trwał godzinę. To oznacza, że zostało mi około pół godziny na przygotowanie się i wyjście z domu.

-Cholera - zakląłem pod nosem i rzuciłem telefon na łóżko, łapiąc od razu sweter, który leżał obok. Szybko naciągnąłem go przez głowę i wziąłem w dłonie spodnie. Usiadłem na granatowej kołdrze i zacząłem wciągać je na nogi, które nadal były nieco wilgotne. Gdy wreszcie się udało, szybko zapiąłem rozporek i poszedłem jeszcze raz do drewnianej szafy, która stała przy ściane na przeciwko drzwi. Wyjąłem z szuflady skarpetni i pośpiesznie naciągnąłem je na stopy. Po chwili znów znalazłem sie w swojej łazience, stoją przy lusterku i podkreślając oczy czarnym eyelinerem. Włosy były już suche, więc tylko przeczesałem je dłonią i uśmiechnąłem się do siebie w lustrze. Wyszedłem z toalety i zabrałem telefon z łóżka, od razu sprawdzając godzinę. Zostało mi idealnie tyle czasu, aby zejść na dół, założyć buty i wyjść. Otworzyłem drzwi i ruszyłem przed siebie, prawie potrącając przy tym swoją mamę. 

-Wybierasz się gdzieś? -Spytała, patrząc na mnie od stóp do głowy- ale żeś się odstawił. Idziesz do Hyesunga? -Uśmiechnęła się z nadzieją. Taa, moja mama w pełni akceptowała moją oriętację, co więcej bardzo polubiła mojego, byłęgo już, chłopaka.

-Nie mamo, idę spotać się  z Jiminem - Moja rodzicielka spojrzała na mnie pytająco. Westchnąłem- Ten rudy co tu przyszedł. Czasem przychodzi na tańce. Odwiózł mnie do domu. -Kobieta nadal nie zajażyła. Przetarłem twarz dłonią- Dobra, nie ważne. Mogę iść? Spóźnie się, jeżeli zaraz nie wyjdę.

-Niech się zastanowię... -uśmiechnęła się wrednie i oparła rękę na barierce, tak, abym nie mógł przejść. Spojrzała na mnie po chwili i wyraz jej twarzy zmienił się na czuły i opiekuńczy. Zabrała swój "szlaban" i położyła mi dłoń na policzku- Baw się dobrze, synku -Odpowiedziałem jej uśmiechem i pocałowałem w policzek.

Szybko zbiegłem po schodach na parter domu, od razu kierując się do drzwi frontowych. Pośpiesznie założyłem czarne trampki i zawiązałem je, chowając sznurówki do środka. Spojrzałem na telefon. Zdążę jeśli będę biegł- mruknąłem do siebie w myślach i otworzyłem drzwi. Prawie upadłem, gdy zobaczyłem auto Jimina i jego samego opartego o maskę z bukietem kwiatów w ręku.

-Hej Ciasteczko -uśmiechnął się, gdy tylko mnie zobaczył- Wiem, że mieliśmy spotkać się w parku, ale pomyślałem, że po Ciebie przyjadę -podszedłem, a on nieśmiało wysunął bukiet w moją stronę. Wziąłem kwiaty i uśmiechnąłem się.

-Gdybyś nie przyjechał, pewnie bym się spóźnił - Zaśmiałem się, kąciki ust starszego uniosły się. Otworzył mi drzwi auta od strony pasażera, a gdy tylko wsiadłem -zamknął je. Boże, za każdym razem, gdy tak robił, czułem się wyjątkowo. Przeszedł przed maską samochodu na drugą stronę i już po chwili siedział na miejscu kierowcy. Zapięliśmy pasy, a on odpalił silnik i ostrożnie zjechał z podjazdu przed moim domem.- Gdzie jedziemy? -spytałem, gdy przestałem poznawać okolicę, przez którą jechaliśmy.

-Zobaczysz - Tylko to usłyszałem z ust Jimina, który znów lekko się uśmiechnął, ale nie zdejmował wzroku z drogi. Wywiezie mnie do jakiegoś lasu i zgwałci? Nie, nie byłby taki szarmanci. Po za tym to do niego nie pasuje. Poczułem, że moje policzki robią się cieplejsze, znaczy się zarumieniłem. 

Nadal było widno, ale zaczynała już panować tak zwana szarówa. Było ciemniej niż za dnia, ale nadal przyjemnie. Spojrzałem na Jimina. Prowadził w skupieniu, ale czasem na mnie zerkał, jednak gdy to robił, szybko odwracałem wzrok, a on uśmiechał się. 

-Boisz się mnie, Kookie? - Spytał nagle, nadal mając uśmiech na ustach. Dobrze mu było z uśmiechem.

-Sądzisz, że gdybym się Ciebie bał, to zgodziłbym się na tę randkę? -zaśmiałem się cicho, a na moje policzki znów wkradł się róż. Nikt nie mógł sprawić, że nie rumieniłem. Nikt. Oprócz Jimina...

-Też prawda. Zaraz dojedziemy. -Po tych słowach spojrzałem za okno. Byliśmy niedaleko plaży, na której nie byłem od paru lat. Zabierał mnie nad morze?

Jechaliśmy jeszcze przez jakieś 10 minut i w końcu chłopak zaparkował swojego Jeepa na jednym z wielu wolnych miejsc na parkingu przy plaży. Jimin wysiadł jako pierwszy i od razu przeszedł przed samochodem, aby otworzyć mi drzwi. Pozwoliłem mu na to i lekko sie zarumieniłem wysiadając. Kwiaty zostawiłem na swoim siedzeniu i zamnknąłem za sobą auto. Park zamkną auto pilotem i uśmiechnął się do mnie, ruszając w stronę schodów prowadzących wprost na plaże. Od razu poszedłem w jego kroki, po chwili znów znajdując sie obok chłopaka. Szliśmy w milczeniu, ale nie przeszkadzało mi to. Lubiłem ciszę... Ale lubiłem też głos Jimina. Niedługo później doszliśmy do koca rozłożonego na piasku, na którym znajdował się koszyk z najprawdopodoniej jedzeniem, a wokół paliły się małe świeczki.

-wow - szepnąłem, ale chłopak to uszłyszał. Na jego usta znów wkroczył uśmiech, za to na moje policzki- rumieniec. 

-Cieszę się, że Ci się podoba - Podszedł bliżej do kocyka i usiadł na nim. Widząc moje zmieszanie, poklepał miejsce obok siebie, cały czas szczerze się uśmiechając. Ostrożnie usiadłem na wskazanym miejscu, a Jimin sięgną do plecionego koszyka. Wyjął z niego małe pudełeczko w srebrzystym kolorze, przewiązane szarą, matową wstążką. - Nie wiedziałem co lubisz nosić, więc kupiłem to - nieśmiało podał mi paczuszkę.

-Nic nie musiałeś mi kupować, Jimin... -Znów się zarumieniłem. Cholera. Ostrożnie rozwinąłem wstążkę, cały czas czując na swoich dłoniach wzrok starszego. Następnie zdjąłem wieczko pudełka. W środku, na żółtawej gąbeczce, leżał naszyjnik. Zawieszka, która znajdowała się na cienki, złotym łańcuszku, przedstawiała metalowe piórko w takim samym kolorze. Uśmiechnąłem się.- Jest śliczny- Chłopak również się uśmiechnął i zbliżył się do mnie.

-Mogę Ci go założyć? - spojrzał mi w oczy znadzieją, a ja tylko kiwnąłem głową na potwierdzenie. Powoli wyjął naszyjnik z opakowania i na klęczkach przeszedł za mnie. Przełożył całą biżuterię na przód mojej szyi i ostrożnie zapiął ją z tyłu. Dotknąłem zimnego metalu palcami i uśmiechnąłem się. Jimin wstał i znów przeszedł przede mnie. Wyciągnął swoją rękę w moją stronę, chcąc pomóc mi wstać, tak, jak na treningu- przejdziemy się? -zapytał z uśmieche, znów patrząc w moje oczy. Zagryzłem lekko wargę i złapałem się jego ręki, wstając. 

Szliśmy po plaży akurat wtedy, gdy zachodziło słońce. Piękne. Uśmiechnąłem się do siebie, gdy dłoń chłopaka musnęła moją.

-Jungkook, bo ja... - Wiedziałem, co chiał powiedzieć, więc mu przerwałem.

-Domyśliłem się, Park -Powiedziałem poważnym tonem. Chłopak był nieźle zaskoczony. Chciałem znów się uśmiechnąć, ale musiałem to dobrze zagrać. - Domyśliłem się, gdy pisaliśmy o tym, czy mam chłopaka. Wtedy wiedziałem już, dlaczego tak się zachowujesz. - Chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie, dokładnie w tym momencie, kiedy się do niego odwróciłem.- I wiesz co Ci powiem? - spojrzałem mu w oczy. Wydawał się smutny i lekko przestraszony. - Jesteś idiotą, Park -Uśmiechnąłem się.

-To znaczy...? -Jimin nadal nie zrozumiał. Wetschnąłem, ale znów powrócił uśmiech.

-Tak - Mruknąłem i lekko złączyłem nasze usta. Jego wargi były miekkie i cudowne w smaku. 

Mógłbym tak zostać...


///
Jeżeli są jakieś błędy czy powtórzenia to przepraszam, ale pisałam to kilka miesięcy temu, a teraz nie widzi mi się sprawdzanie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro