Niezrealizowany plan
Święta zbliżały się nieubłaganie. Wszystko zostało ustalone i przyjaciele bliźniaków, przybędą do ich domu, by spędzić razem Boże Narodzenie. Dokładnie trzy dni, dzieliły ich od upragnionych ferii świątecznych.
-Myślę, że w tym roku wygra wujek James.- powiedziała Annabeth, która właśnie szła na lekcje eliksirów, ze swoją przyjaciółką Amelią.
-Dlaczego akurat on?- spytała zaciekawiona dziewczyna.
-Nie wiem, przeczucie, już rok temu miał niezły pomysł...
-Będziesz mu pomagać, prawda?- zaśmiała się Amelia. Znała swoją przyjaciółkę na wylot, nie byłoby takiej rzeczy, którą potrafiłaby przed nią zataić.
-Nie, no co ty!- Annabeth napotkała niedowierzający wzrok koleżanki.- Oj no może odrobinkę, ale to nic takiego.
-Domyślam się, że obiecał coś w zamian.- ciągnęła temat czarnowłosa. Annabeth przez chwilę się wahała. Nie była pewna, czy powinna jej powiedzieć.
-Możliwe, ale to nie istotne, lepiej mów jak idą przygotowania twojej mamie?- brunetka zmieniła temat.
-Całkiem nieźle, w tym roku nawet poprosiła mnie i tatę o pomoc.- powiedziała z dumą Amelia. Zawsze chciała pomóc matce wygrać tą coroczną potyczkę, ale Emillie zawsze chciała działać sama. W tym roku, postanowiła jednak zmienić taktykę.
-To super.- uśmiechnęła się Annabeth i obie weszły do klasy. Usiadły w jednej z tylnych ławek i czekały na nauczyciela.
Po kilku minutach do klasy wkroczył Severus Snape. Powiewając swą czarną peleryną, przeszedł przez klasę i stanął przed swoim biurkiem. Uczniowie zamilkli.
-Dziś ponownie zmierzycie się z Wywarem Żywej Śmierci. Ostatnio nie poszło wam za dobrze, więc pomyślałem, że jeszcze jedna lekcja z tego tematu może wam się przydać.- Snape patrzył przez chwilę na swoich uczniów.- Na co czekacie? Do roboty!
Krzyk nauczyciela sprawił, że zarówno Gryfoni, jak i Krukoni poderwali się ze swoich krzeseł. Eliksiry to jedna z niewielu lekcji, na których Gryffindor jest odseparowany od Slytherinu. Dzięki temu, że spędzają ze sobą tak dużo czasu, z niektórymi nawet się polubili. Nie wszyscy Ślizgoni byli wrogo nastawieni do Gryfonów i na odwrót. Ich stosunki można było określić mianem...całkiem miłych. Oczywiście zdarzały się wyjątki, takie jak Draco Malfoy i jego paczka. Annabeth zauważyła, że sprawy między nimi pogorszyły się, gdy zaczęli rywalizować między sobą podczas meczów quidditcha. Ślizgon chyba miał im za złe to, że często ich pojedynki, kończyły się porażką Slytherinu. W każdym razie, nie zamierzała wdawać się z nim w większe konflikty niż to konieczne.
-Może być, panno Black. Przynajmniej lepiej niż ostatnim razem.- pochwalił brunetkę Snape, choć jego głos był wyprany z emocji. Severus często ostrzej traktował dzieci swoich znajomych. Był bardzo wymagającym nauczycielem, a pochwały z jego ust, były tak samo rzadkie jak szansa na to, że zobaczy się jednorożca. Lecz Potterów, Blacków, a przede wszystkim swoja własną córkę, traktował zawsze z większym dystansem. Oczywiście tylko w gronie uczniów i innych nauczycieli, w prywatnych rozmowach, jego bliscy zawsze mogli na niego liczyć i nazywać go "wujkiem Sevem", co bardzo przypadło mu do gustu.
-Dziękuję, profesorze.- odpowiedziała Annabeth lekko się uśmiechając.
Gdy zajęcia się skończyły, Gryfoni spotkali się całą paczką na obiedzie. Jonathan, Harry, Ron, Hermiona, Amelia i Annabeth siedzieli przy stole swojego domu, zajadać się pysznym posiłkiem.
-Robimy jakiś grupowy prezent, zanim opuścimy Hogwart?- spytał Harry. To jest kolejna ważna tradycja. Zawsze przed wyjazdem na święta, nowe pokolenie Huncwotów, robi jakiś kawał, by w ten sposób życzyć uczniom wesołych świąt.
-Pewnie, że tak.- przytaknął Jonathan, nabierając na talerz więcej ziemniaków.
-Co powiecie na...rozsypanie tych małych kuleczek na korytarzach?- zaproponowała Amelia.
-Mało świąteczne.- odparła Hermiona. Wszyscy intensywnie myśleli nad pomysłem. Zaplanowanie udanego kawału, wcale nie jest takie proste.
-To może założymy wszystkim zbrojom świąteczne bikini?- zaproponował Jonathan. Wszyscy zaśmiali się z jego propozycji.
-Świetny pomysł, stary!- pochwalił go Ron wciąż się śmiejąc.
-Wiesz, im starszy jesteś, tym bardziej robisz się zboczony.- zauważyła siostra bliźniaczka bruneta.
-Najwyraźniej chłopcy już tak mają .- dodała Granger.
-A dziewczyny to niby nie są zboczone?- spytał ze śmiechem Potter. Annabeth popatrzyła znacząco na Amelie.
-Właśnie, mam ci przypomnieć, kto ostatnio obczajał tyłki facetów z Hufflepufu?- Jonathan zwrócił się do siostry.
-Oj tam, przesadzasz.- odparła z uśmiechem Annabeth.
-Cedrick wygrał ten plebiscyt.- westchnęła Amelia i napiła się soku.
-Możemy przestać gadać o tyłkach Puchonów? Jakoś dziwnie się z tym czuję.- powiedział Harry. Wszyscy zaśmiali się z uwagi zielonookiego.
-To co, jutro w nocy?- zaproponował Jonathan.
-Jasne, my z dziewczynami zajmiemy się strojami, wy upewnijcie się, że nikt nas nie nakryje.- zarządziła Annabeth i cała ekipa rozeszła się na resztę dzisiejszych zajęć.
~~*~~
Gdy wieczorem Gryfoni siedzieli spokojnie w pokoju wspólnym, stała się rzecz nad wyraz dziwna. Oto przez dziurę pod portretem Grubej Damy, przeszła opiekunka Gryffindoru. McGonagall rzadko zaglądała w tę część wierzy, więc wszystkich zdziwiła ta nagła wizyta. Profesorka podeszła do stołu, gdzie siedzieli całą szóstką, znani na całą szkołę psotnicy.
-Black, Potter, Snape i cała reszta, natychmiast za mną.- powiedziała chłodno nauczycielka. Zdziwieni przyjaciele podążyli za Minerwą i wyszli z pokoju wspólnego.
-Któreś z was cos zrobiło?- spytał szeptem Harry spoglądając na resztę gromady. Wszyscy ze zdziwieniem zaprzeczyli. Nie mieli zielonego pojęcia, dlaczego ich opiekunka jest taka wściekła.
Schodzili schodami coraz niżej, aż znaleźli się przed drzwiami Wielkiej Sali.
-To już jest niewybaczalne. Do tej pory znosiłam wasze wybryki, ale taryfa ulgowa dobiegła końca. Czegoś takiego nie można wybaczyć.- McGonagall wyglądała tak jakby miała za chwile wybuchnąć.
-Ale kiedy my, pani profesor, nie zrobiliśmy!- zaczęła bronić wszystkich Hermiona.
-Dość tego! Nie wierze już w żadne wasze kłamstwo, wiem, że to wy!- nawrzeszczała na uczniów czarownica.
-Kiedy my naprawdę, nic nie odwaliliśmy, bez kitu!- rzekł Jonathan.
-Doprawdy? Wygląda zupełnie odwrotnie!- McGonagall otworzyła z impetem drzwi Wielkiej Sali. Gryfoni nie mogli uwierzyć własnym oczom.
Choinki, które dziś rano przytaszczył tu Hagrid, leżały zniszczone i połamane na ziemi. Wszystkie bombki zostały stłuczone, girlandy zerwane, a jakby tego było mało, odór z łajnobomb unosił się w całym pomieszczeniu. Ale nie to najbardziej zmartwiło przyjaciół. Na wszystkich szybach, wypisano czerwoną farbą, wielkimi literami: NIECH ŻYJE GRYFFINDOR!
-To nie my zrobiliśmy cały ten bałagan!- zaprzeczyła Annabeth.
-Właśnie, nie mamy z tym nic wspólnego!- potwierdziła Amelia. To jednak nie przekonało nauczycielki.
-W takim razie, kto inny mógł zrobić coś takiego? Skoro to nie wy, więc wydajcie mi winnego.- zażądała profesorka. Gryfonie popatrzyli po sobie. Nie mieli pojęcia, kto mógł to zrobić.- Tak też, myślałam. Za kare zostaniecie tu i posprzątacie cały ten bałagan. Różdżki oddam wam jutro rano.
Annabeth, Amelia, Hermiona, Ron, Jonathan i Harry oddali profesorce różdżki i z wielkim żalem zostali w pomieszczeniu. Kto chciał wrobić w wandalizm młodych czarodziejów?
Jest już drugi. Chciałabym wam życzyć przy okazji wesołych świąt, bo raczej przed niedzielą nic nie opublikuję. Tak więc smacznego jajka, spokojnych, rodzinnych świąt i powodzenia w lany poniedziałek. Wiem, że znacie na takie okoliczności odpowiednie zaklęcia 😏
Do zaczytania ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro