3
Minęły dwa dni od mojego przylotu tutaj.
Mieszkam wraz z Alexem i bardzo dobrze się tutaj czuje.
Wstałam dzisiaj o 04.27 bo nie mogłam spać.Obudziły mnie odgłosy kłótni na dole.Postanowiłam że pójdę zobaczy o co chodzi.
Kiedy zeszłam na dół zobaczyłam Billiego i Foley którzy jak mnie zobaczyli ucichli i orzyglądali mi się z szyderczym uśmiechem.
-o co wam chodzi?i czemu się tak na mnie gapicie?-spytałam zaspanym głosem i podeszłam do nich bliżej.
-Na Ciebie.Na Afrodyte.-odpowiedział Foley i spojrzał na chłopaka obok.
Zdezorientowana podeszłam do lustra które stało na przedpokoju.Było mi wstyd.Miałam na sobie białą piżame. Prześwitującą.
Skierowałam się jak najprędzej w stronę schodów lecz ręka któregoś chłopaka zatrzymała mnie.Któryś z nich złapał mnie a talii przyciągną do siebie.Poczułam erekcję.Taa to był Foley.
-wiesz co?Żeby podniecić się swoją przyjaciółką?- zażartowałam i odwróciłam się w jego stronę.
-no ale co.Jesteś seksowną młodą kobitą.To chyba mogę.-zaczął się śmiać.
-Billy rodzice muszą coś zrobić.Idź ma górę i-urwał na chwilę by spojrzeć na zegarek -za 15 minut wróć z powrotem.-powiedział poważnym tonem do chłopaka który opierał się o framugę drzwi.
-No żartuje.A ty puść mnie bo chcę iść się przebrać.-odpyskowałam mu i wyrwałam się z uścisku chłopaka.
Ubrałam na siebie czarną bluzkę na ramiączkach,jeansowe spodenki i na to koszule przyjaciela którą znalazłam w łazience.Założyłam jeszcze wisiorek i kolczyki.Włosy zostawiłam rozpuszczone
lecz dodałam dwie spinki które miały kształt gwiazdy,kazdą po boku.
Zeszłam na dół i jak się okazało ciemnoskóry był już ubrany.
Okazało się również że mogę z nimi jeździć na ,,misje" przynajmniej oni tak to nazwali.
-Li zbieramy się już.-wykrzyczał blondyn
i skierował się razem z Foleyem w stronę drzwi.
-ide!-wykrzycałam i wyszłam z domu zamykając drzwi.
-Billy orientuje się!!-krzyknełam a ten się odrzucił i w ostatnim momencie złapał klucze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro