Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42.

Uwaga! Przed przeczytaniem rozdziału skonsultuj się z lekarzem lub psychiatrą, gdyż każde zdanie w nim zawarte zawiera wiele informacji i może być nudne, ale jest raczej warte przeczytania dla zrozumienia fabuły. Obiecuję, że akcja wkrótce się rozwinie. Bardzo. Dziękuję za uwagę. 

PoV Carrie

Czas gnał jak szalony. Nim się obejrzałyśmy minęły niemal trzy miesiące, nadeszły wakacje.  Właściwie nas to już nie dotyczyło, ale wiązało się z częstszymi wizytami różnych ludzi w lesie. Przywykłyśmy już niemal całkowicie do nowego życia. Zdarzały się sytuacje, które nas zadziwiały i z pewnością nie wiedziałyśmy jeszcze wielu rzeczy, ale nie byłyśmy tak słabe jak na początku. Każdego wolnego popołudnia chłopaki ćwiczyli nas w różnych dziedzinach. W niektórych zaczynałyśmy już przerastać ich samych. Ja dla przykładu odkryłam w sobie pokłady szybkości. Jeśli chodziło o zwiad, który właściwie był moją dziedziną, byłam bardzo dobra. Tak przynajmniej twierdziła pozostała czwórka. Wiązała się z tym właśnie szybkość, ale i zdolność skradania. Obchody nie były już straszne. Patka natomiast postanowiła się rozwijać w stronę sztuk walki, które już wcześniej ją interesowały. Dzięki nauce Briana radziła sobie do tego z bronią palną. Byłyśmy także na kilku poważniejszych misjach. Teraz widziałam w nich o wiele większy sens. Polegały one bowiem na "prześladowaniu" wybranych jednostek. Zwykle tych, którzy nierozważnie wywoływały Operatora. Nie widziałam w tym zbytniego sensu, ale na początku. Teraz doskonale wiedziałam. Operator dał swoim podwładnym pewną zdolność. A mianowicie nieśmiertelność. Ale było to niezwykle względne pojęcie. Można było ich zabić, ale nie umarliby śmiercią naturalną. Wiązało się z tym jedno. Ludzie musieli w nich wierzyć, wiedzieć o nich. Bać się ich. To był jedyny warunek. Kiedy więc taki zmęczony swoim życiem osobnik chciał odejść, po prostu uciekał na odludzie, byle nie było tam nikogo i umierał w spokoju. Niestety także w zapomnieniu. Drugą drogą było samobójstwo, prawie nigdy nie wybierane. Dlatego też od czasu do czasu trzeba było kogoś "nastraszyć". Inne działania zależały od tego, co zrobił. Zdarzało się, że Operator kazał nam po cichu, lub wręcz przeciwnie zlikwidować jakiegoś człowieka. Zwykle chodziło o kogoś, kto krzywdził dzieci.  Wybór był jednak bardzo różny. Zdarzało się także likwidować innych morderców, czy gwałcicieli. Z początku wydawało mi się to czystą hipokryzją, w końcu wśród nas byli tacy. Ale jak się okazuje, wybór nie był przypadkowy. Byli to ludzie dosłownie bez serca. Otóż z większością osób kryjących się pod nazwą creepypast wiązała się trudna przeszłość. Nie robili tego tak po prostu. Nie mieli odwrotu. Życie nakazało im taki sposób, a kiedy opamiętali się (czy też czasem nie), było za późno.  A tutaj, gdzie my musieliśmy działać było zupełnie inaczej. Ci ludzie mieli wybór i mordowali, czy krzywdzili dla czystej zachcianki i chorej satysfakcji. Często przy tym działając pod przykrywką bardzo porządnych ludzi, którym ufali inni. Nie mieli więc żadnego powodu. Żadnego. Nie zamierzałam tego jednak oceniać. Z pewnością było więcej aspektów. Cieszyłam się jednak, że Operator nigdy nie kazał mi "brudzić rąk". Nie umiałam nawet na to patrzeć. Wiedziałam, że może w jakiś sposób jest to dobre, ale jak na razie było to dla mnie za wiele. Takie misje na szczęście zdarzały się bardzo rzadko. Poza tym nawet gdybyśmy chcieli, my podwładni, jak i sam Operator nie mogliśmy sobie pozwolić na przypadkowe morderstwa. Ale oprócz tego, że nie chcemy, pozostaje jeszcze kwestia WS. Oni cały czas działali i chcieli nas wytępić. Dlatego też o wiele częściej zdarzało się nam po prostu straszyć. Właśnie po to czasem wyjeżdżaliśmy, nawet do innego kraju, gdzie ktoś nierozważnie wzywał Operatora, czy robił cokolwiek, co mogłoby nam zaszkodzić. Bo sabotaże WS-owców i ich zagranicznych odpowiedników także nam się zdarzały. A my musieliśmy się jakoś bronić. Tak w skrócie przedstawiały się nasze nowe obowiązki. Niektórych misji, jak sabotaży, jeszcze nie doświadczyłyśmy, bo nie były po prostu potrzebne, a wiedziałyśmy o nich od chłopaków. Myślałam nad obowiązkami setki razy. Dochodziłam do różnych wniosków. Czasem doprowadzały mnie do łez, bo nie umiałam sobie poradzić z tym, że moi najbliżsi przyjaciele mordują z zimną krwią, że ja sama raz tak zrobiłam. Może i nie było to częste, ale jednak. Lecz jaki miałam wybór? Zaczynałam już lekko akceptować moje życie, godzić się z nim. To jest jak z przeklinaniem. Jeśli ktoś nie robi tego od dziecka, bardzo go to razi u innych. Kiedy jednak sam zacznie, tak choćby trochę, już mu to tak nie przeszkadza. Właściwie robi się tylko gorzej. Tutaj było podobnie. Nie miałam już siły walczyć. Po prostu się dopasowałam. I powoli, krok po kroczku zaczynałam dostrzegać pozytywy tego życia. Operator właściwie traktował nas jak własne dzieci. Miałam przy sobie więcej osób, które mnie rozumiały i akceptowały. Nie cierpiałam z powodu biedy ani prześladowania, jak to czasem miało miejsce w przeszłości. I choć tęskniłam za wieloma rzeczami, udało mi się polubić to, jak jest teraz. Podobno z czasem miało być tylko lepiej. Moja wewnętrzna nadzieja pozwoliła mi przetrwać najgorsze dni i osuszyć wszystkie łzy. A teraz rozpalała moje serce od środka. 

PoV Patrice

Wracałam właśnie z obchodu. Była co prawda piąta, słońce dopiero zaczynało wschodzić, ale byłam w takiej części lasu, że spacerem dotrę idealnie. Przechadzałam się wzdłuż brzegu klifu. Była to bowiem nieco bardziej "wyżłobiona" przez naturę część lasu. Wychyliłam się lekko za krawędź. Skalisty brzeg ciągnął się jakieś dwadzieścia metrów w dół. U jego podnóża rozciągała się łąka z trzech stron otoczona właśnie takowym klifem. Czwarta, zachodnia strona, była, że tak powiem, otwarta. Można było nią wyjść nad łąkę, a dalej było jezioro. Potem znów las. Kiedy słońce zachodziło, widok był tutaj wspaniały. Co prawda nie przesiadywałam tu  często, jednak teraz, kiedy mam obchód w tej części lasu, nie mogłam się powstrzymać, by chwilę nie przystanąć i nie pooglądać tego miejsca. Z drugiej strony nie chciałam tego  przeciągać za bardzo, bezwzględnie pobudka była o ósmej, a ja lubiłam się wyspać. Popędziłam truchtem w stronę rezydencji, by po pół godzinnej drodze móc wreszcie odpocząć w miękkim łóżku. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro