Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Oby się udało.

Usłyszałam okropny dźwięk, który nie dawał mi spać dłużej.

Budzik.

Największe przekleństwo tego świata. Spojrzałam na niego 7:00. O cholera spóźnię się! Jak torpeda wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam w stronę szafy, żeby wyjąć ubrania. Szybko zgarnęłam identyfikator z stołu i pobiegłam do łazienki.

W mgnieniu oka wykonałam poranną toaletę, i wtedy zorientowałam się, że mój tatuaż jest widoczny. Z racji, że nie miałam czasu, nałożyłam tylko niedbale jedną warstwę podkładu. Pocieszałam się w duchu, że sukienka ma długi rękaw, który nie prześwituje.
Spojrzałam jeszcze raz w lustro, zgarnęłam torebkę i wybiegłam z mieszkania.

***

Podczas drogi do pracy, myślałam jak rozwiązać kwestie bransolet, które blokują moce. Zastanawiałam się również o tym co myśli Aiden, odnośnie wczorajszego wyznania. Nie potrzebnie cokolwiek mówiłam. Po drodze zorientowałam się, że nie mam śrubokrętu. Weszłam do pierwszego, lepszego sklepu i kupiłam kilka krzyżaków. Nie wiedziałam, który rozmiar będzie odpowiedni. Pozostaje również kwestia, jak zostać w więzieniu na noc. Z zamyślenia wyrwał mnie obraz wielkiego budynku.

Jestem na miejscu.

Szybkim krokiem weszłam do środka i skierowałam się do recepcji.

- Dzień dobry Morgan - powiedziała recepcjonistka.

- Dzień dobry, mam pytanie... - zaczęłam.

- W czym mogę ci pomóc? - zapytała z uśmiechem.

- Jak się zdejmuje bransolety antymagiczne, bo zauważyłam, że niektórzy nad tym kombinują. I chcę ich odciągnąć o rozwiązania, ponieważ mogą być już blisko - powiedziałam, mam nadzieje, że taka wymówka wystarczy.

- Te bransolety są elektroniczne, zdejmuje się je za pomocą pilota, który posiadam ja - wskazała na złotą figurkę, która wygląda na zwykłą ozdobę -  Bez obaw Morgan, nikt jej nie zdejmie.

- Dziękuję - odparłam i skierowałam się do swojej sekcji. Pozostała kwestia zabrania obydwu rzeczy i zostania na noc.

Szłam tą samą drogą, jednocześnie sprawdzając gdzie są kamery. W celach nie ma, ale są na placu i korytarzach.

Podeszłam do metalowych drzwi sekcji siedem A i wpisałam kod. Torbę wzięłam ze sobą, gdyż tam były śrubokręty. Zeskanowałam siatkówkę i otworzyłam ostatnie drzwi kluczem na bucie.

Tak jak wczoraj, zaczęły się powoli otwierać. Byłam lekko zdenerwowana, gdyż przemycałam coś "nielegalnie". Od razu po przekroczeniu progu podszedł do mnie szef ochrony.

- Witam Morgan, dziś musisz zacząć poważnie pracować z więźniami. Wczoraj był dzień poznawczy, i dlaczego masz przy sobie torebkę? - zapytał.

- Gdyż... mam te dni, kiedy kobieta musi.. - przerwał mi. Kłamstwo goni kłamstwo, gratuluję Morgan.

- Rozumiem, miłego dnia - powiedział i wrócił na swoje miejsce przy drzwiach. Wzięłam głęboki oddech, udało się. Dziś muszę popracować z całą grupą, tylko o czym ja mam z nimi rozmawiać?

- Hej! Zwołaj wszystkich na plac! -krzyknęłam do ochroniarza, a on wykonał moje polecenie.

Po kilku minutach na placu byli wszyscy, poza moimi przyjaciółmi. Cieszyłam się, że mi wybaczyli, ale teraz ja nie mogłam ich zawieść w kwestii ucieczki.

- Brakuje czterech osób! - krzyknął ochroniarz. Wtem zobaczyłam jak znajome sylwetki schodzą po schodach. - Ruszcie się! Nikt na was nie będzie czekał!

- Wyluzuj, przecież to tylko zwykłe zebranie - odpowiedział Brandon. On uwielbia denerwować ludzi.

- Pan "wyluzuj" na ziemię i pięćset pompek - powiedziałam do niego. Brandon wysłał mi zdziwione spojrzenie. - No już, już nie mam całego dnia - powiedziałam i posłałam mu uśmiech. Regan również wydawała się być rozbawiona.

- Widzę, że sobie poradzisz. A ty rób te pompki! - krzyknął na Brandona. Zachichotałam.

- Siadać na ziemi, a ty "wyluzuj" rób pompki! - krzyknęłam. Wszyscy, łącznie z Brandonem wykonali moje polecenie. - A więc.. - ktoś mi przerwał.

- Nie zaczyna się tak zdania -upomniała mnie jakaś blondynka.

- Ktoś ci pozwolił się odezwać! - krzyknęłam na nią. Muszę być wiarygodna.

Nic nie powiedziała tylko spuściła wzrok.

- Zadałam ci pytanie! - krzyknęłam na nią jeszcze raz. W sumie, lubiłam dominować.

- No..nn-n-ie - wyjąkała.

- Więc czemu to zrobiłaś?! - krzyknęłam.

- Prz-z-ep-p-pra-sza-m - do jej oczu naleciały łzy. Zamiast zrobić mi się jej żal, poczułam lekką odrazę. Słaby charakter.

- A WIĘC mam do was pytanie, dlaczego nienawidzicie demonów? - zapytałam, podkreślając pierwsze słowa. Nic lepszego nie przyszło mi na myśl.

- Bo to mordercy, uważają nas za sługusy jakiejś nigdy nie istniejącej Pani ciemności - odezwał się jeden chłopak.

- Jesteś głupi. Pani ciemności istniała, to ona stworzyła rasy magiczne. Była pierwszym magiem, a także jednym z dwóch magów cienia - odparłam.

- Jak to jednym z dwóch? - zapytała Regan. Cholera! Muszę bardziej myśleć nad tym co mówię.

- Znacie legendę, i wiecie, że ona ma jednego potomka, który na dziewięćdziesiąt dziewięć procent również jest magiem cienia - odparłam. Chyba mi się udało wybrnąć.

- Czyli, że ten potomek jest obecnie na świecie? - zapytał Kevin. Czy oni muszą mnie męczyć?

- Nie wiadomo - ucięłam.

- Jaki atrybut miała Pani Ciemności? - zapytał jakiś chłopak.

- Nie posiadała tak owego. Dlaczego nie mówicie jej imienia? - zapytałam.

- Bo jej imię jest przerażające - powiedziała jakaś dziewczyna.

- Tenebris. Tenebris. Tenebris - powiedziałam - Co jest w nim takie straszne?

Odpowiedziała mi cisza.

- Ciekawe jaki atrybut by miał potomek Tenebris? - zapytał Aiden.

Poczułam ciarki na plecach. Dlaczego wszyscy tak głębią ten temat?

Rozpoczęła się dyskusja jaki to atrybut by posiadał dziedzic.

- A Pani jak myśli? - zapytał mnie nagle jakiś chłopak.

- Cóż, na pewno byłby on wyjątkowy - powiedziałam krótko - Koniec zbiórki, macie czas wolny.

Wzięłam głęboki oddech. Byli dla mnie nawet mili, więc zapewne zanim przyszłam, ochroniarze im grozili. Muszę bardziej kontrolować dyskusję.

Teraz muszę iść znaleźć ekipę.

***

Znalazłam ich w pokoju Kevina.

- Hej - powiedziałam.

- Co to było? Ta sytuacja na placu? - zapytał Brandon.

- Dbam o twoje mięśnie, poza tym i tak nie zrobiłeś wszystkich pompek - odparłam z sztucznym uśmiechem. - No nieważne. Mam plan, dzisiaj uciekamy - ściszyłam głos - Pomiędzy dwudziestą drugą dwanaście, a dwudziestą drugą czterdzieści trzy nie ma wartowników na korytarzu, więc będzie czysto. Mam śrubokręty, żeby rozkręcić kratę wentylacyjną w pokoju Brandona. Musimy się przeczołgać tunelem, a następnie wyskoczyć w pokoju z drzwiami. Będę pierwsza, bo znam drogę. Muszę jeszcze wymyślić jak zostać tu na noc, i wziąć dwie rzeczy z recepcji. Spotykamy się w pokoju Brandona o dwudziestej pierwszej czterdzieści. Ogarniacie? - zapytałam.

Wszyscy pokiwali głowami, wyszłam z celi i nagle za sobą usłyszałam głos.

- Wiele dla nas ryzykujesz - powiedział Aiden.

- Wiem, ale to przeze mnie tu jesteśmy - odparłam.

- Co się stanie gdy już uciekniemy? Będziemy zwykłymi szarymi ogniwami na wojnie. Przecież nikt z nas nie gra głównych skrzypiec na wojnie - powiedziała Regan.

- Aiden gra - odparłam.

- Czyli jesteśmy drużyną Aidena? - zapytał z uśmiechem Kevin.

- Możliwe - odparłam, i posłałam mu uśmiech.

Koniec rozmów, czas do roboty. Muszę ukraść dwie rzeczy z recepcji i zostać na noc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro