Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

74. Wyczekiwane Spotkanie

"Podeszłam bliżej szczeliny by wyjrzeć w dół w stronę lasu, a wtedy powietrze zgęstniało wypełnione nieprzeciętną aurą. Ciszę przeciął dźwięk męskiego głosu.

- Spodziewałem się ciebie trochę później."

Czując tak niezwykle potężną aurę przełknęłam gulę w gardle. Kimkolwiek, a raczej czymkolwiek był lokator, nie należał do znanych mi gatunków. Niepewnie odwróciłam się w stronę głosu aby dojrzeć męską sylwetkę, która w połowie przypominała ludzką. Mężczyzna miał pokryte ręce czarnymi wzorami, a raczej runami, których nawet ja nie rozumiałam. I tak jak ta część jego istoty trzymała się całości, tak druga wydawała się być pokryta szadzią, albo wręcz smołą.

- Myślałem, że chociaż tutaj używamy prawdziwych form. Wybacz brak manier - dodał, widząc moją minę, kiedy mu się przyglądałam. W tym momencie przekształcił się wyglądem w zwykłego, szarego człowieka, który nie wyróżniał się niczym specjalnym. Trochę brakowało mi słów w gardle przez to wszystko. To była chwila, w której ekscytacja mieszała się ze strachem i adrenaliną. Nie wiedziałam jak zacząć, czy pytać, a nawet jak mówić by nie urazić tego bytu. Lęk przed tym co nieznane jest normalny dla kogoś stworzonego na kształt Vessan, jednakże przed boskim jestestwem nie powinnam okazać strachu.

- Dlaczego chciałeś się ze mną widzieć w tym miejscu? - zebrałam myśli w całość i w końcu spytałam. Mając z tyłu głowy świadomość, że ten byt ma zdolności telepatyczne, nie miałam już w sumie nic do stracenia. Z moich ust nie wyszło nic, co różniłoby się od myśli.

- Czy naprawdę lokalizacja jest tym co najbardziej cię interesuje? - spytał, patrząc nieco spode łba. W normalnej sytuacji byłoby to nawet zabawne i możnaby spróbować odwrócić to w jakiś żart albo po prostu wywrócić oczami. Teraz miałam wrażenie, że obrażam go, bądź irytuje, samą egzystencją. Taki ludzki odruch paniki.

- Nie, lecz uważam, że pytanie prosto z mostu o wszystko, czego być może nie chcesz mówić. Może zostać odebrane jako niegrzeczne "obrażenie bóstwa" - odpowiedziałam od razu, starając się zachować spokój i ochłonąć z tych emocji.

- Nie jestem bóstwem. Mówią na mnie R. Kandross. Najwyższy czarnoksiężnik i alchemik, stworzony przez bóstwa do pilnowania harmonii na Ziemii. Z czasem moja rola ograniczyła się do życia tutaj, gdy zostałem wygnany z wyższych sfer za pałanie się magią zakazaną - mężczyzna przedstawił się, przesuwając dłonią w powietrzu, żeby rozgonić chmury z nieba. Wtedy ukazał się w pełnej okazałości księżyc w pełni. - Te dni, gdy następuje pełnia są szczególne. Noc wzmacnia mroczne moce, ale pełnia nadaje im wyjątkowej siły i znaczenia. Umiejąc z nich korzystać, jesteśmy w stanie zagrozić nawet Bogom - powiedział nieoczekiwanie, wbijając we mnie swój mrożący wzrok. - Ta informacja jest ważniejsza niż ci się może zdawać.

- Wolałabym żebyś mówił wprost. Wiem, że może i jestem znana z bycia "Nową Tenebris" aczkolwiek mój umysł działa jak na razie na poziomie nastolatki. Dlatego prosiłabym o schowanie aury tajemniczości i mówienie prostym, zrozumiałym językiem - powiedziałam w końcu. Wszyscy co mają jakiś związek z Bogami zachowują się jakby mieli jakiś kontrakt na tajemniczość i mistycyzm.

- Udzielam ci informacji, które sam chcę ci dać. To w jaki sposób je przekażę, nie podlega dyskusji - odparł oschle. Widać było, że to nie jest typ do przyjaznej rozmowy przy herbacie. - Czy to norma, że następcy Bogów lub błogosławieni są tak infantylni czy to tylko ty?

- W zasadzie po co chcesz udzielać informacji, skoro widocznie nie pałasz sympatią do osób powiązanych z Bogami? - spytałam, starając się zachować cierpliwość. Facet wyraźnie nie był zadowolony z mojej egzystencji, co w sumie nie wyjaśnia dlaczego w takim razie mnie uwolnił.

- By zabezpieczyć przyszłość. Naszą przyszłość. Nie razem, oczywiście. Ale dając informacje teraz jestem w stanie spojrzeć w dal i dostrzec konsekwencje, które są dla mnie korzystne. Jako ktoś kto żyje tyle co ja, muszę dbać o zabezpieczone miejsce w nowym porządku. Lepiej patrzeć na tych co cierpią, niżeli być jednym z nich - podniósł głowę, a jego jedno oko zdawało się mieć jakby kocią źrenicę, jednak dużo bardziej wąską niż ta u zwierzaka.

- Krócej mówiąc pomagasz mi, ponieważ w przyszłości będzie to dla ciebie opłacalne? - spytałam, mrużąc lekko oczy, podczas obserwacji jego reakcji oraz gestów. Mężczyzna spojrzał na mnie, jakby znużony tym, że musi tu przebywać.

- Istotnie. Może po prostu lubię oglądać jakieś urozmaicenia życia w tym świecie, oczywiście poza romansami i tandetnym pokojem. Wojny oraz zdrady są dużo bardziej intrygujące. Czasem warto wydać informacje za odrobinę rozrywki w marnym życiu - odpowiedział z jakby niepokojącą iskrą w oku i nagle, nieoczekiwanie pojawił się za mną, a następnie w żelaznym uścisku złapał mnie za ramiona. - Spójrz na ten księżyc. Cykl księżycowy na normalnej planecie trwa od dwudziestu ośmiu do trzydziestu jeden dni. Na Feros nie ma czegoś takiego, księżyc w pełni objawia się tu praktycznie co kilka dni. Dlatego też tutaj, nie obowiązuje wasz kalendarz lunarny. Wampiry i inne stworzenia mroku nauczyły się z tego idealnie korzystać by przeżyć i zwiększyć swoje zdolności. Wszystkie wojny, które toczyły się tutaj działy się w nie przypadkowe dni - powiedział spokojnie i cicho, a jego głos rozniósł się lekkim echem. - Dlatego też każdy kogo wspiera mrok powinien walczyć w pełnię i unikać zaćmienia księżyca. I tak jak dla zwykłych wampirów jest to dość duża różnica, tak dla nas jest to jedynie swoiste ulepszenie.

- Do czego dążysz? Żebym walczyła zawsze w nocy? To przecież tak nie działa - prychnęłam cicho pod nosem, patrząc w nocne niebo.

- Twój braciszek ci tego nie powie, ale Lux naznaczyła twoją koleżankę, Cassandrę jako błogosławioną istotę. Odkąd wróciliście z Digmessi, dziewczyna przygotowuje się do wykonania swojego przeznaczenia i zabicia twojego bytu. Błogosławiona Bogini światła jak i sama Lux są jedynymi bytami, które jako twoje naturalne przeciwieństwa pragną cię zniszczyć, a wręcz mają do tego środki. Ty tego nie widziałaś, ale i Christopher i twój ukochany prześladowca mają tego pełną świadomość - powiedział, puszczając moje ramiona, podczas gdy mój osłupiały umysł próbował wszystko przetrawić i przyjąć jakoś racjonalnie do siebie.

- Może... oni mi nie powiedzieli, bo po prostu nie chcieli mnie tym przejmować, albo woleli to ukryć... zresztą czy to ma jakieś znaczenie czemu to ukryli? W końcu ja jestem wyższym bytem, błogosławiona nie zabije Bogini od tak. Nie ma na tyle mocy, aby sprawić jakieś zagrożenie! - niemal krzyknęłam, biorąc ciężko oddech przez jego gęstą aurę, która przepełniała pomieszczenie i moje płuca.

- Ależ Morgan - zaczął się śmiać w tak nieludzki, wręcz histerycznie diaboliczny sposób, że aż przeszły mnie ciarki po plecach - Nie jesteś jeszcze Boginią. Nie masz Genu i nie chcesz go brać. Nie masz wiedzy Tenebris. Nie zapominaj, że przy błogosławieństwie, Bogowie udzielają wybrankom ich mocy i wiedzy. Ty nie jesteś błogosławiona by mieć dodatkową wiedze Boga i moce. Może i istotnie jesteś pozornie silniejsza, ale znajomość magii i antymagii to jest to co ma kluczowe znaczenie w takich sytuacjach - spojrzał na mnie z lekkim, wręcz subtelnie szyderczym uśmiechem.

- Czyli co, sugerujesz mi, że mam usiąść do nauki zaklęć przez następne pare miesięcy, a potem napaść ją w pełnie by mieć większe szanse? - spytałam w końcu, patrząc na niego wyczekująco. Ten uśmieszek doprowadzał mnie do czystego szału.

- Oj nie. Nie rozumiesz. Ty nie masz paru miesięcy. Odkąd z moją pomocą uciekłaś, zostałaś uznana za zdrajcę. Teraz już nic jej nie stoi na drodze by wypełnić misję. Wyszpiegowanie cię zajmie około cztery dni i noce. Natomiast w twoim świecie pełnia nastąpi za trzy. Krócej mówiąc, jeśli chcesz spróbować przetrwać, musisz zaatakować sama. To moment, w którym zwierzyna musi zostać łowcą by przetrwać - odwrócił się gwałtownie i spojrzał na ścianę, wbijając wzrok w czarny kryształ. - I nie. Nie pomogę ci ani ja, ani nikt inny. To co cię dręczy w głowie, dlaczego żaden z nich ci nie powiedział... to proste. Nie chcą się mieszać w nie swój interes, wręcz nie mogą. Harmonia jest wtedy gdy nic nie miesza się tam gdzie nie powinno tego być. Naturalne przeciwieństwa stoją naprzeciw siebie i nic nie przeszkodzi w wypełnieniu ich przeznaczenia.

- Zaczęło się robić filozoficznie. Przyszłam tu w sprawie informacji również o Aidrenie, co możesz mi o tym powiedzieć? - zapytałam, chcąc uciec tematem i myślami od tematu Cassie. Tą sprawę muszę sobie poukładać w głowie, trzy dni to prawie sekunda. Nie spodziewałam się tego, że sprawy za moimi plecami nabrały takiego rozpędu. Dla mnie moment ucieczki był jak zatrzymanie się w czasie i swego rodzaju chwila ulgi od życia.

- Oczywiście mam tego świadomość. Na pewno Tenebris udzieliła ci już informacji o tym, że z Genem będziesz na tyle silna by odwrócić proces połączenia. Jednakże oboje wiemy, że ona powie wszystko byś wypełniła jej wole. Prawda jest taka, że mało co zostało z twojego chłoptasia i próba rozłączenia zrobi z niego warzywo, jedyny sposób na utrzymanie go przy życiu to zostawienie ich jako jednej osoby - mówiąc to oderwał wzrok od jednej ściany i skupił go ponownie na lesie przed nami. - Natomiast muszę zaznaczyć, że wiem iż ostatnio myślałaś o tym, jak pierścień zaczął się powoli uspokajać i jest mało natrętny. Wbrew pozorom nie oznacza to, że Aidren uspokoił się, a jedynie fakt, iż twoja psychika już z nim tak nie walczy. Nie boli, bo powoli wkrada się do twojej głowy jak trucizna, która zatruwa organizm od środka. Nie masz dużo czasu na zdjęcie go. Tutaj jedynym wyjściem jest zabicie jego, albo moc Genu... - mruknął cicho pod nosem - No chyba, że wolisz się oszukiwać i podążać za myślą, iż tamten facet stał się wspaniałomyślny i zrezygnował ze swoich planów, a twoja głowa należy tylko do ciebie? - spojrzał na mnie pytająco, ale nie doczekał się ani słowa z mojej strony. - Zatem cisza jest twoją odpowiedzią.

Zacisnęłam zęby i wzięłam oddech na uspokojenie. Moje biedne już i tak zszargane nerwy raczej nie wytrzymają dużo więcej irytacji i bezsilności. Nie byłam zła na niego za jego słowa, a jedynie na samą siebie, za własną ślepote, głupote i za to, że pozwoliłam się sytuacji rozwinąć do tego stopnia.

— A co z.... — przełknęłam ślinę na samo okropne wspomnienie tamtego widoku z Digmessi, kiedy to Aidren przerobił w cholera wie czym błogosławionego od Paxa — z tym chłopakiem od Boga pokoju. Widziałam go na planecie Tenebris jak Aidren zrobił z niego miazge. Albo zupe... cholera wiesz o co mi chodzi — musiałam pozbyć się tego widoku z głowy, cholerny psychopata, który się panoszy jak niewiadomo kto.

— Wiem o czym mówisz. Przerabianie osób silnych jak błogosławiony Paxa czy istoty z Potestatem to idealny sposób na pozyskanie drogocennej energii, którą można zaszczepić w siebie lub jego podwładnych. Takie darmowe ulepszenie — wzruszył ramionami, jakby nie było to nic wielkiego. Mówił o tym jak o czymś oczywistym, prostym, bez wyrazu, uczuć czy emocji. — Dlatego też tutaj nie wpuszczam nigdy zwykłych mieszkańców. Psychika istot jest bardzo krucha na takie przeżycia, potęga wymaga izolacji od uczuć i chłodnego podejścia.

— On sobie go przerobił by dostać błogosławieństwo Pugny, a jednocześnie użył jego resztek... jakkolwiek to nazwać,  do wzmocnienia siebie lub swoich ludzi. I tyle zachodu o potęgę, czy on naprawdę próbuje dorównać Bogom? Czy jego ambicją jest zostanie panem i władcą. A istoty przerobione na demony to zindoktrynowani podwładni, którzy są zaprogramowani dla niego. Nawet mają inne aury — w połowie monologu, podczas którego starałam się uporządkować w głowie informacje, przerwałam wypowiedź i spojrzałam na mojego rozmówcę. — Mówisz mi o walce z Cassandrą, ale nie wspominasz o tym jak mam pokonać Aidrena i jego armię, tak jakby ten problem nie istniał?

— To nie tak. Nie zapominaj, że ja widzę przyszłość. Dostrzegam więcej niż osoby, które ogranicza czas. To spotkanie między nami staje się swoistą pieczęcią pewnego losu, na który oczekuje. Nowego porządku — powiedział ponownie, mówiąc to tak jakbym miała po prostu zaufać jego słowu zamiast myśleć o tym jak wszystko się dalej rozwinie.

Mężczyzna z jednej strony dawał mi dużo potrzebnych informacji, dzięki którym nareszcie mogłam spojrzeć na świat wychodząc poza moje krzywe zwierciadło, jednak sprawa armii demonów była niezwykle niepokojąca. Pomijając fakt, że coś w niej śmierdziało. Dlaczego Tenebris to zrobiła, uczyniła armię demonów, skoro pod koniec, dając mi Gen zagrała przeciwko Aidrenowi. Nie zdradziła mu możliwości rozdzielenia, ale dyskretnie mnie poinformowała. Ona nie podąża jego planami, ona zawsze tworzy własne i wplata innym je do głowy. Zdradza oraz manipuluje dla prywatnych celów. Chodząc tak zamyślona, nagle zerknęłam na rozmówcę, który aktualnie wypalał ręką runy na ścianie.

— Tenebris współpracowała z nim przy kreacji demonów, pomagała stworzyć modyfikacje. Dlatego wtedy w klubie dla demonów okazało się, że mam podobną aurę do nich i jakby trochę z demona samego w sobie? Skoro działają one jako jego zindoktrynowane zabawki, oznacza to, że — przerwał mi w tym momencie Kandross.

— Że pierścionek to specjalna forma transformacji umysłu na demoniczny by był zdatny dla niego do kontroli, tak? Szybko na to wpadłaś, serdecznie gratuluję. Naprawdę przy obserwowaniu twojego barwnego życia mogłaś domyślić się wcześniej — prychnął cicho pod nosem.

— Nie o to chodzi. Tenebris od początku nie tworzyła armii dla niego z dobrego serca, a demony są zindoktrynowane przez jej zaklęcia, jej moc. To wszystko było zaplanowane, ich kreacja nigdy nie była spowodowana chęcią pomocy jemu. Tak naprawdę, zależało jej tylko na personalnych celach, a wszelakie wsparcie z jej strony było wyrazą egoistycznych planów — odpowiedziałam nieco zirytowana, patrząc na niego. W tym momencie mężczyzna podniósł jedną brew i stanął na krawędzi jaskini, tyłem do mnie.

— Teraz to ma sens. Wiedziałem, że ta wizyta będzie owocna w zatwierdzeniu Nowego Porządku. Rozumiem już drogę jaką obrała Bogini Ciemności w realizacji swojej woli, nieco pokrętna. Poświęcenie własnej egzystencji dla mroku było postawieniem wszystkiego na jedną kartę — odwrócił się do mnie mówiąc te słowa — Chciałbym się pożegnać. Gdy następny raz się zobaczymy, wszystko będzie inne. Jasne i klarowne. A jak na razie polecałbym ci rozkoszować się tą młodą nocą. Gdyż od teraz zaczyna się twój finalny bieg. Porzuć wszystko co przyziemne, bo rozpocznie się Nowy Porządek.



~~~~~~~~~~~~~~

No dżem dobry,
Rozpoczynamy powoli finałowy bieg. Pytałam się na profilu, czy zrobić 2 rozdziały po 1000/1200 słów czy jeden 2200. Ale z racji braku jednoznacznej odpowiedzi zrobilam jeden by się nie rozdrabniać na siłę, mam nadzieje że nikomu to nie przeszkadza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro