Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

69. Ujawnione Urazy


"- Cassandra i Morgan się nienawidzą, bo prawda jest taka, że to naturalni wrogowie. Cassandra została błogosławioną Lux, światło... dostrzegasz kontrast? Może i Morgan jest następną Boginią i nawet bez Genu jest silniejsza, to jej moce nie są wytrenowane, natomiast Cassie trenowała moce oraz walkę, na ten jeden dzień. Jej celem jest zabicie Morgan i pozbycie się ciemności."

***

- Nadal nic - wymamrotałam pod nosem, gdy mimo wszelkich starań, nie znalazłam nic ciekawego, czy chociaż przydatnego, w prywatnym pokoju Aidrena. Naprawdę liczyłam na jakąkolwiek zdobycz, jednak na marne. Wszystko było albo poukrywane, albo zniszczone przez niego. W końcu tylko głupi trzymałby dowody i ważne informacje na wierzchu.

Spojrzałam na stary zegar ścienny, którego tykanie irytowało mnie od dobrych paru minut, bo wiedziałam, że z każdym tyknięciem, cenny czas, którego mi brakowało, upływał. Musiałam już iść do wyjścia. Niestety, bez jakichkolwiek większych zdobyczy. Strając się nie myśleć o porażce, pobiegłam w stronę wyjścia, po drodze załatwiając mocami pare demonów, które prawdopodobnie miały stanowić ochrone. Chociaż wątpię, że byli prawdziwymi ochroniarzami, raczej stanowili mięso armatnie, do zabicia i stali tam tylko po to, by sprawiać pozory.

- No, no, no, nareszcie Bogini przybyła, powinniśmy jej podziękować, że uraczyła nas swoją obecnością - powiedziała opryskliwie Cassie, gdy wyszłam z rezydencji. Oczywiście wszyscy inni już byli, jedynie ja się spóźniłam na zbiórkę. No cóż, bywa. Szybko schowałam fiolke z Genem do kieszeni i naciągnęłam bluzkę, by ją zasłonić.

- Wszyscy już są. Dobra, nikomu nic nie jest?  - rozglądnął się Christopher, ale nikomu nic się nie stało, może poza paroma zdrapaniami i rankami . - Wracamy - zarządził i wskazał na las, którym szliśmy do rezydencji.

- Chwila! Nie mamy księgi. Chcesz wrócić z niewykonaną misją? - zapytała nerwowo Paige, zatrzymując go, nim wkroczył jako pierwszy do ciemnego lasu.

- Teraz to nie jest istotne. Nie zawsze misje się powodzą, tym razem najważniejsze jest to że nikomu nic się nie stało - odparł cicho pół anioł, nawet nie spoglądając na łowczynię, a następnie nie odrywając wzroku od trawy, zniknął w gęstwinie. Zdawał się być... nieobecny. Może przez zamyślenie.

Droga powrotna przez las, nie była uciążliwa, nawet bez większego źródła światła, ponieważ idąc do rezydencji zdeptaliśmy sporo roślin, przez co ścieżka była wyczuwalna pod stopami. Cały czas rozglądałam się i próbowałam wypatrzeć te dziwne znaki, napisane fioletową cieczą, jednakże nie było po nich ani śladu. Być może stworzyła je Tenebris, a gdy zniknęła, znaki również przepadły, albo ktoś je zmazał. Wydawało mi się to bynajmniej podejrzane, chociaż, może nawet lepiej, że zniknęły. Nigdy nie wiadomo do czego ktoś pokroju Aidrena, albo nawet on mógłby je wykorzystać.

Kiedy doszliśmy na polankę, ciemnofioletowa trawa oświetlała otoczenie i kryształowe kwiaty, tym razem odrobinę mocniej, a wielki, srebrzysty, nocny księżyć znikał w mgle za widnokręgiem, ustępując miejsca złocistemu księżycowi, który w prawdzie nie dawał dużo więcej światła, aczkolwiek symbolizował, iż nastaje dzień na innych planetach.

Christopher podszedł do miejsca gdzie zaczynaliśmy misje, a następnie otworzył portal prowadzący na główny plac Alarei. Można by powiedzieć, że prowadził do domu, aczkolwiek ruch oporu nigdy nie był domem dla mnie. Prędzej ta planeta mogłaby nim zostać. Pełna tajemnic, mroczna i niepokojąca, ale nadal lepsza niż Alarei, chociaż bez obecności Aidrena byłoby jeszcze lepiej.

Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w przyrodę, miałam wrażenie, że słyszę szepty w nieznanym mi języku, jednak z każdą sekundą stawały się coraz cichsze, a mimo to były tak niepokojące i przyprawiały o dreszcze. Nie były to ludzkie głosy, bardziej demoniczne, powodujące uczucie dyskomfortu. Gdy otworzyłam oczy, spojrzałam w stronę lasów. Cienie, cieniste istoty, zjawy, mary - nie byłam pewna co, również zdawały się być mniejsze i lekko zanikać. Mimo iż prawdziwy dzień, nie nastawał na Digmessi, a słońce tu nie istniało, istoty wolały się chować. Siłę czerpały z nocy, nie tylko z ciemności i Digmessi, ale także z nocy na innych planetach, dlatego za jako takiego dnia, wolały się chować.

Gdy wyrwałam się z zamyślenia, zrozumiałam, że wszyscy już przeszli przez portal, a jedynie ja stałam w bezruchu. Niewiele więcej myśląc, przeskoczyłam przez portal na Alarei. Po wyjściu, od razu w oczy uderzyły mnie poranne promienie słoneczne, spuściłam głowę w dół i przymknęłam oczy. Nie było to przyjemne doświadczenie, zwłaszcza, że nigdy nie byłam fanką słońca. Pomimo porannej godziny było już dość ciepło, za ciepło jak dla mnie. Trzeba było zostać na Digmessi, po tylu godzinach spędzonych na misji, tam mimo wszystko czułam się bardziej komfortowo w tym momencie. Chociaż w sumie, ogólnie ciągnęło mnie na tamtą planetę i perspektywa powrotu, wydawała sie być bardzo przyjemna.

- Muszę złożyć raport, a wy idźcie do domów, prześpijcie się i odpocznijcie. W razie problemów lub pytań, wezwę was - powiedział Christopher, odwracając się w stronę głównego budynku, gdzie zasiadała rada, a następnie szybkim krokiem poszedł w stronę drzwi.

- Nareszcie. Chyba zaraz padne - ziewnęła przeciągle Regan i przetarła oczy, po czym pomachała nam na pożegnanie, a następnie udała się w stronę swojego domu.

- Serio? Ty nie musiałaś biegać po korytarzach w podziemiach, a jedynie sobie stałaś przy wyjściu - prychnął Kevin w jej stronę, samemu również odchodząc. - Do zobaczenia - dodał.

- Gdybyście byli tak dobrze wytrenowani jak ja, to byście teraz byli gotowi na atak z każdej strony i mogli walczyć przez tydzień bez snu - oczywiście Cassie wtrąciła swoje trzy grosze, zarzucając włosami, nie żeby ktoś o to prosił. - Chrisuś poczekaj! - nagle podskoczyła i pobiegła do budynku zarządców za liderem drużyny.

Wywróciłam oczami i bez pożegnania skierowałam sie w stronę domu Chrisa, a po paru minutach drogi weszłam do domu i bez prysznica, czy czegokolwiek rzuciłam się na łóżko, zasypiając prawie natychmiast. Jednakże mój odpoczynek został przerwany po niecałych dwóch godzinach, kiedy do pokoju wszedł Nobilitatis.

- Mori, wstawaj. Rada chce cię wiedzieć - powiedział pół anioł, lekko szturchając mnie w ramię i pochylił się nad łóżkiem, jednakże ja jedynie odwróciłam się na drugi bok, nic sobie z tego nie robiąc. - Mori, no wstawaj -westchnął i znowu mnie szturchnął w ramie.

- O co chodzi? - spytałam, ziewając jednocześnie i spojrzałam na pół maga. - Ja nic nie zrobiłam. Tak myślę. Jedynie z lekka wpadłam w kłopoty, ale nieduże - podniosłam sie niechętnie do siadu, od razu tłumacząc.

- Sam nie wiem o co chodzi. Cassandra rozmawiała z matką gdy ja siedziałem w poczekalni, czekając na dalsze rozkazy. Prawdopodobnie coś im nagadała, ale co, to musisz się już sama przekonać - odpowiedział niechętnie i pokręcił głową.

- Zajebiście - westchnęłam i wstałam z łóżka. - pójdę do nich, tylko najpierw się ogarnę - wymamrotałam w jego stronę i weszłam do łazienki, gdzie szybko zdjęłam ubrania, wzięłam prysznic, umyłam włosy i się odświeżyłam, a gdy już chciałam wrzucić spodnie do pralki, zauważyłam że z kieszeni poza flakonikiem z Genem, wystaje biała, zwinięta karteczka. Zaciekawiona odstawiłam Gen na półkę, chowając go za ręcznikami, a następnie odwinęłam karteczkę.

"W następną pełnię na Feros, we wschodnim lesie, tam gdzie graniczy z górami Kallissy, jest jaskinia, tam się spotkajmy. Będę przy niej czekał, mam wiele informacji o Aidrenie i Tenebris, które mogą ci się przydać. Przyjdź jeśli jesteś zainteresowana

R."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro