Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

68. Niedokończone Sprawy

"- Nie spełniłaś jeszcze warunku. Dokonałaś wyboru, że chcesz Gen. Tenebris oddała ci go, transakcje uznam za zakończoną, dopiero gdy go przyjmiesz. Czyli w tym momencie - blondyn bez ostrzeżenia, dosłownie pojawił się tuż przede mną i złapał mnie za szyję."

***

- Co teraz zamierzasz? - spytałam łapczywie wciągając powietrze i spojrzałam w jego oczy.

- Umowa to umowa, coś za coś. Masz to wypić - powiedział trochę bardziej ściskając szyje, a ja czułam, że oddychanie sprawiało mi coraz większą trudność. - Każdy ma jakieś przyrzeczenie, które ma obowiązek wypełnić. Ty swoje, ja swoje.

- Nie dostałam jeszcze księgi, więc równie dobrze możesz mnie wykiwać gdy wezmę Gen, układy to kwestia zasad, a ty je lubisz łamać - odparłam lekko zachrypniętym głosem. Miałam wrażenie że wszystko się rozmazuje. Mimo iż nie mógł mnie zabić, omdlenie nie wydawało się być dobrą opcją.

- Zrobisz to sama, czy mam ci pomóc? - zapytał blondyn, nawet na sekundę nie poluźniając uścisku.

- Dam sobie radę, o ile ktoś przestanie mnie podduszać, bo ledwo łykam powietrze - zauważyłam, nie kryjąc opryskliwości wobec niego.

- Nie ma szans - prychnął, jeszcze bardziej zaciskając dłoń, tak, że gwałtownie wciągnęłam resztki powietrza.

Pochwycił drugą ręką moją dłoń i wyjął z niej fiolkę z Genem, następnie podważył kciukiem koreczek, który odskoczył, ukazując ciemną ciecz. Ręką, która trzymała szyje złapał mnie za brodę, unosząc ją lekko. Wzięłam głęboki oddech, wiedząc co zaraz nastąpi. W momencie gdy fiolka z napojem dotykała już mojej wargi, podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy.

- Naprawdę to zrobisz? - spytałam szeptem, bojąc się zrobić zły ruch, najchętniej rzuciłabłym się do ucieczki, ale po spojrzeniu w jego oczy, nie widziałam ani odrobiny wahania, ten bezwględy zimny wzrok, taka chłodna i obojętna postawa. Miałam wrażenie, że tym razem moje kombinowanie już nie przeszło mi na sucho.

Nagle usłyszałam jak ktoś wyważa drzwi, a do środka wpadła wielka kula światła. Blondyn zrobił krok w tył jakby nigdy nic. Nie wyglądał na zaskoczonego, zamknął fiolkę i włożył z powrotem do mojej dłoni. Wszystko działo się bardzo szybko, aczkolwiek miałam wrażenie, że tak naprawdę było to zwolnione tempo. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, lub zareagować, do środka wpadł Christopher, a Aidren stanął oparty o ścianę i z kpiącym uśmiechem mierzył wzrokiem przybysza.

- Sądziłem, że szybciej przyjdziesz do siostryczki - powiedział blondyn z nieszczerym uśmiechem i odsunął się od ściany.

- Morgan, uciekaj stąd - warknął do mnie Christopher, a jednocześnie skinął głową w kierunku drzwi. - Później pogadamy o tym co tu się wydarzyło - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu, jednakże mimo to, oszołomiona tym wszystkim nie zareagowałam. - No już! Jazda mi stąd! - wrzasnął dosadnie. Dopiero wtedy się otrząsnęłam i wyszłam z pokoju, zatrzymując wzrok na blondynie, który nie reagował, a jedynie uśmiechał się kpiąco i pomachał mi księgą na pożegnanie.

Wybiegłam z biblioteki, trzymając w zaciśniętej pięści fiolke z Genem. Jeszcze raz spojrzałam w stronę przejścia do pomieszczenia gdzie byli Aidren i Chris. Spodziewałam się odgłosów walki, jednak nie słyszałam nic, poza grobową ciszą. Następnie niepewnym krokiem opuściłam pomieszczenie i ruszyłam w stronę pomieszczeń prywatnych, w których miałam zamiar trochę poszperać.

***

- Przybyłeś wybawić siostrzyczkę? - zapytał z kpiną Aidren, gdy kroki Morgan przestały być słyszalne na korytarzu.

- Nie twoja sprawa, chociaż to chyba oczywiste - prychnął Christopher i wyciągnął miecz z pochwy.

- Już się rwiesz to walki, aniołeczku? - zaśmiał się złośliwie blondyn i odłożył księgę. - Mam dla ciebie dobrą radę. Trzymaj się z dala od Morgan, bo wiele spraw przestajesz pojmować. Ta walka należy do bóstw i błogosławionych, inni nie mają tutaj znaczenia - powiedział arogancko, patrząc na niego z góry.

- Pojmuje dużo więcej niż ty sobie wyobrażasz. Nie mówiłem Morgan, ale wiem o pierścieniu od ciebie i o tym co robi - odparł, trzymając miecz w gotowości. - Tenebris zachwiała równowagę, więc niektórzy bogowie też się trochę zabawili w błogosławieństwa - dodał pół anioł.

- Ładnie, nie sądziłem, że jesteś aż tak dobrze poinformowany, aczkolwiek nadal mało - zaczął ze śmiechem klaskać pół magowi.

- Kwestia spostrzegawczości. Wracając, myślę, że oboje wiemy po co przyszedłem, odpuść gierki oraz gadki, po prostu oddaj księgę, a jeśli nie... oboje wiemy do czego dojdzie - uciął temat Christopher, patrząc w oczy władcy demonów.

Aidren wyprostował się, napinając dobrze widoczne mięśnie, po czym powolnym krokiem, zaczął sunąć dokoła pół anioła, przyglądając się mu.

- Sądzę, że księga nie będzie wam potrzebna. Mimo wszystko nie myślę jedynie mieczem, chociaż muszę przyznać iż Nagrom jest świetną bronią i dobrze mi służy. Proponuję ci drobny układ, przy którym walka w tym momencie jeszcze nie będzie potrzebna. Oboje wiemy, że nadejdzie taka chwila gdy staniemy naprzeciw siebie, gotowi na wszystko, ale po co się niepotrzebnie gonić? - oparł się plecami o solidną ścianę, znajdującą się za Chrisem.

- Zależy co proponujesz - odwrócił się do niego Nobilitatis i zmierzył nieufnym wzrokiem.

- Ja udziele ci informacji o Genie, jego położeniu i właściwościach, a także o zbliżającej się walce Morgan - zaproponował blondyn, patrząc drugiemu w oczy, oboje byle na tyle dumni, że nawet na chwile nie opuścili wzroku, patrzyli sobie prosto w oczy, żaden nie okazywał słabości

- Zgaduje, że nie ma nic za darmo? - prychnął Christopher i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

- Jedyne czego chcę to tego, żebyś zasabotował jedną misję Ruchu Oporu, nic wielkiego, musisz zniszczyć dowody eksperymentów. Zabić pare "warzywek" - odparł obojętnie, nie przejmując się losem porażek eksperymentalnych. - To uczciwa cena i dobra oferta - wzruszył ramionami.

Christopher spojrzał na niego jak na wariata, jednak po dłuższej chwili myślenia przytaknął.

- Daj mi współrzędne i opowiedz wszystko - odparł z westchnięciem po dłuższej chwili namyśleń i oparł się o ścianę, chowając broń. Gdy chodziło o jego przybraną siostrę, był gotowy zrobić wiele żeby zapewnić jej bezpieczeństwo i pomoc, a jeśli zbliżała się walka, chciał pomóc jak tylko mógł.

Blondyn z uśmiechem najpierw dał mu na kartce dokładne współrzędne misji, które miał przygotowane. Zupełnie jakby przewidział wszystko co się zdarzy i miał pod kontrolą ciąg zdarzeń.

- A teraz to co chciałeś wiedzieć. Gen to reszta Tenebris i jej duszy, jej ciemna strona, zło, wpojone cele do których dążyła, a także pozostałości jej mocy i sama boskość. To, czego potrzeba Morgan by stała się Nową Tenebris. Obecnie Gen jest w jej rękach, aczkolwiek jeszcze go nie przyjęła - opowiedział z uśmiechem blondyn.

- Jak go zdobyła? To miejsce, ta sala, to była pewnie pułapka, prawda? Czuć tutaj mocami ciemności. Przeszkodziłem wam w ostatniej chwili? - spytał zachowując powagę, ale zwycięski uśmiech błakał się po jego twarzy.

- Tak, jednakże przewidziałem ten ciąg wydarzeń. Byłem na to gotowy, a mimo to sam jestem ciekawy jak to się potoczy - zaśmiał się cicho, a jego oczy niebezpiecznie błysnęły czerwonymi iskrami.

- Wspominałeś o walce - przypomniał pół anioł, a demon prychnął z cichym śmiechem pod nosem.

- Cassandra i Morgan się nienawidzą, bo prawda jest taka, że to naturalni wrogowie. Cassandra została błogosławioną Lux, światło... dostrzegasz kontrast? Może i Morgan jest następną Boginią i nawet bez Genu jest silniejsza, to jej moce nie są wytrenowane, natomiast Cassie trenowała moce oraz walkę, na ten jeden dzień. Jej celem jest zabicie Morgan i pozbycie się ciemności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro