67. Digmessia - Perfekcja (6)
- Otóż z Genem twoja moc może osiągnąć taki poziom, że możesz być w stanie cofnąć zaklęcie połączenia. Rozdzielić Aidrena, spowrotem na dwóch braci. Po takim czasie w prawdzie istnieje niewielka szansa, że się uda, a tym bardziej, że Aiden przeżyje rozdzielenie, bo od wielu miesięcy jest wyciszony i wyniszczony przez brata, który trzyma dowodzenie, czerpiąc z niego siły. Jednak z Genem masz małą szansę iż go uratujesz. Twój wybór - powiedziała mroczna dama i przejechała paznokciem po moim policzku zostawiając lekkie zadrapanie.
***
Patrzyłam prosto w oczy mrocznej Bogini, jednak jej wyraz twarzy wskazywał na to, iż słowa, które do mnie skierowała nie były kłamstwem. Czułam narastającą z każdą chwilą niepewność, myślałam i dywagowałam nad tym, która decyzja okaże się tą właściwą oraz przyniesie korzyści. Nawet jeśli istniała szansa na uratowanie mojej poprzedniej miłości, to nie było pewności czy się uda, a wtedy wszystko pójdzie na marnę, ale czy nie było warto spróbować? Chociaż gdybym była bez uczuć, Aiden już nic by dla mnie nie znaczył.
- Tik, tak Mori, czasu coraz mniej, bardzo szybko ci ucieka - zauważyła z drwiną Tenebris, która wydawała się być przygotowana na moją odpowiedź, a wręcz spodziewała się co wybiorę.
Po tych słowach zapadła cisza, obie jedynie na siebie co chwila spoglądałyśmy. Chwilę później usłyszałam kroki na korytarzu, a po niecałej minucie do pomieszczenia wrócił niczego nieświadomy Aidren.
W pewnym sensie, od długiego czasu po raz pierwszy to ja wiedziałam coś, czego on nie i byłam o krok przed Błogosławionym Boga wojny. Nie miał pojęcia o sznasie na rozdzielenie, inaczej w życiu by się nie zgodził na Gen. Nie ukrywam, że odczuwałam z tego niemałą satysfakcję.
- Mam to co chciałaś - powiedział blondyn i podał, malutki, czarny flakonik, dosłownie wielkości małego palca u ręki, Mrocznej damie, która otworzyła go.
- Jaki jest twój wybór Morgan? - spytała pewnym siebie tonem Bogini, bawiąc się fiolką i przyglądała się jej jednocześnie obracając ją w palcach.
Tą sytuację można było określić, staniem między młotem, a kowadłem. Jakikolwiek zły ruch mógłby być moim ostatnim na wolności. Z jednej strony wolny wybór i tworzenie własnej ścieżki, było tym o czym zawsze marzyłam i do czego dążyłam, a z drugiej przyjęcie Genu było coraz bardziej atrakcyjną ofertą, jednakże wiedziałam, że nie mogę działać pochopnie, inaczej sama sobie wykopie grób. Pare minut myślenia nad taką decyzją? Było to stanowczo za mało
- Daj mi Gen - odpowiedziałam na pytanie po chwili milczenia. Miałam jako taki plan, chociaż nigdy nie wiadomo czy wypali, czasem trzeba po prostu pójść na żywioł i właśnie to postanowiłam zrobić.
- Gen zostanie przelany do flakonika, wystarczy go wypić i już będzie po wszystkim - wyjaśniła mniej oziębłym głosem niż zwykle, a kąciki jej ust lekko drgały chcąc ułożyć się w fałszywy uśmiech na twarzy.
Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam co do mnie powiedziała i spojrzałam na blondyna, który zdawał się być w swoim świecie, nawet nas chyba nie słuchał, zapewne intensywnie o czymś myślał.
Boginka odsunęła się ode mnie o pare kroków, stając na środku pomieszczenia, po czym ustawiła na podłodze otwarty, pusty flakonik. Uważnie obserwowałam każdy jej krok, analizując sytuację i próbując przewidzieć dalszy ciąg wydarzeń. Kobieta uniosła dłonie i zaczęła recytować zaklęcie w nieznanym runicznym języku.
Po zaledwie kilku chwilach dało się usłyszeć świst wiatru, którego siła, była odpowiadająca tej huraganu. Uderzał o ściany solidnego budynku, od zewnątrz, aczkolwiek w samym pomieszczeniu również zrobiło się chłodniej, dodatkowo dało się usłyszeć grzmoty piorunów.
Z każdą sekundą wszystko się kumulowało, aż w pewnym momencie ciało mojej stworzycielki, zaczęło stawać się złote, jakby ktoś na nią wylał złocisty płyn pełen lśniącego brokatu; włosy wydłużyły się, biła od niej boska energia, a oczy jarzyły się fioletem niczym księżyc i gwiazdy światłem, kiedy nastaje noc. Uroda prezentowała się nieskazitelnie, w ogóle nie dało się jej dorównać i nawet najpiękniejsze istoty wyglądałby przy niej jak zwiędnięte kwiatki. Figurę miała taką o jakiej marzyły inne. Była Boginią, idealną cieleśnie Boginią. Mimo to jej wnętrze od zawsze było zepsute. Najpiękniejszy kwiat, co krył w sobie trujący owoc.
- Nadchodzą nowe rządy, widzę je - powiedziała prawowita Bogini ciemności, a głos Mrocznej Damy i jego siła, powodowały, że czułeś się jak mały robaczek.
Tenebris jakby unosiła się nad podłogą, każdy jej ruch miał w sobie zachwycającą grację, jej spojrzenie obiecywało ci rzeczy, o które nie śmiałbyś prosić. Jej głos był najpiękniejszą melodią, której mógłbyś słuchać całe wieki. A to były zaledwie resztki jej normalnej siły i mocy.
Kobieta mocą uniosła flakonik, który zaczął przed nią lewitować w powietrzu. Nawet Aidren zdawał się być oszołomiony prawdziwą boską postacią. Można było to dostrzec w jego oczach, ale starał się ukryć swoje odczucia i trzymać kamienny wyraz twarzy.
Mroczna Dama, zaczęła recytować kolejne runiczne zaklęcie. Rozszalał się istny huragan na dworze, dało się usłyszeć trzaski łamanych drzew w lesie. Trwało to dobre parę minut, po czym wszystko... ucichło. Całkowicie, panowała grobowa cisza, dało się usłyszeć chociażby upadek szpilki. Wtem z ciała prawowitej Bogini Ciemności zaczął się unosić czarno-fioletowy dym, który następnie wlatywał do flakonika, jej boskie ciało powoli zaczęło zmieniać się w proch i pył. Po chwili nie zostało z niego nic, a flakon był pełny dymu. Podeszłam niepewnie do przodu i złapałam fiolkę, dosłownie w tym samym momencie dym stał się ciemnym płynem, który wypełniał buteleczkę do wysokości na oko trzech czwartych.
- Co się z nią stało? - zapytałam szeptem blondyna, który powoli się do mnie zbliżał, idąc mozolnym, aczkolwiek niepokojącym krokiem.
- Zniknęła na dobre. Gen, to była resztka jej, obecnie znajduje się w fiolce. To wszystko co z niej pozostało, poza prochem na podłodze. To i tak by się wydarzyło - odpowiedział obojętnie, nadal powoli sunąc w moją stronę.
- Ale to przecież niemożliwe by jakieś bóstwo zniknęło. Przecież wtedy nastąpiłoby zachwianie równowagi oraz apokalipsa - odparłam cicho i spojrzałam na niego, mierząc go wzrokiem, a jednocześnie instynktownie odsunęłam się pare kroków do tyłu.
- Od teraz ty jesteś Nową Tenebris. Masz Gen w ręce, dosłownie łyk napoju dzieli cię od zdobycia prostej drogi do wypełnienia przeznaczenia i zdobycia potęgi - powiedział dalej powoli sunąc do mnie. Był coraz bliżej. Zachowywał się jak typowy geniusz zbrodni. Oni nigdy nie biegali za ofiarami, spokojnie szli, bo wiedzieli, że i tak je dopadną. Zawsze im się udawało.
- Nadal zapominasz o czymś. Chcę księgę, spełniłam warunki umowy - powiedziałam wprost nie chcąc dać mu zbić się z tropu. Blondyn wziął księgę do ręki i lekko podrzucił, znowu ją łapiąc.
- Nie spełniłaś jeszcze warunku. Dokonałaś wyboru, że chcesz Gen. Tenebris oddała ci go, transakcje uznam za zakończoną, dopiero gdy go przyjmiesz. Czyli w tym momencie - blondyn bez ostrzeżenia, dosłownie pojawił się tuż przede mną i złapał mnie za szyję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro