66. Digmessia - Jedyna szansa (5)
Blondyn widocznie zadowolony, uśmiechnął się tajemniczo i wskazał na księgę, znajdującą się na środku sali.
- Czyżbyś podjęła chociaż raz dobrą decyzję? - spytał z kpiącym uśmiechem na ustach, po czym podszedł do książki i zaczął szukać odpowiedniej strony, natomiast gdy w końcu się zatrzymał, wyrecytował runiczne zaklęcie, a z księgi wyleciał czarny dym, który momentalnie zajął całą salę i gęstniał stając się mgłą, która całkowicie ograniczała widoczność.
- Możesz mi powiedzieć co to ma być?! - krzyknęłam w stronę miejsca, gdzie stał dowódca demonów nim dym okrył całą salę, aczkolwiek bez żadnego odzewu z jego strony. Postanowiłam podejść bliżej i tak też zrobiłam, jednakże mimo to nic nie ujrzałam.
- Minęło trochę czasu, nieprawdaż? - nagle ze środka pomieszczenia usłyszałam znajomy damski głos, który zwiastował mi naprawdę niemałe kłopoty. Niecałe pare sekund później dym zaczął się przerzedzać, a już po chwili zniknął prawie całkowicie i jedynie jego resztki unosiły się wokół dostojnej postaci, która się pojawiła, po przyzwaniu.
Aidren stał z boku, oparty o solidną ścianę, było widać, że czerpał niemałą satysfakcję, oglądając w jakiej nie do końca ciekawej sytuacji się obecnie znalazłam. Na jego twarzy gościł firmowy uśmiech, zupełnie inny niż ten, który codziennie widywałam u Aidena... Nie, on już nie wróci, nie ma sensu wspomniać w takim, ładnie ujmując, chujowym momencie.
- No jasne, bo kto inny mógłby mieć Gen, niż ta co mnie stworzyła. Faktycznie trochę czasu minęło, ale między innymi to dzięki twojej ignorancji oraz nie odpowiadaniu na moje wezwania - prychnęłam pewna siebie w stronę Tenebris, która najwidoczniej jak zwykle, w ogóle się tym nie przejęła. - To gdzie on jest? - zapytałam, nie mając najmniejszej ochoty na ich gierki.
- Ty chyba nadal nie rozumiesz całej istoty Genu. To nie jest przedmiot, ani recz materialna. To jest moc, energia, siła. Gen Tenebris, to tak naprawdę mój duch. To reszta siły jaką sobie zostawiłam by móc nadal istnieć - mroczna dama zaczęła mówić spokojnie, sunąc po pokoju, jednak emocje buzowały w całym pomieszczeniu, dało się wyczuć gęstą atmosferę. - Gdy przejmiesz Gen, przejmiesz mnie, staniesz się tym kim miałaś, moja rola dobiegnie końca i zapanuje nowy chaos! To tylko kwestia czasu nim... - urwała, momentalnie opanowując emocje i przybierając grobową minę, po czym chwyciła mój podbródek jedną ręką. - Przejmiesz miejsce, emocje, moce, wszystko. Nie ma odwrotu. Nieważne gdzie będziesz, to i tak się wydarzy. Twoja fałszywa ludzka strona nigdy nie istniała, pogódź się z tym. - powiedziała oschle, aczkolwiek władczo, kończąc swój monolog i puściła mnie.
- Po co to wszystko? Czemu chcesz oddać Gen i zniknąć, zamiast istnieć dalej? Przecież wiesz, że nie chcę iść twoją drogą - spytałam z ciekawością w głosie, jednakże jednocześnie grając na czas, a prawowita Bogini ciemności parsknęła z kpiącym uśmiechem.
- Naprawdę inteligencją nie grzeszych - zaczęła się śmiać. - To oczywiste, moje istnienie w tej formie za dużo nie da, ale łącząc się z tobą; moje cechy, cele, plany, wpłyną na ciebie. A ty sama będziesz chciała wypełnić moją wolę. Wtedy to będzie twoja wola, twoje cele i twoje plany - rzekła z niepokojącym uśmiechem.
- A co z tego wszystkiego tak naprawdę ma Aidren? On w życiu nie zrobił nic z dobrej woli - prychnęłam, starając się zyskać więcej czasu na wymyślenie planu ucieczki, jednak w mojej głowie szybko kończyły się pomysły na kolejne pytania, co stanowiło drobny problem.
- O to zapytaj Aidrena, a nie mnie. Chociaż pewnie chętnie się podzieli informacjami - skinęła głową w stronę blondyna, a ten ze śmiechem wzruszył ramionami i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, widocznie czując się bardzo komfortowo.
- Skoro już i tak to nie ma znaczenia, to nie mam nic do ukrycia - parsknął śmiechem. - Wzamian za pomoc, otrzymam możliwość walki z Bogiem wojny. Chyba rozumiesz po co, jeśli Bóg umrze, błogosławiony zajmuje jego miejsce - powiedział obojętnie, jednak na jego twarzy widniał cień uśmiechu.
- Przecież zabicie Boga jest praktycznie niemożliwe - odpowiedziałam, nie kryjąc rozbawienia jego bardzo ambitnymi, aczkolwiek raczej nierealistycznymi planami.
- Jest, jeśli posiadasz energię innych błogosławionych. Zresztą sama widziałaś jak to działa mniej, więcej - odparł z znaczącym uśmiechem, a ja momentalnie zrozumiałam o co chodziło. Tamten mężczyzna w kapsule, tu nie chodziło tylko o likwidacje wroga, ale także pozyskanie mocy. Trzeba było mu przyznać, że był cholernie cwany, a ja tępa. I teraz za to obrywam po dupie, ładnie mówiąc.
- Mówiąc swoje plany, jesteś zbyt pewny siebie. Skąd masz pewność, że wezmę Gen Tenebris? Zawsze mogę się zbuntować, już raz ci uciekłam, mimo iż nie dostanę księgi, zawsze mogę ją wykraść - powiedziałam wprost, będąc zbyt pewna siebie, chciałam pokazać, że zarządzam, jednak jak zwykle nie do końca mi to wyszło. Nie mając już pomysłów na granie na czas, przygotowałam się do walki oraz ucieczki.
- Nie bądź taka narwana, mam informacje, która może cię przekonać. Aidren, wyjdź i przynieś tamten flakonik - zarządziła Tenebris pewnym siebie i ostrym głosem, w którym dało się usłyszeć dominacje. Aidren wykonał posłusznie polecenie opuszczając pokój, cały czas sprawiał wrażenie wypranego z emocji i jakiegokolwiek strachu, mimo iż mogła to być jedynie gra aktorska.
- Po co chciałaś zostać sam na sam? - spytałam zachowując obojętny ton, a następnie oparłam się plecami o ścianę i spojrzałam na stary zegar, by sprawdzić ile mam jeszcze czasu przed końcem misji. Wiedziałam, że jeśli nie będę na czas, narobie sobie wielkich kłopotów, a naprawdę nie marzyłam o kolejnych biczach, albo robieniu za przekąskę dla wampirków.
- Na twoim miejscu rozważyłabym bardzo dosadnie przyjęcie Genu. Dzięki niemu dostaniesz szansę na coś, w co już nie wierzysz. Gen ma bardzo dużo mocy - zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu, sunąc czarnym paznokciem po ścianie, a za nią leciała mroczna mgła. - Mogłabyś na przykład wchłaniać moce słabszych bóstw i tym samym, sama rosnąć w siłę, natomiast z czasem nikt nie mógłby na ciebie kiwnąć palcem. Nawet armia wkurwionych, zazdrosnych Bóstw - roześmiała się i spojrzała mi prosto w oczy, po czym podeszła w moją stronę i wyprostowana spojrzała na mnie z góry.
- Co masz na myśli mówiąc "dostaniesz szansę na coś, w co już nie wierzysz"? - zapytałam, starając się nie pokazywać tego, że jestem na straconej pozycji. Jednocześnie łapałam ją za słówka, przy niej ta taktyka bywa skuteczna i pomocna.
Na moje słowa, w oczach prawowitej Bogini ciemności pokazały się ciemnofioletowe iskierki, a na ustach tajemniczy uśmiech.
- Otóż z Genem twoja moc może osiągnąć taki poziom, że możesz być w stanie cofnąć zaklęcie połączenia. Rozdzielić Aidrena, spowrotem na dwóch braci. Po takim czasie w prawdzie istnieje niewielka szansa, że się uda, a tym bardziej, że Aiden przeżyje rozdzielenie, bo od wielu miesięcy jest wyciszony i wyniszczony przez brata, który trzyma dowodzenie, czerpiąc z niego siły. Jednak z Genem masz małą szansę iż go uratujesz. Twój wybór - powiedziała mroczna dama i przejechała paznokciem po moim policzku zostawiając lekkie zadrapanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro