63. Digmessia - Miejsce dla mroku (2)
- Cholera - wymamrotał Christopher, wyraźnie wkurzony zaistniałą sytuacją. - Ciemność Digmessi blokuje światło ognia - powiedział, po czym zgasił płomień i przeczesał ręką włosy. - Potrzebujemy innego źródła światła jeśli nie chcemy się tu pozabijać o własne nogi - dodał patrząc na fioletową trawę, która w lesie w ogóle nie świeciła, natomiast była poprzerastana sporymi korzeniami drzew - Jakieś pomysły? - spytał patrząc na grupę.
- Ja mam! Może niech Morgan pochłonie ciemność wokół nas, dzięki czemu zyskamy możliwość rozpalenia światła - zaproponowała Paige i podeszła kilka kroków w moją stronę. Była łowcą, mimo iż wszędzie panowała ciemność, ona dostrzegała aury, dzięki czemu wiedziała kto, gdzie stoi. Przydatna zdolność, chyba że ktoś potrafi kontrolować i zmieniać kolor swojej aury, wtedy można łatwo zmylić łowcę.
- Nie sądzę by był to dobry pomysł - odpowiedziałam niepewnie, a jednocześnie skrzyżowałam ręce na piersi - Ta ciemność, która się tutaj znajduje, pochodzi od Tenebris. Jako iż bez Genu Tenebris nie jestem do końca Boginią, nie mam szans pochłonąć boskiej ciemności. Ta moc jest zbyt potężna - wytłumaczyłam i oparłam się plecami o konar drzewa, patrząc na członków grupy.
- Dobra, czyli pochłonięcie mocy odpada. Wracamy do punktu wyjścia - westchnął Christopher, po czym spojrzał na mnie. - W sumie mogłabyś nas poprowadzić. Widzisz w ciemności, więc wiesz co jest wokół nas - zaproponował, po czym spojrzał na mnie pytająco, a ja ledwo się powstrzymałam przed śmiechem.
- Naprawdę chcesz wiedzieć co jest wokół nas? - spytałam rozbawiona, widząc jak bezkształtne cienie plątają się między nimi, a Christopher przytaknął. - Otóż wokół nas są cienie, które próbują przybrać jakąś postać wręcz otaczają nas zewsząd - powiedziałam ze śmiechem, na co Cassandra pisnęła. - Poza tym, na serio sądzisz, że dzięki opisowi drogi, nie wpadniecie na drzewa i korzenie? - ponownie się zaśmiałam, po raz kolejny rujnując pomysły grupy.
- Jakieś inne pomysły? - fuknął zirytowany Nobilitatis, a z jego ust poleciała cicha wiązanka przekleństw. - Musimy stworzyć źródło światła, bo inna opcja najwyraźniej nie wchodzi w grę - dodał już spokojniej, po czym westchnął.
- Wszędzie są te cholerne cienie! Ja chcę do domu! Chrisuś! - panikowała Cassandra, bez przerwy rozglądając się na boki. Próbowała zauważyć smugi cieni, jednakże z marnym skutkiem. - Ja nie lubię ciemności, niech ktoś da światło! A może już oślepłam... ja nie chcę być ślepa! - piszczała w niebogłosy, tym samym ściągając do siebie jeszcze więcej cieni. Naprawdę gratuluję jej IQ, nie dość że cienie ciągle do niej przylatują przez hałas, to jeszcze przez te jej piski, może zdradzić naszą obecność.
Po kilku minutach jej pisków, paniki, marudzenia i Bogowie wiedzą co jeszcze, straciłam cierpliwość do tego stopnia, że gdy znowu zaczęła coś mówić, strzeliłam w nią piorunem, którego blask, przez chwilę rozjaśnił okolice. Cassandra krzyknęła z bólu, aczkolwiek jakoś mi to specjalnie nie przeszkadzało. Wręcz czerpałam z tego dziką satysfakcję.
- Zabiję cię zaraz! - krzyknęła do mnie, jednocześnie poprawiając swoje ubrania, które się z lekka sfajczyły. Wywróciłam oczami, jej groźby mnie tak strasznie przeraziły, do tego stopnia, że nie umiałam powstrzymać śmiechu. Na co dziewczyna prychnęła i już chciała się na mnie rzucić, ale powstrzymał ją Christopher.
- Morgan, zrób kulę z piorunów - rozkazał, a ja już chciałam zacząć ponownie znajdywać wymówki, ale ten spojrzał na mnie wymownie i dodał - Bez dyskusji, naprawdę nie mam już cierpliwości - spojrzał na mnie zirytowany, a ja tylko przewróciłam oczami po czym stworzyłam w ręce kulę błyskawic, która dawała światło. - Teraz idziemy na północ, w stronę rezydencji. Gdy dojdziemy na miejsce, każdy zajmie swoje stanowisko. Komunikujemy się jedynie telepatycznie - zarządił Nobilitatis, po czym zaczął przeciskać się przez kolejne gąszcze. Szybko go wyprzedziłam i z kulą błyskawic, które oświetlała drogę, szłam jako pierwsza. Przyrodni brat jedynie wskazywał mi drogę, którą mam podążać, prowadząc pozostałych przez gęstwinę.
***
Po około półtorej, może dwóch godzinach wędrówki przez mroczny las, zza drzew zaczął się wyłaniać wielki, mroczny dwór, a na jego środku majestatyczna rezydencja, conajmniej na trzy piętra i zapewne wiele poziomów podziemnych. Na ścianach były małe lampki, które świeciły błękitem, dzięki czemu oświetlały okolice rezydencji. Jednakże nie była z żadnej strony ogrodzona, ale w sumie myśląc logicznie, co za wariaci by się wybrali na Digmessię? Aaa, zapomniałam, ja oraz zgaraja Chrisa.
Szybko zgasiłam kulę błyskawic, by uniknąć wykrycia przez patrol demonów, które przechadzały się dokoła dworu, rzetelnie wykonując swoje obowiązki jako strażnicy. Jednocześnie przedzierałam się przez gęste chaszcze, obchodząc rezydencję dokoła, albowiem skierowałam się do tylnego wejścia.
Gdybym lubiała Cassie, byłoby mi jej szkoda, z powodu jej butów. Ziemia, trawa, korzenie, kamienie, w skrócie istny raj dla obcasów.
Nagle zauważyłam tylne drzwi do rezydencji. Miały identyczny kolor co ściany, więc aby je zauważyć, trzeba było się przyjrzeć. Schowałam się za jednym z drzew, gdy ujrzałam kolejny patrol demonów, a jednocześnie gestem ręki nakazałam reszcie uczynienie tego samego. Dopiero kiedy słudzy Aidrena zniknęli za zakrętem, Christopher przywołał wszystkich do siebie.
- Wszystko robimy według planu. Regan, Paige oraz Cassie, będziecie pilnować tylnego wejścia, by nikt go nie zamknął. Schowajcie się gdzieś pomiędzy krzakami. Unikajcie walki i konfrontacji z demonami, chyba że będzie taka konieczność - powiedział cicho do dziewczyn, a te przytaknęły, po czym zniknęły gdzieś w gęstwinie. Następnie Christopher zwrócił się do Leandera i Kevina. - Wy idziecie korytarzami w podziemiu, jeśli któryś z was znajdzie bibliotekę, daje o tym sygnał pozostałej dwójce, która do niego przychodzi. Do biblioteki wejdziemy we trzech, w razie niebezpieczeństwa, następnie przeszukamy całe pomieszczenie, a gdy znajdziemy księgę, bierzemy ją, po czym w nienaruszonym stanie dostarczamy ruchowi oporu. Źródło podawało, że księga na pewno jest w podziemnej bibliotece - przekazał Nobilitatis. Oczywiście, bo to wcale nie tak, że w szeregach Aidrena nie ma zdrajców, bo wszyscy mają wręcz wyprane mózgi, a na dole będzie pewnie pułapka. No co ty. To wcale nie tak, że Aidren trzyma swoje skarby blisko siebie. Zaczęłam się nabijać w myślach. - Mori! Vessa do Mori! - mój przyrodni brat pstrykał mi palcami przed oczami, próbując wybudzić z otępienia. Dopiero po chwili, wyrwałam się z zamyślenia i spojrzałam na niego, na co ten westchnął. - Powtórzę jeszcze raz. Odwracasz uwagę. Musisz zostać na głównym piętrze rezydencji. Masz odwracać jego uwagę, jednocześnie nie dając się uchwycić. Możesz zwyczajnie zabić trochę demonów na piętrze, oraz grzebać mu w rzeczach. Po prostu ma się skupić na tobie, tym samym nie zauważając nas, rozumiesz? - spytał oschle pół mag, a ja pokiwałam twierdząco głową, jednocześnie dyskretnie wywracając oczami.
- Nie martw się, jestem pewna, że jego uwaga skupi się na mnie - powiedziałam do Christophera w pełni świadoma tego, że Aidren wyczuje mnie od razu, gdy znajdę się w pobliżu jego, albo sali tronowej. Nobilitatis tylko zmierzył mnie wzrokiem, po czym westchnął i spojrzał na Leandera oraz białowłosego.
- Idziemy - zarządził, po czym rozglądnął się, upewniając, że patrol już poszedł i razem z męską częścią grupy przebiegł do tylnego wejścia, za którym zniknęli, zamykając je za sobą. Zostałam całkiem sama.
- Komu w drogę, temu czas - wymamrotałam, po czym idąc w ślady chłopców, weszłam do rezydencji Aidrena.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro