56. Zemsta za córkę
***
Zostałam zaprowadzona do celi pod ziemią. Nie była ona obskórna, bardziej przypominała gabinet lekarski z przyrządami do tortur. Mogłabym uciec od kary i ruchu oporu, jednak wtedy moje szanse na rozmowę z Christopherem o przeszłości byłyby praktycznie równe zeru, tak samo jak na dowiedzenie się czym jest Gen Tenebris. Mimo to sto uderzeń biczem oraz robienie za posiłek dla wampirów, było stanowczo zbyt srogą karą i coś musiało być na rzeczy. Jednakże postanowiłam zacisnąć zęby, a następnie przetrwać.
Mężczyźni zmusili mnie siłą bym klękła przed stołkiem, a następnie ręce przywiązali do jego końca. Wylądowałam w bardzo niewygodnej pozycji, na klęczkach, z wyciągniętymi przed siebie ramionami, twarzą na stołku. Plecy były w wręcz idealnej pozycji do biczowania, nie wiedziałam kiedy to się zacznie. Nic nie widziałam, a modlitwy o cud nic nie zdziałały. Wtem usłyszałam stukot obcasów.
- Morgan Tenebris. Nie bierz tej oto kary jako zwyczajną. To sprawa osobista - usłyszałam przesycony jadem głos radnej - Dopóki jesteś w ruchu podlegasz mi, a ja zgotuję ci tu prawdziwe piekło - dodała.
- Nie rozumiem, czy pani uwzięła się na mnie, bo jestem Tenebris? - zapytałam obojętnym tonem. Nie mam zamiaru okazać ani odrobiny strachu czy innych emocji.
- Nie, uwzięłam się na ciebie w ramach zemsty za to, co zrobiłaś mojej córce Cassandrze! - odparła widocznie wyprowadzona z równowagi, a przez moje ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Wredna kłamczucha.
- To Cassie od zawsze była dla mnie okropna, to ona się nade mną znęcała, a teraz łże! - podniosłam głos, czując narastającą we mnie frustrację.
- Nie mam zamiaru słuchać twoich kłamstw, tacy jak ty są nic nie warci, zaczynajcie - odpowiedziała lodowatym tonem, a następnie znowu usłyszałam stukot obcasów, który z każdą chwilą był coraz cichszy.
Nagle poczułam paraliżując ból i zacisnęłam pięści. Pierwsze uderzenie biczem. Po chwili kolejne, po którym zaatakowała mnie nowa fala bólu. Zagryzłam zęby i powtarzałam w głowie, że robię to dla brata oraz informacji. Teraz facet przestał robić przerwy, walił raz za razem, powietrze przecinał odgłos uderzania o skórę. Plecy piekły coraz bardziej, po ciele rozchodziły się fale paraliżującego bólu, a zęby zgrzytały. Wlaczyłam ze sobą by nie płakać przez cierpienie, jednak po trzydziestym uderzeniu zaczęłam cicho piszczeć. Teraz bicz nie uderzał o skórę, tylko o świeże rany, z których ciekła po moich plecach fioletowa ciecz. Ręce były odrętwiałe, tak samo jak nogi, nawet najmniejszy ruch powodował ból. Znosiłam każde uderzenie, modląc się o upragniony koniec. Przez to, że bicz cały czas uderzał o plecy nie miałam jak zregenerować ran. Ten okropny przewiercający ciało ból, jeszcze nigdy nie czułam czegoś tak potwornego. Łzy same zaczęły cieknąć z oczu, a z każdym kolejnym uderzeniem słychać było moje piski lub krzyki. Reinkarnacja Bogini ciemności jest biczowana, naprawdę nisko upadłam, patrząc na swoją moc. Nie byłam jak Tenebris, czegoś we mnie brakowało. Moje zamyślenie przerwało kolejne uderzenie o krwawiące rany. Nie wiem które, przestałam liczyć po czterdziestym. Z podkrążonych oczu wypływały kolejne łzy, a z gardła uciekały kolejne krzyki. Nagle wszystko ucichło, a moje nadgarstki zostały uwolnione.
Z trudem wzięłam oddech i zaczęłam się uspokając wciąż będąc w tej samej pozycji.
- Uzdrowienie ciemności - szepnęłam, a po plecach przeszło mnie nieprzyjemne mrowienie. Zostaną blizny. Unosiłam się z podłogi i spojrzałam w miejsce, gdzie klęczałam; wokół było pełno fioletowej cieczy oraz kilka strzępów z mojej czarnej bluzki na ramiączkach. Miałam w niej dziury na plecach. Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec, ale oddanie krwi to nic w porównaniu z tym - Ta krew dla wampirów to ma być w strzykawkach, czy torebkach na krew? - zapytałam na co tamci, którzy mnie biczowali zaczęli rechotać, a po chwili do pomieszczenia weszli dwaj umięśnieni, wręcz zabójczo przystojni, młodzi mężczyźni.
- To wasz worek z krwi, pijcie do woli - powiedział jeden z moich biczujących oprawców. Miałam cholerne szczęście, że moje straty w krwi uzupełniały się w dosłownie kilka godzin. Dwójka istot, które mnie torturowały wyszła, a dwójka wampirów ukazała kły.
- Musiałaś cholernie narozrabiać - zaśmiał się jeden z nich. - Od dawna nic nie piłem, a ty tak słodko pachniesz, zdradź mi sekret, dlaczego? - w nadludzkim tempie znalazł się obok mnie.
- Morgan Tenebris, miło poznać, kłopoty to moje drugie imię, chociaż właściwie to Deathera - zaczęłam gadać niewzruszona. - Słuchaj lalusiu masz nadgarstek pij do woli - podniosłam rękę, na co ten znów się zaśmiał.
- Twoje poprzedniczki błagały w rozpaczy bym nie pił ich krwi, a ty nadstawiasz nadgarstek - znów parsknął śmiechem. - Tenebris, Bogini ciemności, twoja krew musi być cudowna.
- Skończ swoje zagrywki i chlej, nie mam ochoty na gry - zirytowana jego zachowaniem podetknęłam mu pod usta nadgarstek.
- Och słoneczko... - zaczął na co posłałam mu mordercze spojrzenie - ... wolę pić z szyi - niebez piecznie się zbliżył. - Głowa do góry.
- Najwyraźniej pojebało już do końca... - parsknęłam pod nosem - Nie obchodzi mnie skąd wolisz, masz nadgarstek i nie marudź.
- To ty jesteś zwierzyną, ja drapieżnikiem - jednym ruchem ręki złapał moją brodę i odchylił do góry, a następnie brutalnie wbił się kłami w szyję. Nie spieszył się z piciem krwi, wiedział jak cholernie mnie to irytuje i co ważniejsze, jak cholernie pali żyły od środka. Natomiast drugi wampir bez wybrzydzania ugryzł mój nadgarstek tym samym dołączając się do ''wspólnego posiłku'' którym byłam ja.
Nie pierwszy raz wampir pił moją krew, dlatego nie panikowałam jak ostatnia idiotka, tylko cierpliwie znosiłam palenie żył. Za pierwszym ugryzieniem boli najbardziej, potem można się przyzwyczaić. Zresztą w porównaniu do biczowania coś takiego było łaskotaniem, nawet zaleczone plecy bolały mnie bardziej niż to.
- Długo jeszcze pijawki? - spytałam zniecierpliwiona, a brązowe włosy wkurzającego wampira łaskotały moją szczękę, podczas gdy on spijał krew.
Blondyn oderwał się od mojego nadgarstka i bez słowa wyszedł, natomiast wkurzająca pijawka wciąż była wbita w moją szyję, co zaczynało mnie naprawdę wkurwiać. Jestem pewna, że to wyczuł, bo oderwał się na chwilę tylko po to by przegryźć szyję w innym miejscu. Ten facet nie ma przyzwoitości.
Dopiero po kilku kolejnych minutach łaskawie się oderwał od picia krwi.
- Musimy to powtórzyć - powiedział z chamskim uśmiechem. - A narazie mam cię zaprowadzić do wyjścia, nie robię tego z dobrej woli, kazano mi - dodał od razu.
- Dziękuję ci wielki łaskawco - powiedziałam sarkastycznie i dotknęłam palcami szyi, gdzie miałam cztery ślady po zębach, przez jego dwukrotne wbijanie się. Chłopak chyba wyłapał moją kwaśną minę.
- Możesz teraz opowiadać, że ugryzł cię najprzystojniejszy wampir w całym ruchu oporu. Gdzie moje maniery, jestem Darius - ukłonił się lekko z chamskim uśmiechem i gestem ręki nakazał iść za sobą.
- Odpuść sobie grzeczności - odparłam naburmuszona, jednak mimo niechęci poszłam za nim w stronę wyjścia, starając się ukryć pieprzony ból pleców. Cassie i jej matka mi za to zapłacą, słowo Tenebris.
***
Tak się ostatnio zastanawiam ile to jeszcze będzie miało rozdziałów, bo końca nie widać. NT to straszny tasiemiec.
Wrócimy po reklamach *muzyczka z polsatu*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro