Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

49. Co skrywają ziemskie kluby?

Weszłam do swojego pokoju i przebrałam się w srebrną, dopasowaną sukienkę. Długie włosy związałam w wysokiego kucyka. Pomalowałam oczy srebrnym cieniem, natomiast usta czerwoną szminką.

Spakowałam do granatowej torebki portfel z dokumentami, oraz kartę.

Upewniwszy się, że zamknęłam pokój, zjechałam windą na parter i wyszłam z bundynku. Słońce już prawie zniknęło za widnokręgiem, a na niebie pojawiły się chmury.

Skręciłam w prawo, gdy zobaczyłam świecące napisy. Mimo nocy, wciąż wiele osób spacerowało.

- Morgan?! - usłyszałam za sobą krzyk.

Niepewnie się odwróciłam, a serce waliło mi niemiłosiernie.

- Niemożliwe - powiedziałam, gdy zobaczyłam znajomą postać. Momentalnie podbiegłam do mężczyzny. - Co ty tu robisz? Gdzie ty byłeś? - zaczęłam sypać pytaniami.

- Wszystko ci opowiem... - chłopak zlustrował mnie wzrokiem. - w drodze do klubu; patrząc na twój strój, zgaduje, że to tam się wybierasz - odpowiedział ciemnooki.

- Trafiłeś, znasz jakieś? - zapytałam podekscytowana.

- Za mną panno Tenebris - powiedział z udawaną powagą. Zaśmiałam się i podążyłam za chłopakiem.

- W takim razie, co ty tutaj robisz? - spytałam.

- Miałem wykonać zadanie, ale dałem dupy i wysłali grupę Christophera. Jesteś z nimi? - zapytał ciemnooki.

- Nie do końca. Odstawiono mnie od tej misji, dlatego przyleciałam tu na nielegalne wakacje - odparłam z uśmiechem na ustach.

- Mogłem się domyślić, że nie chcą cię wysyłać na misje dotyczące genu - odpowiedział z nietypowym uśmiechem.

- Genu? - zapytałam zmieszana.

- To nic ważnego. Swoją drogą, ponieważ nie wykonałem misji, postanowiłem jak narazie nie wracać - odpowiedział.

Spojrzałam na twarz chłopaka, jego oczy mocno pociemniały, albo tylko mi się wydawało z powodu nocy. Tak czy inaczej, miałam wrażenie, że stały się puste, bez blasku, który kiedyś miał, jednak prawdopodobnie jak zawsze przesadzałam.

- Czemu Kevin i  Regan nie wspominali o tym, że wyjechałeś na misję? - spytałam, na co ciemnooki momentalnie się spiął i zacisnął pięści.

- Nie wiem - fuknął, lekko wyprowadzony z równowagi.

- Spokojnie, nie chciałam cię wkurzyć - od razu sprostowałam. Jego zachowanie było dziwne.

- Nieważne - powiedział, a na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. - To tutaj - wskazał na czarne drzwi, które były ozdobione żółtymi lampkami. Przed wejściem pokazaliśmy dokumenty ochroniarzowi, który bez zbędnych rozmów nas przepuścił. Chłopak otworzył drzwi i wszedł do środka, a ja podążałam tuż za nim.

W środku było bardzo duszno. Pełny nastolatków parkiet świecił się na niebiesko, a po jego prawej stronie był bar, nad którym unosiła się loża vip.

- Gdzie idziemy!? - krzyknęłam, próbując zagłuszyć muzykę. Chłopak nie odpowiedział, tylko pociągnął mnie za rękę.

Poszliśmy w kierunku baru, a następnie skręciliśmy w stronę schodów do sekcji ekskluzywnej, jednak tuż przed wejściem ciemnooki pociągnął mnie do jakiegoś wąskiego, nieoświetlonego, bocznego korytarza, który miał z pięć metrów długości. Na jego końcu znajdowały się metalowe drzwi na szyfr.

Chłopak podszedł do nich i wpisał: dwa, dziewięć, dwa, zero. Wtedy zapaliła się zielona dioda, a ciemnooki pociągnął za klamkę.

Przeszliśmy tak jakby do drugiego klubu, jednak ten był mniejszy. Wszyscy szaleli, a bar był oblegany. Po lewej stronie od parkietu były stoliki, na których ludzie grali w pokera. Wszędzie migały fioletowo - czerowne lasery.

- Co to za miejsce? - spytałam chłopaka.

- Klub dla wyjątkowych - powiedział i podszedł do bramkarza, który stał dwa metry przed nami, a następnie podwinął lewy rękaw swojej błękitnej koszuli. Na jego przedramieniu widniała dwunastoramienna gwiazda z dziwnymi literami i znakami. Umięśniony bramkarz kiwnął głową i wskazał na mnie, na co chłopak powiedział - Ona jest ze mną, należy do zniewolonych - opowiedział, na co ochroniarz posłał mi badawcze spojrzenie.

- Bądź czujny bracie, nigdy nie wiadomo co zrobi zniewolona - odpowiedział człowiek.

Spojrzałam zaniepokojona na ciemnookiego, jednak on wszystko robił bez wahania, emanowała od niego mroczna pewność siebie. Bardzo się zmienił od ostatniego spotkania. Teraz jest bardziej tajemniczy i chłodny, kiedyś; wiecznie uśmiechnięty. Pamiętam jak razem z Kevinem rzucali żarty.

Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął do środka w kierunku wolnych stolików obok baru.

- Brandon? O co wam chodziło z tą zniewoloną i co oznacza ten tatuaż? - zapytałam.

- Nic się nie przejmuj, to taki jakby bilet do klubu - odparł ciemnooki.

- Jasne... - odpuściłam.Miałam przeczucie, że chodzi tu o coś więcej, jednakże nie chciałam go o to męczyć. Dlatego chwilowo zaakceptowałam takie wytłumaczenie.

- Poczekaj, idę po drinki - powiedział, a ja usiadłam na jednym z czarnych krzeseł, przy stoliku. Czułam się nieswojo. Co chwilę ktoś na mnie spoglądał z niepokojem, lub pogardą, a następnie coś szeptał, na co zaciskałam pięści. Odruchowo zaczęłam jeździć paznokciem po czarnym pierścieniu. Po chwili przyszedł Brandon z czerwonymi drinkami. Podał mi jeden, a drugi opróżnił do połowy. Niepewnie powąchałam ciecz: miała lekki aromat wódki pomieszanej z pomidorami.

- Co to jest? - spytałam.

- Krwawa mery - odparł beznamiętnie. - Ludzie nie mają takich drinków jak Immortalitatis.

- Szkoda - wzięłam łyka napoju, który zgodnie z przypuszczeniami okazał się pomidorowy. - Ohyda - skwitowałam. - Jak ty możesz to pić? - spytałam na co ten wzruszył ramionami. - Teraz ja wybieram - powiedziałam i podeszłam do oświetlonego baru. Brandon odprowadził mnie wzrokiem. Spojrzałam na listę drinków, połowy z nich nie znałam, ale do odważnych świat należy - Dwa mojito - powiedziałam do barmana, który kiwnął głową i zaczął przygotowywać napoje. Zajęło mu to niecałą minutę.

- Dziesięć dolarów - powiedział, a ja wyciągnęłam z torebki pieniądze i podałam facetowi. Następnie zgarnęłam dwa przeźroczyste drinki, w których pływały listki mięty oraz plasterki limonki.

Wróciłam do stolika i postawiłam mojito przed ciemnookim.

- To powinno być lepsze - powiedziałam, nie mając nawet pojęcia jak smakuje.

Zgrywając pewną siebie wzięłam dużego łyka napoju, czego natychmiast pożałowałam. Zakrztusiłam się listkiem mięty. Natychmiast zaczęłam kaszleć, a rozbawiony chłopak mi się przyglądał. Kilkadziesiąt sekund zajęło mi opanowanie kaszlu.

- To było mocne - zaśmiałam się i tym razem powoli napiłam się drinka, który smakował o wiele lepiej niż krwawa mery.

- Dobra pani znawczyni, teraz ja wybieram - powiedział i dopił swoje mojito.

- Tylko nic z pomidorami! - krzyknęłam na odchodne.

Spojrzałam na parkiet; ludzie dosłownie szaleli. Moją uwagę przykuły tatuaże gości. Wszystkie identyczne jak ten Brandona. Jednakże tylko ja miałam odkryte Vessańskie. Nie ukrywałam swoich odkąd na Alarei mnie zdemaskowano.

Z zamyślenia wyrwał mnie Brandon i postawił na stole praktycznie białe drinki.

- Co to jest? - spytałam.

- Malibu, mój ulubiony drink. Powstaje z połączenia wyselekcjonowanych karaibskich rumów z naturalnym ekstraktem orzecha kokosowego - opowiedział.

- No ładnie, o alkoholu wiesz wszystko, ale daty podpisania traktatu pokojowego na Feros nie pamiętasz - skwitowałam i napiłam się trunku - Niezły, ale mojito lepsze.

- Masz jakieś plany na jutro? - spytał popijając malibu.

- Nie - odparłam zapatrzona na tańczących ludzi.

- Może byśmy skoczyli na basen - zaproponował.

- Nie mam stroju - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Obok basenu jest sklep - odparł Brandon, ale widząc moje niepewne spojrzenie dodał.  - No chodź kobieto!

- Zgoda - odpowiedziałam i dopiłam drinka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro