Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41. Ujawniona.

Radni spojrzeli na mnie wyczekująco. Nie mam jak ukryć tatuaży.

Jednym, zwinnym ruchem zrzuciłam z siebie pelerynę, tym samym ukazując moje znamiona, większość osób patrzyła z niedowierzaniem na twarzy.

- Morgan... - zaczęła radna, ale urwała.

- ...Tenebris, dziedziczka Tenebris i jedyna magini ciemności - dokończyłam, a kobieta się otrząsnęła.

- Przystaję na nadzór Christophera. Uważam, że mag ciemności znacznie wzmocni nasze szeregi - spojrzałam na nią zaskoczona, jednakże byłam usatysfakcjonowana taką odpowiedzią. - Tyle, możesz odejść.

Bez słowa odwróciłam się i poszłam w kierunku Paige, Leandera i Kevina, po drodze mijając Regan.

- Jesteście naprawdę zszokowani - skwitowałam.

- Nie chodzi tylko o twoje moce, Chris dobrowolnie został twoim opiekunem, nadzorcą, czyli musi pilnować, żebyś nic głupiego nie zrobiła - odpowiedziała Paige.

- Co w tym takiego niezwykłego? - spytałam.

- Ujmę to tak, on nie jest zbytnio towarzyski, mało z kim rozmawia, woli się trzymać na dystans i nigdy nie chciał podopiecznego. Jako iż świetnie walczył, rada pozwalała mu na to - opowiedziała Paige.

- Ale wy się chyba przyjaźnicie? - spytałam.

- Na misji z nami tylko rozmawia. Poza tym zawsze jest opryskliwy, niemiły i irytujący, nie sądziłam, że on umie się przyjaźnie zachowywać - parsknęła blondynka.

- Wydaje się być miły - powiedziałam.

- Morgan! Chodź! - krzyknął Chris.

Pożegnałam się z resztą i podbiegłam do zielonookiego.

- Coś się stało? - zapytałam.

- Pokaże ci twoje lokum - odpowiedział jasnowłosy, a następnie wyszliśmy z rezydencji i poszliśmy w kierunku domków. - Zazwyczaj w domu mieszka pięć osób, jednak istoty zasłużone, mogą mieszkać samodzielnie. Jako iż jestes pod moim nadzorem, zamieszkasz ze mną Mori, znaczy, Morgan - dokończył lekko zestresowany.

- Brzmi... w porządku - nagle poczułam się w jego towarzystwie niezręcznie.

- Jesteś zaręczona? - spytał nagle.

- Co?! - zapytałam, a chłopak wskazał na pierścień - Nie! To tylko taki prezent od przyjaciela - wymigałam się. - A coś z nim nie tak? - spytałam.

- Chyba wydawało mi się - odparł wymijająco. - Jesteśmy na miejscu - Chris wskazał na niebieski dom przede mną i podszedł do drzwi, żeby je otworzyć.

Gdy tylko przekroczyłam próg uderzył we mnie zapach męskich perfum.

- Masz obsesję na punkcie perfum? - zapytałam, na co on się zaśmiał.

- Pokój jest na górze - odparł rozbawiony blondyn i wszedł po schodach na piętro.

Na końcu korytarza znajdowały się białe drzwi, za którymi był pokój z purpurowymi ścianami i ciemnymi meblami. Zielonooki otworzył szafę, która była wypełniona po brzegi damskimi ubraniami.

- Okej, albo jakaś dziewczyna tu z tobą mieszkała, albo czegoś istotnego mi nie mówisz - powiedziałam, a ten posłał mi mordercze spojrzenie.

- Mieszkała tu kiedyś taka jedna, zanim ja się wprowadziłem, zginęła - opowiedział - Wychodzę, zostań tutaj i postaraj się nie wpaść w kłopoty - powiedział.

- Ja? Kłopoty? Nigdy... - odpowiedziałam, a ten wyszedł bez słowa. Czemu on musi się tak dziwnie zachowywać? Już Aidrena jest łatwiej rozgryźć.

Podeszłam do szafy i jak na kobietę przystało zaczęłam oglądać ubrania, nie wiem kim była ta dziewczyna, ale gust miała świetny. Przebrałam się w czarne legginsy i fioletową tunikę, z długim rękawem, wiązaną w pasie. Następnie opadłam na łóżko.

Minuta...

Trzy minuty...

Pięć minut...

Nie wysiedzę tu ani chwili dłużej. Niemal zbiegłam po schodach w dół i upewniwszy się, ze chłopak już wyszedł, również opuściłam dom, wcześniej zamykając go na klucz, który swoją drogą znalazłam na komodzie.

Na dworze właśnie zachodziło słońce, przyjemny, ciepły wiaterek sprawiał, że moje długie, brązowe włosy delikatnie się unosiły.

Zaczęłam spacerować po miasteczku, jednocześnie starałam się zapamiętać drogę powrotną. W pewnym momencie wpadłam na kogoś i z impetem uderzyłam o ziemię.

- Przepraszam, zagapiłam się - powiedziałam, a następnie podniosłam się z gruntu.

- Nie, to ja przep... - urwała osoba. Podniosłam wzrok i spojrzałam na rozmówcę.

- Blake - powiedziałam cicho sama do siebie - Co ty tu robisz, przecież jesteś człowiekiem i nie lubisz istot? - zapytałam.

- Wojna zmusza czasem, do zmiany nastawienia - odpowiedział czarnowłosy od niechcenia. Rozumiem, czemu traktował mnie tak chłodno, nie miałam mu tego za złe.

- Jak tam Keri? - próbowałam podtrzymać rozmowę.

- Ona żyje, jednakże ma oparzenia drugiego stopnia, nie widzi na jedno oko, pół twarzy... szyja, ręce... a to wszystko, przez niego, ale to ty go przyprowadziłaś - odpowiedział wyprowadzony z równowagi, jednak szybko się uspokoił.

- Przepraszam - powiedziałam cicho - Nie chciałam, żeby tak wyszło. Rozumiem, że możesz mnie obarczać winą za to, co się  jej stało, ale chciałabym się z tobą pogodzić i spróbować to wynagrodzić - powiedziałam. - Co ty na to? - spytałam.

- Nie. Nie zbliżaj się do niej, już dość wycierpiała, przynosisz ze sobą tylko ból i stratę, nie chcę żeby Keri spotykała takie osoby. Nie mogę ci wybaczyć, nie teraz, może kiedyś, a narazie trzymaj się z daleka ode mnie i mojej rodziny - odpowiedział Blake i odszedł w przeciwną stronę, zostawiając mnie otępiałą.

Wybaczcie mi, moja aktywność spadła na dno jak titanic *-*.
Mam próbne testy gimnazjalisty 23, 24 i 25 maja, one mnie zabijają *-*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro