4. Zaczynamy.
Obudziłam się o szóstej dwadzieścia. "Pracę" zaczynam o siódmej trzydzieści, więc powinnam się pospieszyć. Zwłaszcza, że muszę dokładnie zakryć zanamiona. Ta czynność jest bardzo pracochłonna. Szybkim krokiem poszłam do łazienki, która była biało -turkusowa. Zmyłam wczorajszy podkład i spojrzałam na swoje wzory. Teoretycznie czarna plątanina kresek na lewym udzie i prawym ramieniu. Praktycznie mówiły o mnie wszystko.
Szybko nałożyłam bazę i kilka warstw podładu. Następnie ubrałam czarne rajstopy, czarne lakierki na małym obsacie, a na koniec granatową sukienkę, która wyglądała jak płaszcz. Plakietkę przypięłam z lewej strony, na piersi.
Szczerze, wyglądałam nawet, nawet. Powoli zaczynałam odczuwać delikatny stres. Spojrzałam jeszcze raz na swoje odbicie w lustrze, które było w łazience. Bardziej gotowa nie będę. Wzięłam torebkę i wyszłam z domu, o ile pamiętam miejskie więzienie jest około dwa kilometry od mojego tymczasowego domu.
Na dworze było chłodno, moje nogi, przykryte tylko rajstopami to odczuwały, natomiast sukienka, była o dziwo bardzo ocieplająca. Całe szczęście, że miała długie rękawy.
***
Przed więzienie dotarłam o godzinie siódmej dwadzieścia. Wszędzie było pełno strażników, wzięłam głęboki oddech i weszłam do budynku. Od razu po przekroczeniu progu, uderzył we mnie zapach środków dezynfekcji i tych, które dobrze zmywają krew, mimo to nie zrażona podeszłam do recepcji.
- Dzień dobry, gdzie mam się udać? - zapytałam oficjalnie.
- Proszę pokazać plakietkę - odparła recepcjonistka. O dziwo była ubrana w czarny crop top i rurki.
Wykonałam polecenie, a ona zeskanowała identyfikator.
- Sekcja mieszana siedem A, wiek podwładnych: siedemnaście do dziewiętnastu lat. Magowie, dwadzieścia dziewczyn, dwudziestu ośmiu mężczyzn - powiedziała.
- Nie miałam przypadkiem zajmować się pięćdziesiącioma osobami? - zapytałam.
- Dwie osoby się zbuntowały i zostały zabite - odparła bez uczucia - życzę miłej pracy pani...
- Mów mi Morgan - uśmiechnęłam się.
- Dobrze, pójdź prosto tym korytarzem, następnie skręć w lewo i idź do końca prostym korytarzem, jakby co drzwi są opisane - oddała uśmiech.
Szłam według jej wskazówek, przy okazji mijałam biura, sale przesłuchań i kilka metalowych, opisanych drzwi. Dziwnie się czułam, trochę jak zdrajca. Zastanawiałam się jakby zareagowali moi przyjaciele, gdyby wiedzieli, że jestem teoretycznie po stronie wroga. Spojrzałam w przód, na końcu korytarza dostrzegłam metalowe drzwi, zapewne to one prowadzą do sektora siedem A.
Szybkim krokiem podeszłam do drzwi, i przeczytałam, że to są drzwi do mojego sektoru. Przypomniałam sobie czynności z karty. Z prawej strony na drzwiach, był czytnik i klawiatura. Na klamce poniżej świeciło się żółte światełko. Wpisałam kod dwa, jeden, cztery, trzy, i przyłożyłam identyfikator. Usłyszałam krótki pisk, a światełko na klamce zapaliło się na zielono. Popchnęłam drzwi i zobaczyłam małe metalowe pomiszeczenie, na końcu, którego były drzwi.
A co jeśli to cela? Pułapka?
Szybko wywiałam te myśli z głowy i zamknęłam za sobą drzwi. Pokój był mały trzy na trzy metry. Z lewej strony były wieszaki, ławka i półka, a nad nimi tabliczka.
,,Tutaj opiekun może zostawić swoje rzeczy, gdyż w więzieniu, osadzeni mogą je ukraść. Odetchnęłam z ulgą, jednak to nie pułapka. Powiesiłam swoją torebkę i podeszłam do kolejnych drzwi, również metalowych. Zobaczyłam czerwony skaner. Teraz siatkówka.
Niepewnie stanęłam kilkanaście centymetrów przed skanerem i pochyliłam głowę. Na chwilę czerwone światło mnie oślepiło, jednakże ciekawiła mnie jedna rzecz. Skąd oni mają skan mojej siatkówki oka, no bo inaczej maszyna by mnie nie rozpoznała, musiała mieć wzór. Po chwili metalowe drzwi się rozsunęły.
Przede mną pokazało się kolejne pomieszczenie tym razem ze stali. Oraz drzwi o wysokości czterech metrów, wykonane z jakiegoś innego, zapewne w cholerę wytrzymałego metalu.
Zabezpieczenia niczym w więzieniu.
Po chwili zaśmiałam się z mojego stwierdzenia. Samo pomieszczenie było tej samej wielkości co poprzednie, ale nie było miejsca na rzeczy. Podeszłam do wielkich drzwi, i zaczęłam szukać wzrokiem miejsca na to "coś" na bucie, co miało być kluczem. Po chwili zobaczyłam małe wgłębienie w lewym, dolnym rogu drzwi. Podeszłam do niego i włożyłam zawieszkę z buta. Drzwi zaczęły powoli się rozsuwać. Gdy pojawiła się już większą szparka zaglądnęłam przez nią.
Zobaczyłam wielki plac, do okoła niego był trzy piętrowy budynek, który otaczał plac. W budynku były cele, każdy miał osobną, żeby uniknąć jak mniemam spiskowania. Wszędzie byli ochroniarze, najwięcej było ich przy drzwiach, przez które zaglądam.
Gdy drzwi rozsunęły się wystarczająco, weszłam do sektoru, od razu podeszła do mnie ochrona.
- Dzień dobry pani... - przerwałam mu. Wolę aby nie mówił mojego udawanego nazwiska, zwłaszcza, że tu są ludzie z Akademii, i ktoś mogły donieść o domniemanym "błędzie".
- Morgan, wszyscy mają mówić do mnie po prostu Morgan - powiedziałam.
- Więźniowie mogą ,,Pani Morgan" - odparł, najprawdopodobniej przywódca.
- Co teraz mam zrobić? -zapytałam.
- Teraz zwołam zebranie sekcji, przedstawię panią im i oddam ich w twoje ręce. Narazie musisz utrzymać porządek w sekcji, w razie problemów ochrona pomoże - odpowiedział, a następnie wziął coś na kształt mikrofonu.
- Zbiórka sekcji teraz na placu głównym! - krzyknął, a z głośnika wydobył się ten sam dźwięk, tylko głośniejszy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro