Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. Pseudo ucieczka.

***

Po dużym, pięknym ogrodzie biegała dwójka dzieci chłopczyk i dziewczynka, która wydawała się być młodsza od niego o dwa, trzy lata.

- Teraz ty gonisz! - krzyknął chłopczyk.

- Ja się tak nie bawię! Zawsze mnie łapiesz! - dziewczynka skrzyżowała ręce na piersi.

- Mori... no już, nie obrażaj się - poszedł do niej chłopczyk, a na jego szmaragdowo-niebieskie oczy, opadły jasnobrązowe włosy z gdzieniegdzie wystającymi pasemkami w kolorze złotego blondu.

Zabawę dzieci przerwało dwoje dorosłych, którzy nerwowo podeszli do przybranego rodzeństwa.

- Christopher, uciekaj, nie oglądaj się za siebie! - rozkazał dorosły mężczyzna.

- Mamo, tato, co się dzieje? - zapytał chłopczyk.

- Rób co mówię! Ona zaraz się pojawi! - krzyknął ojciec na syna.

Brunet ze łzami w oczach pobiegł w kierunku lasu, rodzice już wcześniej uprzedzili go, że kiedyś to nastąpi, jednak chłopczyk spodziewał się, że stanie się to później. Chciał zostać z matką i ojcem, ale nie mógł, przecież kiedyś obiecał, że się nie zatrzyma. Czuł się jak tchórz zostawiając swoją rodzinę, oraz młodszą siostrę, która w prawdzie, nie była z nim związana więzami krwi, ale odkąd się poznali, stali się nierozłączni, wciąż pamiętał te czekoladowe, roześmiane oczy.

***Morgan PoV***

Chodziłam w kółko po pokoju. Czego Aidren mi znów nie mówi? Wyszedł jakieś pięć minut temu i pozostawił mnie otępiałą. Nerwowo spojrzałam na pierścień, nawet nie wiem czemu, po prostu musiałam się na czymś skupić. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a do pokoju wszedł rosły mężczyzna, natomiast za drzwiami, stało ich jeszcze kilku.

- Ubierz to - podał mi czarną pelerynę - Idziemy.

- Co? Gdzie? Ja? - zapytałam, na co mężczyzna westchnął.

- Pan Aidren zabiera cię natychmiast do innej kryjówki - odparł, a ja narzuciłam na siebie pelerynę, mam szansę uciec, wystarczy załatwić kilku strażników i...- Ostrzegam, że nie masz jak uciec, twoje moce ciemności będą nieaktywne przez dwanaście godzin. - dodał widząc moje zamyślenie.

Czyli mój plan nie wyjdzie. Chociaż, zostały mi jeszcze błyskawice i elektryczność, jednakże ich nie potrafię używać, ani kontrolować.

Zakryłam głowę kapturem, a demon gwałtownie pociągnął mnie za ramię w stronę otwartych drzwi. Cicho syknęłam, gdyż złapał mnie w miejscu sporego siniaka.

- Siedź cicho i nie wychylaj się - syknął w moją stronę, a następnie otoczyły mnie demony: szóstka mężczyzn, oraz cztery kobiety. - Idziemy - rozkazał, a reszta mu przytaknęła.

Dowódca pociągnął mnie za ramię, a jego drużyna szła tuż przy nas. Nikt nie odezwał się ani słowem, wszyscy byli przygotowani do walki i widocznie na coś czekali.

Jak miło, że nikt mi o niczym nie mówi.

Skierowaliśmy się do, zapewne, tylnego wyjścia z budynku, w którym panowała głucha cisza: albo wszyscy uciekli, albo właśnie trwają podchody. Gdy tylko wyszłam na dwór, poczułam chłodny, ale przyjemny wietrzyk, niebo było ciemne, a przed nami znajdował się nieprzenikniony las. Nagle usłyszałam szmer, jestem pewna, że demony również usłyszały, bo dowódca mnie puścił, a im dał sygnał ręką, na co ci ustawili się w okręgu wokół mnie.

Wtem coś mignęło mi przed oczami, a tuż obok mnie, coś uderzyło o grunt. Był to mężczyzna, członek drużyny, miał strzałę wbitą idealnie w serce. Po chwili przeleciała kolejna strzała, jednakże demonica, w którą była ona wycelowana, uniknęła ciosu.

- Pokaż się tchórzu! - krzyknął jeden z podwładnych.

Nagle dwie demonice zniknęły w krzakach, a raczej coś je tam wciągnęło. Coś, albo ktoś, ale ta osoba musiała być bardzo szybka, bo nikt nawet nie dostrzegł cienia.

Została siódemka demonów, które były przygotowane na atak. Nagle przeleciały kolejne dwie strzały i przebiły klatki dwóch mężczyzn. W tej samej chwili zniknęła kolejna demonica, ale tym razem usłyszałam jej stłumiony krzyk i ujrzałam damską sylwetkę.

- Cholera zróbcie coś! - krzyknął dowódca, w tym samymy momencie sztylet wbił się w jego głowę, a ten upadł na ziemię.

Zostałam ja i kilka demonów, jednak napastnik zestrzelił jednego z łuku, a pozostałe zostały wciągnięte w zarośla. To nie była równa walka, napastnicy mieli przewagę, gdyż atakowali z ukrycia.

Stałam sama, a wokół mnie była jedynie głucha cisza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro