Rozdział 5
Pov. Autor
Alex i Sylwia poszli na polanę, gdzie sobie Alex znalazł i namalował na niej jakby twarz Makungi, bo miał zamiar potrenować zanim na serio z nim zawalczy. Sylwia mówiła mu, że taki podobny do worka treningowego. Prawda, jest podobny.
- Dziwi cię mój widok Makunga? Oto chciałem się z tobą rozprawić! Jak prawdziwy lew! To jest ostatecznie prawdziwe?! - i zaczynał Alex w to uderzać - Albo to! I to! Za to, że mnie wystawiłeś i za to, że wywaliłeś mojego tatę z pracy, a to, że upokorzyłeś moją rodzinę! I, że przez ciebie wyszedłem na głupka! - gdy uderzył to po raz ostatni, to wyleciały jakby z tego kokonu ptaki i zaczęły Alex'a atakować i go dziobać, aż go podniosły i dały mu parę ciosów i poleciały do swojego kokonu. Jeszcze wypluł ptaki, które niechcący wleciały mu do ust. Podbiegła do niego Sylwia zmartwiona. Aż zobaczył w niej Mię. One są normalnie prawie takie same.
- Nic ci te ptaki nie zrobiły? - zapytała się go Sylwia.
- No nie... - odpowiedział jej niepewnie. Później usłyszeli jakby długie "nie", więc pobiegli tam i zobaczyli jak mnóstwo zwierząt jest wokół... pustego wodopoju. Zobaczyli lekko małą kałużę co zostało po wodopoju i rybę.
- Nasza woda... nie ma jej - jedna żyrafa powiedziała pełna zdziwienia.
- Woda w wodopoju wcześniej nie wysychała - powiedziała zaskoczona hipopotamica i wszyscy zaczynali ze sobą gadać, aż przyszedł Makunga pchając się.
- Mogę w końcu przejść?! - wyszedł na środek i zobaczył co się stało - To tu się znowu wyrabia?! - zapytał się patrząc na kałużę wody.
- Wodopój kompletnie wysechł. Zostało tylko na jedną małą porcję - powiedział mała antylopa.
- Ta, słuszna uwaga Shirley - powiedział prawie niezruszony.
- Jestem Boby - poprawił go mała antylopa.
- Makunga! Co mamy robić? - wszyscy zaczynali się go pytać.
- Milczeć! Mam jeden sposób by wyjść z tego strasznego impastu. Będziemy o tę wodę walczyć - powiedział Makunga w dramatyczny sposób, niestety nie chcieli ze sobą walczyć. Sylwia popatrzyła na Alex'a zmartwiona, a on na nią, ale szybko popatrzyli się na tłum jak i na Makungę.
- Zaraz, to nie fair! Jesteś większy! - powiedział wkurzony antylopa.
- Otóż to Shirley - powiedział Makunga uśmiechając się wrednie.
- Jestem Bo- - ale antylopa nie dokończył, bo Makunga go kopnął by nic nie mówił.
- Niestety moi drodzy, ale takie jest życie! Ja tutaj dowodzę! Dzięki Alekejowi i jego pląsom. I dzięki tej głupiej ludzkiej dziewczynie - powiedział Makunga mówiący o Sylwii i Alex'e. Sylwia poczuła się lekko źle.
- Proszę Makunga, to ostatnia woda w rezerwacie - powiedział błagalnie mała żyrafka z złamaną nogą, oczywiście, jest tak, że ma jakby bandaż dzięki Melmanowi.
- Skoro tak ci suszy, to może pójdziesz poszukać wody poza rezerwatem - powiedział wrednie Makunga do małej żyrafki. Wszyscy byli w szoku, że tak powiedział.
- Przecież nikt nie przeżył poza rezerwatem - powiedział ktoś, a Sylwia i Alex mieli pomysł.
- Ja opuściłem rezerwat. I jeszcze żyję. Mogę to jakoś naprawić - powiedział Alex do zwierząt, a oni popatrzyli się na niego jak i na Sylwię.
- To pewnie kanalizacja. W mieście często się zaklina, więc ja i Alex pójdziemy w górę rzeki by naprawić to - powiedziała Sylwia pełna odwagi.
- Wy? Ph- HAHAHAHAHA!!! - zaśmiał się w głos Makunga myśląc, że to żart.
- Tak. Odetkamy tą rurę i znowu będziecie mieli wodę - powiedział Alex.
- To świetnie! Pomógłbym ci się spakować, ale sądząc po tej koronie, to masz najlepsze, hahaha! - powiedział na końcu się śmiejąc.
- Tak, śmiej się, śmiej! - powiedział wkurzony Alex.
- Śmiej się, aż ci grzywa odpadnie, a my i tak zrobimy swoje - powiedziała Sylwia wkurzona, a ona i Alex poszli jeszcze tam gdzie są Zebry by znaleźć Marty'ego.
Tam gdzie są wszystkie zebry, gdy znaleźli Marty'ego i poszli do dżungli...
Nasza trójka przyjaciół, szli przez dżunglę bardzo ostrożnie by nie zobaczyli ich żadni kusownicy jak i ludzie,
- Powiedz stary, czy ty też zaczynasz się bać?- zapytał się Marty Alex'a.
- Wejdziemy, skradniemy się, kusownicy się nawet nie połapią - powiedział Alex skradając się.
- Taki mamy plan - powiedziała jeszcze Sylwia.
- A dlaczego akurat MY to robimy? - zapytał się ponownie Marty.
- No bo chciałbym... no chcę udowodnić mojemu tacie, że jestem prawdziwym lwem - odpowiedział Alex.
- A nie na przykład... czekoladowym, tak? - powiedział Marty/
- Może wydawać dla ciebie to dziwnie Marty, ale jak się okazuję, prawdziwe lwy nie tańczą - powiedziała Sylwia.
- CO?! - powiedział zaskoczony Marty.
- Csii! Przynajmniej mój tata tak uważa - powiedział Alex.
- A co na to człowieki? Byłeś gwiazdą stary! - powiedział Marty.
- Ale w Nowym Jorku, a to jest Afryka. Tu są bardziej wybredni - powiedziała Sylwia do Marty'ego.
- Marty! Sylwia! To tutaj! Tu jest ten zator! - podbiegł szybko Alex do tamy wybudowana z wielkich drzew. Nasza trójka wspięła się zobaczyć czy tam jest woda i okazało się, że jest tam
- No tak! Oto i woda! - powiedział Marty do nich. Ale gdy chciał już się napić to został zatrzymany przez Sylwię.
- Marty, czekaj! - powiedziała do Marty'ego szeptem.
- To ona - powiedział Alex gdy zobaczył babcię jak uczyła mężczyzn szydełkować, co okazało się dziwnie dla naszej trójki. Zeszli lekko, a Alex szybko kombinował jak zniszczyć tamę.
- Trzeba jakoś zniszczyć tamę. Masz jakiś dynamit? - zapytał się Alex Marty'ego.
- Ou, szlak! Akurat rano żułem ostatnią laskę, wiesz? - powiedział Marty. Zobaczyli jak jakaś dzida wpija się w koronę Alex'a, a gdy popatrzyli się w górę, to zobaczyli ludzi ubranych jak indianie.
- Indianie! - wykrzyczeli Marty z Sylwią i szybko nasza trójka biegła przed siebie, niestety Alex wpadł w sidła i wisiał nas ziemią.
- Alex!! - wykrzyczeli Sylwia i Marty jednocześnie.
- No i na co czekacie?! - zapytał się Alex, ale Sylwia nie chciała zostawić go jak i Marty.
- Ale przecież cię nie zostawimy! - powiedział Marty patrząc jeszcze na tłum.
- Sprowadźcie pomoc! Tylko szybko biegnijcie! - powiedział do nich Alex, a Marty i Sylwia szybko pobiegli po pomoc z rezerwatu.
Na polanie, gdzie siedział tam Zuba z Mią...
Zuba siedział na kamieniu, a Mia przy drzewie. Podeszła do nich żona Zuby.
- Cały dzień będziesz się tak użalał? - zapytała się go.
- Mhm - powiedział lekko wkurzony Zuba.
- Żadne "Mhm". Posłuchaj mnie Zuba. Zdarzył się cud, rozumiesz. Nasz syn do nas wrócił, po tylu latach. Nie rozumiem dlaczego to do ciebie to nie dociera - powiedziała zmartwiona żona.
- Ale o co ci chodzi kobieto - powiedział zrezygnowany Zuba.
- Już raz go straciliśmy Zuba. Nie powtórzmy tego błędu - powiedziała po raz kolejny jego żona.
- Lepiej nie rób tego jak było kiedyś Zuba... ja wiem, Alex nawet i mnie zranił, ale mogę jeszcze mu wybaczyć, ale jeszcze nie mam odwagi by mu to powiedzieć - powiedziała jeszcze do nich Mia. Jeszcze nie wiedzieli co się dzieje z Alex'em. Do nich podbiegł zdyszany Zuba.
- Zuba! Zuba... - podbiegł do niego, ale i tak Zuba był na niego wkurzony, ale wziął miotłę.
- Wynocha stąd! - odparł szybko wkurzony Zuba.
- Czego od nas chcesz Makunga? - zapytała się go żona Makunga.
- Właśnie, czego chcesz? - zapytała się też go Mia.
- To straszne... wodopój doszczętnie wysechł - powiedział Makunga.
- Jak to wysechł?! Grrr! Przecież to niemożliwe - powiedział wkurzony Zuba.
- Nie ma ani kropli - powiedział mu po raz kolejny Makunga. Zuba popatrzył się na niego przez chwilę.
- No cóż, jesteś przywódcą stada Makunga. Co masz zamiar z tym robić? - zapytał się go.
- Twój syn, Alekei, chciał to jakoś naprawić... poszedł w górę rzeki - powiedział Makunga, a gdy do Mia usłyszała, jej serce jakby zostało trafiony przez nóż.
- Opuścić rezerwat?! - zapytał się go zaskoczony Zuba.
- Przecież to do niego nie podobne... - powiedziała zaskoczona Mia.
- Nie! - powiedziała wystraszona żona Zuby.
- Próbowałem go zatrzymać! Tłumaczyłem mu, że to samobójstwo, ale tak chciał zasłużyć na twoją miłość - powiedział Makunga. Zuba i Mia popatrzyli się na siebie i zrozumieli się od razu,
- Ty tu zostań! Na wypadek gdyby miał wrócić! - powiedział Makunga do swojej żony, a gdy Mia wskoczyła na jego grzbiet, to Zuba jak najszybciej biegł na czterech łapach do dżungli. Mia strasznie się bała o Alex'a. Ona go strasznie kocha.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
1382 słów
Oto rozdział dzisiejszej nocy! Sorki, że piszę i publikuję o takich godzinach, ale jestem nad jeziorem
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro