Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Jutro na rytuale przejścia...

Pov. Sylwia

Ja i Mia poszłyśmy od razu do Alex'sa by mu pomóc lekko w przygotowaniu się, ale podczas chodzenia zauważyłyśmy jak te pingwiny coś robiły z wieloma samochodami. Podeszłam tam do nich, ale Mia poszła za mną by zobaczyć czy to nic groźnego. Zobaczyłam, że to te pingwiny z tego samego zniszczonego samolotu gdzie poznaliśmy naszych nowych przyjaciół.

- Hejka! Co wy robicie z tymi samochodami? - zapytałam się tego przywódcę tych pingwinów.

- Zbieramy materiały do zreperowania samolotu by wreszcie zabrać tych wielkich ssaków do Nowego Jorku - odpowiedział mi wódz. Muszę się wreszcie zapytać o ich imiona zanim jeszcze pójdę do Alex'sa z Mią.

- A jak wy macie na imię? - zapytałam się ich wreszcie.

- Mam na imię Skipper. Nasz naukowiec to Kowalski, wybuchowiec Rico i nasz mały urwis to Szeregowy - przedstawił mi się z wszystkimi żołnierzami tej załogi.

- I wy we czwórkę macie sami naprawić ten wielki samolot? - zapytała się ich Mia zaciekawiona.

- Mamy wielkie doświadczenie w tym - powiedział Kowalski do Mii.

- Dobra. Więcej nie pytam - powiedziała na szybko Mia - Lepiej chodźmy Sylwia do Alex'sa - powiedziała mi jeszcze Mia do mnie i od razu poszłyśmy w stronę miejsca gdzie miał być rytuał przejścia.

- Myślałam, że te pingwiny są chociaż trochę normalne - powiedziałam do Mii.

- Też tak myślałam, ale bardziej mnie przeraża ten wybuchowiec... eee... jak miał na imię? Rico...? - zapytała się mnie i na mnie popatrzyła wzrokiem pytająco.

- Tak. Ma na imię Rico. I czemu niby? - zapytałam się jej.

- Za dużo robił tych wybuchów jak zauważyłam lekko - odpowiedziała mi Mia.

- Dla mnie jest aż taki groźny... ale niech ci będzie - powiedziałam jej i akurat znalazłyśmy Alex'sa jak maluje coś na ramionach. Od razu do niego podeszłyśmy.

- Cześć Alex! - przywitała się z nimi Mia.

- O! Cześć dziewczyny! Dobrze, że was widzę. Mogłybyście mi pomoc w moim wizy runku umalowania na przedstawienie? - zapytał się nas Alex.

- Ja mogę to zrobić. I mam doskonały pomóc - powiedziałam do niego, wzięłam parę farb specjalne do malowania i namalowałam na jego klacie maski jak w tym teatrze - Fajnie mi to wyszło? - zapytałam się go.

- Pasuję do mojego charakteru. Dzięki wielkie Sylwia - podziękował mi Alex.

- Nie ma sprawy. Resztę na twarzy sam zrobisz na pewno - powiedziałam mu i odłożyłam mu farby obok niego.

- Nie ma sprawy. A pomożesz mi też Mia? - zapytał się Mii. Aż się uśmiechnęłam pod nosem.

- Jasne, że chcę - powiedziała Mia z uśmiechem i podeszła do niego by mu pomóc w malowaniu. Ja patrzyłam ja wygląda arena. Zrozumiałam wreszcie, że to jest walka, a nie walki na tańce. Chciałam powiedzieć Alex'sowi, ale chciałam poczekać aż skończy z Mią malować.

Pov. Autor

Podczas gdy Mia pomagała Alex'sowi w malowaniu od razu zaczynali lekko gadać.

- To... naprawdę mieszkałeś przez wiele lat w Nowym Jorku? - zapytała się go Mia na początek.

- No tak. Tam był dla mnie jak dom. Nie wiedziałem, że pochodzę z Afryki, aż do dzisiaj - odpowiedział jej Alex.

- A jak to się stało, że was tam już nie ma? - zapytała się go Mia po raz kolejny.

- To trochę przez Marty'ego. Miał urodziny kiedy ostatni raz byliśmy w zoo, a jego życzenie było takie, żeby dostał się do dziczy. Uciekł w nocy, więc ruszyliśmy za nim by nie zrobił wielkiego błędu, ale gdy go złapaliśmy na Dworcu Centralnym, policja nas uśpiła i obudziliśmy się w skrzyniach obok siebie. Niestety coś się urwało i polecieliśmy niechcący do oceanu i znaleźliśmy się na Madagaskarze. Trochę zdziczałem i przez to ugryzłem Marty'ego w tyłek. Oczywiście, przestałem szybko i pingwiny z lemurami odbudowali samolot i lecieliśmy do Nowego Jorku, ale niestety była jakaś awaria i wylądowaliśmy tutaj i spotkaliśmy jeszcze was - opowiedział Alex na szybko. Mia aż była w szoku.

- Wow... ale mieliście dużo przygód na tym Madagaskarze. Jestem nawet sama w szoku. Widziałam akurat z Sylwią jak pingwiny używają samochodów do odbudowania samolotu - powiedziała Mia.

- To chociaż plus - powiedział z małym uśmiechem na twarzy, a Mia uśmiechnęła się też do niego. Podszedł do nich Makunga.

- Hej, Alekei! I witaj Mia. Pomyślałem, że wpadnę by dać ci trochę otuchy. Ale nie denerwujesz się, co? - powiedział i zapytał się go Makunga.

- Nie no, mam wprawę. Jeszcze za czasów w zoo - powiedział mu Alex.

- Więc, chodzi o to, że trzeba wybrać sobie przeciwnika - podpowiedział Alex'owi Makunga.

- A, czyli to taki pojedynek? Na taniec, tak? Jestem świetny w te klocki na pewno. Ale jak myślisz, kto może ze mną wystąpić? - zapytał się Alex go.

- Tss, uuu, chciałbym, ale zabrania mi tego tradycja, a ona jest dla mnie święta, ale... na twoim miejscu... wybrałbym Ticsi - powiedział mu na ucho Makunga.

- Ticsi, tak? Brzmi dość... obiecująco. Makunga, tak? Dzięki - podziękował mu Alex.

- Dla syna Zuby wszystko. Pokarz im tygrysie - powiedział mu na powodzenia.

- Niech ci się uda Alex! - wykrzyczała jeszcze Mia do Alex'a.

- Dzięki Mia! - wykrzyczał do nie i poszedł na arenę z innymi młodymi lwami. Zuba walną w wielki dzwon i wszyscy zamilkli.

- Od teraz otwieramy rytuał przejścia! - powiedział do lwów.

- Dawaj złodko! Dasz im lanie, tak?! - wykrzyczała do Alex'a jego mama.

- Kobieto, ja teraz robię poważny dla niego rytuał... - mówił do niej by nie przeszkadzała Alex'owi, ale Alex'owi to nie przeszkadzało akurat. Był szczęśliwy.

- Jasne mamo! - powiedział do mamy, a ona za to wiwatowała dalej.

- To kto idzie na pierwszy ogień? - zapytał się młodych lwów, a Alex bardzo chętnie chciał, a Zuba i tak chciał wybrać swojego syna.

- Może najpierw ty? Ten przystojny, no właśnie, o właśnie. Wybierz przeciwnika - powiedział do Alex'a i pokazał by wybrał kogoś z tłumu.

- Pomyślmy. No tak... niech... będzie... - popatrzył chwilowo na Makungę i widział jak puszcza do niego oczko. Alex zrozumiał oczywiście przekaz - ... Ticsi? - cała widownia była w szoku, ale Makunga był szczęśliwy z tego powodu. Dziewczyny popatrzyły na siebie zaskoczone, bo nie wiedziały czemu lwy są w szoku.

- Ticsi? Dlaczego właśnie Ticsi? - zapytała się matka.

- No, moja krew! Mnie idzie na łatwiznę, hehehe... ale obudźcie go! Obudźcie go! - powiedział do nich by obudzili śpiącego lwa na skale. Obudził się, ale bardzo wkurzony tal, że miał wielki sześciopak na klacie i miał muskularne ramiona, a widać było w oczach jaki był strasznie wkurzony.

- Okej, jesteś Ticsi, tak? A może CC, hę? Puszka CC! Pokarz ja latasz! Nie wstydź się! Śmiało! - mówił odważnie Alex to wielkiego lwa.

- Czas na tańce - powiedział groźnie lew.

- Okej, ale ostrzegam, że horografię uczyli panowie Fossi i Roflis, haha - powiedział do niego lekko tańcząc.

- Ale nie takie tańce, WALCZ! - powiedział tym razem bardziej groźnie lew.

- Uuu! Walka na kroki. Nie ma sprawy - i zaczął Alex tańczyć, a wszystkie lwy, nawet Alex'a przeciwnik byli zdziwieni co robi syn Zuby. Sylwia bardzo zawiedziona, bo nie powiedziała mu o ważnej sprawie. To miała być prawdziwa walka. Podczas nie uwagi Alex'a, Ticsi był szykowany do ataku.

- Alekei, odwróć się! - szybko ostrzegł swojego syna przed niebezpieczeństwem, ale wciąż tańczył.

- Nie, nie tato. Jest skok, bioderka i dopiero odwrócę się... - i miała małe źrenice gdy zobaczył jak lew atakuję go.

- ALEX!!! - wykrzyczała wystraszona Mia. Niestety było za późno, a Alex leżał już szybko pobity. Tak mocne było uderzenie, że kamień pękł na dwie części.

- O nie... - powiedział przerażony Zuba. Szybko podbiegł do Alex'a.

- Alekei! Boli cię? - zapytała się mama gdy zobaczyła pobite oko Alex'a.

- Oj tak... potwierdzam - powiedział zraniony Alex, ale mama patrzyła na niego bardzo zmartwiona, a Mia podbiegła też do niego i też sprawdzała co z Alex'em - Ale to... wygrałem czy...? - pytał się taty Alex.

- Ależ oczywiście, że nie, ale jak mogło do tego dojść. Mówiłeś nam, że jesteś królem, a królowie nie pozwalają się lać - powiedział zaskoczony jak zarazem zmartwiony Zuba.

- Ale no jestem królem. Królem Nowego Jorku. To mój tytuł sceniczny wtedy pomaga mi wejść w rolę - powiedział Alex, ale mama Alex'a jak i jego ojciec był zaskoczony tym co jego syn powiedział.

- Wejść w rolę? - zapytał się go zaskoczony.

- O nie! To okrutne! Alekei nie przeszedł próby! Kto mógł się spodziewać, że Zuba musi wygnać... tss, własnego syna! - powiedział sztucznie smutno Makunga.

- Zuba, nie... - powiedziała zmartwiona matka Alex'a bo nie chciała tracić swojego syna.

- Zuba, tak. Niestety przywódca stada musi przegonić nieudaczników - znowu powiedział sztucznie smutnie Makunga. Oczywiście Zuba próbował wygnać Alex'a, ale gdy patrzył na jego wzrok. Nie mógł naprawdę wygnać swojego syna.

- A zatem już nie będę przywódcą stada... - powiedział smutnie Zuba i rzucił kij przywódcy na środek.

- Tato, co ty robisz? Tato, nie! Przecież nie możesz tak... - mówił Alex do taty, ale zamilkł gdy zobaczył jak Makunga zabierał kij z wrednym uśmiechem na twarzy. Wtedy zrozumiał, że Makunga wystawił Alex'a specjalnie, by sam był przywódcą stada. Makunga szybko zmienił wyraz twarzy i popatrzył się na tłum.

- Ale kto jest godziem zająć miejsce Zuby? Kto się odważy? Ktokolwiek! Nikt? - mówił Makunga, ale widział jak jeden lew chciał, więc specjalnie Makunga walną kijem go - Może pan? Jednak nie. Ja, ach, to taka krępująca sytuacja, ale ostatnie JA mogę przejąć to... straszliwe przemię - powiedział i uśmiechnął się wrednie do Zuby, a sam Zuba był wkurzony na niego - Ticsi! Weź koronę. Jako wasz nowy przywódca, skazuję Alekeja na banicję! Założy koronę hańby! I nie wróci do wodopoju! Nim upłynie 1000 lat, albo jego życie... cokolwiek się zdarzy - powiedział Makunga do całego stada lwów, a Zuba był wkurzony, ale nie tylko na Makungę, a nawet na swojego syna.

Na jakimś pastwisku...

- No już, sio, sio! Wynocha stąd! - wyganiał małe zwierzęta z wielkiej polany miotłą z patyków, ale popatrzył się wrednie na Alex'a - A mogłeś nam powiedzieć, wiesz?! Mogłeś powiedzieć, że nie jesteś prawdziwym królem! - powiedział do niego podniesionym głosem do Alex'a.

- A nie powiedziałeś mi, że to będzie prawdziwa walka! - Alex powiedział do Zuby też zawiedziony na siebie z powodu tej sytuacji.

- A czego ty się spodziewałeś?! - zapytał się go Zuba.

- A nie mam pojęcia, może jakiejś ojcowskiej rady, w stylu "Ej, synu! Masz z nim walczyć!" - powiedział sam wrednie Alex.

- Ale i też to moja wina! Gdyby mnie Makunga nie zrobił tak, że idziesz już na arenę, to mogłabym ci powiedzieć, że to walka! - powiedziała rozpaczliwie Sylwia. Sama i ona była zawiedziona sobą.

- Chociaż ona zauważyła tego! Jesteś lwem czy nie?! - zapytał się Alex'a wrednie Zuba.

- Nigdy z nikim nie walczyłem! - powiedział Alex.

- No jasne, że nie. Ty sobie tańczyłeś - powiedział po raz kolejny wrednie Zuba.

- I między innymi! Ważne jest to, że twój koleś Makunga ordynalnie mnie wystawił, a nie doszło by do tego- - został przerwany przez Zubę.

- Jakbyś był prawdziwym lwem! - powiedział wkurzony Zuba całkowicie.

- Zuba! - popatrzyła się na Zuba zaskoczona żona.

- Tak! Właśnie tak! - potwierdził Zuba wkurzony. Jak Alex to usłyszał, to był zaskoczony, że zawstydził go lekko przed Sylwią i Mią. Szczególnie Mią. Nie spodziewał się, że tak mocno go zrani jego własny ojciec.

- Prawdziwym lwem... dzięki. Wielkie dzięki - odszedł smutno Alex, ale za nim poszły Mia i Sylwia, ale jeszcze popatrzyła się lekko wrednie na Zubę i pobiegła za Mią i za Alex'em. Sama Sylwia była smutna, bo mogła jeszcze ocalić to wszystko, gdyby miała wiele czasu.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

1928 słów

Znowu dużo słów. Dzisiaj mam jakąś dziwną moc od tego. Plus, okładka się zmieni szybko

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro