Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Po co to robisz?...

Po krótkim i dość skondensowanym instruktażu zaprowadzono mnie do Dresera3, gdzie androidy Marii zmontowały naziemne laboratorium. Wyniki badań nad obcym implantem musiałem przyswoić metodą tradycyjną, co okazało się męczące, ale całe szczęście Onja miał doskonałą pamięć, więc raz przyswojone dane zostawały w głowie gotowe do użycia na wywołanie.

Wszedłem do izolatki. Inkubator na obcą cybertkankę ze szklanym zbiornikiem działał na wyobraźnię. Właz zasunął się za mną z niepokojącym sykiem. Obejrzałem się. Inżynier John Weding cały czas szczerzył się do mnie zza szyby. Pewnie według niego ten serdeczny wyraz twarzy miał być krzepiący, ale ja widziałem w nim sporą dozę fanatycznej ciekawości typowej dla ludzi oddanych nauce. Dla niego każdy rezultat eksperymentu był równie ciekawy. Wyobraziłem sobie, jak stoi ze swoim saharyjskim kompanem przy kawie i mówi: „Jak się uda, to, będzie super, a jeżeli nie, to zrobimy sekcję i też będzie fajnie".

Ciarki przebiegły mi po plecach.

– Za dużo sobie dopowiadasz, Marku. Co prawda nie mam obecnie dostępu do bliźniaka profesora Wedinga, ale zapewniam cię, że nie jest to doktor Frankenstein.

– Szkoda, Frankenstein przynajmniej by mnie zszył do kupy i wskrzesił.

Paskudny dźwięk rozstrojonego głośnika wwiercił mi się w czaszkę.

– Przepraszam, Pionierze. To stara technologia, więc odkrywamy ją na nowo.

Fizyczny głośnik w dousznym komunikatorze nieco zniekształcał głos Wedinga, ale ogólnie słyszałem go całkiem nieźle.

– Nie szkodzi.

– Za chwilę położysz się obok kołyski. – Doktorek wskazał przez szybę kanister z CI osadzony w komorze medycznej. Pływał w nim dość spory fragment implantu. – Wtedy Onja przeniesie twoją świadomość do przestrzeni wirtualnej wewnątrz guźniaka. Cały czas będziemy się komunikować tradycyjnie, ale wewnątrz strefy VR twój bliźniak przełoży sygnał akustyczny na standardowy przekaz doneuronalny.

– Czy guźniak – cholera i mi się udzieliło! – od początku był taki wielki?

Moje myśli znów zaczęły zbaczać na horrorowe tory.

– Nie, nakarmiliśmy go pożywką, żeby wytworzył stabilną przestrzeń. Wczoraj przestał się rozrastać.

Tylko skinąłem głową.

Do wzbogaconej pochłaniaczami szyby podeszła Meghan i pomachała na przywitanie. Zrobiło mi się jakoś tak... lżej. Przecież nie wysłałaby mnie na rzeź z zimną krwią, a nie wyglądała na zdenerwowaną.

– Jak się czujesz? – zapytała przez mikrofon.

– Całkiem dobrze, chyba nawet sam jestem ciekaw, co mi rosło pod czaszką i dlaczego.

– To dobrze. Wirtual będzie monitorowany, twój stan fizyczny też. W każdej chwili będziemy mogli przerwać połączenie.

– To jest może dziwne, ale nie czuję, żeby to coś miało złe zamiary. – Upozorowałem podejrzliwą posępną minę. – Ale może obcy jest zwyczajnie podstępny i tylko czeka na okazję do zapłodnienia naszych mózgów.

Meg zaśmiała się za szybą. Chyba wiem, co sobie przypominała.

– Gotowy?

Nie.

– Tak! –

Stanąłem na baczność i wyeksponowałem tors. Android z wgranym zdalnym programem adaptacyjnym wszedł do izolatki sygnałowej, poszperał przy kapsule z obcą CI i wskazał mi ambulatoryjne posłanie. Pewnie z odpowiednią nakładką miałby dobrotliwą minę i serdeczny uśmiech przyklejony twarzy, a tak tylko wlepiał we mnie syntetyczny kontur nosa i oczodołów poznaczonych markerami pod kreację nakładki VR.

Niespodziewanie głowa androida zaczęła puchnąć i żółknąć, aż zmieniła się w wielką trójwymiarową emotkę uśmiechu.

– Bardzo zabawne, Onja.

– Tyle mogę zrobić.

Ułożyłem się w komorze medycznej jak w trumnie, a android nasunął mi obręcz komunikacyjną na głowę.

– Przenosiny na trzy... – Głos Johna, brzmiał jakby zza grubej kurtyny. – Raz... Dwa... Tr...

***

Kolejne odcięcie świadomości, kolejna niespodzianka. W sumie już chyba przywykłem.

– To gdzie teraz jestem?

Spokojnie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Białe ściany bez okien i szeroki plafon roztaczający zimne światło straszyły jałowością.

– Jesteś w strefie buforowej, wykreowanej przez Onja. – Głos profesora Wedinga przestał wybrzmiewać mechanicznym zgrzytem. – Powinieneś dostrzec przejście przed sobą.

Spojrzałem na ścianę, w której pojawiły się zwykłe staromodne drzwi; poniekąd wyglądały nieco znajomo.

– Czy wy widzicie to, co ja?

– Tylko w strefie buforowej, potem Onja przejmie wszystkie procesy komunikacyjne i będzie nagrywał. Wyświetli nam obraz na monitorze w izolatce, ale nie będziemy mogli się z tobą bezpośrednio komunikować.

– Zrozumiałem. Idę do łącznika.

Złapałem za klamkę: mosiężną i ciężką, taką jak... Już wiem! Te drzwi; takie same mieliśmy w naszym domu na Ziemi. Ja i Weronika.

Dziwne uczucie skręciło mi kiszki. Nacisnąłem uchwyt i popchnąłem skrzydło. Jasne dzienne światło otuliło mnie przyjemnym ciepłem. Przekroczyłem próg.

– Już myślałem, że nie przejdziesz.

Znajomy mężczyzna uśmiechnął się do mnie i podał rękę.

– Dawno nie widziałem cię w tej formie, przyjacielu.

Onja dygnął prześmiewczo.

– Na powierzchni Nowej Ameryki mam ograniczone zasoby przeliczeniowe, ale tu jestem tylko dla ciebie, więc mogę więcej.

– Naprawdę musimy wymyśleć inną nazwę dla tej planety, ale to nie teraz. Jakieś przypuszczenia, co mnie tam czeka? – Wskazałem koniec wąskiego korytarza, otwartego na większe pomieszczenia, i rozejrzałem po łączniku.

Na ścianach wisiały zdjęcia moje i Weroniki, ale na to byłem przygotowany. Obce CI jakoś obsesyjnie interesowało się moją żoną, a ja zgodziłem się na ten eksperyment głównie po to, żeby dowiedzieć się dlaczego.

Onja chrząknął, żeby przyciągnąć moją uwagę.

– Przestrzeń VR jest stabilna, a symulacja odwzorowuje wasze wspólne mieszkanie na Wyspach Kanaryjskich, jednak Dziesięć Do Ósmej postawiło kilka ograniczeń.

– Jakie są warunki spotkania?

– Tylko my; bez sygnału z zewnątrz. Poinformowałem ekipę w ambulatorium. Zgodzili się na nagrania.

– No dobra, w sumie już miałem to coś w głowie: nic gorszego mi nie zrobi.

– Przesłałem twoją zgodę. Cieszy się i czeka. – Onja wykonał zapraszający gest. – Wysyła mi delikatne sugestie, że się niecierpliwi.

– Ona?

– Obecnie tak.

– Wiemy o niej coś więcej?

– Nic, poza tym, że składa się w większości z twoich wspomnień połatanych według jakiegoś skomplikowanego algorytmu. I muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem kunsztu.

– Później wyskoczycie na piwo. Teraz idziemy.

Przestrzeń VR zawierała elementy, które dawno pogrzebałem w odmętach pamięci. Była nawet zabytkowa komoda z prawdziwego drewna, a na niej zdjęcie z wyjazdu do Paryża – wirtualnego wyjazdu oczywiście. Na planecie zmagającej się z kryzysem zasobów takie zbytki jak turystyka nie miały racji bytu. Poza tym większość europejskiej stolicy pokrywały uprawy i tylko głównym zabytkom dano szansę przetrwania.

Weszliśmy do obszernego pokoju. Każdy mebel, czy detal wystroju... Wszystko odwzorowane z niemalże idealną perfekcją.

– Musiał mi głęboko grzebać we łbie.

– O dziwo, jakoś omijał wewnętrzne skany kontrolne – oświadczył Onja z niepokojącą dozą adoracji wobec obcego CI.

– Cudownie, że już jesteś, Marku.

Ten głos... Jelita skręciły mi się w jeden z tych chińskich piktogramów, które stanowiły wyzwanie nawet dla pasjonata kaligrafii.

Obróciłem się w stronę aneksu kuchennego.

Stała przy blacie i szykowała posiłek. Zatkało mnie. Często wspominałem Weronikę, ale to były mgliste, wyidealizowane majaki, a to... Ona była jak żywa, jakbym patrzył na nią tak, jak jeszcze niedawno.

– Zaraz podam obiad. Rozgośćcie się, proszę.

Wskazała nam stół nakryty na troje.

Usiadłem kierowany reakcją na rzucone polecanie. Zatarte przez czas obrazy ożyły w jednej chwili, jakby ktoś wytarł zamglone okno z widokiem na przeszłość. Patrzyłem na nią, chciałem do niej dopaść, dotknąć, powąchać włosy.

– To nie jest Weronika.

Onja przykręcił moc pod bulgocącym kotłem emocji i dolał trochę zimnej wody rozsądku.

Weronika... Nie, nie mogę o tym tak myśleć.

– Po co to robisz? – palnąłem prosto z mostu.

Kukła spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem.

– Co masz na myśli? – odwróciła się, pochwyciła wazę z zupą i przeniosła ją na stół.

– Dlaczego mnie ranisz? Wiesz na pewno, że tęsknię. Byłaś w mojej głowie.

Kopia Weroniki zmarszczyła czoło.

– Sądziłam, że ten widok sprawi ci radość. Przecież ci jej brakuje; czujesz się samotny. – Chwyciła za chochlę i nałożyła nam kremu z pieczonych pomidorów.

Kurwa, moje ulubione danie.

Całość otoczenia, gesty, postać Weroniki... wszytko skierowano do mnie, do mojego sumienia; wszystko zaprojektowane tak, żeby mnie poruszyć i zmanipulować.

– Ale ze mnie gapa – rzuciła z typową dla Weroniki udawaną manierą. – Jeszcze śmietana i bazylia.

– Przestań – wysyczałem przez zęby.

Obce CI usiadło naprzeciw nas. Onja milczał.

– Wyjaśnij – poprosiło Dziesięć Do Ósmej zmienionym, niższym tonem głosu.

Zacisnąłem pięści.

– Przygaszę trochę emocje.

Całe szczęście bliźniak cały czas czuwał.

– Przestań udawać, zachowywać się jak ona. Przestań to robić!

Obce CI zmieniło postać: natychmiast, jakby ktoś przełączył program w projektorze.

– Czy ta wizualizacja wywołuje w tobie mniejsze wzburzenie, Marku?

Kopia Meghan faktycznie nie atakowała umysłu obrazami i wspomnieniami śmierci ani uczuciem straty. Meg żyła i czekała poza symulacją.

– Nikt z Dresera3 nas nie widzi, tak?

– Nie, ale nagrywam, więc zalecam pozostawianie końcówek zapładniających w spodniach.

Parsknąłem.

– Coś się stało, Marku?

– Nie. Tak, jest dużo lepiej, Dziesięć Do Ósmej. Przepraszam, że się uniosłem.

Kukła uśmiechnęła się promiennie.

– Cieszę się, że pamiętasz naszą rozmowę. To ja przyniosę w końcu tę śmietanę i bazylię.

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że wróciły wspomnienia z okresu, w którym Dziesięć Do Ósmej mościło się pod moją czaszką.

Meg Dwa postawiła dodatki do zupy na stole.

– Smacznego.

Krem pachniał obłędnie.

– Onja, dlaczego ja to czuję?

– Dziesięć Do Ośmiu przesyła mi sygnały do interpretacji i akceptacji. Pakiety zmysłowe, które generuje, są najwyższej jakości.

– Cieszę się, że jesteś pod wrażeniem, ale dla mnie to nadal jest upiorne.

– Wybacz Dziesięć Do Ósmej, wiem, że nie chciałaś źle. – Wziąłem głęboki wdech. – Po prostu Weronika już nigdy do mnie nie wróci, więc takie doświadczenia są dla mnie jak rozdrapywanie starych ran i posypywanie ich solą.

– Nie rozumiem.

– Ech... Wiesz, kiedy stracisz coś ważnego i już się z tym pogodzisz, a wtedy ktoś daje ci złudną nadzieję...

– Nie rozumiem, czemu nie może wrócić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro