Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nowa osobowość

Zastanawiałeś się kiedyś, kim tak naprawdę są stworzenia nazywane przez nas aniołami? Kto to jest diabeł? Codziennie używamy tych określeń. Ale o kogo nam chodzi? Czy to są jakieś nieistniejące, wymyślone postaci, powstałe w ludzkiej wyobraźni po to, by straszyć dzieci? Może ta historia rozjaśni Ci trochę całą tę sytuację.
Pewnego dnia ludzi przechadzających się po parku, zaciekawił, a zarazem przeraził jeden fakt. Jesteś w stanie wyobrazić sobie sytuację, że idziesz spokojnie, a nagle przed Tobą, jakby z nieba, spada człowiek? Oni też nie potrafili.

Była piękna pogoda. Słońce świeciło chyba mocniej niż powinno, biorąc pod uwagę temperatury przewidywane dla panującej wtedy pory roku. Zakochani, przyjaciele czy też dzieci, radośnie przechodzili ścieżkami parku w centrum miasta. Zachwycali się wszystkim, co ich otaczało. Nagle, ni stąd ni zowąd z niezidentyfikowanego miejsca (z nieba, z drzewa?) spadł chłopak. Mogłoby się wydawać, że zaraz obok niego pojawi się przeogromna kałuża krwi i trzeba będzie wzywać karetkę pogotowia. Parę bardziej ciekawskich, bądź chętnych pomocy osób, podbiegło w tamtą stronę. Leżał na brzuchu. Jakiś mężczyzna chciał poruszyć jego ramieniem, żeby sprawdzić, czy jeszcze żyje. Zanim jednak dotknął tego ciała, podniosło się ono do siadu. Młodzieniec nie zwracając ogóle uwagi na gapiów, podniósł się i otrzepał z kurzu. Nie miał ani jednej blizny, czy też zadrapania. W momencie, gdy wzrok ludzi zaczynał go już piec, uraczył ich na chwilę swoim spojrzeniem i odchodząc powiedział:

- Wybaczcie za zamieszanie. Szef zawsze musi mnie zrzucać w dziwnych miejscach. Będę musiał ubiegać się o podwyżkę. - szedł spokojnie przed siebie. - Ewentualnie napiszę petycję o jakieś delikatniejsze przysyłanie do pracy.

Wszyscy długo jeszcze stali w jednym miejscu co chwilę przenosząc wzrok z ziemi, na której leżał chłopak na drogę, którą odszedł. Nikt nie rozumiał tego, co miało miejsce kilka chwil wcześniej. Nikt poza owym chłopakiem. On wiedział, po co tam był. Miał konkretne zadanie i zamierzał wykonać je jak najlepiej. Bez zwracania uwagi na konsekwencje. Musiał kogoś znaleźć. Bez zdradzania, kim był. Jego praca w pewnym sensie była ułatwiona, bo osobnik, na którego "polował", również go miał szukać.

Plan był bardzo prosty. Wszystko dokładnie przygotowane. Załatwione miał już miejsce w szkole (miał tylko 17 lat) i w domu pewnej rodziny. Przybył jako "uczeń z wymiany". Żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń, po drodze wstąpił do supermarketu, w celu zakupienia walizki i przedmiotów codziennego użytku, które powinien posiadać każdy podróżujący. Z takim oto pakunkiem udał się do willi państwa Park. Przywitał go, niższy od niego chłopak. Jimin, bo tak miał na imię owy nastolatek, oprowadził gościa po całym mieszkaniu - od piwnicy aż po strych. Co jakiś czas posyłał mu swój promienny uśmiech, na który Yoongi odpowiadał tym samym. Czuł, że ma ogromne szczęście, że trafił na takiego uprzejmego współlokatora. Okazało się również, że będą uczęszczać do jednej klasy. Cieszył się niezmiernie, tym bardziej, że czarnowłosy był niczego sobie.
Wieczorem, podczas kolacji, poznał rodziców swojego rówieśnika. Byli w stosunku do niego bardzo uprzejmi. Sądził, że ich dom to idealne miejsce, w którym będzie mógł spokojnie realizować zlecenie. Jego pokój znajdował się naprzeciwko sypialni drugiego. Po posiłku udał się spać. Chociaż życie anioła nie wymagało snu, musiał udawać całkowicie normalnego.

Pierwszego dnia w szkole brunet wzbudzał niemałą sensację. Cały czas chodził u boku niższego, co tym bardziej dziwiło uczniów. Nikt nie podszedł, by przywitać się z Jiminem, ale pomimo tego, chłopakowi nie schodził uśmiech z twarzy.

- Chcesz ze mną siedzieć? - odezwał się radośnie szatyn wchodząc do klasy.

- A nie siedzisz z nikim ze znajomych?

- Uznam to za potwierdzenie. - zignorował jego pytanie. - Tam jest nasza ławka. - wskazał miejsce na końcu klasy, akcentując przy tym słowo "nasza".

Yoongi o nic już nie pytając poszedł na tyły i siadając na krześle. Jego kolega szybko pojawił się obok. Ciągle się szczerzył. Jak taki przyjazny chłopak mógł nie mieć znajomych? No dobra, czasem tacy dobrzy ludzie byli wyśmiewani czy też szykanowani, lecz on nie miał takich problemów. Wyglądało to wszytko tak, jakby po prostu wzbudzał w innych strach. Cały dzień Min nie robił nic innego, tylko obserwował otoczenie. Każdy się odsuwał lub unikał wzroku siedzącego z nim młodzieńca. Coś musiało być na rzeczy. Po ich ostatniej lekcji wychowawczyni poprosiła nowego ucznia o rozmowę. Czarnowłosy postanowił poczekać na swojego kolegę przed frontowymi drzwiami szkoły. Suga zastanawiał się, czy zrobił coś niewłaściwego i to pierwszego dnia. Niepewnie podszedł do biurka i spojrzał wyczekująco na kobietę. Ona popatrzyła na niego ze współczuciem i powiedziała:

- Yoongi, tak? Słuchaj, wyglądasz na miłego chłopca... - nie potrafiła dobrać słów. - Zadawanie się z Parkiem zapewne będzie miało negatywny wpływ na Ciebie. Będziesz tu przez jakiś czas i nie chciałabym, żebyś wrócił do rodziny z nabytymi jakimiś niepoprawnymi cechami. - uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Ale wydajesz się być rozsądny, jestem pewna, że podejmiesz dobrą decyzję.

Chłopak przez chwilę analizował jej słowa, podziękował za rady i wyszedł. Był potwornie zirytowany, jak nauczycielka mogła tak mówić o jednym z uczniów? Co w tym dzieciaku mogło być złego? Niby nie brał czynnego udziału w lekcji, ale może nie rozumiał tej partii materiału? Bardzo dziwna sytuacja. Chciał nie mówić Jiminowi o tym, czego się dowiedział. Nie potrafił kłamać. W końcu był aniołem, wzorem cnót. Jedyne kłamstwa, jakie były mu dozwolone przy tym zleceniu to: kim jest, skąd pochodzi i w jakim celu przybył. Przecież nie mógł mówić, że przybywa z nieba. Wszyscy wzięliby go za wariata. Powolnym krokiem udał się do wyjścia. Chłodne powietrze uderzyło go w twarz. Rozejrzał się, ale nie zauważył osobnika, który miał na niego czekać. Usłyszał krzyk. Pobiegł gdzieś w krzaki. Zobaczył młodszego chłopaka, który został przywiązany do drzewa. Jego zeszyty były porozrzucane na ziemi. Płakał tak głośno, że obudziłby umarłego. Dewizą Bożych Wysłanników była pomoc potrzebującym. Szybko zaczął go rozwiązywać. Wrzaski nie ustawały. Kiedy zostały już tylko ręce do wyswobodzenia, pojawił się Park.

- Co się tutaj dzieje?! O nie, co Ci się stało, chłopczyku? - w jego głosie słychać było przejęcie.

Młody wzdrygnął się, gdy zdał sobie sprawę z obecności czarnowłosego. Pomimo uwiązanych jeszcze rąk, wyrwał się Sudze i prędko zbierając swoje rzeczy - uciekł. Teraz był już zupełnie skołowany. Próbował go uratować, a on uciekł jakby co najmniej diabła zobaczył. Spojrzał na drugiego pytającym spojrzeniem, na co niższy wzruszył ramionami.

Spokojnym krokiem wrócili do domu. Po drodze prawie wcale nie rozmawiali. Yoongi nie wiedział o czym, a Jiminowi najwidoczniej to nie przeszkadzało. W domu zjedli obiad i rozeszli się do swoich pokoi. Całe popołudnie brunetowi zajęło rozmyślanie nad tym, kto mógłby się tak znęcać nad tym dzieciakiem. Doszło do niego, że to musi być jego "cel". Pozostało mu tylko zlokalizowanie i wyeliminowanie przeciwnika. Przyglądając się ludziom ze szkoły, nie zauważył nikogo podejrzanego. To był dopiero pierwszy dzień, miał jeszcze sporo czasu. Około godziny 22:00 naszła go ochota na kawę. Nie miał pojęcia gdzie co się znajduje, a nie chciał niekulturalnie przeszukiwać szafek, więc postanowił się udać do pokoju rówieśnika. Zapukał delikatnie, a po chwili otworzył mu, ledwo po kąpieli, z mokrymi jeszcze włosami, ubrany w same bokserki, chłopak. Libido Mina znacznie podskoczyło na ten widok. Skarcił się w myślach. Stworzenie jego pochodzenia nie powinno posiadać tak zbereźnych fantazji. Jednak musiał przyznać, że w tym momencie ujrzał przed sobą boga seksu. Zaniemówił na dłuższą chwilę, wbijając wzrok w podłogę. Kiedy przypomniało mu się, po co tam zawitał, podniósł głowę. Niestety to co zobaczył, nie poprawiło jego samopoczucia, wręcz je pogorszyło. Czarnowłosy przygryzał swoją wargę w sposób najbardziej kuszący, jaki można sobie tylko wyobrazić. Po brodzie Yoongiego zaczęła spływać ślina. Gdy zdał sobie z tego sprawę, szybko ją starł rękawem bluzy i czerwieniąc się z zawstydzenia wykrztusił:

- Przesz-kadzam Ci? Chciałem so-bie zrobić kawę, a-ale nie wiem, gdzie j-jest i te-tego...

Parkowi najwidoczniej spodobało się, jak kolega na niego reagował. Chwycił go za nadgarstek i wyszeptał do jego ucha:

- Oczywiście. Chodź, pokażę Ci, co i jak. Weźmiesz sobie, co tylko będziesz chciał.

Zalotnie oblizał usta i pociągnął kompana w stronę kuchni. W tamtym momencie brązowowłosemu nie pozostało już nic innego, jak przepraszać Boga za swoje niestosowne, ale jakże przyjemne myśli.

Kolejny dzień nie różnił się praktycznie niczym od poprzedniego. Znów wstawanie rano, szkoła, przerażone spojrzenia uczniów. Lekcje mijały powoli. Wszystko byłoby w porządku, gdyby na długiej przerwie Suga nie usłyszał dziwnych dźwięków dobiegających z łazienki. Ktoś płakał. Błagał o litość. Prosił o wybawienie. Z każdą sekundą go głos łamał się coraz bardziej. Chciał wbiec tam i pomóc potrzebującemu, jednak nie mógł uczynić tego sam. Postanowił odnaleźć Jimina. Pędem przeszukał całą szkołę, niestety bez rezultatu. Ruszył po nauczyciela koreańskiego, który akurat znajdował się najbliżej. Zaprowadził go w miejsce, skąd dochodziły przerażające odgłosy. Stała tam już grupka gapiów, której celem wcale nie była pomoc, tylko obserwacja. Tym razem zamiast szlochu, słychać było uderzanie w drzwi. Mężczyzna otworzył je kluczem. Wszyscy ujrzeli pobitego chłopaka, ze spodniami opuszczonymi do kolan, zakneblowanymi ustami i związanymi rękoma. Ten, prawdopodobnie niewinny, młodzieniec stał się ofiarą gwałtu. Min, razem z wykładowcą i dwojgiem młodszych uczniów zajęli się poszkodowanym. Zabrali go do pielęgniarki i wypytywali o wszystko: kto to zrobił, dlaczego itp. Dzieciak nic nie pamiętał, bądź nie chciał pamiętać. Zrezygnowany brunet, zdając sobie sprawę, że do niczego tak nie dojdzie, opuścił gabinet higienistki. Przyszedł na kolejną lekcję spóźniony, ale na szczęście ktoś z klasy poinformował nauczycielkę o tym, gdzie on się znajduje. Zajął miejsce przy swoim współlokatorze, nie zamieniając z nim ani słowa. Dopiero jakoś po 20 minutach usłyszał głos:

- Nieźle był poturbowany, co nie?

Te słowa zaskoczyły wyższego. Czyli jednak tam był? Widział wszystko? W takim razie... Dlaczego nie pomógł? Spojrzał na niego z wyrzutem, nie udzielając mu odpowiedzi. Dopiero w drodze do mieszkania postanowił się odezwać do szatyna.

- Szukałem Cię w całym budynku... Gdzieś Ty był? - zapytał z rozczarowaniem w głosie.

- Bliżej niż Ci się wydaje. - niższy puścił mu oczko.

Po raz kolejny godziny popołudniowe spędzili osobno. Wieczorem Yoongi otrzymał smsa.

Od: Bóg
Dajesz mu zbyt dużą swobodę, nie baw się z nim w kotka i myszkę.

Zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem jego szef nie znał tożsamości owego diabełka. Na pewno wiedział, kto to. Dlaczego mu po prostu nie powiedział? Praca anioła byłaby o wiele prostsza. Ale nie, przecież ta robota nie miała być łatwa, a ciekawa. Bruneta zaczynało to irytować, jego przeciwnik już drugi raz z niego zadrwił. A on, głupi, ratując kogoś w potrzebie, zdradzał swoje prawdziwe oblicze. Był zły. Sam na siebie. Jak mógł dać się tak podejść? Strzelił sobie mentalnego liścia w twarz. Nagle do jego pokoju wszedł szatyn.

- Hej, masz ochotę pograć ze mną na konsoli? - zagadał. - Trochę nudno jest, a poza tym sądzę, że powinniśmy się lepiej poznać.

Wyższy choć na chwilę pragnął odreagować i zapomnieć zleceniu. Pokiwał twierdząco głową i zanim się spostrzegł, było niewiele po północy. Podziękował za rozgrywkę i postanowił wrócić do siebie. Będąc przy drzwiach usłyszał cichy głos:

- Nigdy nie miałem przyjaciela. Dziękuję Ci za poświęcony czas. - brzmiał tak, jakby miał się zaraz rozpłakać.

Słysząc ten ton, serce Sugi zaczynało się kruszyć. Nie chciał tego, więc szybko pobiegł do siebie i rzucił się na łóżko. Ponownie rozmyślając, doszedł do wniosku, że Jimin nie był złym człowiekiem, lecz odrobinę zagubionym. Bardzo chciał go nawrócić. Sądził, że jeśli się z nim zaprzyjaźni, to zmieni jego zachowanie i uczyni z niego bardzo dobrego chłopaka. Mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - poza wyeliminowaniem szatana, stworzyłby kolejnego anioła. W tamtym momencie postanowił, że zbliży się do Parka.

Minęły już jakieś trzy miesiące, całe miasto ogarnęła zima. Wszystkie dachy, drogi, trawniki były pokryte śniegiem. Od paru lat ta pora roku nie objawiała się tak intensywnie. Dwóch chłopaków podążało radośnie do szkoły, śmiejąc się i żartując. Yoongi nadal nie namierzył grzesznika, który był jego celem, jednak zbytnio się tym nie przejmował. Zrealizował swoją drugą, własną misję. Czarnowłosy został jego najlepszym przyjacielem. Praca na ziemi stała się o wiele przyjemniejsza, kiedy miał towarzysza. Był bardziej szczęśliwy. Mógł zachowywać się jak normalny nastolatek. I to pochłaniało go prawie całkiem. Nie potrafił zlokalizować przeciwnika, ponieważ jego ataki stały się rzadsze i mniej przerażające niż na początku. Lekcje mijały spokojnie, aż do pewnego momentu. Około godziny 12:00, siedzącemu na zajęciach Jiminowi, zachciało się wyjść za potrzebą. Zgłosił się, zabrał klucze do toalety i wyszedł. Gdy nieobecność szatyna trwała już może z siedem lub osiem minut, jeden z uczniów został oddelegowany, by przyprowadzić kolegę z powrotem. Po chyba 5 minutach wszyscy usłyszeli krzyk. Poderwali się z krzeseł, a nauczyciel kazał im się uspokoić. Min zaczynał podejrzewać, że ten diabeł, którego miał schwytać, dorwał jego przyjaciela. Po chwili do klasy wbiegł Park, prosząc obecnych w niej o to, by podążyli za nim. WC znajdowało się piętro niżej. Będąc już na półpiętrze, zamarli. Na samym dole leżał chłopak. Martwy chłopak. Ten sam, który został wysłany za Jiminem. Zginął. Wszystko było brudne z krwi: jego ciało, ziemia dookoła niego i każdy stopień schodów. Czarnowłosemu zadawano pytania, czy nie widział nikogo podejrzanego, czy wie kto to zrobił i tym podobne. Brunet zastanawiał się, czy to jakiś znak od przeciwnika? Czy chciał się wreszcie ujawnić? Rozmyślenia przerwały mu wibracje telefonu.

Od: Bóg
Min Yoongi! To nie może trwać dłużej, przez Twoją niesubordynację zginął niewinny człowiek! Wracaj do wykonywania zlecenia, nie możemy ponosić ofiar w ludziach.

Sms, który chłopak otrzymał od szefa, zupełnie go zdołował. Zaczął się obwiniać o wszystko. Jego dotychczas dobry humor, zmienił się w kilka sekund w najgorszy, jaki może być. Spochmurniał. Szybko powiadomiono dyrektora, który zadzwonił na policję. Po jakichś piętnastu minutach pojawili się funkcjonariusze. Brunet znał ich bardzo dobrze. To byli jego koledzy, że tak powiem "po fachu". Jeden z nich dostrzegł Sugę w tłumie. Po chwili zastanowienia, podszedł do niego.

- Niezłego bajzlu narobiłeś, młody. - szepnął. - Przestań się obijać, nie chcemy, żeby ktoś jeszcze ucierpiał.

- Seokjin, błagam Cię. - przewrócił oczami. - Staram się, wiesz, że próbuję. Robię wszystko tak, jak mnie uczyłeś, hyung! - ostatnie słowa prawie wykrzyczał, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.

Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Słowa starszego dobiły go jeszcze bardziej. Gdy ten chciał przeprosić za swój głupi i nieśmieszny żart, brązowowłosy po prostu uciekł. Chciał być sam. Popsuł już prawie wszystko. Usiadł na ławce, znajdującej się na trzecim piętrze. Wiedział, że ludzie rzadko w to miejsce przychodzili, było ono raczej "rezerwowe". Jeśli jakaś sala była malowana, bądź odrestaurowywana, lekcje odbywały się na trzecim piętrze. Schował twarz w dłoniach. Ze szlochu wyrwało go nawoływanie.

- Sugar! Gdzie jesteś? Sugarek! - Park krzyczał coraz głośniej.

Kiedy ujrzał swojego przyjaciela płaczącego na ławce, bardzo szybko znalazł się przy nim i objął go ramieniem.

- Yoongiś, co się stało? Kto Ci coś zrobił?

- To ja raczej zrobiłem coś okropnego, Chim! - jego głos aż się łamał. - Moje zlecenie było tak banalne, a przez moje bagatelizowanie sprawy giną ludzie!

Jimin milczał. Wyższy nie chciał, wręcz nie mógł już dłużej ukrywać prawdy. Postanowił wszystko wyjawić szatynowi, przecież był jego przyjacielem. Sądził, że go zrozumie. Nie wyśmieje, a nawet pomoże. Odsunął się i spojrzał w jego oczy. Jakakolwiek nie byłaby reakcja drugiego, coś w środku kazało mu się przyznać. Wziął głęboki oddech i wciąż dławiąc się łzami, mówił:

- Nie jestem tym, za kogo mnie masz. Jestem aniołem. Nigdy nie byłem zwykłym człowiekiem. Może to brzmi niewiarygodnie, ale taka jest prawda. Przepraszam, że to ukrywałem. - spuścił głowę i zaczął nerwowo poruszać swoimi palcami. - Zostałem tutaj zesłany, żeby odnaleźć jednego z wysłanników diabła. To on wyprawia te wszystkie złe rzeczy. Nie namierzyłem go nadal, a powinienem już dawno się go pozbyć. - wyciągnął z kieszeni telefon i podał go chłopakowi. - Zobacz, to są smsy od mojego szefa. Popsułem całą misję, jestem do niczego.

Niższy przez chwilę czytał wiadomości, oddał urządzenie i uśmiechnął się pokrzepiająco, chwytając chłopaka za podbródek i unosząc ku górze tak, by na niego spojrzał. Siedzieli w bezruchu kilka minut.

- Już będzie dobrze. - powiedział Park wstając i podając koledze rękę. - Chodź, w domu nad tym pomyślimy, aniołku.

Yoongi bez zastanowienia chwycił dłoń Jimina i ruszył z nim w stronę domu. Jego rozpacz wciąż nie ustawała. Drugi całą drogę próbował go pocieszać, niestety każda próba kończyła się fiaskiem. W mieszkaniu nawet zrobił dla niego ulubione naleśniki. Nic nie mogło poprawić jego samopoczucia. Starszy zaszył się w swoim pokoju i nie miał zamiaru wychodzić. Zawinął się w koc i chciał tam zostać na zawsze. Trwał w takiej pozycji może ze trzy godziny. Nie widział sensu ruszania się gdziekolwiek. W końcu niestety musiał to uczynić, gdyż usłyszał prośbę o pomoc dochodzącą z piwnicy. Zszedł na dół i otworzył metalowe drzwi. Napotkał kolejne schody, no cóż, tego dnia miał pecha do schodów. Zanim ruszył na dół, postanowił dowiedzieć się, czy jego towarzysz faktycznie tam jest.

- Jimin, jesteś na dole? - krzyknął.

Nie dostał odpowiedzi, więc powolnym krokiem, stopień za stopniem, przemieszczsł się do pomieszczenia. W pewnym momencie wrota się zatrzasnęły. Nie wystraszył się. To mógł być przeciąg, cokolwiek. Prawie nic nie widział, a nie mógł znaleźć włącznika światła. Przeszedł parę kroków i został brutalnie popchnięty na ziemię. W jednej chwili cała piwnica oświetliła się czerwonym blaskiem bijącym od świec. Mnóstwa świec. Min począł szukać wzrokiem swojego oprawcy. Kiedy zobaczył postać i usłyszał śmiech, wszystko się ułożyło.
Przywiązany chłopak na początku - pomocnik przybył zbyt późno, ofiara na jego widok się przeraziła i uciekła.
To, że Jimin nie miał żadnych znajomych, bo wzbudzał w nich strach.
Młodzieniec zgwałcony w toalecie - Park wśród gapiów pojawił się ostatni, dodając, że ciągle był bliżej, niż mu się wydaje.
Martwy rówieśnik - zginął w momencie, kiedy w tej części budynku znajdował się sam na sam z czarnowłosym.
Inne, mniejsze ataki, których również młodszy "przypadkiem" był świadkiem. Wyższy skarcił się w myślach za głupotę. Misja, swoje rozwiązanie miała tuż pod jego nosem, a on tego nie dostrzegł.

- Mój maleńki, niemądry Yoongiś. - niższy wyszczerzył się złowieszczo. - Naprawdę się nie domyśliłeś? Ale mają pracowników w tym Niebie, no po prostu pogratulować. - zadrwił z niego. - Na szczęście sam mi się przyznałeś, ale jak mogłeś to tak długo przede mną ukrywać? - kucnął przed nim i uderzył go z liścia.

Min powoli przyswajał informacje. Stękał cicho, co spowodowane było bólem twarzy.

- Masz się stąd nie ruszać, zrozumiano?! - warknął przeciwnik. - Zaraz nauczymy Cię dyscypliny.

Jimin wybiegł z pomieszczenia, po dłuższej chwili wracając z kajdankami i biczem. Zdziwił się trochę, dlaczego jego ofiara nie ucieka. Zauważył, że chłopak przesunął się o parę metrów, ale nie w stronę wyjścia, lecz w głąb piwnicy.

- Dlaczego nie uciekłeś?

- Kazałeś mi zostać. - powiedział cicho, patrząc prosto w jego diabelskie oczy. - Więc zostałem.

Czarnowłosy odczuwał ogromną satysfakcję. Czuł się panem sytuacji, wiedział, że od niego zależy wszystko. Każdy ruch, każda sekunda. Podniecała go myśl, że jest samcem alfa. Brunet musiał wykonywać każde polecenie, tym bardziej, że nie okazywał żadnego sprzeciwu. Park schylił się do niego i odchylając jego głowę, wgryzł się mocno w jego szyję. Zassał się na niej, jakby chciał wypić krew. Rozdarł jego koszulkę i odrzucił na bok. Rękę skierował na krocze tego pod nim, boleśnie je uciskając i masując. Zadawał mu ból, dużo bólu. Nie mógł sobie pozwolić, żeby jakiś aniołek z nim pogrywał. Chwycił jego nadgarstki i kajdankami przypiął je do rur kanalizacyjnych, znajdujących się nad głową wyższego. Podszczypywał każdy fragment torsu Mina, niektóre z nich zadrapując zębami do krwi. Kiedy skończył, wstał i rozpinając swoje spodnie, stanął kilka centymetrów przed twarzą starszego. Ujął jego głowę i szybkim ruchem umieścił swojego penisa w tych dużych, zaczerwienionych ustach. Nie bawił się w wolne tempo, od razu poruszał najszybciej jak potrafił. Nie zwracał uwagi na to, że osobnik ns dole się dławi. Przyspieszał jeszcze bardziej, aż doszedł w jego usta. Nakazał mu połknąć. Nie następowało to długo, zaczynał się niecierpliwić. Wziął pejcz i po zamachnięciu się, uderzył w jego brzuch. Nastolatek skulił się i migiem przełknął zawartość swojej jamy ustnej. Zamknął oczy, jakby chciał zasnąć.

- Nie śpimy, koleżko! - zaśmiał się Jimin, ponownie wymierzając mu cios w twarz. - To nie koniec naszej zabawy!

Ściągnął jego spodnie. Przez chwilę obserwował jego męskość spoczywającą w bokserkach, schylił się i ugryzł ją dosyć mocno. Yoongi stłumił w gardle krzyk. Nie wiedział, ile jeszcze wytrzyma. Musiał jakoś dać radę. Naważył piwa, to miał za zadanie je wypić. Choćby było najbardziej gorzkie. Zwyczajnie, nie mógł sobie nie poradzić.
Młodszy zerwał z niego również bokserki i uniósł jego nogi. Trzymając je w górze, uderzył kilka razy biczem w uda i kilka razy tyłek. Odrzucił narzędzie zbrodni na bok. Usłyszał bardzo ciche jęki wyższego, więc szybko zakneblował jego usta, robiąc przepaskę z resztek koszulki chłopaka. Wszedł w niego brutalnym, samczym ruchem. Spod materiału bluzki wydobył się krzyk. Jimin pieprzył go mocno. Tak miało być. Gwałcił go, ile tylko miał sił, a trzeba przyznać, że nie należał do słabych. Pociągał za końcówki jego włosów, podtrzymując jego głowę, by patrzył mu prosto w oczy - miało to być jeszcze większym upokorzeniem. Wolną rękę przeniósł na przyrodzenie Yoongiego, szybko nią poruszając. Kiedy ujrzał, że ofiara z wycieńczenia powoli mdleje, podarował mu jeszcze trzy uderzenia w twarz, w tym dwa z liścia i jedno z pięści, prosto w oko, które momentalnie zrobiło się fioletowe. Znów zagryzał się na jego karku, pozostawiając malinki, jakby znacząc teren. Posuwał go jeszcze gwałtowniej. Z dziurki brązowowłosego zaczęła wypływać strużka krwi. Przestał dotykać jego penisa, a dłoń przeniósł na jego krtań. Zacisnął ją mocno, obejmując całą szyję. Przycisnął chłopaka do ściany, jakby chciał go udusić. Ani na moment nie zwolnił tempa. Po długim czasie, tak brutalnego rżnięcia, rozlał się we wnętrzu Sugi.
Zmęczony opadł na chwilę na ciało pod nim, by odzyskać siły. Po paru minutach wstał i popatrzył na swoje dzieło. Brunet prawie nie oddychał. Jego skóra pokryta była wciąż krwawiącymi ranami, twarz i ręce siniakami, uda zadrapaniami. Nagle chłopak zakrztusił się i wypluł sporą ilość osocza, brudząc jeszcze bardziej swoją klatkę piersiową.
W ciągu paru sekund nad jego głową pojawiła się złocista aureola, a z boków zaczęły wyrastać ogromne, białe, pierzaste skrzydła. Ciało młodzieńca zaczęło unosić się ku górze, coś je zabierało. Dało się słyszeć głos, dochodzący prawdopodobnie z Nieba:

- Min Yoongi, przeszedłeś test. Poświęciłeś siebie w istotnej sprawie. Możesz być z siebie dumny i od dzisiaj nazywać siebie aniołem. Niestety nie ma pewności, że wyzdrowiejesz. Może i jestem Cudotwórcą, ale Twój stan jest krytyczny...

Park patrzył z niedowierzaniem na całe to zajście. Nie umiał tego wytłumaczyć, ale e jego oku pojawiła się łza. Zniszczył anioła. Niby taki był jego cel, lecz coś w środku kazało mu rozpaczać. Czyżby jednak miał serce? Czy by potrafił współczuć? Czyżby się martwił o innych? Unoszący się Yoongi i głos Boga uświadomił mu, że złą wybrał drogę. Krzywdził wszystkich, bo tak. Nie miał powodu, po prostu to robił. Zrozumiał coś jeszcze. Obudziło się w nim uczucie. Uczucie do jego własnej ofiary. Nie mógł tak tego zostawić. Pomimo wszystko, zechciał uratować Mina, bez względu na cenę tego ratunku. Spojrzał w górę, na okno, przez które wpadały promienie słońca.

- Ty tam na górze! Popełniłem wiele błędów. Cały czas je popełniam. Nie chcę, żeby on odszedł na zawsze. Ukaż mnie, on nie zasłużył!

Wyczekiwał jakiejś odpowiedzi, ale zamiast tego - zemdlał. Ocknął się w jakiejś białej sali. Domyślił się, że znajduje się w niebie. Nie zobaczył nikogo, więc postanowił krzyczeć.

- Jaka jest cena uratowania Yoongiego? Zrobię wszystko! Mogę nawet zostać aniołem, chociaż zupełnie się nie nadaję. - zaczął łkać. - Błagam, przywróć mi go... Jesteś dobroduszny, wiem o tym! - teraz on zaczynał się dławić łzami. - Chcę być taki jak on, nauczcie mnie, jak być jednym z Was!

Posłyszał cichy chichot, a gdy się odwrócił zobaczył szpitalne łóżko, a na nim poturbowanego Sugę. Podbiegł do niego szybko i chwycił jego dłoń, całując ją z czułością. Brunet po raz kolejny się zaśmiał, mówiąc:

- Zadanie numer jeden: pomóc mi dojść do siebie. - zaczął wyliczać. - Zadanie numer dwa: nie traktować nikogo w ten sposób, w jaki potraktowałeś mnie. - uśmiechnął się podejrzanie. - Zadanie numer trzy: kochać mnie już na wieki i pokochać swoją nową osobowość, panie Park.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam!
To moje kolejne opowiadanie, odrobinę w innym stylu, ale mam nadzieję, że się spodoba.
Mój ostatni NamJin nie zdobył jakiejś szczególnej popularności, ale cieszę się, że w niektórych wywołał wiele emocji. Dziękuję za pozytywne komentarze. ^^

A co do tego ff, to standardowo: komentarze mile widziane.
Pozdrawiam! ;3;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro