Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

[Nie mogłem nic znaleść. Nawet nie wiecie jak trudno jest wybrać coś do Sci-Fi. Zwłaszcza jeśli grało się w tak mało gier, albo oglądało się tak nie wiele filmów. Musicie niestety muzykę wybrać sami. Jeśli macie jakieś sugestie to chętnie przyjmę.]

Anderson wszedł na mostek i zobaczył Phila, który opierał się o ścianę spoglądając w pustkę. Patrzył w gwiazdy. Choć widział je wszystkie już tysiące razy to teraz wyglądały zupełnie inaczej. Zniknął Orion, wielki wóz, skorpion czy strzelec. Wszystko się zmieniło. Tak jak wtedy, dwa lata temu.

- W porządku Phil? - spytał Anderson wyrywając go z zamyślenia. Mężczyzna wyprostował się i odwrócił.

- Tak, w jak najlepszym. - potwierdził pilot z uśmiechem który jednak wydawał się wymuszony.

- Widzę przecież, że coś cię trapi. - oznajmił komandor, skrzyżował ręce na piersi, a w jego oku pojawił się znany wszystkim członkom załogi błysk. Phil wiedział, że dowódca nie odpuści.

- Ehh... - westchnął cicho. - Znasz taką osobę, która ostro cię irytuje, ale tak naprawdę to ją nawet lubisz?

Anderson stanął jak wryty. Gdyby nie to, że się opanował szczęka opadłaby mu do podłogi.

- Czekaj... Mówisz o Lindsey?! - Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Pilot twierdząco pokiwał głową.

- Sam nie wierze, że to mówię. Potrafi naprawdę wkurzyć, ale kiedy pracowaliśmy nad promem, który zniszczyliście to wydawała się naprawdę w porządku. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że nawet miła. - Komandor tylko uniósł kąciki ust. - Spoko, trochę przesadziłem.

- Lindsey już taka jest. Zawsze na granicy przesady. Nic dziwnego, że mało kto jest ją wstanie znieść.

- Poza Duncan'em - mruknął pod nosem Phil i skrzywił się.

Co dość zaskakujące, była osoba z którą Phil kłócił się częściej niż z Lindsey i był to właśnie Duncan, a jako iż na statku miał pozycje nawigatora, widywali się niemal zawsze. Tworzyło to idealne okazje do nieustających kłótni na mostku. Dlatego zazwyczaj przybywali tu tyko oni dwoje. Duncan jednak w przeciwieństwie do Phila wręcz uwielbiał Lindsey. Śmiał się z jej nawet najgorszego żartu czy zawsze popierał ją podczas licznych sprzeczek. Kobieta czasem nawet prowokowała go opowiadając, żart tak słaby, że nawet sam ś.p. Karol Strasburger by się nie powstydził, a ten i tak się śmiał.

Komandor przewrócił oczami. Jak mógł przeżyć gdy Główna Pani Mechanik sprzeczała się z Philem, czasem zdarzały się zaiste kuriozalne sytuacje które to potrafiły rozluźnić atmosferę. Jednak, te z Duncan'em były znacznie bardziej toksyczne.

- Nie mówmy o tym - uciął Anderson zanim Phil zaczął narzekać. To była chyba jedyna dziedzina w której był lepszy niż w lataniu statkiem.

Wtedy na mostek wszedł Francis i uśmiechnął się widząc pilota.

- O! Phil! Słuchaj stary, sprawa jest. - zagadał nie zwracając uwagi na Anderson'a. Mężczyzna uniósł tylko brew i czekał na kolejną część historii.

- Bo wiesz. Po tym, niewielkim...  incydencie z promem... Tak sobie pomyślałem, że może mógłbyś... - powoli zaczął ciemnoskóry mężczyzna.

- O nie. Już wiem co chcesz powiedzieć. - potrząsnął głową i powoli zaczął podchodzić do konsoli. - Masz absolutny zakaz na prowadzenie promów dopóki nie odwoła tego główne dowództwo na Stacji Rady.

Francis spojrzał na komandora. W oczach widać było jego panikę i desperację. Anderson tylko wzruszył ramionami.

- Niestety w tej sprawie nie mam nic do gadania. - powiedział z ledwie widocznym uśmieszkiem. Phil kliknął kilka przycisków na konsoli i powiedział.

- Lily, mogłabyś przyjść na mostek? - spytał i wyłączył mikrofon. Francis spojrzał na niego z przerażeniem.

- Nie zrobisz tego...

- A założysz się? - spytał pilot z kamienną twarzą.

Ciemnoskóry mężczyzna próbował jeszcze przez jakiś czas wziąć go na litość, ale Filip był nie przejednany. William stał obok i przyglądał się z uśmiechem. Wtedy do pomieszczenia bardziej wbiegła niż weszła Lydia.

- Komandorze! - powiedziała zdyszana, a w jej niebieskich oczach widać było iskierki ekscytacji. - Komandorze! Więzień się obudził.

Mężczyzna natychmiast spoważniał.

- Francis. Idziemy. - rozkazał po czym zwrócił się do Phila. - Każ Lily spotkać się z nami przed moją kwaterą.

Oboje natychmiast wykonali polecenie. Kiedy szli przez korytarze Anderson'owi nie dawał spokoju jeden szczegół. Oczy Lydii. Ostatnim razem jak ją widział były zielone. Mógłby przysiąc. Coś było nie tak. Potrząsnął głową aby odtrąbić te myśli. Nie było na to czasu. Przez ten ruch o niemal nie wpadł na Lily, która akurat wyszła zza rogu.

Ręką dał znak aby kobieta podążała za nimi i po kilku minutach byli na miejscu. Przed wejściem zatrzymała ich Lydia.

- Poczekajcie. Nie możecie z nim porozmawiać.

- Dlaczego? Przecież mówiłaś, że implant się przyjął. - zdziwił się Komandor.

- Tak, ale SARA nie przetłumaczyła jeszcze w pełni języka Auroris. Jest on czymś zupełnie innym niż jakikolwiek ziemski.

- To po co nas przyprowadziłaś? - spytała Lily.

- Chciałam was prosić o ochronę gdyby obcy zaatakował. Będę próbowała nieco pomóc Sarze, jednak nie jestem pewna jak on zareaguje.

- On? - Anderson założył ręce na piersi i uniósł brew.

- Tak. To samiec. - wyjaśniła kobieta.

- Dobra wchodź. Ja idę z tobą. Lily, Francis. Zostajecie tutaj. Jak coś usłyszycie to reagujcie.

Wszyscy kiwnęli głowami i przygotowali się na niewielkie przesłuchanie.

===

Gdy dwójka ludzi znalazła się w środku, obcy siedział na łóżku. Nie spojrzał nawet w kierunku drzwi. Lydia dała sygnał głową aby komandor usiadł przy biurku. Kiedy ten to zrobił, kobieta odchrząknęła. Dopiero na ten dźwięk „gość" odwrócił głowę.

- Rozumiesz mnie? - spytała pani naukowiec.

Odpowiedziało jej jedynie ciche kląsknięcię i warkot. Lydia jedynie kiwnęła nieznacznie głową. Wiedziała, że to bardziej niż prawdopodobne, ale lepiej mieć pewność.

- Lydia - powiedziała bardzo powoli, wskazując na siebie.

Obcy przyjrzał się jej. I wydawałoby się spuścił ramiona.

- Wrrrriiittttaaa - przypominało to warknięcie połączone z kląskaniem.

- Lllyyydddiiiaaa - powiedziała jeszcze wolniej.

- Rrrriiitttiiiiaaa - odparł jej nieznajomy.

Kobieta najwyraźniej zadowolona z rezultatów spojrzała na Komandora i przez chwile zastanawiała się czy aby go nie przed stawić. Doszła pewnie do wniosku, że będzie to zbyt trudne.

Gimnastyki słowne trwały jeszcze długo. Po pewnym czasie jednak, Auroris zaczął powoli rozumieć podstawowe zwroty po angielsku. Lydia była niezwykle dumna z postępów i choć nie była lingwistką to udało się jej. W pewnym momencie w głowach całej trójki rozległ się syntetyczny głos SARY.

- Synchronizacja zakończona pomyślnie. Nowy język dodany do lokalnej bazy danych.

Po tych słowach Komandor wstał i gwizdnął. Do pokoju weszli Lily i Francis. Auroris odwrócił się w ich stronę i przemówił dość twardym głosem.

- Arum Thar Marun. Jestem zaszczycony możliwością bycia pierwszym z mego gatunku, który był wstanie z wami porozmawiać.

===

Jak więc widzicie, nasz Auroris jest teraz znacznie bardziej rozmowny niż wcześniej.

Jak się podobało?

Postacie zaczynają nabierać kolorytu i pojawiły się w zasadzie dwie nowe. Macie narazie jakichś faworytów?

Osobiście lubię Francis'owe podejście do wszystkiego. I pare Lindey/Phil. Oni zawsze zrobią coś czego się nikt nie spodziewa.

Tym czasem powinienem wracać do innych spraw. Do nauki na przykład. Albo do pisania kolejnego rozdziału. Albo wiecie co? Mam lepszy pomysł o którym wam nie powiem. ;)

Bywajcie
Suchy_Andrzej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro