Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Anderson wszedł do warsztatu, ostatniego miejsca jakie pozostało mu do sprawdzenia. Było to spore pomieszczenie znajdujące się na tyłach statku. Na ścianach ze szkłostali pomalowanych na czarno-biało, wisiały liczne półki z przeróżnymi przedmiotami. Narzędzia walały się po blatach, które znajdowały się na końcu pokoju. Tuż przy drzwiach, znajdowały się drukarki 3D z mini adapterami antymaterii. Pozwalały one na sprawianie, że przedmioty, które były drukowane posiadały marginalną masę. Ułatwiało to manipulowanie przedmiotem i sprawiało, że wydruki były znacznie bardziej dokładne. Pośrodku, rozlokowano dwa stoły warsztatowe. Szklane blaty wzmocnione grafenem łączyły użyteczny komputer z dostępem do Internetu wraz z niezwykle przydatną powierzchnią roboczą na której, bez przeszkód można było ciąć, piłować czy w skrajnych przepadkach nawet spawać.

Lindsey stała przy jednym z nich i przesuwała szkice na ekranie holograficznym. Była to wysoka kobieta o długich brązowych włosach zebranych w kucyk i niebieskich oczach. Miała na sobie ogrodniczki z Nano-włókien ubrudzone smarem oraz czarną koszulkę z czerwonymi akcentami na ramionach i przy szwach na której nie było widać plam, ale chyba tylko ze względu na kolor. Wyraźnie czegoś szukała. Anderson nagle usłyszał brzęczenie łyżeczki o kubek z wnętrza pomieszczenia. Na blacie za Lindsey stal ekspres do kawy, który właśnie mieszał cukier znajdujący się w napoju. Po paru sekundach rozległ się długo wyczekiwany dzwoneczek oznaczający, że kawa jest gotowa. Główna Mechanik UNS Von Braun uniosła się znad ekranu. Podkrążone oczy świadczyły, że nie była to jej pierwsza kawa. Gdy zobaczyła Anderson'a, uśmiechnęła się pod nosem i zasalutowała.

- Dzień dobry, Komandorze. – powiedziała po czym ziewnęła przeciągle.

- Dzień dobry, sierżancie. – odparł – Przyszedłem omówić pewna istotna sprawę.

- Oho, jak oficjalnie... - mruknęła pod nosem wyraźnie nie zadowolona Lindsey. Podeszła do ekspresu i chwyciła swój ulubiony kubek – Słucham, komandorze?

- Phil, znów skarży się, że przestawiłaś mu systemy kontrolne przy sterach.

- A, o to chodzi. Komandorze, staram się zwiększyć wydajność statku, aby ten nie zawiódł nas w kryzysowej sytuacji. Dzięki tym poprawkom, statek zużywa o pięć procent mniej mocy, nie tracąc przy tym prędkości i manewrowości. Jeśli Phil się przyzwyczai, będzie to nawet lepiej.

- Lindsey... - powiedział spokojniejszym głosem dotykając grzbietu nosa dwoma palcami. Wiedział, że kobieta nie ma złych intencji – I co ja mam teraz zrobić?

- Nie wiem, komandorze. Jestem tyko prostym mechanikiem. – powiedziała pociągając łyk kawy. W tym momencie była pewna, że go przekonała. 

- Postaraj się nie mieszać przy sterach. To działka Phila. Jest świetny w tym co robi, a przecież nie chcemy, aby odszedł prawda?

- Co to, to nie, komandorze.

- Dobrze. A tak swoją drogą, czego szukasz?

- Planów jednej części. Dziś rano, doszło do niewielkiej... awarii układu odprowadzania ciepła.

- To, to tak walnęło. – rzucił Anderson. – Nie możesz po prostu wymienić uszkodzonej części?

- Cały problem polega na tym, że cześć nie była uszkodzona. Moje usprawnienia i fakt, że Phil nie oszczędza silnika sprawiły, że radiator został niemal stopiony. Musze znaleźć coś znacznie bardziej efektywnego. Prawdopodobnie, można by użyć ciepła z silnika do wytworzenia energii, którą z kolei można by magazynować w naszych akumulatorach. Bylibyśmy samowystarczalni, jeśli chodzi o prąd. – Anderson widział ekscytacje na jej twarzy co świadczyło o tym, że wymyśliła to dosłownie w trakcie rozmowy.

„Cała Lindsey" pomyślał mężczyzna. Choć była nie okrzesana i nie za bardzo dogadywała się z resztą załogi, nie można było odmówić jej pewnej iskry geniuszu. Właśnie, dosłownie na poczekaniu wpadła na pomysł jak ulepszyć silnik, aby się tak nie przegrzewał i jeszcze stworzyła dodatkowe źródło prądu, które pozwoli na uzupełnienie powoli wyczerpujących się zapasów energii. Gdy kobieta już miała zacząć zalewać go pasjonującymi technicznymi szczegółami, przez mikrofon odezwał się głos Phila.

- Komandorze, kapitan Collins prosi na mostek. Nie długo będziemy na miejscu. A tak przy okazji, niech pan wspomni Lindsey, że jeśli jeszcze raz poprzestawia mi sterowanie to może nie znaleźć już swojego ulubionego kubka do kawy. – zagroził pilot.

- Mam go w ręku, tłumoku! – odparła potrząsając nim, jakby na pokaz, co niemal spowodowało niewielka powódź boskiego napoju, któremu to zawdzięczała przytomność.

- Bloede Dh'oine... - zaklną cicho po elficku. Phil bardzo lubił twórczość Sapkowskiego i często używał tego języka, gdy mówił do siebie.

- Już idę. A ty, znajdź tą część i się wyśpij. – mężczyzna zwrócił się do głównego mechanika.

- Jak ją zamontuję. Nie chcemy, żeby nasz ukochany statek nas ugotował.

- Dobrze, ale po tym od razu do łóżka. – rozkazał po czym odwrócił się od popijającej kawę pani mechanik, która uśmiechnęła się do siebie pod nosem.

Komandor Anderson wyszedł na korytarz, a drzwi zamknęły się za nim. Był w długim dobrze oświetlonym korytarzu. Metalowe ściany, w takim samym stylu co w warsztacie, miały napis na ścianie brzmiący „Workshop". Angielski był oficjalnym językiem obowiązującym we wszystkich Narodach Zjednoczonych. Wszelkie pisma, dokumenty czy inne oficjalne oznaczenia musiały być w języku angielskim. Choć komunikacja werbalna nie była problemem dzięki pewnemu chipowi, który posiadał każdy człowiek niemal od urodzenia, zwany SARA co jest skrótem od Sinthetic Algorithm of Rapid Adaptation. Potrafił on przetłumaczyć on ponad 7 tysięcy języków, więc każdy mówił w swoim języku. Co ciekawe, głos w mówiący na przykład po Polsku należał do rozmówcy, a nie do emulatora czy obcej osoby.

Rozmyślając tak, Anderson wszedł na główny pokład. Znajdował się tu mostek, sala narad, niewielkie laboratorium oraz warsztat właśnie. Kwatery załogi, obsługa dział, kuchnia i ambulatorium znajdowało się piętro niżej, na najniższym poziomie była maszynownia i ładownia z promem desantowym. Na samym szczycie mieściły się kwatery kapitana oraz pierwszego oficera. UNS Von Braun to jeden z najnowocześniejszych modeli korwet Rady. Służył głównie do eksploracji, lecz jest również wyposażony w zestaw akceleratorów antymaterii kalibru 150mm co czyniło z niego dość groźnego przeciwnika zwłaszcza uwzględniając fakt dość solidnych osłon, niezwykle uzdolnionego pilota oraz możliwości stania się niewykrywalnym przez radary. Innymi słowy był to jeden z najlepszych statków stworzonych przez ludzkość.

To właśnie cztery statki tego typu przeważyły szale w trakcie bitwy z rebeliantami, którzy to próbowali zdobyć laboratoria badawcze na powierzchni Europy, jednego z Galileuszowych księżyców Jowisza. Po zakończeniu starcia i naprawieniu szkód, zostały wyposażone w silniki antymaterii, której to rozszerzone zastosowanie zostało odnalezione w ruinach pod skutą lodem taflą oceanu ochronionego przez nich globu. Następnie wysłano je na eksplorację najbliższej okolicy. UNS Magellan udał się do Alpha Centauri, najbliższego i najbardziej obiecującego z kandydatów na znalezienie zdatnej do życia planety. UNS Armstrong miał polecieć do systemu Syriusz , UNS Challanger w kierunku Procjona, a UNS Von Braun do systemu Epsilon Eridani, wedle badań nie było tam zbyt wielu planet i nadziei na kolonie jednak ich misja zakładała, że w razie niepowodzenia, mieli kontynuować podróż w kierunku do Tau Ceti. Anderson zamyślił się niemal tak bardzo, że wszedłby w drzw. Na całe szczęście były one automatyczne i hałas obudził mężczyznę z letargu.

W średniej wielkości pomieszczeniu była czwórka osób. Troje mężczyzn oraz jedna kobieta. Ta ostatnia przyciągała najwięcej uwagi. Była najniższa ze wszystkich lecz i tak było ją widać z daleka. Dzięki włosom. Brązowe boki przycięte bardzo krótko, kontrastowały dość znacząco z dłuższą blond górą w różowym ombre. Całość zamykały fioletowe oczy oraz miecz na plecach. Obok niej stał trochę wyższy ciemnoskóry mężczyzna z krótkimi brązowymi włosami i grzywką na żel, oczami tego samego koloru i szarmanckim uśmieszkiem przyklejonym do ust. Oboje stali na przeciw potężnego mężczyzny o szerokich ramionach, brązowych włosach znacząco przyprószonych przez siwiznę i niebieskich oczach. Już na pierwszy rzut oka widać było, że emanuje autorytetem. Ostatnią osobą był, siedzący w fotelu pilota, Phil. Tak naprawdę, Anderson nigdy nie spotkał człowieka wyglądającego tak przeciętnie. Krótkie czarne włosy, zielone oczy. Jedynym aspektem, który wyróżniał go z tłumu była stara czapka z daszkiem, którą zawsze nosił. Jednak pozory mylą. Jest on najlepszym pilotem całej armady.

Anderson podszedł do grupki stojącej na środku pomieszczenia, stanął na baczność przed kapitanem i zasalutował.

- Komandor William Anderson - powiedział, a dwójka pozostałych zrobiła to samo.

- Starszy sierżant Francis Scott.

- Starsza sierżant Lilliam Pétain.

- Spocznijcie - oznajmił Kapitan Richard Collins. - Zbliżamy się do naszego celu, planety Ran C. Jest to pustynna i pusta planeta o bardzo silnych wiatrach. Spodziewajcie się...

Kapitan nie zdążył dokończyć, ponieważ do pomieszczenia weszła rudowłosa kobieta. Jej niebieskie oczy niemal świeciły z ekscytacji.

- Przepraszam Kapitanie - zasalutowała pospiesznie.

- O co chodzi, Dawson?

- Odebraliśmy niezwykle słaby syntetyczny sygnał radiowy z powierzchni planety. - wyjaśniła.

===

Witam w nowej historii, nowej książce, nowej przygodzie. Mam nadzieję, że ten dość spory Prolog się podobał.

Co sądzicie o postaciach które pojawiły się w rozdziale?

Wiem, nie było ich zbyt wiele, ale każda z nich pojawi się w przyszłych rozdziałach, więc powiedzcie co sądzicie.

Jak pewnie zauważyliście, nie wiele się zmieniło w tej poprawionej wersji, przynajmniej w prologu. Ale uwierzcie mi, teraz jest znacznie lepiej. *patrzy w stare notatki* Znacznie, znacznie lepiej. Nie przedłużam i do zobaczenia w przyszłych rozdziałach.

Bywajcie
Suchy_Andrzej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro