Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

67

- Aha, ale bardzo mi zależy na tym, aby to zamieniło się w radość.

- okej, idziemy do nich. - powiedziała Jane, podniosła się i wytrzepała rurki.

Soffie:

To się Soffie popisałaś.

Naprawdę żałowałam, że on tu jest. Nie wiedziałyśmy, że między nimi coś zaszło. Mam nadzieję, że Jane nie będzie na mnie bardzo zła.

Chłopaki rozpalili ognisko i zaczęły się rozmowy. Nagle usłyszałam kroki i zza drzew wyszedł Jack z Jane.

- Przepraszam cię, Jane - rzekłam.

- Spokojnie, nic się nie stało, przecież nie wiedziałaś. A poza tym trochę się już pogodziliśmy. - powiedziała Jane i usiadła na swoje miejsce.
Jack tylko uśmiechnął się.

Poza tym incydentem, wszystko było super. Nagadaliśmy się za wszystkie czasy. Nawet śpiewaliśmy piosenki. Naprawdę, czułam się extra w ich towarzystwie, jak małe dziecko, które dostało zabawkę. Wcześniej tego nie widziałam, ale serio mi ich brakowało przez ten cały czas, kiedy się nie widzieliśmy. Dostrzegłam też, że nie jesteśmy przecież aż tacy starzy - 22 - 23 lata. Wiem, że to wydaje się głupie i bezsensowne, ale tak to czuję. Mamy jeszcze dużo czasu przed sobą.

Później Jessie i Owen poszli do pobliskiego supermarketu po kiełbaski i inne przekąski. Siedzieliśmy tam około 3 - 4 godziny i bardzo nam trudno było się rozstać. Wszyscy wrócili do siebie. Ja i Luis odwieźliśmy Jessie i Owen'a po drodze do domu. Padaliśmy z nóg.

Następny dzień - ranek:

Spałam głębokim snem na torsie Luis'a. Zawsze lubiłam tak spać, bo czułam się bezpieczna i kochana. Gdy się obudziłam, pogładziłam jego klatkę piersiową opuszkami palców. Spał. Uwielbiałam patrzeć jak śpi. Pogładziłam też jego policzek, nadal patrząc na jego twarz. Zbliżyłam się, by go delikatnie pocałować w usta, ale nagle otworzył oczy, krzycząc BUU.
Jak jakaś wariatka drgnęłam wystraszona też krzycząc.
On jak zwykle zaczął się śmiać.

- Aż tak się mnie boisz? - powiedział zalotnie, pocierając mój policzek.

- Tak, bardzo! Chyba od ciebie ucieknę pewnego dnia! - powiedziałam, siadając po turecku.

- Nie możesz.

- A to niby czemu? - zapytałam, ciekawa jego odpowiedzi.

- Bo mnie kochasz. Beze mnie byś była bardzo nieszczęśliwa. - jego argument był tak mocny, że nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, aby mieć rację. Chyba to wyczuł, bo zapytał - i co mi odpowiesz?

- Wychodzę - powiedziałam, udając obrażoną i poważną.
On jednak mi nie uwieżył. Złapał mnie w talii i pociągnął do siebie.

- Skarbuś, ty nigdzie nie idziesz! - krzyknął, całując mnie po całej szyi, przechodząc na policzki. Przytuliłam się do niego.

- No dobra, może i masz rację. - przyznałam, chcąc zostać z nim w łóżku jak najdłużej.

- Jeszcze mam coś dla ciebie. - powiedział i wyjął pudełeczko spod łóżka.

Spojrzałam na niego, chcąc powiedzieć " nie trzeba było".

Otworzyłam pudełeczko i zobaczyłam tam piękne obrączki. Wybrał! Wybrał je! Wreszcie! I do tego takie piękne!

- oh! Wybrałeś! - krzyknęłam, całując go mocno w usta - są idealne. Nawet o takich nie marzyłam.

- Pomyślałem, że po co czekać. Przepraszam, że wybrałem je bez twojej pomocy.

- To nie ważne. I tak są piękne. Ale ja też mam małą niespodziankę. - powiedziałam i sięgnęłam do pierwszej szuflady. Wzięłam kalendarz i pokazałam mu kartkę z datą 3 wrzesień.

- To jest data kiedy zapytałem cię, czy będziesz moją dziewczyną, tak? - zapytał.

- Tak, ale to będzie też dzień, w którym...dokończ zdanie. - powiedziałam.

- W którym...weźmiemy ślub?

Roześmiałam się.
- Prawidłowa odpowiedź!

- Czyli ty jednak też coś wybrałaś - zaśmiał się Luis - Ta data to strzał w dziesiątkę!

- Dobrze, że ci pasuje.

- Dla mnie wszystko pasuje, co i tobie. Ale my świetni jesteśmy, co? - odparł i zaczęliśmy się całować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro