65
Ten cały pomysł, żebyśmy się spotkali naprawdę był genialny. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?
W każdym razie, nie mieliśmy zamiaru długo czekać na to spotkanie.
Mieliśmy się wszyscy spotkać w restauracji, w której się lepiej poznaliśmy. To był sylwester i to niezły. Nie mogę się doczekać, aż ich wszystkich uściskam i wysłucham opowieści. Przecież minęły 2 - 3 lata! A my się nawet nie spotkaliśmy, bo wszyscy wyjechali w inną stronę.
Jessie wymyśliła, że moglibyśmy przebrać się w bardzo młodzieżowy outfit. Taki, jaki kiedyś każdy z nas nosił, będąc młodszy.
Ubrałam się dość zwyczajnie: białe trampki, klasyczna czerwona koszula i jeansy z wysokim stanem.
- Peszysz się trochę? - pytam Luis'a, poprawiając make - up.
- Nie, to są nasi kumple i nawet jeżeli coś nie pójdzie, nie będę się tym martwił. - powiedział - a ty?
- Jestem tylko podekscytowana, podobnie jak zawsze na rozpoczęcie nowego roku szkolnego.
- I jak? - zapytał, odwracając się. Miał na sobie dokładnie to samo, co w dniu, w którym się poznaliśmy. Biały t-shirt i czarne rurki. Aż mi się przypomniał tamten dzień. Do tego założył jeszcze granatową bluzę adidas.
- Czy ubrałeś się tak przypadkowo? - zapytałam, ciekawa co mi odpowie.
- Tak, a co? - powiedział.
- nic.
Dokończyłam malowanie kreski na powiece.
Luis podszedł do mnie z tyłu i pocałował mnie w szyję.
- Myślisz, że bym zapomniał, jak byliśmy ubrani? - odparł, pomiędzy pocałunkami. - Gdy się poznaliśmy miałaś na sobie czarne spodnie, czarną bluzę nike i czarną ramoneskę. I choć wyglądałaś przerażająco, zapamiętałem.
Wow, to się nie spodziewałam. Nawet ja nie pamiętam jak byłam ubrana - ale czy to ważne?
- jesteś wspaniały - oznajmiłam, odwracając się do niego i całując raz po raz jego usta.
- bo to ja -
I ta skromność...
- ale wiesz, uważam, że to ty jesteś wspanialsza, piękniejsza i bardziej wyjątkowa niż ja. I bardzo się z tego cieszę.
Znów pocałunek, mua!
- wiem! No tak, jeszcze ramoneska! - powiedziałam i pobiegłam do szafy.
Godzinę później byliśmy w lokalu. Jessie i Owen już tam byli. Naprawdę wyglądali jak siedemnastolatkowie. Jessie miała na sobie jeansową bluzę, która kolorem pasowała do jej turkusowo - niebieskich włosów. Dostrzegłam jeszcze jej kolczyk w nosie, który lepiej odwzorowywał buntowniczą nastolatkę.
Owen przeszedł samego siebie i założył fulkap, który był bardzo popularny w naszych " czasach".
Siedzieliśmy tak tak razem i czekaliśmy na kolejne pary.
Na początku przyjechali Franca z Patrikiem, później przyjechała Jane, następnie Cloe i Hamon, Melanie i Harry. Tylko Dextera nie było, ale zadzwonił do nas później i powiedział, że ma bardzo ważny wyjazd w sprawie pracy. Cóż, nie wszyscy mogli z nami być i coś czułam, że będzie brakować jednego z kolorów naszej tęczy.
No i jak zwykle....wszyscy wpadliśmy sobie w ramiona! To było coś cudownego. Nie dość, że ludzie przed knajpą się na nas gapili jak na jakichś popaprańców, tp na dodatek kelnerzy chcieli nas usunąć z chodnika przed nią.
Ale opanowaliśmy się i weszliśmy do środka. Wszyscy byli tacy szczęśliwi i pełni energi, że większość zdecydowała, abyśmy poszli w jakieś bardziej wyluzowane miejsce. To było miejsce, gdzie siedzieliśmy kiedyś razem i to tylko czasem. Tym miejscem była łąko - las, daleko od miasta i spalin oraz z miejscem na rozpalenie ogniska.
Wtedy sobie przypomniałam - brakuje jeszcze jednego gościa. Ale na szczęście miałam jego numer, więc bez problemu zadzwoniłam.
Może dobrze się stało, że się spóźnił, ale przyszedł do nas.
- Chcę wam przedstawić Jack'a - powiedziałam, wskazując na chłopaka. - jest to syn Gary' ego, chłopaka mojej mamy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro