61
Postanowiliśmy, że zostaniemy tu na trochę dłużej niż na jedną noc. Jessie i Sylvia potrzebują właśnie takiego towarzystwa, aby choć trochę poczuły się lepiej, że mają tutaj nie tylko rodzinę, ale że są z nimi przyjaciele. Jessie jest taką osobą, z którą trudno się zaprzyjaźnić na dłużej. Choć dobrze nie znam Sylvii, mogę już teraz stwierdzić, że jest bardzo uroczą osóbką. Jak na trzynastolatkę jest bardzo dojrzała. Rozmawia z nami jak dorosła. Wydaje mi się, że to przez jej chorobę zaczęła też widzieć inaczej. Jessie mówiła mi, że kiedyś była bardzo przemądrzała i wredna dla innych, zachowywała się jak córeczka bogatego tatusia. To było dwa lata temu. Sylvia od dwóch lat jest tak jakby innym człowiekiem. Zmieniła swoje zachowanie. Może właśnie to przez te częste biegania do szpitala, alarmy na pogotowie, ból sprawiany przez chorobę. Dzieci w szkole zaczęły podnosić ją na duchu i Sylvia przekonała się, że jej zachowania są już dziecinne i nie na miejscu.
W każdym razie, jest teraz przeciwieństwem tej złej i niegrzecznej dziewczynki.
Całą trójką wraz z Sylvią poszliśmy na spacer. Spotkałyśmy tak kilka dziewczynek, które od razu podbiegły do Sylvii. Dziewczyna jest bardzo energiczna, i gdyby nie to, że nie ma włosów i jest bardzo blada, można było by pomyśleć, że jest całkiem zdrowa.
- Chciałabym jakoś zarabiać, aby znaleźć pieniądze na jej leczenie. - oznajmiła Jessie - lekarz mówił, że ma mało czasu i że jeżeli do dwóch lat nie będzie takiej sumy pieniędzy, nie będzie leczenia, a jak nie będzie leczenia to...to..
Odwróciłam się w jej stronę i położyłam ręce na jej barkach, patrząc jej w oczy.
- Jessie, wszystko da się załatwić.
- Ja i Soffie znajdziemy jakąś dobrze płatną pracę i na pewno wspólnymi siłami uzbieramy całą kwotę. - powiedział Luis.
- Możemy zrobić jeszcze zbiórkę pieniędzy lub rozdawać ulotki z informacją o chorobie Sylvii, albo też zbierać korki. - zaproponowałam. - nie martw się, Sylvia będzie zdrowa.
- Nie wiem co ja bym bez was zrobiła! - krzyknęła Jessie i przytuliła nas. - Hej, a co u Owen'a? Nawet do mnie nie zadzwonił...a nie... - powiedziała i spojrzała na swój iPhone - mam 32 nieodebranie połączenia od niego. Muszę do niego zadzwonić, zaraz wrócę. - odparła i pobiegła za szpital.
Luis więc odwrócił się w moją stronę i wziął za ręce.
- Naprawdę chcę jej pomóc - powiedział.
- Ja też - powiedziałam trochę smutno - mam nadzieję, że znajdziemy taką pracę.
On podszedł do mnie bliżej i pocałował w czoło.
- Kochanie, nie wierzysz w moje umiejętności szukania pracy? - powiedział, całując w usta.
- W twoje wierzę, lecz z moimi słabo.
Poszliśmy do pierwszego lepszego sklepu i kupiliśmy dla Sylvii kilka pączków, które są jej ulubionymi słodyczami. Do tego jakieś czasopisma dla nastolatek. Pamiętam jak ja jeszcze kilka lat temu sobie takie kupowałam i siedziałam godzinami, czytając horoskopy. Ciekawe czy je wszystkie wyrzuciłam? Jeżeli nie, któregoś razu wyślę je Sylvii, a naprawdę, mam ich bardzo dużo.
- A kupiliście z dżemem jabłkowym?? - zapytała ucieszona dziewczynka.
- Myślę, że na pewno tam taki pączek się znajdzie - mrugnął do niej Luis. - Przepraszamy, ale my musimy na jakąś godzinkę wyjść.
- Dobrze, nie ma sprawy - odparła mama Sylvii - dziękuję, że się troszczycie o nią.
Ja tylko uśmiechnęłam się i wyszłam za Luis'em.
On wziął mnie za rękę i wyszliśmy na zewnątrz.
- Okej, polowanie na pracę czas zacząć. - powiedział i roześmieliśmy się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro