56
Pogadaliśmy razem przy wacie cukrowej i złożyliśmy Luis'owi życzenia, bo co się okazało, miał urodziny.
Dochodziła północ.
Poszliśmy później na karuzelę, ale nie taką wolną z kucykami. O mało co się nie zrzygałam.
- chyba zaraz...- powiedziała Jessie, zasłaniając usta ręką i uciekła do lasku niedaleko. Owen oczywiście pobiegł za nią.
- hej, nie czekajmy na nich. Kto idzie ze mną na samochodziki? - zapytała Melanie, pokazując palcem.
- ja! - krzyknęła Franca.
- no, ja też mogę iść - powiedział Harry i razem we trójkę pobiegli.
Więc zostałam tylko ja i Luis.
- chodź, usiądziemy na tym murku - powiedział Luis i podeszliśmy do niego.
Przestało mi się kręcić w głowie i odechciało się wymiotować.
- extra się bawię. Nigdy nie byłam w Wesołym Miasteczku. - powiedziałam.
- to musimy częściej wychodzić - powiedział Luis, a ja uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił. Popatrzeliśmy się na stukające się samochodziki. Franca o mało co nie wypadła z niego.
Roześmieliśmy się. Niechcący moja ręka dotknęła ręki Luis'a, który uścisnął ją.
- przepraszam, to było niechcący - powiedziałam.
On tylko uśmiechnął się i odwrócił w moją stronę i wzią mnie za dwie ręce.
- tak bardzo chcę cię mieć, Soffie - powiedział.
Nie chciałam już się z nim kłucić, ale coś mnie tknęło. Może to był duch mojego taty, poprostu poczułam jakby ktoś popychał mnie w stronę Luis'a. Wtedy niechcący potknęłam się i prawie upadłam, ale silne ręce Luis'a mnie złapały.
Roześmiałam się i spojrzałam w jego oczy.
Wtedy coś się stało i nasze nosy oraz usta zetknęły się. To był piękny pocałunek, ale coś tu było dziwnego, bo nagle wszystko mi się przypomniało...
- dzień dobry, dziś mamy niesamowity dzień, ponieważ do waszej klasy przepisał się pewnien chłopak.- powiedziała nauczycielka od fizy.
Wszyscy zaczęli prowadzić ciche rozmowy. Ja sie nie przejmowałam. To pewnie znowu jakiś debil, który mnie znienawidzi. Nagle do sali wszedł ten typ.
Gdy jego zobaczyłam, aż sie podniosłam z krzesła. Był dość wysoki, chudy, ale wysportowany, miał niebieskie oczy i brązowe włosy. Grzywka była ulizana do góry, a na czoło spadały pojedyńcze pasma włosów. Jego uśmiech był jak słodycz. "Cudowny" pomyślałam, ale i tak wierzyłam, że to debil i że nie jest mnie wart.
- hej - powiedział gdy usiadł obok. - jestem Luis.
- siema - odpowiedziałam ponuro - wiem jak masz na imię.
- a ty?...- zapytał.
Wtedy odwróciła sie Scailet i odpowiedziała:
- ona to Soffie Jorgus.
- zamknij sie Scailet! I się nie odwracaj! - wkurzyłam się.
- okej, okej.
- dzięki. - Luis spojrzał na tą zołzę. A później znowu na mnie - czemu jesteś taka zła?
- a co? Coś przeszkadza ci?
- czy ktoś ci mówił, że masz piękne oczy? - zapytał, a ja się zarumieniłam- zostań ze mną. Nikt nie zagaduje do mnie oprócz ciebie.
- to miło -odpowiedziałam krótko.
- mam pomysł. Dziś po szkole pójdziemy na lody. Tylko ty i ja - zaproponował, a ja wytrzeszczyłam oczy.- oj nie takie lody, nie bój się. Do cukierni.
-no........... zgoda, możemy iść. - powiedziałam i poszłam szybko.
Całowaliśmy się, aż wszyscy nasi znajomi się zebrali się wokół nas.
- kocham cię, Luis - powiedziałam, gdy odsunęliśmy od siebie.
On spojrzał na mnie wielkimi oczami tak jak cała reszta.
- przypomniałam sobie, przypomniałam wszystko! Kocham cię! - krzyknęłam jak jakaś opętana, a mój narzeczony podnósł mnie do góry, a gdy opuścił mnie to pocałował.
Wszyscy przytulili się do mnie, a ja mało co nie udusiłam się.
- jest północ! - powiedział Harry.
- marzenie się spełniło - powiedział Luis.
Wreszcie się doczekaliście ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro