55
Wszyscy się roześmieliśmy.
Po kolacji wszyscy rozeszli się i wrócili do domów. Oprócz Luis'a. On został na chwilę, abyśmy trochę pogadali.
Usiedliśmy na krzesłach przed moim domem.
- jeszcze raz, bardzo Ci dziękuję za pomoc. - powiedziałam po chwili milczenia - jednak myliłam się co do Kile'a. Jest koszmarnym dupkiem. Miałeś rację.
- cieszę się, że już nie będziesz się z nim zadawać. Ciekawe, czy wsadzili go do więzienia?
- nie wiem i raczej nie chcę wiedzieć. Mam go gdzieś. - warknęłam - twoja "przyszywana" mama, jest naprawdę miła i troskliwa.
- gdybyś poznała moją prawdziwą matkę, wtedy to byś powiedziała. Była...cudowna. Jak ty.
Zarumieniłam się i miałam nadzieję, że nie zauważył. Zobaczyłam na
- no więc, ja już wracam do domu. Cześć i dobranoc. - powiedziałam, a on złapał mnie za nadgarstek. Spojrzałam się na niego.
- Soffie - odparł - dobranoc.
Wydawało mi się, że chcił powiedzieć coś innego, ale się powstrzymał.
Uśmiechnęłam się i wróciłam do domu.
Ranek:
Otworzyłam ociężale oczy i zamknęłam je.
Kurde, wydawało mi się, że ktoś jest w moim pokoju.
Podniosłam się z łóżka i przeciągnęłam się.
Nikogo tutaj nie ma.
Położyłam się z powrotem do łóżka, ale szybko zauważyłam, że w odbiciu lustra widać dwa niebieskie koki.
Jessie...
- Jessie, wiem, że tu jesteś. - powiedziałam.
Dziewczyna wyszła zza szafy z udawaną smutną miną.
- chciałam ciebie przestraszyć. - powiedziała. - musisz szybko wstawać. Jest jedenasta, a ty dalej w łóżku. Dziś do miasta przyjechało wielkie Wesołe Miasteczko. Musimy tam iść.
- nie mam ochoty. - powiedziałam i zaciągnęłam kołdrę po samą głowę.
Jessie ściągnęła mi ją i żuciła w kąt.
- wstajesz! I to już. Będzie fajnie.
- tylko my?
- yy...tak.
- to mogę iść.
Ubrałam się tak:
Umyłam się i zjadłam małe śniadanie. Wzięłam moje 100 złotych i poszłyśmy.
Gdy doszłyśmy już do tego Miasteczka, zobaczyłam, że przy wejściu czekają na nas:
- Owen
- Luis
- Harry
- Melanie
- Franca
- nie powiedziałaś mi, że oni też z nami idą. - powiedziałam z oburzeniem.
- wtedy byś nie poszła.
Przywitałam się ze wszystkimi i jeszcze został mi Luis.
Gdy go przytulałam, szepnął mi do ucha:
- pięknie wyglądasz.
Podziękowałam mu uśmiechem.
Najpierw poszliśmy pomalować twarze. Wiedziałam, że całe to przyjście tutaj jest dziecinne, to malowanie twarzy jeszcze bardziej to potwierdziło.
Śmieliśmy się z tego, że jesteśmy aż takimi dziećmi.
Luis zażyczył sobie klauna, Owen szkieleta, Harry tygrysa, Melanie misia, Franca japonkę, Jessie pieska, a ja Harley Quinn.
Znów zaśmialiśmy się z naszych śmiesznych twarzy.
Później poszliśmy na wysoką kolejkę.
Pierwszy raz byłam na takiej i w ogóle na jakiejkolwiek kolejce. Wójek Joe nigdy mnie nie zabierał do Wesołego Miasteczka.
Na tej kolejce trochę powrzeszczeliśmy, ale ten strach był nawet bardzo przyjemny.
Następnie strzelałam do kaczek w jednej z zabaw. Udało mi się przestrzelić tylko 4 kaczki na 10.
- przepraszam pana - powiedział Luis do faceta za ladą. - ja też poproszę jeden raz.
Facet podał mu broń. To samo zrobił jeszcze Owen i razem z Luis'em strzelali do drewnianych, żółtych kaczek.
- wygrałem! - powiedział Luis.
- hej, ja też! - krzyknął Owen i pan na ladą podał dla Owen'a wielkiego pluszowego żółwia, a dla Luis'a wielką pandę.
- to dla ciebie - powiedział Luis i wręczył mi maskotkę.
- dziękuję - odparłam i wzięłam pluszaka, przytulając go do siebie - jest słodki.
To samo zrobił Owen, wręczając wygrany prezent Jessie, która podziękowała mu buziakiem prosto w usta.
I jak wam się podoba?
Przepraszam też za te błędy, które robię.
Zapraszam też do innych moich książek. Buziaki 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro