17
Dziwnie się czułam, bo coś mi tu niegrało. Była męcząca cisza. Przekręciłam się w łóżku na drugą stronę, by przytulić się do Luisa. Jednak jego tam nie było. Nadal w piżamie, podeszłam do lustra. Moje odbicie mówiło, że muszę iść spać, ale jest godzina 2 w nocy, a Luisa nie ma.
Zeszłam na dół, ale Luisa nigdzie nie mogłam znaleźć.
Bałam się trochę o niego. Usiadłam w kuchni przy stole i podtrzymywałam głowę. Może ktoś się tu włamał? Wszędzie były porozwalane gazety, sztućcie i inne rzeczy, szafki i szuflady były pootwiwrane na oścież. Na 100% ktoś tu był, ale czemu ja nic nie słyszałam?
Nagle usłyszałam jakieś szmery i szybko się odwróciłam. Serce mi waliło jak opentane. Nie wiedziałam co robić, czy iść pod kołdrę i czekać czy raczej stąd uciekać?!
Odwróciłam się i.....
Ktoś mnie złapał od tyłu, zasłaniając mi ręką usta. Krzyczałam i kopałam tego kogoś, aby mnie póścił.
Było ciemno, bałam się, że to ten bandyta to wkradł się do mojego domu.
Wreszcie on trzymając nadal mnie, obrócił się twarzą do mnie, zdiął czarną chustę, którą miał na ustach i pocałował mnie namiętnie. Jego perfumy i sposób całowania, wszystko zdradził.
Wtedy światło się zapaliło i zza mebli wyszła Jessie, Mark i dwóch innych typków wołając ; Wesołego Halloween!
No tak, dziś w nocy jest halloween.
- ty głupi jesteś Luis?! Chcesz żebym zawału dostała?! - wrzeszczałam na chłopaka. - odegram się wiesz? Zobaczysz - powiedziałam wkurzona machając przed nim palcem.
- ale nie ukrywaj, że pocałunek był niezły, co? - odparł Luis z pedofilskim uśmieszkiem.
Wszyscy mieli ubaw z naszej rozmowy.
- to co, idziemy chodzić po domach po cukierki?- zapytał, jak podejrzewam, Owen.
- ale ja nie mam stroju. - odparłam.
- a co ja tutaj mam? - powiedziała Jessie (udawając, że nie wie co to jest) machając kartą debetową.
- no nie żartuj.
- no co, będzie ubaw. Idziemy do sklepu, chodźcie. - odparła ciągnąc mnie za rękę.
Jest godzina 2 w nocy, ale akurat w Halloween sklepy ze strojami na te święto są otwarte.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro