12
W szkole panował harmider - jak zawsze. Nauczyciele coś dziwnie biegali po szkole.
- co oni robią? -zapytałam Luisa.
-chyba czegoś szukają.
Nagle w szkole włączył się krótki alarm i po chwili rozniósł sie głos dyrektorki: Za chwilę wszyscy mają znaleźć się na dużej sali.
Zastanawialiśmy się o co mogło chodzić. Nie przebraliśmy się i nie zmieniliśmy butów ( jest zima przypominam) tylko szybko pobiegliśmy na salę.
Po 5 minutach dyrektorka przemówiła:
Zebraliśmy się tu, ponieważ z naszej szkoły skradziono 10 dzienników. - powiedziała, a uczniowie zaczęli cicho szeptać. - dostaję cenne informacje, że prawdopodobnie zostały ukradzione przez licealistkę, Soffie Jorgus. Nie jestem jeszcze w 100 procentach pewna czy to ona je ukradła. Sprawcy zostanie wygłoszona surowa kara.
Mega się oburzyłam, że mnie posądzają o coś takiego. Przecież ja..... Wiem dlaczego tak myślą. Bo jeszcze kilka miesiecy temu byłam najodważniejszą, zbuntowaną i lekkomyślną zołzą w szkole! Ale ja się zmieniłam: zaczęłam się uczyć, zbliżać do osób w szkole, przestałam pyskować i palić a to wszystko dzięki jednej osobie, która pozytywnie namieszała mi w głowie.
Ja się zmieniłam, totalnie się zmieniłam.
Gdy apel się skończył przebraliśmy się i wróciliśmy do klas. Lekcje skrócono o jakieś 3 godziny.
Pod szkołą;
- wiesz co? Ja pójdę do Joe ,a jutro wrócę, dobra? Bo chcę zobaczyć co tam u niego. - powiedziałam.
-dobra, tylko uważaj na siebie. - odparł Luis i poszedł w swoją stronę.
-okej, papatki.
Powiedziałam, a przed nosem przebiegła szybko Scailet. Uciekała, jakby ktoś ją gonił.
Nieważne, powiedziałam do siebie i poszłam.
Po jakichś 7 minutach za wysokim murem zauważyłam postać z zapalniczką w ręku, na ziemi widziałam......dzienniki! Nie uwierzyłam. Podeszłam do tej osoby i rzuciłam się na jej plecy. Okazała się dziewczyną. Była dużo wyższa ode mnie, ale nie umiała mnie utrzymać na plecach i upadłyśmy na ziemię. Szybko usiadłam na nią trzymając jej ręce, aby mi nie uciekła. To była....
- Scailet? Co ty do diabła wyprawiasz? - krzyknęłam, a na jej policzku znalazł się łza, ale jej twarz była zła. - czemu mnie wkopałaś.
- nic ci nie powiem, zołzo!
Nie wytrzymałam i sięgnęłam po telefon, nadal na niej siedząc. Wystukałam numer do naszej wychy i zadzwoniłam.
- dzień dobry, to ja Soffie Jorgus. Znalazłam złodziejkę dzienników, musi pani tu przyjść! Proszę, ja jej nie dam rady utrzymać. - rozpłakalam się.
- dobrze, a gdzie jesteś?
- przy murku na ulicy Drąbadzkiego.
- dobrze, będę jak najszybciej. - rozłączyła się. Nie uwierzycie, ale tylko ona jako nauczyciel wiedziała, że to nie ja ukradłam je.
Po 10 minutach znaleźliśmy się w szkole, bo pani nas podwiozła.
Od razu poszliśmy do dyry. Zadzwoniłam po Luisa, a on od razu przyjechał samochodem.
Był zdumiony, że ja tak jakby "złapałam" złodziejkę. Nie spodziewałam się, że mogła być to Scailet.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro