Rozdział 9
-Nienawidzę ślubów! Nigdy więcej nie wyjdę za mąż! - krzyczała Mona.
-A zamierzałaś? - spytała April.
-Nie denerwuj mnie głupimi pytaniami - warkęła.
-Och, uspokój się! - przerwała im Karai oglądając jej osmalone ramię. - Ciesz się, że tylko tak się to skończyło.
-Ale ja już tego nie odpiore - westchnęła przez zęby Renet pocierając materiał w dwóch rękach ze środkiem czyszczącym.
-Czyli co teraz? - dociekała Shinigami.
-Chwila moment - wtrąciła rudowłosa.
Podeszła do szafy, poszperała trochę w niej i wyciągnęła biały płaszcz.
-Czy to... - nie dokończyła Y'Gythgba.
-Twój strój ślubny sprzed roku?- dokończyła za nią. - Owszem.
Zarzuciła go na przyjaciółkę. Materiał zakrywał sądzę na sukni.
-Pięknie - stwierdziła Renet. - Jest okay. Możemy teraz zejść.
Dziewczyny ruszyły ku wyjściu.
Karai otworzyła drzwiami puszczając Monę przodem. Przyjaciółki zeszły po schodach choć korytarz był mocno zatłoczony. Nikt praktycznie nie zauważył ich więc uniknęły też spojrzeń.
W tym tłumie nie było tylko jednej osoby. Renet przedarła się jakoś przez tą całą ciasnotę.
-Usagi - rzuciła kładąc mu rękę na ramieniu.
Królik szybko się odwrócił.
-Widziałeś gdzie Raphaela?-spytała.
-Jest na werandzie - odpowiedział.
-Okay, dzięki - rzekła.
Szybko przekazała Monie wiadomość.
Salamandrianka wyszła z domu. Raph stał pod ścianą z rękami złożonymi na piersi a płaszcz na nim delikatnie powiewał. Padał deszcz i dało się jeszcze słyszeć grzmoty.
Żółw usłyszał kroki. Spojrzał w prawą stronę zauważając swoją żonę.
-Co? - zdziwiła się.
-Nic - odparł przestając popierać ścianę i podszedł do do niej. - Po prostu... przypomniał mi się nasz pierwszy ślub.
-To przez ten płaszcz.- Mona uniosła nieco materiał.
-Ale... wyglądasz świetnie - skomentował. - A tak poza tą plamą na sukni nic ci nie jest?
-Nie. Jestem tylko trochę otumaniona.
-No to może wymkniemy się tak po cichu gdzieś daleko? Tylko ty i ja.
Przybliżył się do niej obejmując ją w talii. Mona uśmiechnęła się.
-Może. Ale najpierw chcę się dowiedzieć czego chciała Leisha.
-Ona przyszła tylko złożyć życzenia. Nic więcej.
-Na pewno?
-Na pewno. Nie wszczynaj dzisiaj śledztwa. Nie w tę noc gdy chcę cię mieć tylko dla siebie.
-Mhm. Mam rozumieć, że to wstęp do jakiejś większej sprawy?
-Dobrze kombinujesz.
Przybliżył ją do siebie całując czule. Właśnie wtedy uderzył głośny grzmot a deszcz zaczął padać mocniej. Wywarło to większy efekt jakby taka dawka emocji miała wpływ na pogodę. Nowożeńcy zaśmiali się uciekając na tyły domu.
Na piętrze Aishi zauważyła przez okno w pokoju zakochaną dwójkę udającą się w deszczu do dawnej, rozwalającej się szopy.
-A to jedne spryciarze, nie wytrzymają bez siebie nawet pięciu minut - parsknęła szczerym śmiechem.
-Nie czepiaj się - rzuciła Karola.- Są piękni, młodzi i kilka godzin po ślubie. Przed nimi tylko szczęście.
-A tam, Aishi nie dąsaj się już - dodała Emi obejmując przyjaciółkę. - Też nie mam tych zdolności do wybierania facetów.
-Kurde, nie wyrobię - sykneła Karola. - Na dół i się bawić! Mam dość wysłuchania waszych stęków! Już!
Obie podniosły ręce w geście obrony kierując się w stronę drzwi. Gdy tylko je otworzyły od razu zauważył w nich Usagiego. Wszystkie trzy cofnęły się krok w tył.
-Shizuka ni*, to tylko ja - uspokoił je.
-No widzimy - odparła Emilia.
-Coś się stało? - spytała Aishi.
-Właściwie to tylko chciałem z tobą porozmawiać - wyjaśnił. - Mogę?
-Jasne, nie ma problemu - zgodziła się. - Eee... Karola, Emi, sprawdźcie jak czuje się Casey.
Oczywiście puściła do nich oko co już rzuciło cień na jej współczucie dla chłopaka. Dziewczyny zeszły po schodach odwracając się co chwilę w tył.
-Oni dość często ze sobą gadają dzisiaj - zauważyła Emilia.
-I ona mówi, że ma problem z facetami - zaśmiała się Karola. - Dobra, sprawdźmy jak czuje się ten nasz "biedny" Casey.
Dziewczyny zachichotały schodząc w dół.
Aishi oparła łokieć o barierkę na piętrze a Usagi plecy.
-W czymś problem? - dociekała wojowniczka.
-Zapomniałem pogratulować ci doskonale wymyślonej melodii do zaręczyn Donatello i April- odparł królik.
-Och, dzięki - rzuciła zaskoczona. - Ale ty już mi chyba to powiedziałeś zaraz po zaręczynach, nie?
-Naprawdę? Oj, mój błąd.
-Daj spokój, po prostu mów co leży ci na uszach.
-Aishi - san...
-Nie! Po prostu Aishi.
-W porządku. Aishi, chciałem ci tylko powiedzieć, że podziwiam twoją wytrzymałość.
-W sensie?
-W sensie, że naprawdę dobrze potrafisz ukryć swoje uczucia. Ale taka osoba jak ty, nie zasługuje na tyle smutku w tak wspaniały dzień.
Aishinsui nic nie odpowiedziała tylko przytuliła go w milczeniu. Usagi stał chwilkę w bezruchu po czym też ją objął. Następnie Aishi cmoknęła go w policzek.
-Dzięki - rzuciła.
Nagle zgasło światło w całym domu. Wszędzie rozległy się dźwięki zdziwienia.
-Spokojnie, to pewnie tylko instalacja - powiedział Leo.
-Kurcze, nic nie widzę - mówiła Aishi błądząc rękami w przestrzeni.
Wtedy uderzyła w coś miękkiego.
-Au - syknął Usagi.
-Oj, przepraszam.
-Nic nie szkodzi. To tylko mój nos. Daj rękę.
Odnaleźli swoje dłonie w ciemności.
-Ja idę przodem a ty za mną - rzucił.
-Okay.
Poszli w stronę schodów.
Donnie po omacku próbował dostać się do bezpieczników. Zanim jednak przepychnął się przez tłum ponownie nastała jasność.
Wszyscy mrugali oczami by przyzwyczaić się do światła.
-Wesele beze mnie?- rozległ się czyjś głos.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro