Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

April klękła przy Donniem przytulając go. Zakręciła jej się łza w oku. Donatello wysunął jej na palec pierścionek. Na salwę braw czekać nie trzeba było długo czekać.

-Mona, dawaj swoje kwiatki i kieckę - rzuciła Renet potrząsając ją za ramię.

-Może jeszcze w tej chwili- odparła.

-Możesz i teraz - szepnął Raph.

Żona uderzyła go delikatnie łokciem w skorupę.

-Zapomnij - odrzekła.

Żółw wywrócił oczami obejmując ją w talii.
Tymczasem Aishi wróciła do Karoli i Emi.

-Było kapitalnie - skomentowała Emi. - Ty to zaaranżowałaś?

-Nie, Donnie - wyjaśniła. - Ja tylko pomogłam.

-Och, jacy oni będą szczęśliwi - rozmiarzyła się Karola.

-W to nie wątpię - zapewniła Aishi składając ręce na piersi.

-Wszystko okay? - spytała Emi kładąc jej rękę na ramieniu.

Dziewczyna nie odpowiedziała. Nagle ruszyła w milczeniu przed siebie zostawiając przyjaciółki same. Te popatrzyły po sobie zdziwione.

Zabawa ruszyła dalej.
Wtedy rozległy się pomruki dochodzące gdzieś z oddali. Goście nadstawili uszu zaskoczeni dźwiękami.

-Burza? - zdziwiła się Karai.

Na niebie w oddali pojawił się błysk.

-My chyba nie mamy szczęścia do ślubów - westchnął Raph do żony.

Obiął ją ramieniem w talii.

-Może przejdzie bokiem - zastanowiła się.

Skierowała wzrok na dom i nagle dostrzegła jakąś postać stojącą na werandzie. Zmróżyła nieco oczy a później aż odskoczyła z przestrachem.

-Mona, co się dzieje? - spytał Raph.

Nadal jeszcze do końca nie pozbierał się po traumie sprzed roku, z poprzedniego ślubu. Martwił się o swoją drugą połówkę.

-To ona - rzuciła. - To Leisha.

-Kto?

-Narzeczona T'Horana, która zostawiła go przed ołtarzem. Mój brat nie może wiedzieć, że ona tu jest. Wczoraj kazałam jej wracać na swoją planetę, ale najwyraźniej nie posłuchała.

-Dobra, spokojnie. Już ją sobie z nią poradzę.

-Uważaj, ja jej nie ufam.

Ruszył w stronę domu.

Mona spojrzała na T'Horana. Na szczęście był zajęty rozmową z Shinigami i niczego nie zauważał. Wtedy podszedł do niej Sal Komandor z lampką wina w ręku.

-A gdzież jest twój mąż? - spytał ledwo zrozumiałymi słowami.

-Poszedł na chwilę do domu - odparła, a później zadała pytanie :- Z całym szacunkiem sir, ale czy ty troszkę nie za dużo wypiłeś?

-Jestem zupełnie trzeźwy! - zażekał się. - Po prostu cieszę się, że wyszłaś za mąż.

-Dobrze, a więc oddaj mi to, siądź sobie gdzieś i nie dotykaj już alkoholu - poradziła zabierając mu szkło.

Komandor odszedł, a dziewczyna patrzyła na Raphaela dalej rozmawiającego z Leishą postanowiła wypić wino z lampki. Upiła nieco i skrzywiła się kręcąc głową. Nie była przyzwyczajona do picia alkoholu. Odstawiła szkło szkło na pierwszy lepszy stół.

Burza była coraz bardziej słyszalna i widoczna. Goście postanowili wrócić do domu. Brali po trochę jedzenia i napojów, żeby deszcz ich nie zalał. Y'Guthgba zauważyła, że Leisha odchodzi więc ze spokojem także ruszyła do budynku. Raph natomiast skierował się w jej stronę.

I nagle błysk oślepił wszystkich. Potem huk. Gdy blask zniknął, zgromadzeni spojrzeli na podwórze. Raphaelowi nic nie było. Lisa natomiast leżała bez ruchu niedaleko miejsca uderzenia piorunu.

-O nie - przeraziła się M'Ikanela.

-Mona! - zawołał Raph.

Podbiegł do niej przerażony. Klęknął tuż obok pytając :

-Mona, nic ci nie jest?

Dziewczyna poruszyła się próbując wstać. Żółw szybko złapał ją od tyłu by mogła chociaż usiąść. Na szczęście piorun tylko ją osmalił.

-Wszystko dobrze? - dopytywał Raphael.

-Tak, chyba tak - odparła słabym głosem. - Tylko trochę dzwoni mi w uszach.

Mutant odetchnął z ulgą.

-To był piorun? - dopytała.

Kiwnął głową.

-Dobrze, że tylko tak to się skończyło - rzuciła Renet.

-Nie byłbym tego taki pewien - wymamrotał T'Horan.

-A to czemu? - nie rozumiał Donnie.

-Uderzył między nich - zauważył. - To wyglądało tak, jakby nawet Wszechświat uznał, że oni nie są sobie przeznaczeni.

-Oj - palnęła April. - Gadasz już takie głupoty, że aż uszy więdną. To nie jest rozumowanie Wszechświata, tylko T'Horana cierpiącego po stracie siostry.

Wszyscy na werandzie zachichotali cicho pod nosem.

-Śmieszne, April - burknął T'Horan. - Bardzo.

-A wy co?! - krzyknął rozzłoszczony Raph idąc w stronę domu popierając żonę. - Takie to śmieszne, że piorun mi o mało kobiety nie usmażył?!

-Nie, nie o to nam chodziło - bronił wszystkich Leo.

-Zajmiemy się nią - zapewniła April przekładając rękę Mony przez ramię.

⚜️⚜️⚜️

Tymczasem Karola z Emi poszły na górę sprawdzić, co działo się z Aishi. Po tym jak nieoczekiwanie zniknęła bez słowa i prawie, że ze łzami w oczach dziewczyny trochę się zaniepokoiły. Podchodząc do drzwi jej pokoju usłyszały rozmowę :

-Tak, będę musiała im powiedzieć - mówiła Aishi. - Nie, nie, to właściwie nawet mi pomoże niż zaszkodzi.

Przyjaciółki spojrzały przez uchylone drzwi. Kunoichi rozmawiała przez telefon.

-To kiedy? - ciągnęła. - W piątek? Dobra, lepiej późno niż wcale... Okay, dzięki mamo. Narazie.

Dziewczyna rozłączyła się odkładając komórkę na nocny stolik. Siadła na łóżko.

-Aishi, możemy wejść? - spytała Karola.

-Możecie - odparła.

Dziewczyny pchnęły drzwi podchodząc do przyjaciółki. Karola siadła obok Aishinsui a Emi kucnęła przy jej kolanach.

-Coś się stało? - dociekała Emilia.

-Wszystko... Wszystko się... Wszystko się spieprzyło! - krzyknęła wybuchając gorzkim płaczem.

Zakryła twarz trzęsąc się pod ciężarem całej rozpaczy. Karola przysunęła ją do siebie.

-Chodzi o Donniego? - ciągnęła Emi.

-Donatello żeni się z April a ja zniknę z ich życia - wyjaśniła Aishi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro