Rozdział 8
April klękła przy Donniem przytulając go. Zakręciła jej się łza w oku. Donatello wysunął jej na palec pierścionek. Na salwę braw czekać nie trzeba było długo czekać.
-Mona, dawaj swoje kwiatki i kieckę - rzuciła Renet potrząsając ją za ramię.
-Może jeszcze w tej chwili- odparła.
-Możesz i teraz - szepnął Raph.
Żona uderzyła go delikatnie łokciem w skorupę.
-Zapomnij - odrzekła.
Żółw wywrócił oczami obejmując ją w talii.
Tymczasem Aishi wróciła do Karoli i Emi.
-Było kapitalnie - skomentowała Emi. - Ty to zaaranżowałaś?
-Nie, Donnie - wyjaśniła. - Ja tylko pomogłam.
-Och, jacy oni będą szczęśliwi - rozmiarzyła się Karola.
-W to nie wątpię - zapewniła Aishi składając ręce na piersi.
-Wszystko okay? - spytała Emi kładąc jej rękę na ramieniu.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Nagle ruszyła w milczeniu przed siebie zostawiając przyjaciółki same. Te popatrzyły po sobie zdziwione.
Zabawa ruszyła dalej.
Wtedy rozległy się pomruki dochodzące gdzieś z oddali. Goście nadstawili uszu zaskoczeni dźwiękami.
-Burza? - zdziwiła się Karai.
Na niebie w oddali pojawił się błysk.
-My chyba nie mamy szczęścia do ślubów - westchnął Raph do żony.
Obiął ją ramieniem w talii.
-Może przejdzie bokiem - zastanowiła się.
Skierowała wzrok na dom i nagle dostrzegła jakąś postać stojącą na werandzie. Zmróżyła nieco oczy a później aż odskoczyła z przestrachem.
-Mona, co się dzieje? - spytał Raph.
Nadal jeszcze do końca nie pozbierał się po traumie sprzed roku, z poprzedniego ślubu. Martwił się o swoją drugą połówkę.
-To ona - rzuciła. - To Leisha.
-Kto?
-Narzeczona T'Horana, która zostawiła go przed ołtarzem. Mój brat nie może wiedzieć, że ona tu jest. Wczoraj kazałam jej wracać na swoją planetę, ale najwyraźniej nie posłuchała.
-Dobra, spokojnie. Już ją sobie z nią poradzę.
-Uważaj, ja jej nie ufam.
Ruszył w stronę domu.
Mona spojrzała na T'Horana. Na szczęście był zajęty rozmową z Shinigami i niczego nie zauważał. Wtedy podszedł do niej Sal Komandor z lampką wina w ręku.
-A gdzież jest twój mąż? - spytał ledwo zrozumiałymi słowami.
-Poszedł na chwilę do domu - odparła, a później zadała pytanie :- Z całym szacunkiem sir, ale czy ty troszkę nie za dużo wypiłeś?
-Jestem zupełnie trzeźwy! - zażekał się. - Po prostu cieszę się, że wyszłaś za mąż.
-Dobrze, a więc oddaj mi to, siądź sobie gdzieś i nie dotykaj już alkoholu - poradziła zabierając mu szkło.
Komandor odszedł, a dziewczyna patrzyła na Raphaela dalej rozmawiającego z Leishą postanowiła wypić wino z lampki. Upiła nieco i skrzywiła się kręcąc głową. Nie była przyzwyczajona do picia alkoholu. Odstawiła szkło szkło na pierwszy lepszy stół.
Burza była coraz bardziej słyszalna i widoczna. Goście postanowili wrócić do domu. Brali po trochę jedzenia i napojów, żeby deszcz ich nie zalał. Y'Guthgba zauważyła, że Leisha odchodzi więc ze spokojem także ruszyła do budynku. Raph natomiast skierował się w jej stronę.
I nagle błysk oślepił wszystkich. Potem huk. Gdy blask zniknął, zgromadzeni spojrzeli na podwórze. Raphaelowi nic nie było. Lisa natomiast leżała bez ruchu niedaleko miejsca uderzenia piorunu.
-O nie - przeraziła się M'Ikanela.
-Mona! - zawołał Raph.
Podbiegł do niej przerażony. Klęknął tuż obok pytając :
-Mona, nic ci nie jest?
Dziewczyna poruszyła się próbując wstać. Żółw szybko złapał ją od tyłu by mogła chociaż usiąść. Na szczęście piorun tylko ją osmalił.
-Wszystko dobrze? - dopytywał Raphael.
-Tak, chyba tak - odparła słabym głosem. - Tylko trochę dzwoni mi w uszach.
Mutant odetchnął z ulgą.
-To był piorun? - dopytała.
Kiwnął głową.
-Dobrze, że tylko tak to się skończyło - rzuciła Renet.
-Nie byłbym tego taki pewien - wymamrotał T'Horan.
-A to czemu? - nie rozumiał Donnie.
-Uderzył między nich - zauważył. - To wyglądało tak, jakby nawet Wszechświat uznał, że oni nie są sobie przeznaczeni.
-Oj - palnęła April. - Gadasz już takie głupoty, że aż uszy więdną. To nie jest rozumowanie Wszechświata, tylko T'Horana cierpiącego po stracie siostry.
Wszyscy na werandzie zachichotali cicho pod nosem.
-Śmieszne, April - burknął T'Horan. - Bardzo.
-A wy co?! - krzyknął rozzłoszczony Raph idąc w stronę domu popierając żonę. - Takie to śmieszne, że piorun mi o mało kobiety nie usmażył?!
-Nie, nie o to nam chodziło - bronił wszystkich Leo.
-Zajmiemy się nią - zapewniła April przekładając rękę Mony przez ramię.
⚜️⚜️⚜️
Tymczasem Karola z Emi poszły na górę sprawdzić, co działo się z Aishi. Po tym jak nieoczekiwanie zniknęła bez słowa i prawie, że ze łzami w oczach dziewczyny trochę się zaniepokoiły. Podchodząc do drzwi jej pokoju usłyszały rozmowę :
-Tak, będę musiała im powiedzieć - mówiła Aishi. - Nie, nie, to właściwie nawet mi pomoże niż zaszkodzi.
Przyjaciółki spojrzały przez uchylone drzwi. Kunoichi rozmawiała przez telefon.
-To kiedy? - ciągnęła. - W piątek? Dobra, lepiej późno niż wcale... Okay, dzięki mamo. Narazie.
Dziewczyna rozłączyła się odkładając komórkę na nocny stolik. Siadła na łóżko.
-Aishi, możemy wejść? - spytała Karola.
-Możecie - odparła.
Dziewczyny pchnęły drzwi podchodząc do przyjaciółki. Karola siadła obok Aishinsui a Emi kucnęła przy jej kolanach.
-Coś się stało? - dociekała Emilia.
-Wszystko... Wszystko się... Wszystko się spieprzyło! - krzyknęła wybuchając gorzkim płaczem.
Zakryła twarz trzęsąc się pod ciężarem całej rozpaczy. Karola przysunęła ją do siebie.
-Chodzi o Donniego? - ciągnęła Emi.
-Donatello żeni się z April a ja zniknę z ich życia - wyjaśniła Aishi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro