Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Leo przekręcił Raphowi bandanę tak, by niczego nie widział. Chwycił go z tyłu za ramiona prowadząc do szopy. Raphael i tak wiedział co się tam stanie, ale pozwolił by zrobiono mu niespodziankę.
Bracia dotarli do szopy. Leonardo ponownie przekręcił Raphowi maskę. Żółw widział jedynie ciemność.

-No, to gdzie panienki? - spytał żartem opierając ręce o skorupę. - I gdzie ten alkohol i bity?

-Cierpliwości - rzucił Leo.

Zamilkł.
Nagle rozbłysło światło, wy rzuciło konfetti i flary.

-Najlepszego, panie młody! - krzyknęli bracia Raphaela i T'Horan.

Żółwiowi oczy powoli przyzwyczaili się do jasności.

-No, to się postaraliście- przyznał.

-Daruj, że bez dekoracji, ale nie było za bardzo czasu - wyjaśnił Mikey.

-Spoko- odparł. - Jesteście wy, szampan, muzyka. Jeszcze jakieś dziewczynki by się przydały.

-Nie masz co liczyć. - Donnie pozbawił go złudzeń. - Wszystkie poszły na panieński Mony. Ale bombelki jeszcze nie uciekły, więc...

Odrzucił korek a piana wyskoczyła z butelki chlapiąc po podłodze. Mikey dał każdemu po kieliszku, Donatello ponalewał szampana a T'Horan podniósł swoje naczynie mówiąc :

-Wznoszę toast za Raphaela w jego świetlną przyszłość z moją siostrą.

Stuknęli się szkłem upijając spore łyki.

-No, świetlana to ona będzie tym bardziej, że do niedawna dzieliły was lata świetle- zaśmiał się Mikey.

-E tam, grunt, że teraz złączą się na wieki wieków amen - wtrącił Leonardo dopijając szampana.

-No i super - rzekł Donnie. - Po tym co się wam przytrafiło to teraz będziecie szczęśliwi.

-I macie nasze błogosławieństwo - dodał T'Horan.

-Kurcze, to teraz tylko patrzeć jak przed ołtarzem orła wywinę - zaśmiał się Raph.

-Nie ma takiej opcji - rzucił Michelangelo. - Będziemy cię asekurować.

-Och, kurcze, spuźniliśmy się? - rzucił ktoś w drzwiach.

Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.

-Jak to wy? - zdziwił się Leo. - Casey, ty już piłeś, tak? Już ci się w głowie poprzestawiało.

-A nie, nie - odparł. - Mam tu taką niespodziankę.

Wszedł do szopy a zaraz po nim dziewczyny z Klanu Saru błyszcząc kolorowymi strojami przed chłopakami.

-Uuuu! - zawołali.

-No elo chłopcy - rzuciła uwodzicielsko Pawła.

-Kurde, się chyba czerwienię - rzucił Leo.

-Byłyśmy wcześniej gdyby Rose nie guzdrała się tyle w łazience - wyjaśniła Ikari.

-No makijażu tak szybko nie nałożę - odparła.

-Okay, a wy tu przyszłyście w celu... - nie dokończył Donnie.

-Rozczaruję cię - rzuciła Vika gładząc swój długi blond warkocz. - Nie zrobimy striptizu.

-Och, a już miałem nadzieję - zażartował Raph.

-Przyszłyśmy tak żeby też się pobawić z wami - wyjaśniła Pawa.

-No to na panieński do Mony- odparł Leo.

-Casey nas przyprowadził tu więc nie miałyśmy za bardzo wyjścia - wyjaśniła Vika. - Czego się nie robi dla pana młodego?

Zabawa ruszyła dalej.

⚜️

-Gdzie my idziemy? - spytała Mona.

-Spokojnie, już niedaleko - odparła April prowadząc ją za rękę w las.

Salamandrianka miała zawiązane oczy chustą i szła sama nie wiedziała dokąd.

-Dobra, jeszcze chwilę - przeciągała rudowłosa.

Pokazała reszcie dziewczyn palce, którymi odliczała od trzech do jednego i szybko ściągnięła przyjaciółce chuste.

-NIESPODZIANKA! - krzyknęły przyjaciółki.

Mona zobaczyła wiszące na drzewach japońskie lampiony i była to jedyna dekoracja w tym "okręgu" ogrodzonym roślinami.

-Jej - skomentowała.

-Niech jej gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie, nigdy nie zagaśnie, a kto z nami nie wypije niech pod drzewem zaśnie! - zaśpiewała Aishi.

Shinigami rozprawiła się z korkiem od szampana z głośnym krzykiem otwierając szampana po czym ponalewała każdej alkohol.

-No to moja szwagierko, za wasze zdrowie! - powiedziała Karai.

-Oby wam się! - dodała Aishinsui.

Dziewczyny upiły łyki.

-A ja byłam pewna, że ty, Aishi, yo walniesz takim toastem, że będziemy się tu turlać ze śmiechu - zauważyła Renet.

-Spokojnie, na te toasty przyjdzie jeszcze czas - zapewniła je.

-Dobra, to nie jest święto Aishi tylko Mony - przerwała im April. - Stres jest?

-Jeszcze nie - odparła.

-Jeszcze - podkreśliła rudowłosa.

-Pilnuj się, żebyś nie fiknęła - powiedziała Karai. - Musisz powiedzieć to ojcu.

-Nie, no po prostu nie myśl negatywnie a dojdziesz do ołtarza bez żadnego wypadku - poradziła jej Renet.

-Dobrze - przytaknęła Salamandrianka.

-Kurcze, puśćmy tą muzykę i bawimy się! - zawołała Shini.

⚜️⚜️⚜️

Późną nocą Mona wgrzebała się pod kołdrę po czym przekręciła się na drugi bok.
Wtedy coś uderzyło w jęk szybę. I znowu. Zdziwiona dziewczyna podeszła do okna otwierając je. Zauważyła na drzewie Raphaela.

-A co ty tu robisz? - spytała opierając łokcie na parapet.

-Po prostu sprawdzałem, czy nie zrezygnowałaś - zażartował. - No i chciałem cię zobaczyć.

-Jeszcze się na mnie napatrzysz - zaśmiała się. - Zbrzydnę ci przez te lata.

-Ty mi? Chyba w innym wcieleniu choć w reinkarnację nie wierzę.

Nagle gałąź, na której siedział przechyliła się tak, że żółw uderzył w dom.

-Ciii - syknęła Mona.

-Wybacz - szepnął.

-Czy nas nie obowiązuje dobowa izolacja przedmałżeńska?

-Do diabła z tym przesądem. My pecha mieć nie będziemy mieli. A nawet jeśli to sobie poradzimy.

Przysunął się całując ją czule. Gdy przestał szepnął:

-To mi jakoś dziwnie przypomina jakąś sytuację.

-A to jaką? - dociekała.

-Jest taka książka w której chłopak i dziewczyna bujają się w sobie, potem po kryjomu biorą ślub a na koniec oboje odwalają kitę?

-Co? Co to za głupia książka?

-Jakieś ponadczasowe romansidło.

-Powiedz to w obecności Aishinsui a skróci cię o głowę.

(a żeby wiedziała, że bym to zrobiła)

-No racja.

-Powinniśmy już iść spać.

-Fakt. A więc do zobaczenia na ślubie.

-Ta w białej sukni to będę ja.

-Brzmi intrygująco.

-Idź już, nie będę cię budzić na przysięgę.

-Okay, śpij dobrze.

Raph zabujał się wracając na koronę drzewa i zeskakując z niej pobiegł do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro