Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Raphael z Mona Lisą weszli pod dach starej szopy. Żółw zamknął drzwi po czym odnajdując sznurek do żarówki pociągnął za niego. Pomieszczenie zalało światło. Salamandrianka zamrugała oczami by przyzwyczaić oczy do jasności. Zadrżała.

-Zimno? - spytał Raph.

-Trochę - odparła. - Spójrz tylko na mnie.

Podniosła płaszcz do góry. Woda ściekała po nim strumieniami.

-Zdejmiemy to - powiedział podchodząc do niej i pomagając ściągnąć jej materiał.

Salamandrianka kichnęła.

-Oj, żebyś się tylko nie przyziębiła - rzucił.

Dziewczyna złapała się za ramiona. Raph odłożył jej płaszcz na pierwszą, lepszą skrzynię.

-Raphael, spójrz - rzekła Y'Gythgba.

Żółw odwrócił się dostrzegając w przytulnym kącie materac z pościelą a wszystko wysypane płatkami róż.

-To dla nas? - zdziwiła się Mona.

-Aishi - rzucił Raph. - A to siksa. No zdaje się tak.

-Ale po co? - nie rozumiała Lisa.

-No... No wiesz... Te sprawy...

-W sensie, że...

-Tak, w tym sensie.

-Ale wesele jeszcze się nie skończyło.

-I nikt nas nie widzi...

Przejechał palcem po jej ramieniu.

-Przestań, mam dreszcze.

-Tak? No to chodź tu!

Złapał ją w talii rzucając się razem z nią na materac.

-Zaraz będzie cieplej - zapewnił zaczynając ją całować.

***

Goście spojrzeli w górę. Na barierce wyższego piętra siedział ten nieproszony gość, który kręcił się cały dzień po farmie.

-Leisha? - zdziwił się T'Horan.

Zdawało mu się, że na chwilę stanęło mu serce. Przecież nie widział jej już ładne pare lat.

-Witaj, skarbeńku - rzuciła sarkastycznie zeskakujac na dół.

-Czego tu chcesz? - spytała April. - Mona zdaje się wykopała cię stąd na amen.

-Nikt mnie stąd nie "wykopie" póki ja o tym nie zadecyduje - syknęła.

-Ta, no typowa natretna baba - skomentowała cicho Aishi.

-To może podlejemy ją gorzałą a jak w końcu się upije to ją dopiero wykopiemy - zaproponowała Karola.

-Czy wy Polki to wszystko byście wódą załatwiały? - spytał Slash.

-Nie, wódą wszystkiego nie załatwiamy - zaprzeczyła Aishi. - Tak robią Ruskie. My kierujemy się sposobem i sprytem, kochany.

Leisha szła powoli korytarzem.

-Możesz powiedzieć czym zaszczycamy tą niechcianą wizytę?- denerwowała się M'Ikanela.

-Chodzi mi o młodą parę - wyjaśniła. - Gdzie te gruchające gołąbki?

Nikt nie odpowiadał. Większość nie wiedziała.

-Dobrze - powiedziała spokojnie.

Pstryknęła palcami. Nagle o podłogę uderzyło coś naprawdę ciężkiego. Zgromadzenie popatrzyło w stronę schodów. Żółwie i rodzina Mony zastygła w miejscu.

-N... N'Etador? - wyjąkał Mikey.

-Oto i ja - warknął z satysfakcją.

-Czy to ten co rok temu... - zaczęła Emi.

-ZABIJĘ SUKINKOTA! - wrzasnęła Aishinsui.

Rzuciła się do biegu po czym skacząc wyciągnęła nogę. Ku zaskoczeniu wszystkich dziewczyna miała pod sukienką szorty więc kompromitujące widoki się nie pokazały. Już prawie przyłożyła mu obcasem gdy nagle Salamandrianin złapał ją za kostkę i posłał na barierki schodów. Nastolatka padła na podłogę.

-Aishi! - zawołali jednocześnie Emi, Karola, Usagi i Donnie.

Kunoichi wsparła się na ręce od razu łapiąc za pierś. Zachłannie lapała powietrze. W końcu uderzyła klatką piersiową w szczebel.

-Głupi szczeniak - syknęła Leisha.

-Gdzie oni są?! - zagrzmiał N'Etador.

-Nie wiemy - powiedział Leo.

-Nie kłam, żółwiu - zgrzytnął zębami. - Bo dołączysz do tego dzieciaka.

-Oczywiście, że on kłamie - wydusiła Aishinsui powoli wstając, ale nadal trzymała się za klatkę piersiową. - Bo ich nie dostaniecie.

-Jeszcze ci mało? - wycedziła Leisha. - Net, zajmij się nią.

Salamandrianin podszedł do dziewczyny.

-Proszę cię, pochodzę z kraju, którym od stuleci targają wojny, nawet te dwie największe na świecie - rzuciła. - Myślisz, że ja tak łatwo składam broń?

Chwycił ją za szyję podnosząc do góry.

-Choć oczywiście zawsze mogę zmienić zdanie - syknęła zaczepiając palce na jego łapie.

Usagi wyciągnął katanę kierując czub w stronę Salamandriana.

-Wypuść ją - rozkazał. - Natychmiast!

Wtedy przy jego szyi pojawiło się kolejne ostrze. Smukły, srebrny miecz Leishy.

-Spokojnie Wielkanocny Zajączku - zaszydziła.

Donnie w drugiej kolejności wyciągnął broń.

-A! - krzyknęła Leia. - Żadnych gwałtownych ruchów!

-Bo co? - syknęła Karai.

-Bo to - powiedziała wyciągając zapalnik.

Przesunęła kciuk na przycisk.

-Nie! - krzyknęli wszyscy.

-Jak nie chcecie żeby cały ten domek wyleciał w powietrze to macie mi powiedzieć gdzie są Raphael i Y'Gythgba- warknęła kosmitka.

-Leisha, posłuchaj - wtrącił T'Horan. - Jak chcesz się na mnie mścić to nie wciągaj w to mojej rodziny ani nikogo innego.

-Głupcze, obchodzisz mnie tyle co ta dwójeczka. - Klepnęła Usagiego w podbródek.

N'Etador złapał królika za ubranie rzucając go pod ścianę. Ronin szykował się już do ponownego ataku.

-Usagi, nie - wydusiła.

Puściła do niego oko. Królik zdziwiony rozszerzył oczy.

-Ej, ja mam pomysł - wyrzęziła dziewczyna.

N'Etador i Leisha spojrzeli na nią.

-Mów dalej - powiedział Salamandrianin.

-Powiem jak mnie puścisz - postawiła warunek.

N'Etador zostawił ją. Kunoichi upadła na podłogę łapiąc za szyję.

-No gadaj - popędzała Leia.

-Zadzwonię do nich - wyjaśniła. - Tylko chcę telefon.

Leisha odsunęła Salamandriana podnosząc gwałtownie do pionu.

-Całą kieckę sobie przez was pomiętoliłam - narzekała nastolatka.

-Bierz się do roboty! - krzyknęła rzucając ją na stolik pod schodami.

-Au, no kurcze, to boli!- zawołała.

-A zaboli jeszcze mocniej jak się nie pospieszysz - zagroził N'Etador przstawiając miecz do jej pleców. - I bez sztuczek.

-A żeby cię cholera wzięła - szepnęła po czym dodała głośniej:- Wal się.

Podniosła słuchawkę telefonu stacjonarnego i zawiesiła palec na klawiaturze.

-Szybciej - poganiała Leisha trzymając ostrze przy Usagim.

-Chwila, muszę przypomnieć sobie numer - syknęła.

-Te wasze prymitywne narzędzia - westchnęła.

Aishi wystukała numer i przyłożyła słuchawkę do ucha.

-Raph, słyszysz? - rzuciła. - No tak, Aishi. Sytuacja kryzysowa. Na gwałt do domu April.

Skończyła.

-I już - rzekła.

-Dobra, bierzemy ich - syknęła Leia.

Wzięła Usagiego za ramię a N'Etador Aishinsui. Kosmitka otworzyła wejście w podłodze.

-Jak ty... - zaczęła April.

-Nie na darmo plątałam się po pokoju - odparła. - A jak małżeństwo się znajdzie, mają tu zejść. Wymienimy ich za tą dwójkę.

Zeszli na dół zamykając klapę.

-I co teraz? - spytał Mikey.

-Czekamy na Rapha - westchnął Mondo.

-Aha, ale wy wiecie, że ona wcale nie wybrała numeru Rapha - uświadomił ich Donnie. - Numer nie był dziewięcio tylko ośmiocyfrowy.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro