Rozdział 49
Kiedy otworzyłam oczy, pierwsze co mogłam sobie uświadomić to to, że słońce przebija się przez okno pokoju i zalewa swoimi promieniami dosłownie każdą jego cząstkę. Dlatego było gorąco. Bardzo gorąco. Wszystko było nagrzane od słońca, które na pewno od rana świeciło, mimo tego, że na dworze była minusowa temperatura.
Chwilę jeszcze leżałam z zamkniętymi oczami, ale w końcu podniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam oczy i spojrzałam na drugą stronę łóżka, gdzie leżał Nathan.
Jego rozwalone ciało zajmowało połowę łóżka. Leżał na brzuchu i do połowy był osłonięty kołdrą. W normalnych okolicznościach położyłabym się koło niego i poczekała, aż się obudzi. Ale nie mogłam na to pozwolić, bo muszę wszystko przemyśleć. Nie chcę, żeby myślał, że to nic takiego nie było. Że to, że mnie zostawił nic dla mnie nie znaczyło. Bo to nieprawda. Zranił mnie i musi wiedzieć, że popełnił błąd.
Siedziałam i patrzyłam na jego spokojną twarz i sylwetkę, która równomiernie podnosiła się i opadała, gdy oddychał.
Uniosłam rękę i skierowałam w stronę jego twarzy. Odgarnęłam niesforne kosmyki bruneta, które opadły na jego czoło, żebym mogła dalej go podziwiać.
Po chwili gapienia się na niego pokręciłam głową i zeszłam z łóżka. Spojrzałam na zegarek, który stał na stoliku obok łóżka.
13:08.
Super. Przespałam połowę dnia.
Podeszłam do walizki i wzięłam potrzebne rzeczy, żeby się wykąpać i potem ubrać, a następnie ruszyłam do łazienki.
Kiedy brałam prysznic, tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie.
Jak mógł wczoraj powiedzieć, że mnie kocha?
Jak mógł to powiedzieć w takim momencie?
I na ile to było prawdą, a na ile tylko pijanym zdaniem?
Dowiem się tego, jak tylko się obudzi. Muszę to wiedzieć.
Muszę wiedzieć, czy czuje do mnie to samo, co ja do niego.
Bo faktycznie.
Przyznałam się sama przed sobą.
Kocham go.
Mimo, że jest, jaki jest. Pomimo jego wszystkich wad.
Kocham go. I nie zmieni to nic, nawet to wczorajsze upokorzenie, że zostawił mnie samą. Nie zmieni to tego, że coś do niego czuję.
Ale czy to, że postąpił tak, jak wczoraj, dowodzi, że mnie kocha?
Tego nie mogę powiedzieć.
Dlatego muszę w jakiś sposób się dowiedzieć.
I na dodatek, mam wielką nadzieję, że znajdę gdzieś na dole mój telefon. Bo naprawdę nie chciałabym go zgubić akurat w momencie, gdy jestem poza domem. Tym bardziej, że miałam tam wszystkie kontakty i zdjęcia.
Po kilku minutach wyszłam spod prysznica i ubrałam się w czyste, ciepłe ciuchy, bo gorąco, które czułam w łóżku, już dawno mnie opuściło. Włosy szybko wysuszyłam i związałam w niedbałego koka. Przeszła mi myśl, że odgłos suszarki mógł obudzić Nathana, ale po tym jak wyszłam okazało się, że nadal śpi w tej samej pozycji, co pół godziny temu.
Poczułam, że jestem głodna i muszę coś zjeść. W tym celu ruszyłam w kierunku drzwi, żeby potem zejść na dół .
Kiedy byłam w połowie korytarza, usłyszałam za sobą wołanie.
-Hej, Ros - odwróciłam się, a Justin półnagi i z krzywym uśmiechem wyglądał zza drzwi swojego pokoju - Znalazłem to wczoraj w kuchni podczas imprezy. Myślę, że ci się przyda - spojrzałam na drobną rzecz, którą trzymał w swojej dłoni.
Mój telefon.
Westchnęłam z ulgą.
-Dziękuję ci - odparłam i podeszłam do niego, żeby wziąć swój telefon - Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna - powiedziałam szczerze.
-Nie ma sprawy - uśmiechnął się szerzej. Jego humor uległ drastycznej zmianie po tym, jak pogodził się z Mią - Jak główka? - zaśmiał się.
Pokręciłam głową.
-Nie wypiłam, aż tyle - powiedziałam, po czym on posłał mi znaczące spojrzenie - Dobra - przyznałam - Ale uwierz mi, że wydarzenia z nocy mnie otrzeźwiły, więc główka jest w porządku.
Justin już miał coś powiedzieć, kiedy z głębi pokoju usłyszeliśmy głos Mii, która wołała Justina.
-Z kim ty tam rozmawiasz? - jej stłumiony głos było słychać, aż tutaj i to teraz ja posłałam Justinowi znaczące spojrzenie, a on się zaśmiał.
-Już idę! - odkrzyknął, a ja machnęłam mu ręką i ruszyłam z powrotem na dół.
Po drodze zdążyłam przejrzeć wiadomości, które dostałam od rodziców z życzeniami na Nowy Rok, snapy z wczorajszej imprezy, czy też facebook'a zalanego zdjęciami z Sylwestra.
Szkoda, że ja nie miałam przyjemności na żadnym być, bo musiałam pobić jakąś lafiryndę.
Chociaż.
Nie.
Nie żałuję tego, że ją pobiłam.
Szczerze?
Gdybym ją teraz spotkała, zrobiłabym to z przyjemnością jeszcze raz.
Moje rozmyślania o tym, jak mogłabym skopać tyłek tej tlenionej dziwce, przerwał widok, jaki zastałam na dole. W salonie było pełno pustych kubków, butelek, jedzenia i Bóg wie jeszcze czego, walającego się po podłodze. Porozsypywane chipsy czy inne przekąski i porozlewane picie, teraz już lepiące się picie na podłodze.
W kuchni nie było lepiej.
Kieliszki, szklanki, lampki po szampanie, wszystkie były brudne, niektóre zbite, a jeszcze inne do połowy wypełnione dziwnymi, kolorowymi płynami.
Pęknięte balony, serpentyny były nawet w zlewie.
I że niby my wszyscy mamy to posprzątać?
Impreza musiała się wymknąć spod kontroli.
Usłyszałam, że ktoś rusza się na sofie w salonie i postanowiłam tam pójść.
Po drodze nadepnęłam na coś gumowego, co przykleiło mi się do mojego trampka.
Prezerwatywa.
Naprawdę?
Westchnęłam zirytowana i usilnie próbowałam zdjąć ją z podeszwy mojego buta, nie dotykając tego świństwa.
Kiedy mi się to już udało, ruszyłam w kierunku sofy. Spróbowałam spojrzeć z góry, kto tam się znajdywał.
-Sara? - spytałam, a dziewczyna spojrzała się na mnie zmęczonymi oczami. Na drugiej kanapie nadal spał Nate.
Sara pokiwała głową i rozejrzała się dookoła. Do tej pory leżała, ale po tym jak się podniosła zobaczyłam, że jej włosy były w totalnym nieładzie i miała na sobie ciuchy z imprezy, zresztą tak samo jak Nate, dlatego zgaduję, że spali tutaj.
-Co za burdel - wyszeptała skrzeczącym głosem dziewczyna i złapała się za głowę - Jezu - powiedziała.
-Chcesz wodę? - spytałam, współczująco na nią patrząc. Pokiwała głową, a ja poszłam do kuchni i wróciłam ze szklanką wody, którą jej podałam. Ona wypiła to jednym haustem, po czym już bardziej orzeźwionym głosem powiedziała:
-Już nigdy więcej nie wypiję - odparła, stawiając puste naczynie na stolik, który również był zawalony różnymi naczyniami, butelkami i opakowaniami po jedzeniu i INNYCH rzeczach.
-Przypomnę ci to następnym razem - odparłam rozbawiona, a ona się krzywo uśmiechnęła i wstała, patrząc na Nate'a.
-Idę się wykąpać i trzeba tu posprzątać - rzekła, nadal rozglądając się po burdelu, który panował w prawie całym domu - Reszta już wstała?
-Justin z Mią tylko chyba - odpowiedziałam - Zresztą, nikogo więcej oprócz ciebie nie widziałam, więc nie wiem.
Ona pokiwała na znak zrozumienia głową.
-Na szczęście nikogo tu już nie ma oprócz naszej grupy - powiedziała z ulgą - Jakoś o 4 tych, co jeszcze nie pojechali wyciągnęliśmy siłą i przejrzeliśmy wszystkie pokoje, więc to jest jedyny plus dzisiejszego dnia.
Chwilę jeszcze rozmawiałyśmy o wczorajszej imprezie, a potem Sara poszła do siebie, żeby się umyć.
Podjęłam kolejną próbę uszykowania sobie śniadania w tej zaśmieconej kuchni. Ale to na nic, bo trzeba było wszystko posprzątać, a sam fakt przebywania w niej, czy nawet zjedzenia czegokolwiek mnie obrzydzał.
Ze wstrętem zaczęłam wyrzucać zbite naczynia do worka na śmieci i inne syfy.
Po niecałej pół godzinie Mia, Justin, Sara i Max zeszli mi pomóc, a Nate w końcu się obudził i poszedł na górę się ogarnąć. Nikt nie miał zbyt wesołego humoru prócz Mii i Justina, którzy cicho szeptali do siebie i się śmieli. Reszta w ciszy,skupieniu i zmęczeniu zajmowała się sprzątaniem.
Po sporym czasie dom w końcu zaczął przypominać ten, do którego przyjechaliśmy. Wszystko, włącznie z łazienkami, kuchnią i salonem, było doprowadzone do porządku, a żadne z nas nie miało siły uszykować nic do jedzenia.
Koniec końców, ustaliliśmy, że zamówimy pizzę. W międzyczasie sprzeczania się tego, jakie pizze zamawiamy, Josh i Nathan zeszli z góry.
-Chodźcie, wybieramy pizzę - krzyknęła uśmiechnięta Mia, a ja spojrzałam w ich kierunku. Znaczy głównie w JEGO kierunku.
Miał na sobie czarny golf i czarne jeansy. Włosy jeszcze mokre po zapewne kąpieli. Nigdy go nie widziałam w takim zestawie. Materiał czarnego golfu opinał jego tors i mięśnie, dlatego jak się poruszał, widać było każdy ich zarys.
Jakby ktokolwiek zobaczył go tak na ulicy mógłby pomyśleć, że jest jakiś milionerem, czy może wysoko cenionym modelem. Nie uśmiechał się. Nigdy go chyba nie widziałam tak poważnego.
Z trudem oderwałam od Nathana wzrok, kiedy przyłapał mnie na tym, że się na niego gapię i z powrotem wlepiłam swoje spojrzenie w telefon.
Wszyscy siedzieliśmy w salonie na kanapach, a chłopcy szli w naszym kierunku. Josh rzucił się na sofę koło Maxa i mnie, ale ten się od niego odsunął. O co chodzi?
Nathan z kolei włożył ręce w kieszenie i poczułam, że stanął za mną.
Udawałam, że tego nie widzę i zaczęłam przeglądać facebook'a chyba po raz tysięczny tego dnia.
-My z Rosie zjemy na mieście - oznajmił Nathan pozostałe osoby formalnym tonem.
Reszta posłała spojrzenia to na mnie, to między siebie. Wyczuli między nami jakieś napięcie, ale zapewne żadne z nich nie wiedziało tego, co się stało podczas wczorajszej imprezy.
Może i lepiej.
Nadal zacięcie wpatrywałam się w telefon.
-Okej - odparła Mia, żeby przerwać tą ciszę, która nastała po tym, jak Nathan się odezwał.
-Czekam w samochodzie - powiedział władczo za mną, po czym ruszył do drzwi wyjściowych.
Jakim cudem on jeszcze uważa, że będzie podejmować za mnie decyzje?
Prychnęłam pod nosem, kiedy usłyszałam, jak drzwi wejściowe się za nim zamykają.
Reszta znajomych nadal w otępieniu siedziała i patrzyła to na siebie to na mnie w wielkim niezrozumieniu.
Wzruszyłam ramionami.
-No co? - spytałam i wstałam z kanapy, żeby iść na górę przebrać się w coś bardziej odpowiedniego, dlatego nie dałam żadnemu z nich szansy do zadawania mi pytań.
Mam inny wybór niż jechać z nim tym cholernym samochodem?
Założyłam ciemne jeansy i biały sweter. Przy wyjściu ubrałam jeszcze długie kozaki i moją kurtkę.
Wyszłam z domu w czapce i szaliku, ale zapomniałam o rękawiczkach. Uznałam, że już szkoda mi czasu, żeby się po nie wracać i sobie jakoś poradzę bez nich.
Czarny Jaguar Nathana czekał już odpalony na podjeździe. W drodze do niego zastanawiałam się, czy jest na tyle trzeźwy, żeby prowadzić samochód.
Wsiadłam do samochodu, a chłopak nawet na mnie nie spojrzał. Zapięłam pasy, a samochód z piskiem ruszył spod domu. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na kierowcę.
Nathan patrzył prosto na drogę, trzymając jedną rękę na kierownicy, a drugą opierał się łokciem o okno. Linię szczęki miał mocno zaciśniętą, a jego rysy twarzy można było łatwo zobaczyć.
Jezu.
Na co on jest zły? W tej sytuacji, to ja powinnam się na niego wściekać. A tymczasem jadę z nim w jednym samochodzie, ufając, że całkowicie nie ma już alkoholu w jego żyłach. Jednak nie byłam tego w 100% pewna po tym, jak zaczął przyspieszać do 180km/h. Sytuacja była bardzo podobna do tego momentu, kiedy mnie odebrał ze szkoły i udawał, że jest na mnie zły. Jednak coś mi się wydawało, że dzisiaj nie próbował ze mną żartować.
-Jesteś pewien, że wytrzeźwiałeś? - spytałam, gdy zaczął przyspieszać do 200km/h.
Nie mam nic do szybkiej jazdy samochodem, ale nie wtedy, gdy kierowca może być jeszcze pod wpływem alkoholu.
Nathan nic mi nie odpowiedział, tylko jechał dalej trochę zwalniając. Jego mina się zmieniła i wyrażała bardziej koncentrację i wyglądało na to, że nad czymś myśli. Podgłośnił radio, w którym akurat leciała piosenka Eda Sheerana "Give me love". Oparłam głowę o zagłówek fotela i wlepiłam wzrok w mijający krajobraz.
-McDonald czy KFC? - spytał po kilku minutach Nathan, kiedy wjeżdżaliśmy do jakiegoś miasta.
-McDonald - odparłam, spoglądając na niego, a on prawie niezauważalnie kiwnął głową. Po chwili skierowaliśmy się w stronę wielkiego znaku McDonald's. Chłopak spytał się co chcę, a ja powiedziałam to, co zawsze, czyli podwójnego McRoyala w zestawie ze Spritem. Po podjechaniu do McDrive'a Nathan złożył zamówienie i już po paru minutach mieliśmy swoje jedzenie.
Była mniej więcej godzina 15. Myślałam, że będziemy jeść gdzieś w mieście, ale Nathan raczej miał inne plany. Przez całą drogę nic do siebie nie mówiliśmy.
W końcu zaparkowaliśmy na jakimś parkingu, jak się okazało, po drugiej stronie jeziora, które widać z okna naszego pokoju.
W ciszy rozpakowaliśmy nasze jedzenie i zjedliśmy, wsłuchując się jedynie w kolejne piosenki, które leciały w radiu.
Sytuacja była krępująca. Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Tym bardziej, że z zażenowaniem jadłam tego burgera przy nim, bo wszystko mi się rozpadało i już wiem, że już zawsze będę się krępowała przy jakimś chłopaku jeść cokolwiek. Czemu nie mogłam wziąć czegoś bardziej trzymającego się kupy? Uważałam jedynie, żeby nie ubrudzić przypadkiem jego tapicerki, czy innej części tego samochodu.
Gdy już oboje zjedliśmy, wzięłam od Nathana jego śmieci i włożyłam do jednej torby, po czym wysiadłam z samochodu, żeby wyrzucić to do pobliskiego kosza. Kiedy wróciłam z powrotem na swoje miejsce, mogłam usłyszeć, że muzyka w radiu jest znacznie ciszej niż jeszcze kilka sekund temu.
Czyli czas na rozmowę.
Oparłam się wygodnie o fotel i zatarłam ręce, bo było zimno. Chłopak to dostrzegł i włączył podgrzewanie w samochodzie. Byłam mu wdzięczna, ale nie chciałam mu tego mówić, póki on czegoś nie powie.
Jezioro przed nami było pokryte grubą warstwą śniegu, a wokół rozciągał się gęsty las. Nie było widać drugiego końca jeziora, bo musiało w jakiś sposób być zasłonięte drzewami, ale jestem pewna, że jest to to same, które widać z domu Nate'a.
-Jesteś na mnie zła - odparł cicho Nathan, nadal wpatrując się przed siebie.
-Jestem - przyznałam.
-Masz prawo być na mnie wkurwiona - znowu powiedział.
-Wiem.
Do czego on zmierza?
-I nie mam najmniejszego wytłumaczenia na to, dlaczego chciałem wtedy wziąć Natalie do szpitala. Może zrobiło mi się jej żal, nie wiem - odparł nadal cicho i niepewnie, a ja prychnęłam.
-Żal? Naprawę? Błagam - odparłam z kpiną.
-Nie wiem Rosie, co to było, byłem też na ciebie zdenerwowany, więc w sumie to też w jakiś sposób mogło wpłynąć na to - powiedział już nie cicho.
-Ty? Zdenerwowany na mnie? - spytałam z niedowierzaniem i spojrzałam na niego - A niby co ja takiego zrobiłam?
-Nic cholera nie zrobiłaś dobrze? - też zaczął podnosić głos, ale zaraz zamknął oczy i wziął głęboki oddech, pewnie po to, żeby uspokoić nerwy - Po prostu... - westchnął - Po prostu bałem się, że Oscar powiedział prawdę - przyznał - Że może naprawdę się z nim przespałaś i...
-Jak mogłeś tak pomyśleć? - prawie krzyknęłam i się do niego odwróciłam, żeby spojrzeć mu w oczy - Jak mogłeś pomyśleć, że zrobię to tobie, to po pierwsze, a po drugie z facetem, który, pragnę ci przypomnieć, kilka miesięcy temu chciał mnie zgwałcić? - dopytywałam z niedowierzaniem, nadal podniesionym tonem.
-Nie wiem, okej? - chłopak też podniósł głos - Wkurwiłem się, dostałem od ciebie SMSa, że chcesz mnie na górze, więc poszedłem...
-Nic ci nie wysyłałam - odparłam - Za to ty wysłałeś mi wiadomość, że będziesz czekał na mnie w salonie, a kiedy się tam znalazłam... - przełknęłam ślinę, na to wspomnienie- Oscar tam był.
Spojrzenie Nathana od razu się na mnie bystro przekierowało.
-Ten kutas ci coś zrobił? - spytał pełen gniewu.
-Nie - pokręciłam głową - Uciekłam mu zanim cokolwiek zdołał zrobić. Chciałam iść do naszego pokoju, ale... - i tu przerwałam, bo wiedział, co było dalej.
-Nic nie było Ros - patrzył mi głęboko w oczy, próbując mnie przekonać, że nic się nie stało - Nic z nią nie robiłem, przysięgam - rzekł, a ja spuściłam wzrok - Żałuję tego. Że od razu nie wyszedłem z tego pokoju i nie zacząłem ciebie szukać.
Pomiędzy nami przez chwilę była cisza, ale ja ją przerwałam.
-Mi nie chodzi o to, że z nią byłeś w pokoju, bo wiem, że nic nie było - przyznałam, podnosząc wzrok, na jego smutne spojrzenie - Jestem zła, bo zostawiłeś mnie, kiedy cię najbardziej potrzebowałam. Oscar znowu był na imprezie, myślałam, że będziesz gdzieś koło mnie, ale ledwie zjawiła się ta lafirynda, to ty ją wieziesz do szpitala, a na dodatek...
-Nie zawiozłem jej do szpitala...
-Wiem, już mi to mówiłeś - odparłam, przypominając sobie tą rozmowę, kiedy wszedł pijany do pokoju.
-Mówiłem? - spytał, nie rozumiejąc. Czyli nie pamięta...
-Tak - westchnęłam - Wczoraj jak się upiłeś przyszedłeś do pokoju i zacząłeś gadać od rzeczy, ale powiedziałeś, że nigdzie z nią nie pojechałeś.
Patrzył na mnie po czym zmarszczył brwi i zaczął pukać nerwowo w kierownicę samochodu.
Po chwili rzekł:
-Coś jeszcze mówiłem? - spytał, spoglądając na mnie ukradkiem.
Tak, że mnie kochasz.
-Nie - odparłam i spojrzałam przed siebie.
-Co teraz będzie? - spytał.
Jak to co? Chcę, żebyś mnie teraz przytulił, pocałował, pogłaskał i zapewnił, że mnie kochasz. Że pamiętasz to, co powiedziałeś w nocy i że jest to prawdą.
-Nie wiem - wzruszyłam ramionami.
-Żałuję tego co zrobiłem Ros. Żałuję, że cię opuściłem, ale musisz mi zaufać, że cię k.. , że jesteś dla mnie bardzo ważna. Że poniósł mnie gniew i nie myślałem wtedy, co robię. Z tym upiciem też nie było tak, jak zapewne myślisz. Kiedy wróciłem z garażu, gdzie zostawiłem Natalie, poszedłem, żeby zastanowić się, jak to naprawić. Wtedy pojawił się Justin i dał mi butelkę z alkoholem. Odmówiłem, ale nalegał, więc wziąłem- odparł gorzko - Ale nie chciałem, żebyś tak spędziła Sylwestra - zaśmiał się bez krzty wesołości - Musisz mi uwierzyć - spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam ból i tęsknotę.
Patrzyliśmy na siebie przez kilka minut.
Kocham go i wiem, że już dawno mu wybaczyłam. Wiem też, że on zrozumiał, że postąpił źle.
Kiedy już miałam powiedzieć, że mu wybaczam, on odparł, odwracając wzrok:
-Zrozumiem, jeżeli będziesz chciała ode mnie odejść - myślałam, że się przesłyszałam i spojrzałam na niego nerwowo.
-Słucham? - spytałam, nic nie rozumiejąc.
-Powiedziałem, że rozumiem, jeżeli nie chcesz ze mną już być. Może to dla nas i lepiej - spojrzał na mnie - Dużo już się ze mną nacierpiałaś i nie wiem, może lepiej będzie jak znajdziesz sobie kogoś właściwszego - powiedział smutno i spuścił wzrok.
Ale we mnie nie było smutku, tylko kipiałam cała ze wściekłości.
-Co ty do cholery mówisz?! - podniosłam głos i patrzyłam się na niego jak na idiotę, którego właśnie z siebie robi - Myślisz, że nie powinniśmy być razem?!
-Nie, Rosie! - odparł mi tym samym tonem, a ja aż podskoczyłam - Nie chodzi mi o to, bo chcę, żebyśmy byli razem, ale dla ciebie będzie lepiej jak znajdziesz sobie kogoś, kto nie będzie cię ranił! - powiedział głośno.
-A skąd ty możesz wiedzieć, czego ja chcę?!
-Nie wiem, kurwa! Mówię, co widzę! - krzyczeliśmy na siebie, co w sumie nie było nic nowym, bo często się kłóciliśmy.
-To gówno widzisz! Kocham cię i nie zamierzam od ciebie odchodzić! - krzyknęłam i po chwili zrozumiałam co powiedziałam.
Nathan patrzył na mnie szybko i płytko oddychając, a ja nie mogę uwierzyć, że to powiedziałam.
Kurwa.
Miałam go przekonać, że on to pierwszy powie, że mnie kocha, ale zepsułam to.
W samochodzie była napięta cisza i słychać było tylko nasze szybkie oddechy.
Nic nie mówiliśmy, a ja przysięgam, że nigdy nie byłam tak bardzo zażenowana jak teraz.
-Rosie, ja...
-Nieważne - odparłam i otworzyłam drzwi, żeby wysiąść z samochodu.
Trzasnęłam nimi i ruszyłam przed siebie na brzeg jeziora, jak najdalej od tego samochodu i tego chłopaka.
Co ja sobie myślałam?
Że powie, że też mnie kocha?
Chyba się przeliczyłam.
Karciłam siebie w duchu, kiedy usłyszałam trzask zamykających się drzwi i odgłos kroków za mną.
-Stój! - krzyknął za mną Nathan, ale ja szłam dalej - Rosie, ja pierdole- przeklął , bo prawdopodobnie wpadł w zaspę. Śnieg wokół jeziora był za kostki. Ja nie miałam z tym problemu, bo miałam kozaki, natomiast Nathan był w gorszej sytuacji.
Jednak i ja w końcu wpadłam w jakiś rów, że przewaliłam się twarzą w śnieg.
Nie.
Lepiej być nie może.
Jeszcze bardziej na siebie wkurwiona chciałam wstać, kiedy poczułam silną dłoń ciągnącą mnie do góry i nie pozwalającą iść dalej.
-Puść mnie -syknęłam z zamiarem, że pójdę dalej.
-Uspokój się do cholery - nie krzyczał już na mnie, tylko zmusił, żebym na niego spojrzała - Naprawdę mnie kochasz? - spytał, a ja znieruchomiałam.
-Nieważne Nathan, rozmowa skończona - wpatrywałam się we wszystko, tylko nie w jego oczy.
-Dla mnie ważne - odparł.
Westchnęłam.
-Tak, kocham cię, ale to nic z tego, wiedziałam, że skoro powiedziałeś to, będąc pijanym, to na pewno zmyślasz - przyznałam.
-Słucham? - spytał zaskoczony, a ja w końcu spojrzałam w jego brązowe tęczówki.
-W nocy, kiedy położyliśmy się spać, powiedziałeś, że mnie kochasz i już nigdy nie opuścisz - powiedziałam cicho, a po chwili dodałam - Ale to nie było prawdziwe najwidoczniej, gadałeś od rzeczy po prostu.
Chciałam się wyrwać z jego uścisku, ale był za mocny.
-Uparta dziewucho możesz mnie posłuchać? - powiedział ostro i złapał moją twarz w dłonie - Słuchaj uważnie, chociaż nie musisz, bo będę co to powtarzał cały czas - wziął głęboki oddech i rzekł słowa, których nie zapomnę do końca życia - Kocham cię i nigdy cię nie opuszczę.
Heeej :D Dłuuugi rozdział dzisiaj za to, że tydzień temu nie było ;P Jak już mówiłam, problemu techniczne, ale mam nadzieję, że teraz już będzie dobrze :D Cieszę się, że ci co tu są czekali ten jeden tydzień dłużej na rozdział <3 Oczywiście dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze pod poprzednim rozdziałem :) Mam nadzieję, że ten się Wam spodobał ;* Następny długi za tydzień :) Więc do zobaczenia ;* Miłego weekendu i przyszłego tygodnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro