Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

90.Thomas

Po północy wyruszyliśmy na poszukiwanie księgi, żeby polepszyć umiejętności. Evan i Isak ciągle trzymali się za ręce, idąc z tyłu, a ja razem z Dylan'em prowadziliśmy.

Doskonale pamiętam miejsce gdzie schowałem tą książkę i dlaczego ją schowałem. Była tak jak by zagrożeniem, nie tylko dla nas, ale jak i dla innych. W niej było coś mrocznego i dziwnego. Nie wiem, czy tylko ja to zobaczyłem, ale kiedy siedzieliśmy z nią przy ognisku, tak, żeby w okół nas była jasna bariera światłą, ona nadal była ciemna jak by znajdowała się w jakimś zaciemnionym miejscu. Nawet na chwilę nie zajaśniała. Jednak nie powiedziałem tego im. Nie wiem czyn ona emitowała, ale w jej pobliżu moja moc dziwnie się zachowywała. Raz się wzmacniała, a raz kompletnie jej nie miałem. Z resztą Alex też miała wahania mocy.  Znajduje się w tym domku, gdzie siedzieliśmy dla odpoczynku. Jeszcze w tego z nami był Theo. Pamiętam jak się do nas uśmiechał i uczył puszczać kaczki na tafli wody Liam'a. Był dla nas jak starszy brat, którego nie mieliśmy, oprócz Isak'a, ale to inna bajka. Nadal za nim tęsknie i czuję dziwne uczucie, które mówi mi, że coś jest nie tak, kiedy o nim myślę. Księga jest ukryta chyba metr pod ziemią i zamknięta w skrzyni, a kluczyk do niej powinien znajdować się w pokoju Theo. 

Kiedy doszliśmy na dworzec z którego mieliśmy wyruszyć do tej miejscowości, gdzie był nasz dom. Spojrzałem na Evan'a który kupował bilety, później na Isak'a, który poszedł zaopatrzyć nas w jedzenie, a na sam koniec na szatyna, który usiadł na ławce. Zająłem miejsce obok niego. 

-Za ile mamy pociąg?- zapytałem, kiedy niebieskooki podszedł do nas. 

-Za jakieś 10 minut.- oznajmił i zasiadł po drugiej stronie szatyna. 

-Super.- mruknąłem i ziewnąłem.

Co jak co proszę, ale jest już po pierwszej w nocy, a ja nie spałem wygodnie ostatnio. Dziewie się jeszcze dlaczego stacja jest otwarta o tak później porze. Oparłem głowę o ramię Dylan'a i zamknąłem oczy. Zaraz przyjdzie Isak. Moje oczy otworzyły się gwałtownie, kiedy poczułem szturchnięcie w ramię. Spojrzałem na swojego, byłego, ale aktualnie wracam z nim w związek...sam już nie wiem. Spojrzałem na Dylan'a i ze zdziwieniem stwierdziłem, że znajduję się na jakimś, miękkim fotelu. 

-Co się dzieje?- zdołałem powiedzieć jedynie.

-No właśnie wysiadamy z pociągu.- stwierdził szatyn.

-Jak to wysiadamy?- zerwałem się na równe nogi i poczułem lekkie drętwienie, ale mam to gdzieś.- Która jest godzina?

-Około 15.- oznajmił, a ja myślałem, że na zawał zejdę.

-Jak to piętnasta?!- wydarłem się na niego.-Trzeba było mnie obudzić! 

-Zasnąłeś i nie miałem serca cię obudzić.-odrzekł mi.- Po za tym, wiedziałem, że nie jesteś wyspany, więc co się mi dziwisz. Wyspałeś się chociaż?

-Um w sumie to tak.- mruknąłem po zastanowieniu się.- Ale to nie zmienia faktu, bo...

-Możecie przerwać tą małżeńską kłótnie, bo musimy iść.- ponaglił nas Isak przechodząc obok z jakąś torbą. 

-Idziemy.- Dylan złapał mnie za rękę i razem poszliśmy w stronę wyjścia. - To gdzie teraz?

Wysiedliśmy nadal trzymając się za ręce i podeszliśmy do blondynów. Nie miałem nawet siły kłócić się z chłopakiem. 

-Tam.- Isak mruknął i razem z nim ruszyliśmy w stronę lasku. 

Mijaliśmy ludzi, którzy posyłali nam ciepłe uśmiech, niektórzy nawet się witali i mówili, że dobrze nas tu widzieć po roku. 

-Ludzie was tu lubią.- stwierdził Evan, kiedy starsza panie, co zawsze dawała nam owoce, przytuliła mnie jaki i Isak'a.

-Nas nie da się nie lubić.- rzekłem z lekkim uśmiechem.

-To prawda.- poparł mnie szatyn.

Weszliśmy w leśną dróżkę i spacerowaliśmy tak sobie spokojnie po między drzewami, aż w końcu dostrzegliśmy chatkę stojącą obok jęziora. Domek był obrośnięty w okół bluszczem i był w dość ładnym stanie. Zgodnie ruszyliśmy w jego stronę, ale miałem dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuję, każdy nasz najmniejszy ruch. Weszliśmy powoli do chatki, a drzwi zaskrzypiały. Rozejrzałem się po wnętrzu, wygląda trochę inaczej, ale dawno tu nie byłem. Ruszyłem w stronę salonu, a oni za mną. Zatrzymałem się na środku pokoju i ściągnąłem dywan, który leżał w tamtym miejscu. 

-Myśleliśmy, że ukryłeś ją gdzieś daleko.- rzekł Isak, a ja spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem.

-No i o to chodziło.- rzekłem odrywając panele, a z pomocą przyszedł mi szatyn. -Teraz kopcie.

-Serio?- rzekł z niedowierzaniem Dylan.

-No, a myślisz, że ja będę kopać?- zakpiłem z niego i podniosłem się z klęczków.- Wy se kopcie, a ja się porozglądam. 

Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Chodziłem po domu, a obok mnie szedł Isak. Rozglądaliśmy się po pomieszczeniach i przypominaliśmy sobie stare czas, kiedy jeszcze był z nami Theo. Uśmiechnąłem się lekko widząc naszą ścianę zdjęć, którą Alex i Brad robili przez kilka tygodni. Łazili wszędzie z aparatami i robili nam zdjęcia.Przejechałem dłonią po jednym z nich. Byliśmy na nim wszyscy, Liam trzymał aparat i robił nam zdjęcie, kiedy siedzieliśmy na kocu w lesie.Wszystko było w tedy takie beztroskie. Nie jak teraz. Nagle usłyszałem jakiś szelest na górze, więc od razu skierowałem tam swoje kroki. W mojej dłoni znalazł się mały sztylet. Powoli i bezszelestnie szedłem po schodach. Tam akurat były nasze pokoje. W połowie drogi zmarszczyłem  brwi i podniosłem z ziemi skarpetkę.

- Co do kurwy nędzy? - zapytałem sam siebie.

Przecież nikt nie wiedział gdzie znajduję się ten domek, a ta skarpeta świadczy o tym, że ktoś tu jest lub był. Ruszyłem ponownie w stronę górnego piętra. Nie wiem co mnie pokusiło, ale ruszyłem w stronę pokoju Theo. Wszedłem tam ostrożnie i powoli. Zmarszczyłem brwi i zmrużyłem oczy zdziwiony. Przecież jak wyruszaliśmy stąd to Brad kazał posprzątać mu pokój, a ten to z jękiem zrobił. A teraz? W pokoju walały się ciuchy i pościel na łóżku była rozwalona jak by ktoś z niego co dopiero wstał. Naprawdę zaczyna mnie to przerażać. Nagle w głowie zapaliła mi się lampeczka. Kluczyk. Szybko podszedłem do biurka i wyjąłem z jednej szuflad, małe pudełeczko. Otworzyłem je i wyjąłem srebrny kluczyk. 

-Mam cię.-szepnąłem do siebie.

Ostatni raz spojrzałem na pokój po czym, wyszedłem przez drzwi, a kiedy się odwróciłem moje serce stanęło. 

-Dylan idioto!- krzyknąłem na niego.-Wystraszyłeś mnie. 

-Przepraszam.- powiedział roześmiany.-Wykopaliśmy skrzynkę i miałem po ciebie pójść.

-Dobra idę.- wywróciłem oczami ściskając kluczyk. 

Zamknąłem drzwi od pokoju i ruszyłem do salonu, gdzie już czekała reszta załogi. Dylan i Evan rozglądali się w okół siebie oglądali zdjęcia jak i przeglądali księgi. Isak tylko pilnował ich wzrokiem, ale nie odzywał się ani słowem. Ja natomiast odsypałem piach z ziemi na podłogę, bo oni tego zrobić nie mogli zrobić. Złapałem za lekko zardzewiałą kłódkę i ostrożnie włożyłem w nią kluczyk, przekręciłem zamek i otworzyłem ją.

-Ja pierdolę!- wydarłem się i patrzyłem na pustą skrzynie. 

Chłopaki natychmiast podeszli do mnie i również wlepili wzrok w pudło.

-Gdzie księga?- zapytał Evan.

-Nie wiem kurwa, bo gdybym wiedział nie dostał bym zawału!- huknąłem na niego i złapałem się za włosy. 

-Spokojnie.- rzekł Isak i wstał, bo z wrażenia chwilę wcześniej usiadł obok mnie.-Myślmy logicznie, kto jeszcze wiedział gdzie jest księga?

-No nikt, oprócz Theo.- dodałem po namyślę.- Ale on jej na pewno nie wziął, bo był później cały czas z nami. 

-Może coś innego ją wzięło?- zasugerował Dylan, a my spojrzeliśmy na niego jak na kretyna.

Serio? Co innego mogło ją zabrać? W mojej głowie pojawiło się nagle zdanie jakie kiedyś powiedział nasz zmarły przyjaciel. " Jeżeli czegoś  nie wiesz, to idź nad wodospad." Może tego teraz potrzebujemy? Chwili przerwy.  Spojrzałem na chłopaków i wstałem z klęczków. Otrzepałem spodnie z piasku.

-Idziemy się przejść.- rzekłem poważeni i udając, że nie widzę ich zdziwionych wyrazów twarzy, ruszyłem w stronę wyjścia z domu. 

Jeżeli dobrze pamiętam Theo kiedyś mówił, że po drugiej stronie jęziora jest mały wodospadzik. Więc ruszyłem w tamtą stronę. 

Reszta nie zadawała pytań gdzie idziemy, widocznie mi ufają, co mnie cieszy. Szliśmy w ciszy, nikt nie zaczynał paplaniny i dobrze. Przynajmniej można wsłuchać się w odgłosy natury. Droga była dość długa, ale narzuciłem tępo i w pół godziny byliśmy pod wyznaczonym miejscem.

-Nie chcę być chamski.-zaczął chłopak Isak'a.- Ale po co my tu w ogóle przyszliśmy?

-Dowiesz się w swoim czasie.- odpowiedziałem, próbując nasłuchać szumu wody, świadczącego, że w pobliżu jest gdzieś wodospad. 

Nagle w oczy rzuciło mi się coś ciemnego odbitego w tafli wody. Przedarłem się przez krzaki i wypadłem z głośnym hukiem na trawę. Ała. Podniosłem się, kiedy inni znaleźli się obok mnie. Ruszyłem niepewnym krokiem w stronę tego czegoś czarnego. Z każdym przebytym krokiem słyszałem głośniejszy szum wody.  Po dotarciu do wyznaczonego miejsca, zatrzymałem się zdziwiony. 

Mały wodospadzik. 

A obok niego siedziała jakaś postać w kapturz, trzymająca księgę na kolanach. W mojej dłoni pojawił się sztylet, który upadł na ziemię, wbijając się w nią,  kiedy ta osoba spojrzała na nas, a w oczach pojawiły się łzy.

-Theo?- wykrztusiłem.

XXXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro