Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

81.Liam

Naprawdę zaraz mu pierdolnie. Nie rozumiem o co mu chodzi! Pierw mnie obraża i dokucza mi, a później przymila się. On jest po prostu jebnięty na umyśle i tyle w temacie. Właściwe ten kretyn prowadzi mnie korytarzem w stronę sali gimnastycznej. Zaraz zaczyna się pierwsza lekcja na którą nie wypada się spóźnić, bo mam ją z tą rapuchą.

- Gdzie ty mnie prowadzisz?- warknąłem, idąc obok niego.

Na początku może i się wyrywałem i próbowałem uwolnić, ale co mi z tego że się szarpię skoro on jest silniejszy ode mnie i to kilkukrotnie. Pewnie brał sterydy, albo jakieś coś żeby być tak wysokim.

- Zobaczysz. - powiedział z lekkim uśmiechem.

- Nie zobaczę, bo zaraz jest dzwonek i jak się nie pośpieszysz to nici z twoich jebniętych planów.- prychnąłem patrząc na niego.

Wyglądał jak by nie przejął się moimi słowami, bo uśmiechną się lekko. Usłyszał idiota coś innego, czy jak?

- Zobaczysz. - powiedział i złapał mnie za rękę.

Zmarszczyłem brwi i zdziwiony, spoglądając na nasze splecione palce. Czemu on mnie złapał za dłoń? Przeszedł mnie ciepły dreszcz po całym ciele, bo jego ręka jest taka ciepła, że aż gorąca. W ogóle on jest gorący. Co? Zaraz wróć. Ja tego nie pomyślałem! 

-Brett, ja mówię poważnie.- westchnąłem zrezygnowany, bo nadal szliśmy w przeciwnym kierunku do klasy gdzie miałem lekcje.- A po za tym twoja dziewczyna nie będzie zazdrosna?

-Jaka jebana dziewczyna?- powiedział zdziwionym głosem i wlepił we mnie zdziwione spojrzenie.- Nie mam dziewczyny. O kim ty mówi....aaaaa ona jest jebnięta i nic po za tym. 

-Jest w tobie zakochana.- odrzekłem. Może i nienawidzę Brendy, ale nie jest fajnie naśmiewać się z czyiś uczuć w stosunku do innych osób. Nawet ja to rozumiem, ale nie wiem czy on też.- Chociaż dziwnie to pokazuję.

-Mam to gdzieś. Prześladuje mnie od trzech lat i mam jej już potąd.- pokazał wolną dłonią w okolicy czoła, a ja zaśmiałem się.- Ty po za tym też dziwnie okazujesz uczucia.

-Co?- zdziwiłem się natychmiast na jego słowa.

On jedynie wzruszył ramionami i wszedł na salę gimnastyczną ciągnąc mnie za sobą. Później wciągnął mnie do jakiegoś pomieszczenia o którym nie miałem pojęcia. Zaraz.. to tu trzymają wszystkie piłki, narzutki oraz inne nieistotne graty. Zapalił światło, a ja zobaczyłem dwa krzesła na przeciw siebie, stojące na środku pomieszczenie. Brett zamknął drzwi, a później przekręcił kluczy w zamku, następnie przedmiot z ręki mu zniknął. Obserwowałem go ze zdziwieniem, ale kiedy zorientowałem co się odpierdala , serce zaczęło mi bić jak oszalałe, a w głowie pojawił się kilka czarnych scenariuszy.

-Co ty odpierdalasz?!- wydarłem się i zacząłem walić w drzwi pięściami.- Wypuść mnie stad?! 

-Liam..- westchnął i oparł się o ścianę, obserwując mnie uważnie.- Uspokój się.

-Łatwo ci kurwa takie coś  powiedzieć!- krzyknąłem na niego i nadal próbowałem wywalić drzwi.- To nie ciebie zamknął jakiś chory na umyśle koleś w ciasnym pomieszczeniu i zamknął drzwi!

-Bez przesady.- mruknął i zaczął do mnie podchodzić.- Liam.. Liam...

Nie znowu to samo. 

Twarz Brett'a zaczęła się zamazywać, a na jej miejscu znalazła się inna. Obliczę osoby, której nie chcę znać i więcej oglądać na oczy. Osoby której się boje i to przez nią nie mogłem spać po nocach i bałem się dotyku innych przez pewien czas. Wszystko przez niego. Taylor'a.

-Nie!-krzyknąłem przerażony  i cofnąłem się pod samą ścianę.- Zostaw mnie! Ja nie chcę! 

Po chwil poczułem ciepłą rękę na mojej i jak ktoś podnosi mój podbródek. Nie! Ja nie chcę żeby mnie dotykał i żeby nawet na mnie patrzył. Przeraża mnie sam jego widok, bo to on chciał zrobić mi krzywdę. Boję się. 

-Liam.- usłyszałem głos, ale nie należał on do Taylor'a, był kogoś innego, ale nie zamierzam sprawdzać tego, więc moje oczy zacisnęły się jeszcze bardziej.- Nie wiem dlaczego tak reagujesz, ale wiedz, że nie chcę cię skrzywdzić i nigdy tego nie zrobię. Może na początku chciałem cię zaciągnąć do łóżka, lecz to z każdym dniem mijało, a rodziła się ciekawość do twojej osoby. Nie pozwolę cię skrzywdzić i chcę ci pomóc. Wiem, że coś się dzieje. Jeszcze jednak nie wiem, co do tego doprowadziło, chcę ci pomóc Liam. Nie wiem kiedy i jak to się stało. Stałeś się dla mnie ważny, nie widzę w tobie dziecka, czy nieznośnego bachora, tylko odważnego i pewnego siebie słodziaka. Zależy mi na tobie, Liam.

Taylor nigdy mi czegoś takiego nie powiedział. Nikt mi czegoś takiego nie powiedział. Otworzyłem powoli oczy i spojrzałem w te osoby, która mi to powiedziała.  Nie wiedziałem już mojego byłego tylko tego kreta. To on powiedział mi tyle miłych i słodkich rzeczy.

- Właśnie tak.- powiedział i położył dłoń na moim policzku.- Chciałem z tobą porozmawiać, a nie cię wystraszyć. Przepraszam że wszystko, co ci powiedziałem obraźliwego, Liam.

Nie odpowiedziałem, bo zatonąłem w jego pięknych oczach. Zawsze coś mnie ciągnęło do Brett'a, ale myślałem, że to przez obrażanie  czy dogrzanie mu. Coś mi chyba pękło w środku, bo kiedy widziałem w jego oczach samą szczerość i  pewność myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi.  Moja wolna dłoń posunęła się na policzek wyższego chłopaka i zaraz będę musiał stanąć na palcach, żeby go dosięgnąć. To nie jest sprawiedliwe!

- Powiesz mi o co chodzi.- jego głos był miękki i delikatny.

- Może później.- odrzekłem cicho. Nie wiem, czy jestem gotowy,  otworzyć się przed nim do tego stopnia.

Dopiero co powiedziałem przyjaciołom, a jemu powiem kiedy indziej.

- Rozumiem.- odrzekł z lekki uśmiechem.

Rozumie. On mnie zrozumiał. Brett jako jeden z nielicznych nie podważa mojego zdania w tym temacie.

- Czekaj, a dzwonek kiedy?- zapytałem, bo chyba się z nim spóźniają.

- Był jakieś dziesięć minut temu.- odrzekł spokojnie, a mi ciśnienie skoczyło.

- Pierdolę! - znowu podniosłem głos.

Jak ją mogłem nie usłyszeć tego pierdolonego, wkurwiając wszystkich dzwonka?! Zajebiście, ta baba mnie zabiję i zje na śniadanie w swoim grobie, bo tam zapewne mieszka.

-Brett ty kretynie!- ochrzaniłem  go.- Wiesz, że będziemy mieć kłopoty!?

- Mam to gdzieś.- zaśmiał się, kiedy uderzyłem go ręką z policzka w klatkę piersiową.- Mi się tam nigdzie nie śpieszy.

- Jesteś idiotą.- wywróciłem oczami i lekki uśmiechem.

- Idiotą, który ci się podoba.- dodał z iskierkami cwaniaczyzmu w oczach.

- Skąd taka teoria się wzięła?- zapytałem, przekrzywiając głowę w bok.

- Masz gorączkę?- powiedział cicho, ale widząc moją minę dodał.- Nadal trzymasz mnie za rękę i jeszcze splątałeś nasze palcem.

Doba ma mnie. Kiedy miałem się odezwać nagle straciłem grunt pod nogami i język w buzi. Brett złapał  mnie pod udami i podniósł do góry.

- Wiesz na co mam ochotę?- zapytał i przybliżył twarz bliżej mojej.

Wystraszyłem się, że zobaczę znowu twarz Taylor'a, jednak nic podobnego nie widziałem. Nadal patrzyłem na twarz Brett'a i nic nawet nie uległo zmianie. Uśmiechnąłem się szeroko. W końcu, chyba, te zwidy mi przeszły!

- Czyli mogę cię pocałować?- dopytał i jego twarz znalazła się bardzo blisko mojej.

Nasze usta prawię zatonęły się ze sobą, już czułem jego oddech na moich wargach. Chcę tego. Chcę pocałunku z Brett'em. Przymknąłem oczy, czekając na jakiś ruch ze strony chłopaka. Zawinąłem mu ręce w okół szyi delikatnie go do siebie przyciągając. Jednak  życie mnie nie lubi. Kiedy czułem już jego wargi delikatnie spotykające się z moimi, nagle z nie wiadomo skąd pojawił się mocny wstrząs. Chłopak tracił równowagę i razem pierdolneliśmy o podłogę. Raczej Brett, bo ja se wygodnie na nim leżałem.

- Co to było?!- krzyknąłem, chcąc wstać, ale ponowne trzęsienie mi to uniemożliwiło, upadłem na kroczę kreta i otworzyłem szeroko oczy.- Yyyyy chodźmy stąd.

- Dobra.- zgodził się, ale żaden z nas nie ruszył ciała nawet o milimetr.- To idziemy?

- Tak. - szybko wstałem z chłopaka, podając mu rękę, którą przyjął.

Brett zniknął drzwi i szybko ruszyliśmy szukać reszty, bo to najpewniej trzęsieniem ziemi nie było! Trzymając się za ręce błyskawicznie ich  znaleźliśmy. Okazało się, że każdy z nauczycieli wyprowadził uczniów na plac przed szkołą.

Serio nas tutaj sporo.

- Tam są.- kret pociągnął mnie w stronę moich przyjaciół.

- Tu jesteście!- Alex krzyknęła uradowana.- Gdzie byliście?

- To teraz nie ważne.- odrzekłem natychmiastowo.- Ważne jest to, co to było.

- Ja wiem co to było.-usłyszałem głos Scott'a, który szedł w naszą stronę szybkim krokiem. Jeju on miał taki duży brzuch wczoraj?! Zdaje mi się, że nie. Naprawdę mój chrześniak szybko rośnie.- Zwierzęta z nad oceanów mówią, że nasza ziemia się przesuwa.

- Jak to przesuwa?- Thomas zmarszczył brwi.- Przecież to niemożliwe.

- To co niemożliwe jest możliwe tylko trzeba uwierzyć.- Connor wywrócił swoje trzy grosze.

- Przesuwamy się w stronę terenu normalsów, a oni w naszą.- brunet oznajmił i złapał się kurczowo ręki Max'a.- To oznacza, że...

- Zderzymy się.- dokończył Brad.- Przecież to będzie kataklizm!

- Dlatego trzeba jak najszybciej przenieść wszystkich ludzi z tamtą jak i od nas z dala od morza.- powiedział Minho.- Co robimy?

Wszyscy spojrzeliśmy na Alex, która zagryzała mocno wargę.

- Musimy zebrać grupy i ruszyć ewakuować ludzi jak najszybciej.- oznajmiła stanowczo.

- Super.- mruknął Isak pod nosem.

Dzień zapowiadający się świetnie i niesamowicie, ale kończy jak zwykle. Spojrzałem ukradkiem na Brett'a i uśmiechnąłem się lekko. Mam tylko nadzieję, że wszystko skończy się dobrze jak ostatnio.

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro