Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

73.Max

Kiedy miałem zamiar ruszyć w stronę w której znajduję się mój Scott'y w mojej głowie zabrzmiało dość mocne echo.

~Ja im pokaże, że potrafię o siebie zadbać! Pokaż co potrafisz!~ ten głos na stówę należał do mojej brunetki, tylko nie brzmiał jak tamte, brzmiał tak realistycznie.

Natychmiast puściłem się biegiem w stronę szkoły, a kiedy byłem pod samymi drzwiami usłyszałem huk. Serce stanęło mi natychmiast, a później zaczęło napierdalać tak mocno, że zaraz mi z klatki piersiowej mi wyskoczy.Z imputem otworzyłem wrota i sparowałem do środka. Miałem zamiar rzucić się na tego kto zagroził mojemu Scott'owi i dzidziusiowi. Nikt nie ma prawda tknąć mojej rodziny!Stanąłem jak wryty widząc to co... Kurwa co to ma być! Szafki są rozpierdolone, a z pod jednej z nich wystaje cielsko potwora, który zamienił się po chwili w pył. Yyy jakim jebanym cudem?

-Max'i!- Scott pisnął przytulając mnie. Natychmiast objąłem go ochronnie ramionami patrząc, czy nie jest ranny. Jednak nic nie znalazłem.- Co tam?

- Nie ma co tam.- syknąłem.- Co tu się stało?

Jak na zawołanie wleciała reszta idiotycznej gromady, rozglądając się dookoła.

- Niezły rozpierdol.- zagwizdał Brett.- Lepszy od tego który zrobił Dylan po pijaku.

- Zabawne. - szatyn wywrócił oczami na jego słowa.

- No czekając na was tutaj, doszedłem do wniosku, że...- zaczął kreśląc jakieś wzorki na moim policzku palcem Scott.

- Dochodziłeś w inny sposób, kilka dni temu.- Evan powiedział z dwuznacznym uśmiechem, a na mojej twarzy pojawił się mimowolnie uśmiech.

Jak on pięknie wyglądał z rozmarzonym wzrokiem i lekko rozchylonymi ustami z których wydobywały się jęki. Jednak już prawie te obrazki z głowy mi wyleciały, więc trzeba zrobić chyba powtórzenie takich widoków. 

-Spierdalaj na szczaw lamusie.- skomentował mordując go wzrokiem, a na mnie spojrzał słodko. Na pewno coś odpierdolił.- No i poszedłem się przejść po korytarzu w tą i z powrotem, aż tu nagle znikąd kuźwa wyskakuję na mnie ten paszczur i rzuca o ścianę, ale bez obaw podgryzłem mu tętnice i wbiłem pręt w serce.- dodał szybko, kiedy zobaczył jak moje oczy rozszerzają się gniewnie.

- Idziemy do Anastazji.-stwierdziłem natychmiast.

- Max..- jęknął i zaczął jojczyć, że nigdzie nie idzie.- No weź.. nic mi nie jest.

- No i? Idziemy czy chcesz czy nie.- odpowiedziałem stanowczo i po prostu jak najdelikatniej przerzuciłem go sobie przez ramię.

- Max kurwa!- wrzasnął natychmiast i zaczął mnie nawalać pięściami po plecach.

-Co?- bruknąłem patrząc na resztę.

Patrzyli na mnie jak na idiotę z lekko zdziwionymi minami. Ciekawe o co im tym razem chodzi.

- Nic tylko...- zaczął Dylan natychmiast.

- Jesteś taki...- dodał po nim natychmiast Minho.

- Opiekuńczy?- dokończył  Evan.- Stary ty serio dojrzałeś.

- To niech kurwa się cofnie bądź zatrzyma z tym dojrzewaniem, bo ja obrywam.- Scott wytknął i walnął mnie jeszcze raz w plecy.

- Serio?- westchnąłem.- Po prostu Scott'owi mogło się coś stać i idziemy do lekarki.

Nie czekając na resztę ruszyłem korytarzem w stronę akademika. Mam nadzieję, że Ana jest. Trzeba chociaż zrobić podstawowe badania, żeby się upewnić, że nic mu nie jest. Tak jak by co, bo nigdy nie wiadomo.

- Dajcie mu spokoju. Martwi się i tyle.- poparł mnie jedynie Dylan. - Ja bym współczuł Scott'owi.

Serio kurwa?! Nawet ty gnojku jebany!

- Zmiana tematu.- Alex zaśmiała się lekko zestresowana. - Skąd wiedziałeś, że coś się stało?

- Usłyszałem w głowie.- powiedziałem szczerze.

- Ty serio?- zakpił ze mnie Connor.- Chory jesteś czy coś?

- Nie stop.- Thomas przyspieszył kroku i szedł równo ze mną.- Scott daj rękę.

Brunet westchnął i podał mu swoją rękę. Nic kurwa nie widzę! Zajebiście.

-Masz fragment yin yang na nadgarstku.- oznajmił blondyn, a później chwycił moją dłoń w której trzymałem nogi Scott'a, żeby mi nie wypadł. Mogło by mu się coś jeszcze stać!- Ty tak samo.

-Czekaj ty myślisz, że...- Isak dodał zaskoczony.

-Są istotami złączonymi duszą.- dokończył, a ja zakrztusiłem się powietrzem.

Jakimi kuźwa istotami! Nie dość, że będę ojcem z czego jestem dumny, tak z innej beczki, ale te istoty to już kurwa za dużo. Po tym co nam powiedzieli już mnie głowa trochę boli. Jeszcze jak mówili o tych niebezpieczeństwach, miałem zamiar zejść na zawał. Tak, zależy mi na Scott'ym, nawet bardzo. Jednak jak jest mowa o jakimś złączeniu duszami to już dla mnie za dużo. Odstawiłem brunetkę na ziemię i podrapałem się po karku. Reszta widocznie wolała się do tego nie mieszać, bo stanęła trochę dalej. Tylko Thomas stał bliżej i spojrzał na mnie zaskoczony.

-Co to znaczy istoty złączone dusz?- zapytałem nie spoglądając na bruneta tylko patrząc na blondyna.

-No to znaczy.. ja to by ci wytłumaczyć.- zamyślił się, a ja w tym czasie spojrzałem na resztę. Ich wzroki były jak by niepewnie.- No skoro słyszycie swoje myśli i słowa przez was wypowiedziane, bo tak zapewne jest i jeszcze te znamiona na nadgarstkach oznaczają to, że Scott znalazł sobie bratnią duszę, czyli 7 osobę z którą jest połączony. Jesteście sobie przeznaczeni i już będziecie na zawsze razem.

Co? Jak to na zawsze razem? Uwielbiam Scott'a i naszą fasolkę, ale żeby już tak na poważnie. Mogę być ojcem, ale nie żeby na wieki. Nie mają prawa mi niczego narzucić! To moja decyzja, a nie kurwa ich.

-Max..- usłyszałem niepewny głos Scott'a, więc na niego spojrzałem.- Może..

-Muszę iść sobie to przemyśleć.- przerwałem mu i odsunąłem się kiedy chciał złapać mnie za rękę. Spojrzałem jeszcze raz w jego oczy i po prostu się odwróciłem.

Muszę to se wszystko poukładać w głowie, bo jest tego już za dużo.

BRAD

Blondyn po prostu se odszedł korytarzem w drugą stronę. Co za ignorant! Jak on tak mógł! Spojrzałem ze smutkiem na Minho i ścisnąłem jego dłoń, później mój wzrok spoczął na Scott'cie. Spuścił powoli rękę, którą wystawił do Max'a, a za razem głowę. Biedaczek, pewnie czuję się fatalnie.

-Zostawi mnie.- powiedział smutno.

Po raz pierwszy słyszę taki głos chłopaka. Nawet po śmierci Theo nie miał takiego tonu. 

-Nie mów tak.- rzekł spokojnie Dylan.-Daj mu czas.

-Widziałem to w jego oczach.- podniósł głowę, a w jego własnych dostrzegłem zbierające się zły.- On mnie zostawi. Na pewno mnie zostawi.

-Nie mów tak.- powtórzyłem po szatynie szybko i  go przytuliłem. Chłopak wtulił się w moje ciało natychmiast.-Nie zostawi cię.

-Max taki nie jest.- stwierdził Evan.- Aż takim skurwielem nie jest.

-On na-na pewno od sa-samego począt-tku nie chciał ze mną by-być. - wyjąkał i zaczął cicho płakać.

-Scott'y.- Alex zaczęła gładzić go po włosach.-Zależy mu na tobie. Proszę nie płacz. 

-Straciłem go.- powiedział głośniej i wręcz zaniósł się płaczem.

Zacząłem bujać się na boki z nim w ramionach próbując jakoś uspokoić. Isak i Alex mówili miłe słowa pocieszenia, a Thomas obrażał Max'a razem z Liam'em. Reszta nie wiedziała co zrobić, więc stała skrępowana lekko z tyłu. Nie można go było uspokoić w żaden sposób. Może jakaś herbata się przyda.

-Uznajmy, że cię zostawił. Możemy iść już dalej?- powiedział niepewnie Brett.

Scott zapowietrzył się i nagle zamarł, po czym lekko osunął się z moich ramion. W ostatniej sekundzie Thomas złapał jego głowę przed zderzeniem frontalnym z płytkami.

-Scott!- powiedział przerażony Liam.-Ty kretynie jebany! Przez ciebie zemdlał!

-Sorry! Nie chciałem!- odrzekł od razu chłopak.

-Trzeba go przenieść do Anastazji.- rozkazała Alex spanikowana.

-My lecimy pogadać z tym kretynem.-Evan powiedział łapiąc za ramię Brett'a i ciągnąc w stronę którą poszedł wcześniej Max.

Connor natychmiast podniósł nieprzytomnego zmiennokształtnego z ziemi. Razem ruszyliśmy w stronę akademika. Szybko dotarliśmy na miejsce, bo adrenalina zaraz sięgnie zenitu.

-Ana!- wydarł się Dylan.- Ratunku!

-Co się drzesz?- wyszła z sali dla poturbowanych, ale jak zobaczyła nieprzytomnego Scott'a natychmiast spoważniała.- Czy wy zawszę musicie coś odpierdolić?! Dajcie mi go tam.

Weszła do pokoju gdzie poznaliśmy Markusa i kazała położyć go na łóżku. Następnie wypierdoliła nas z sali. Ścisnąłem dłoń mojego chłopaka dość mocno. Nie dość, że wojska wroga są za barierą Alex, to jeszcze wojna nam w kark dyszy i zaczyna dotykać naszych terenów. Co mnie coraz bardziej przeraża. Ale mam Minho, on mnie wspiera i pomaga. Ufam mu i wiem, że mnie nie zawiedzie. Jednak Scott nie ma tak prosto. Biedaczek mały nasz znalazł se bratnią duszę i teraz leży nieprzytomny w sali za ścianą.

-Zabiję go.- warknął Thomas zaczynając wiercić się w ramionach Dylana.- Scott przez niego zemdlał i nie wiemy co z nim.

-Miejmy nadzieję, że nic mu nie jest.- Alex oparła się o ścianę i zjechała po niej na ziemię, obok Connor'a, kładąc mu głowę na ramieniu.

Siedzieliśmy w ciszy jakieś dziesięć minut. Nikt się nie odezwał i nawet nie mruknął. Liam o dziwo też siedział cicho. Wszyscy baliśmy się o Scott'a. Miejmy nadzieję, że nic mu nie jestNagle Anastazja wyszła z sali. Od razu Isak i Thomas podskoczyli do niej z zaciętymi minami.

-Co mu jest?- zapytali natychmiast.

-Jeszcze nie odzyskał przytomności, ale tak z organizmem wszystko dobrze, więc nie martwcie się. Wiecie co mogło być powodem, aż takiej reakcji Scott'a?- zmarszczyła brwi.

-Zestresował się i tak wyszło.- rzekłem pierwszy z towarzystwa.

-Rozumiem.- skinęła głową.- A gdzie jest Max?-spojrzeliśmy na nią jednoznacznie, a ona natychmiast zrozumiała, bo otworzyła buzię szeroko i zamrugała oczami.-Zabiję gnoja za to, cokolwiek zrobił!

To ustaw się w kolejkę, bo jak go spotkam to przysięgam, że mu jebnę w mordę, lub gdzieś indziej.

Dotrzymam słowa!

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro