Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

71.Samira

Nie rozumiem innych. Przecież się martwię o nią i o wszystkich naszych przyjaciół. Jestem leciuteńko, może tylko trochę nadopiekuńcza w stosunku do Katy, ale to nie moja wina! Jest dla mnie ważna od kawałka czasu i się o nią martwię. Nikt mnie na rozumie? Nie chcę jej stracić! 

Obudziłam się rano jak zwykle obok łóżka  mojej dziewczyny. Podniosłam lekko głowę w górę i uśmiechnęłam się delikatnie na widok jej spokojnej twarzy. Podniosłam się i pocałowałam ją w czoło, po czym wstałam się z krzesła. Znając życie tęczka obudzi się za jakieś 2 godziny, więc mam czas. Wendy nie przyjdzie tak wcześnie, Anastazja przychodzi o 11 na obchód rannych, a reszta ma swoje sprawy. Więc tym lepiej dla mnie. 

Szybko wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę szkoły. Mam 2 godziny na zebranie reszty informacji, bo coś mi tu nie gra, a mam wolną rękę. Alex i reszta jej zgrai jest zajęta swoimi kochasiami więc biblioteka szkolna będzie wolna. Niewiele o niej jeszcze pamięta, lecz ja mam swoje sterty ksiąg schowanych w pokoju nauczycielskim, bo mój kolega pomógł mi je tam zbunkruje. Wchodząc na korytarz usłyszałam głośne rozmowy, a nawet krzyki Brett'a oraz innych. Pięknie muszę iść na około! A zapowiadało się tak pięknie.

Pewnie Markus kazał powiedzieć im prawdę. Nie dziwie mu się. Też bym tak postąpiła. Znając życie wkurzyli go czymś i zrobił o specjalnie. Na paluszkach i po cichu wyszłam ze szkoły i poszłam na około. Weszłam drzwiami w sali gimnastycznej o których też mało kto wie i ruszyłam pod trybun. Weszłam za nie, szybko odnalazłam ukryte drzwi i weszłam przez nie do środka. 

Uwielbiam to miejsce!

Jest tu dużo książek i rękopisów wielu ważnych osób z ważnych dziejów. Wyciągnęłam z regału księgę o czarnej jak smoła okładce ze srebrnymi zdobieniami po bokach. Położyłam ją na stolę z głośnym hukiem. Ile to waży?!  Otworzyłam ją szybko na odpowiedniej stronie i przeszły mnie ciarki. 

-"Jak wybraniec przełamie lęk przed utratą i pozna swój los, zostanie odliczany czas do ponownych spotkań swoich bliźniaczek. Wojna rozpocznie się wraz se wschodem słońca i  krew niewinnego zostanie przelana, lub kolor na zawsze  straci swój blask." - przeczytałam czerwony druk i wessałam powietrze do płuc.- Kurcze felek! 

Błyskawicznie wybiegłam z pokoju. Muszę znaleźć Markusa! Jak ja nienawidzę biegać! Szybko znalazłam się w pokoju dyrka i wparowałam bez pozwolenia. Nauczyciele aktualnie mają wolne, aż do 13 siedzą u siebie, a potem patrzą czy żyjemy. Spoko co nie? Czarnowłosy siedział na krześle i przeglądał jakieś pisma. Podniósł na mnie zdziwiony wzrok. 

-Co ty tu..?- zaczął, ale mu przerwałam natychmiast.

-Jest źle.Bardzo źle.- rzekłam i zaczęłam chodzić w tą i z powrotem po gabinecie.

-Co jest?- zapytał i wstał z krzesła lekko zaniepokojony.

-Jak Thomas i reszta powie o swoim przeznaczeniu to będzie fatalnie. To rozpocznie wojnę. Przez ciebie zacznie się wojna!- krzyknęłam na niego.

-To nie moja wina.- podniósł ręce w górę.- Prędzej czy później by to się tak skończyło.

-Przyśpieszyliśmy to.- odpowiedziałam załamana.- Nie zaraz! Ty to przyśpieszyłeś.

Od początku wiedziałam, że coś z tymi nowymi  będzie problem, ale nie aż taki. Zaczęłam ich trochę szpiegować i może odrobinkę podsłuchiwać, ale nie spodziewałam się, że to mnie do tego doprowadzi. Pewnego razu jak po raz kolejny znikli mi w szkole zaczęłam się po niej włóczyć i tak natrafiłam na pokoju ksiąg oraz Markusa. Na początku chciał mi usunąć pamięć, lecz powiedziałam, że wrócimy do punktu wyjścia.  I tak właśnie dowiedziałam się całej prawdy i zaczęłam mu pomagać. Nikt nawet nie zauważył, że znikam na kilka godzin dziennie. Co trochę przykre, ale bywa. Wendy jest zajęta swoim życiem, chłopaki swoimi chłopakami, a moja dziewczyna aktualnie leży w lecznicy, więc codziennie mam jakieś 2 godziny na poszukiwanie informacji. Wcześniej miała na mnie oko, ale z czasem to minęło. A Alex i jej ziomki nawet nie skapnęli się, że ich obserwuję. Nie tylko oni są aktorami na złoty medal! 

-Co to była za księga?- zapytał po chwili ciszy, przeglądając za pomocą magii szybko strony innych ksiąg.

-Taka czarno-srebrna.-mruknęłam od nosem.

-Kto nie patrzy na tytuł książki przed otwarciem?- bruknął oburzony, a ja prychnęłam pod nosem.

-Spadaj staruszku.- posłałam mu buziaczka w powietrzu i usiadłam na jego obrotowym krześle, zaczynając się na nim kręcić.

-Mam!- wrzasnął po chwili ciszy, aż się zjebałam z siedziska.- Sorki, ale patrz. To ta książka?

-Tak.- pokiwałam głową, widząc tą okładkę co wcześniej.- Co to za księga?

-Przyszłości życia.- powiedział poważnie i lekko zbladł.-Jak ty to przeczytałaś?

-Normalnie.- wzruszyłam ramionami, sama bez pomocy tego gbura.- Pisało to takim czerwonym drukiem, a co?

-Bo nikt nie przeczytał takich znaków od dawna Samiro.- powiedział i zaczął mi się przyglądać uważnie.- Jakie masz pochodzenie?

-Nie wiem jestem adoptowana.- odpowiedziałam z lekkim smutkiem.

Nigdy nie poznałam prawdziwych rodziców. Czego nie żałuję. Przygarnęła mnie ciocia Melania i stałam się kuzynką Minho. Lubię taką rzeczywistość.

- Tylko osoby mające trochę krwi istoty światła mogą odczytać te przepowiednie.- mruknął i zaczął grzebać w torbie.- Istotami światłą są nimfy lub wszelakiego rodzaju driady, bo zostały stworzone przez same światło jasności, które utworzyło życie. 

-One nie istnieją.- zmarszczyłam brwi i podeszłam do niego zaniepokojona. 

-Wszystko istnieje.- rzekł, nadal grzebiąc w torbie. Za czym on tam szpera.- Tylko kwestia, czy ktoś wierzy.

-Czyli, co?- mruknęłam z przekąsem, zakładają ręce na piersi.- Jestem jakąś driadą?

-Jak wyraźnie widziałaś ten fragment tekstu?- zapytał nagle zmieniając temat.

-Widoczne , nawet dobrze, ale po co ci to wiedzieć?- zmarszczyłam brwi.

O chuj mu teraz chodzi? On coś wie, tylko idiota milczy.

- Stań tam.- rozkazał mi, wskazując palcem na środek pokoju. Nawet nie mam o co się kłócić, bo i tak z im przegram. Poszłam w wyznaczone miejsce i czekałam chwilę, aż w końcu ten wielki ziemniak postanowił się obrócić.- Mam!

- Co masz?- zamrugałam widząc dziwnie błyszczący na niebiesko mały sztylet.- W samuraja się bawisz?

- Nie. - powiedział jak by obrażony.- To sztylet znamion.

- Czego znowu?- wpatrywałam się w błyskotkę, jak sroka, bo lubię błyskotki i koniec. 

- Daj nadgarstek.- rozkazał i nawet nie czekał na moją odpowiedź, bo złapał za prawą rękę i lekko wykręcił.- Nie stresuj się.

- Łatwo se mówić.- bruknęłam pod nosem.

Przejechał po skórze na moim nadgarstku kilka razy w górę i w dół. Nic na początku się nie działo, ale po chwili poczułam lekki ból w tamtym miejscu, gdzie po chwili pojawiły się tam czarne kreski formując jakiś znak.

- Wow.- wypuściłam powietrze z ust, które tam wstrzymywałam. - Co to jest?

- Kanji wody.- mruknął sam do siebie.- Pięknie.

- Co? Nie rozumiem cię Markus.- pokiwałam głową na boki przyglądając się zafascynowana mojemu znamieniu.

Fajnie to wygląda, ale po chuj mi to teraz potrzebne i skąd to tu się wzięło? Czym to w ogóle jest? I jakim cudem on to wyczarował tym niebieskim pisakiem, w formie miecza? Facet chwilę pogrzebał w swoich księgach leżących na biurku, ale w końcu zmiłował się nade mną i odwrócił w moją stronę. 

- Użyłem miecza prawdy, a pod inną nazwą zwą go sztyletem prawdy. On pokazuje ukryte znamiona osób związanych w jakimś stopniu ze stworzeniami światła z naszego świata.- rzekł spokojnie.- A ty na nadgarstku masz kanji wody, znamię nimf wodnych z północnych plemion.  

-Czyli?- lekko podniosłam brew do góry. 

Jestem z jakiegoś plemienia nimf wodnych? Pogubiłam się już w tym.

-Jeżeli widziałaś ten tekst wyraźnie to jesteś córką jednej z potężniejszych nimf w tamtym plemieniu.- oznajmił, a mi mina zrzedła, moja matka to nimfa? Ta już mnie boli głowa.- Twoją mocą powinna być jakaś mżawka, a ty panujesz nad deszczem i wichurą pod każdym względem. 

-Ta dzięki.- mruknęłam do niego.-Czyli co teraz? Jestem pół nimfą pół człowiekiem? Zaczepiście! 

-Samiro, to znaczy, że twój rodzic może pomóc nam w walce.- rzekł po chwili ciszy.

-Co? Wiesz gdzie może być moja mama? Gdzie jest?!- krzyknęłam i podeszłam do niego szybko.

Nie wiem dlaczego tak reaguje. Myślałam, że mam gdzieś moich biologicznych rodziców, a jednak tak nie jest. Może mieli powód by mnie zostawić. Może nie chcieli tego zrobić. Coś ich do tego zmusiło? Chcę znać odpowiedzi na te pytania! 

-To nie takie łatwe.- odpowiedział znowu tym swoim spokojnym tonem głosu. 

-Jesteś jakimś jebanym strażnikiem!- warknęłam zła, ale widząc jego zmieszanie dodałam natychmiast.- Przepraszam.

-Nie wszystko da się znaleźć Samiro.- położył dłoń na moim ramieniu.-Plemiona północe używają mocnej magii, przez co trudno, albo wręcz jest to nie możliwe. 

-Dobra nie ważne.- machnęłam ręką.- Zapomnij, wracam do Katy.

-Dobrze. Trzymaj się mała.- posłał mi lekki uśmiech, po czym znowu zasiadł na fotelu jak królewicz.

-Naraz stary.- pomachałam mu i zamknęłam drzwi. 

-Nie jestem stary!.- usłyszałam jeszcze zza drzwi.

Wywróciłam oczami i ruszyłam w stronę pokoju gdzie leży moja dziewczyna. A mam do przejścia plac i szkołę. Przeszłam to szybko, bo nie chcę wpaść w jakieś kłopoty jak ktoś mnie zauważy. Czego nie chcę.Nie lubię być w centrum uwagi. Po prostu nie i tyle. 

Kiedy usiadłam ponownie na krześle i złapałam za rękę Katy, ona otworzyła oczy i posłała mi lekki uśmiech.

-Cześć kochanie.- rzekła, a ja cmoknęłam ją w usta.-Jak tam?

-Idealnie.- rzekłam ze sztucznym uśmiechem i radością w głosie.

Tak, idealnie..

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro