!68!Lydia
Leżałam obok Ryana bo to z ni mi przypadło spać inni się w paty podobierali. Wtulałam się w jego bok zadowolona. On objął nie ramieniem i przyciągnął do siebie uradowany. Przy jego boku czułam się tak bezpiecznie jak nigdy. Miałam wrażenie że już nic strasznego się nie stanie i jest po wszystkim. Jak bym odpłynęła. Spokój i odprężenie na płonęły we mnie natychmiast pod jego dotykiem. Jeszcze gładził moje przedramię ręką, co rozprowadzało ciepło na moje ciało od tamtego miejsca. Nie sądziłam, że tak mogę się przy nim czuć, przecież to Ryan. Przyjaciel który pomógł mi zdobyć pierwszego chłopaka, a teraz sama czuję zawroty głowy od jego perfum. Teraz rozumem o co chodziło moim koleżanką w gimnazjum, które mi go zazdrościły.
-Zamyśliłaś się.- usłyszałam jego głos i spojrzałam mu w oczy.
Teraz wydawały się takie magiczne. Jak bym widziała w nich wszystkie gwiazdy, a zarazem pustkę. Pokazywały zmartwienie. Jak zawsze, opiekował się mną a ja nim. Widziałam je z bliska tysiące razy, ale teraz jest coś co mnie w nich przyciągało i nie chciało puścić.
-Um...- odchrząknęłam, odwracając głowę i kładąc ją na jego ramieniu.- Tak po prostu...
-Jak myślisz czy nam się uda?- rzekł cicho, jak by sam bał się tego co mówi. Ponownie na niego spojrzałam, tym razem ze zmarszczonymi brwiami.- Jesteśmy niezgrani i może coś pójść...
-Ryan nie mów tak.- jedną rękę położyłam na jego gładkim policzku.- Każdy z nas przez tak długi czas szkolił się indywidualnie. Henryk nie jest już takim aroganckim dupkiem co kiedyś, a Rebeka zdaje się, że nad sobą pracuję i zaczęła widzieć. Ważne że na sobie polegamy i ufamy. Jesteśmy niepokonani jako drużyna i osobno też damy radę. Nie waż mi się tak mówić bo spuszczę ci łomot i to taki, że poczujesz nawet ból za kilka lat.- mruknęłam patrząc mu w oczy.
-Jesteś groźna współpracownico.- zaśmiał się, a ja uderzyłam go w ramię.
-To nie śmieszne Ryan.- skarciłam go wzrokiem, a on jeszcze chwilę się wydurniał, aż w końcu objął mnie w tali i przytulił do siebie, przykrył nas kocem. Czułam jego oddech na szyi i mimowolnie zadrżałam przez ten gest. Jeju jakie to krępujące. Jeszcze tak nie miałam! Powoli oddałam się w objęcia snu, a jak na jawie poczułem delikatny pocałunek na policzku.
TAYLOR
Przytulałem do siebie Rebeka, jak by mi ktoś miał ją zabrać, czego nie pozwolę. Nigdy. Ona ręce miała zaciśnięte na mojej koszulce i u głowę w zagłębieniu mojej szyi.
-Nie zostawiaj mnie... nie zmieniaj się błagam.- odezwała się nagle i pociągnęła nosem. Widzę że schodzą z niej już emocje. Pogładziłem ją po plechach, chcąc uspokoić, co zadziałało bo westchnęła z zadowoleniem.- Taylor... nie zostawisz mnie, prawda?
Zdziwiłem się. Skąd u niej takie pytanie się wzięło? Przecież nigdzie się nie wybieram. Mogę nas nawet kajdankami skuć nas, żeby mieć ją przy sobie i wiedzieć że jest bezpieczna. Na niczym mi inny nie zależy.
-Nigdy.- pocałowałem ją we włosy, a ona się lekko odsunęła ode mnie i przejechała dłonią po moim policzku, skanując moją twarz. Robiła to delikatnie i ostrożnie.
-Zmieniłeś się od kąt ostatni raz cię widziałam.- zaśmiałem się na jej stwierdzenie i otarłem nasze nosy o siebie.- Mogę znowu cię zobaczyć, widzieć jak reagujesz....
Przejechała dłonią po mojej dolnej wardze, a ja zaskoczony wessałem powietrze do płuc, na co słodko zachichotała. Potem ręką pogładziła moje włosy i zarysowała dłonią moją szczękę. Obserwowałem ją cały czas. Kiedy zagryzała słodko wargę, jej oczy błyszczały ze szczęścia. Podoba mi się ten widok jak nic innego. Ostrożnie zbliżyłem się do jej twarzy i otarłem nasze usta o siebie, uwalniając jej wargę. Rebeka zaskoczona wypuściła ciepłe powietrze na moją twarz. Uśmiechnąłem się i kilka razy otarłem nasze usta, aż w końcu ona złapała mnie za ramiona i ścisnęła na nich dłonie. Jeju jaka ona rozkoszna!
Odsunąłem się od niej i oparłem o siebie nasze czoła. Patrząc jej w oczy. Lekko zamglony wzrok, a wargi rozchylone. Tym razem to ona złączyła nasze usta. Mocniej niż ja, ale mi się tam podoba. Złapałem ją za biodra i pogłębiłem pieszczotę. Po jakimś czasie, wymianie pocałunków, oboje zasnęliśmy, a brunetka wtulała się w moją klatkę piersiową.
KIRISHIMA
-Bakugo co ty robisz?-zdziwiłem się kiedy blondyn rzucił mnie na łóżko i patrzał się wściekłym wzrokiem. Liczyłem na całusa, a nie na dostanie w mordę...
-Zamknij się.- warknął, kiedy ja usiadłem z nogami przed sobą na materacu. Czerwonooki szybko wparował na moje nogi w rozkroku na mnie siadając, a głowę kładąc na moim ramieniu. Ręce miał zaciśnięte w piąstki na mojej koszuli i kurczowa się jej trzymał. Natychmiast zareagowałem i objąłem go opiekuńczo.- Jeste-jesteś idiotą.- czknął i zadrżał.- co jest? Katsuki jest chory?- Nawet nie wiesz jak bez cie-ciebie było tam...- pociągnął nosem, a ja zdrętwiałem.
-Kociaczku?- zdziwiłem się i złapałem go delikatnie za głowę i odsunąłem od siebie. Jego oczy były zaszklone. Boziu moje kochanie się rozpłakało. Rozczulony przetarłem kciukami po jego policzkach, wycierając łzy. -Jestem teraz z tobą tak?- uśmiechnąłem się delikatnie do niego.
Blondyn skinął głową i pocałował mnie gwałtownie oraz mocno. Zaskoczony sapnąłem mu w usta, a on to wykorzystał i pogłębił go. Spryciula mała. Rękoma zjechałem na jego pośladek i mocno go ścisnąłem, na co jęknął mi w wargi.
-Widzę że się stęskniłeś.- mruknąłem zaczynając całować go po szyi. Bakugo wplątał palce w moje włosy i pociągnął za nie lekko. Uśmiechnąłem się delikatnie, robiąc mu malinkę na środku szyi.
-Morda..- stęknął zaczynając poruszać biodrami ocierając się o mnie. Zaśmiałem się cicho, ale kiedy mocniej przycisnął się do mnie zamruczałem, pałując go gwałtownie.
Blondyn oddał pocałunek, stając się moim uległym. Ręce wsunąłem pod jego spodnie i natychmiast ponownie złapałem go za dupkę.
-Tatusiu...- mruknął do mojego ucha.- Pieprz mnie.
IZUKU
-Nie wiem czy wiesz, ale my chyba jesteśmy jedyni normalni.- mruknęła Uraraka na co zerknąłem na nią i bardziej wtuliłem się w Shoto , który objął mnie ramionami.
-Niech się sobą nacieszą.- stwierdziłem i ziewnąłem.-Nie widzieli się dość długo.- spojrzałem na swojego chłopaka i musnąłem jego usta.
-Masz rację.- Tsuyu poparła mnie.
Spojrzałem na twarz Todorokiego i pocałowałem jego bliznę kilka razy, Potem całą jego twarz. Na koniec mocniej przycisnąłem swoje wargi do tych jego.
-Wy też?- mruknęła moje przyjaciółka, zapewne widząc jak ręka Shoto sunęła po moim udzie.- Błagam was, jutro nikt nie wstanie.
-Możecie iść kurwa wstać, albo iść do siebie?!- Henryk stanął nabuzowany w drzwiach od swojego pokoju, a ja zaśmiałem się cicho i wtuliłem w TYLKO SWOJEGO CHŁOPAKA
YYYYYYYYYYYYYY
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro