Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

67.Max

Gdyby ten jebany, nie dorobiony paszczur  powiedział to o naszym dzidziusiu to myślałem, że go zadusze, ale oczywiście nie mogłem, bo jest w ciele Liam'a. Resztkami woli powstrzymałem przed przyjebaniem mu w mordę, lecz kiedy dostrzegłem oraz poczułem jak Scott'y zaczyna lekko drgać otoczyłem go ramionami i przytuliłem do siebie próbując go uspokoić. Szeptałem mu ciche i słodkie słówka na ucho. Jednak nadal jednym uchem słuchałem o czy gadają.

Po zabiciu tego wkurwia kazali mi wziąć Scott'a do pokoju i się nim zająć. Oczywiście nie obyło się bez krzyków i obrażania mnie, nawet dostałem w mordę jak byliśmy centralnie przy drzwiach. 

-Kuźwa.- mruknąłem cicho i złapałem się za bolący nos.

Zapamiętać. Wkurwiony Scott to silny i bezlitosny Scott.

-Przepraszam!-pisnął i złapał moją twarz w dłonie, patrząc mi w oczy z taką skruchą, że aż mi serce zmiękło.-Nie chciałem.

Zaczął obdarowywać moją twarz w czułych i szybkich pocałunkach. Począwszy od czoła aż po brodę, a na końcu w usta. Kiedy się odsunął nadal widziałem jego ten błysk, który znaczył tylko jedno. On zaczyn mieć wahania nastrojów. Jeżeli tak to daj mi boże siły.  Brunet przyszpilił mnie do ściany, trzymając  za ramiona i pocałował zachłannie.  Dobra odwołuję! Jeżeli tak będą wyglądać jego zmiany nastrojów to mi się podoba. Nawet bardzo. 

Jego ręce zaczęły sunąć mi po ramionach, aż złapał mnie za dłonie i umieścił je na swoich pośladkach. Natychmiast je ścisnąłem, bo kto by tego nie zrobił? Uwielbiam ich kształt i to do kogo należą. 

Oderwałem się od ust Scott'a i zszedłem z pocałunkami na jego szyję. Tak słodko wzdychał, kiedy zacząłem robić mu malinkę na samym środku jego szyjki, bo tamtych już prawię nie widać, jednocześnie mocno ściskałem jego pośladeczki. 

-Max...- mruknął i złapał mnie za włosy, podnosząc moją głowę do góry. Spojrzałem mu w oczy, a potem szybko cmoknąłem  go w usta.-Jestem głodny i teraz mówię serio.

Nie wieże w to! 

-Mam ochotę na gofry.- zmarszczył lekko brwi.- Albo pizzę? Nie..jednak zjem lody.

Odsunął się ode mnie i założył ręce na biodra, gromiąc przy tym wzrokiem.

-Miałeś mi przynieść gofry.- oskarżył mnie.

-Jakie gofry, mówiłeś naleśniki.- upomniałem go spokojnie, kładąc ręce na te jego.-To co idziemy zjeść?

-Tak! Idziemy na pizzę.- uradował się natychmiast i podskoczył uradowany.

-To nie na lody?- zapytałem z lekkim uśmiechem na ustach.

-Jakie lody człowieku.- prychnął.- Jest dopiero co koniec wiosny! Chcesz żebym się rozchorował?

-Sam mówiłeś, że chcesz lody.- mruknąłem. 

-Jasne! Teraz tylko na mnie!- krzyknął i strącił moje ręce ze swojego ciała.- Idę do Wendy i Edawn'a. Sam idź się rozchoruj! A tak jak by co to mam ochotę na pizzę!

Ruszył ze skrzyżowanymi rękoma w stronę części szpitalnej.

Brawo Max! Miałeś go doprowadzić do pokoju i tam mieliście poczekać na resztę, ale po co? Teraz Scott jest na mnie zły, nawet nie wiem kurwa za co! Na dodatek poszedł tam gdzie może sobie zrobić krzywdę! A ja tu stoję i patrzę jak jego sylwetka znika za rogiem. Szybko pobiegłem za nim, ale skubany chyba wyczuł, że go gonie, bo przyśpieszył. Jak ja go dopadnę to mu pokażę.

Znalazłem go dopiero przy Wendy i Edawn'ie oraz była jeszcze Samira. Jak ja dawno jej nie widziałem. Rozmawiali o czymś zawzięci i nawet nie zwrócili na mnie uwagi, dopiero kiedy zauważyła mnie czerwonowłosa posyłając mi lekki uśmiech reszta na mnie spojrzała.

-Siema.- mruknąłem i stanąłem na przeciwko Scott'a, który chyba bawi się w księżniczkę z fochem.- I jak sprawa wygląda?

-Sami dramatyzuje.- Wendy wywróciła oczami.- Katy tylko lekko podskoczyło ciśnienie.

-Ja nie dramatyzuje!- krzyknęła i wala ją w ramię.

-Co ty w ogóle robisz?- zapytałem.-Czemu nie ma cię w sali?

-Wywalili mnie.- mruknęła cicho, a ja zaśmiałem się i objąłem ją ramieniem.-Czyli oni też mają cię dość.

-Spierdalaj.- syknęła, ale posłała mi delikatny uśmiech.

Nagle stało się coś czego bym się nie spodziewał. Scott podszedł do nas i wepchnął się na miejsce niebieskowłosej z lekko wkurzoną miną. Schował twarz w moim ramieniu i mruknął cicho. Chwilę stałem zdziwiony, ale potem uśmiechnąłem się szeroko, obejmują go ramieniem. 

Zazdrośnik, pomyślałem natychmiast.

-Nie jestem zazdrosny.- mruknął na mnie i spojrzał groźnie. 

Zmarszczyłem brwi zdziwiony. Przecież nic nie mówiłem. 

-Słodko razem wyglądacie.- uradowała się Samira, ignorując poprzednie zachowanie mojego zazdrośnika.- Sax?

-Jaki seks?- zdziwił się Edawn.

-Ci w głowie tylko jedno.- czerwonowłosa wywróciła oczami.

-Wiesz, jeszcze zależy z kim.-puścił jej oczko.

Nieźle stary mierzysz. Jak do Wendy to musisz być głupi bądź odważny. Obstawiam to pierwsze.

Jednak w pewnym momencie coś dziwnego się stało. Jak by trzęsienie ziemi. Całym holem jak i salą trzepnęło tak mocno, że wypierdoliliśmy się na ziemię. W ostatniej chwili udał mi się złapać Scott'a za rękę i pociągnął na swoje kolana, żeby mu się nic nie stało. Kiedy gwar lekko ustał, spojrzałem na pozostałych z niedowierzaniem. Co tu się właśnie stało? Może kolejna atomówka pierdolnęła na ziemię? Podniosłem się pomagając Scott'owi, który nogi to ma jak z waty. Od razu stanął przy mnie i złapał za rękę. Słodziak!

-Co to kurwa było!?- zdenerwowała się Wendy natychmiast po wstaniu.

-Myślisz, że my wiemy?- prychnąłem i spojrzałem na Scott'a z troską.- Wszystko dobrze?

Ten skinął głową na tak, ale w głowie mi lekko zaszumiało.

~ Jak jesteś przy mnie, zawsze będzie dobrze.~

Ooo słodko. Tylko dlaczego w głowie mam kurwa głos mojego zazdrośnika skoro nawet nie otworzył buzi.

-Ej? Pomożecie nam zbierać leki, bo się szafka wywaliła.- zaproponowała Ana, kiedy wystawiła głowę przez drzwi sali.

-Dobra my idziemy.- zarządził Edawn i spojrzał na dziewczyny potem na nas.- A wy idźcie szukać tamtych imbecyli.

-Jasne.- rzekłem natychmiast.

Trzymając blisko siebie mojego zazdrośnika, ruszyliśmy razem na zewnątrz. Mam nadzieję, że nic im nie jest, bo Scott'y by się zapłakał. Czego nie chcę. Wyszliśmy na zewnątrz, ale przed temu zobaczyłem dyrka stojącego przy oknie, pewnie nas obserwuję, ale kurwa no! To my tu gardeł nadstawiamy, a on się przygląda jak sęp. Wkurwia mnie już!

Jednak, kiedy mój chłopak, mam nadzieję, że mogę go tak nazwać, ale muszę się jeszcze go o to spytać. Scott złapał mnie mocno za rękę i cicho warknął.

Uhum. Znowu hormony, tylko tym razem nie na mnie.

-Nawet nie można was puścić na godzinę samych!- wrzasnął tak głośno, że mi w uszach za dźwięczało.

Tamci którzy stali trochę dalej spojrzeli w naszą stronę i stąd nawet widziałem jak wywracają oczami. Brunet pociągnął mnie za rękę i szybko ruszyliśmy w ich stronę. Po znalezieniu się przy nich musiałem resztkami woli powstrzymywać się od śmiechu widząc Thomas'a i Dylan'a całych w błocie, ale wolę nie ryzykować, bo jeszcze ja oberwę.

- Jak można być tak nie odpowiedzialnym jak wy!- krzyknął i wskazał na nich ręką, która prawie dostał Connor, ale skurczybyk zrobił unik.- Nie dość, że znając życie nic nie macie to jeszcze jak świnie wyglądacie!

- Mów za siebie. Mi w brązowym do twarzy.- Dylan mruknął, a jego chłopak przywalił sobie z całej siły rozchlapując błoto na wszystkie strony.

- Uważaj.- Liam odskoczył, co spowodowało, że wpadł na Isak'a, a ten na Evan'a, za to dwójka dlondynów padła na ziemię jak długa.

-Scott...- Alex zaczęła słodko, czym rozjuszyła go jeszcze bardziej.

Jak go za osę wezmą to nie będzie moja wina.

- Ja ci dam teraz Scott!- warknął.- Jesteście nieodpowiedzialni! Jak można tak postępować!?Mogła wam się stać krzywda, o tym nie pomyśleliśmy?!

- Przesadzasz.- westchnął Thomas.

- Nie prawda!- powiedział, ale w jego głosie wyczułem lekki smutek.- Idziemy do akademika i odpoczniecie i wymyjecie się.- rozkazał natychmiast, a ja przyglądałem się uważnie jego twarzy.- Teraz!

Wszyscy się  wzdrygnęli i ruszyli w wyznaczone miejsce. Nie dziwię im się. Scott krzyknął tak głośno i srogo, że nawet Brett lekko dygnął, a Brad zbladł jak ściana. Szliśmy z tyłu, a ja zatrzymałem się jak wryty, kiedy usłyszałem ciche i niewyraźne pociąganie nosem.  Spojrzałem na Scott'a i moje serce, aż pękło na kawałeczki widząc jego załzawione oczka.

- Scott'y.- westchnąłem i złapałem go za policzki, kciukiem zacierając łzy, które zdążyły spłynąć po jego lekko za rumienionej twarzyczce.- Co się stało?

- N-nic.- czknął, a ja podniosłem brew do góry.- No bo...ja się o ni-ich boję. A oni nawet t-tego nie zauważają.- szepnął cicho.

-Zauważają.- szepnąłem do niego i odarłem o siebie nasze nosy.

Uśmiechnąłem się delikatnie, kiedy zachichotał i lekko połączyłem nasze usta. Oczy zazdrośnika zabłyszczały, a on wtulił się we mnie mocno. Jest taki słodziutki... Jak mordy nie drze oczywiście. 

- Słodko. - usłyszałem i spojrzałem w stronę tych osób, które powinny być już w akademiku.

- Tylko jak chcecie się pobawić czy coś, to radzę iść do pokoju.- rzekł Brett, za co dostał od Liam'a z łokcia, a ja mu pokazałem środkowy palec.

- Scott'y idziemy do pokoju.- mruknąłem, kiedy poczułem jak zaczyna wiać zimy wiatr. Nie chcę żeby Scott mi zachorował.- Jest już zimno, a przy okazji skoczymy zjeść tą pizzę, którą chciałeś.

Zazdrośnik odsunął się do mnie z szerokim uśmiechem, który zaraz zmienił się w grymas.  Powiedziałem coś nie tak?

- Chciałem lody ty palancie!- krzyknął i ruszył w stronę akademika.

Zobaczyłem jak reszta zaśmiała się pod nosem, a ja prychnąłem, ruszając za nim. 

Pierdolę!

Idę zrobić mu te gofry!

A najlepiej to wezmę go do kuchni, niech sam se robi!

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro