Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

!48!Taylor

Zamrugałem kilkukrotnie i otworzyłem oczy w szoku. Do głowy napłynęło i wiele myśli, ale wiem, że żadna nie jest dobra. Coś się z nią dzieje od dłuższego czas i ja to widzę. Sam nie wiem, co się dzieje z ludzi wokół. 

Te godziny były straszne! Dokładnie trzy i pół h męki. Każdy z nas padał na twarz. Tylko Bakugo i Rebeka byli pełni energii i teraz gadali na jakiś tam temat ćwiczeń. Pierw 5 km biegania, bez rozciągania, po piasku, później ćwiczenia, a na sam koniec ćwiczenie i wzmacnianie swoich mocy. Jestem lekko przerażony tym, że Leo, Cameron ledwo żyją teraz i to dosłownie. Niebiskooki trzyma się za brzuch i kuli na łóżku patrząc w ścianę blady jak by zobaczył ducha, a nad nim Dorian lata jak poparzony i jeszcze Mina dotrzymuje mu kroku, natomiast brat Lydi wygląda jak by się dusił i unika kontaktu z każdym oprócz niej, ale chwila... Gabriel przerzucił go sobie przez ramię i idzie w stronę sypialni. Jestem ciekawy o co chodzi, ale mam ważniejsze rzeczy do roboty. Rozejrzałem się ponownie po pomieszczeniu i ze zdziwieniem stwierdzam, że nie ma Rebeki. 

-Na dwór wyszła.- rzekł Kirishima idąc w stronę Bakugo, którego objął i no oni niby nie są parą?- I jak tam Bakuś? 

-Jebnę ci zar...- zaczął blondyn, a ja się wycofałem z pomieszczenia. 

- Tu jesteś.- mruknąłem do dziewczyny i usiadłem na ziemi obok niej.- Wszystko dobrze? 

Nawet na mnie nie spojrzała. Patrzyła przed siebie, patrząc na siebie pustymi oczami jak nigdy nawet jak straciła wzrok to tak nie zerkała. Coś jest na rzeczy. 

-Więc nie..- westchnąłem i objąłem ją ramieniem.- W ogóle to do twarzy ci w tych włosach. Jesteś piękna codziennie, ale... nie stop! Nie ma, ale. No wiesz o co mi chodziło i widzę, że się uśmiechasz.- szturchnąłem ją lekko, widząc jak jej kąciki ust unoszą się w górę.- Martwię się o ciebie Rebeka. I nie mów mi kłamstw prosto w twarz dobrze? Widzę, że cos jest na rzeczy. 

- Od kiedy ty mnie tak znasz, co?- zapytała ironicznie, ale za nim zdołałem się odezwać ta ponownie zaczęła.- Mam dość Taylor. 

-Co?- zdziwiłem się i zamrugałem szybko oczami.

-To mnie przytłacza. Nie tak jak was, bo to nie wy nie widzicie i to nie wy słyszycie głosy w swojej głowię i to nie wy będziecie mieć blizny do końca życia.- wyszeptała. -To dla mnie za dużo, ale muszę dać rade. Przecież jesteśmy drużyną, tak?  Trzeba iść do przodu zawsze i...

-Czasami trzeba znać umiar i swoje granice.- położyłem rękę na tej jej i pogładziłem kciukiem.- Jesteś silna i starasz się nam pomagać i chronić. Jesteś niesamowita i za to coraz bardziej mnie do siebie przyciągasz. Masz nas, masz mnie.- położyłem jej rękę na mojej piersi, gdzie bije serce.- Nie odcinaj się od nas Rebeka. Jesteśmy rodziną i wspieramy się mimo wszystko. Nikt nie może zostać sam, a ja ci nie pozwolę ci się odsunąć, za bardzo mi na  tobie zależy, rozumiesz?

Powoli zbliżyłem swoją twarz do brunetki i delikatnie nakierowałem w swoją stronę. Miała zarumienione policzki, a jej jasne oczy błyszczały niepewnością którą widziałem i to bardzo dobrze.

Delikatnie złączyłem nasze usta, a kiedy ona zamknęła oczy, ja również to uczyniłem. Teraz na pewno nie pozwolę jej się tak odsuwać, bo jest dla mnie najważniejsza. Ona jest dla mnie wszystkim, aż śmieszne, że stało się to w tak szybkim czasie, ale to nie ważne. 

Czuję się jak w niebie. 

GABRIEL

-To bolało.- syknąłem, kiedy ponownie dostałem kopniaka w brzuch i to coraz bliżej krocza.- Uspokój się, chcę pogadać o wczoraj.. lub dzisiaj? Która to była godzina kiedy się pocałowaliśmy? 

Myślę tylko o tym. Jak jego usta znalazły się na moich. Mój umysl dostał resetu, tak długo o tym marzyłem i w końcu się to spełniło, ale chociaż w swojej wyobraźni coś zrobiłem, a nie leżałem jak kłoda i pozwoliłem mu uciec. Jestem idiotą! A jak dziś go zobaczyłem to normalnie moje serce się ścisnęło. Na pewno to przeze mnie jest w takim stanie. 

-Puść mnie!  Gabriel!- krzyknął i walnął mi pięścią w plecy.-Mówię do ciebie! 

-Chwila słonko.- rzekłem roześmiany i wszedłem do swojego pokoju, stawiając go na ziemi, ale wcześniej zamknąłem drzwi.- Teraz mów. 

-Nic nie mam ci do powiedzenia!- warknął i zaczął się ze mną przepychać.- Gabriel! Wypuść mnie stąd! Nie chcę z tobą gadać!

-Ale ja chcę z tobą i to na poważnie.-mruknąłem i przycisnąłem go za ręce trzymając jego nadgarstki po obu stronach jego głosy.- Żeby była jasność, słuchaj mnie teraz uważnie bo nie zamierzam powtarzać jasne?- ten patrzył jedynie na mnie zszokowany.- Jestem w tobie zakochany kurwa od tych kilku lat po same uczy. Nie mogę ciebie wyciągnąć z głowy, bo widzę twój piękny uśmiech i te oczka śliczne i błyszczące. Jesteś idealny dla mnie i kocham cię Cameron, zrozum to. Zależy mi na tobie i nie na nikim. Próbowałem się od ciebie odsunąć, bo tego chciałeś, nie przyjmowałeś moich uczuć. Próbowałem z Morro, ale jego to Sam wziął, jednak nieważne jak bym się starał to ty jesteś dla mnie wszystkim. Może i już to mówiłem, ale teraz zrobię to dobitnie.Jesteś dla mnie jedynym. KOCHAM CIĘ.-chłopak patrzył na mnie nie odzywając się, co wziąłem za jasny znak. Puściłem go i podszedłem do drzwi otwierając je .- Możesz już iść. Najwidoczniej..- otworzyłem drzwi szeroko i odwróciłem się do niego. 

Jakie było moje zaskoczenie, kiedy ten wskoczył na mnie z rozpędu i znowu znaleźliśmy się w tej pozycji, co wcześniej. Leżałem na ziemi, na środku korytarza, a on na mnie. Patrzył mi w oczy, tym razem pełnymi radości. Pochylił się i złączył szybko nasze usta. 

-Też cię kocham Gabriel.- rzekł tuż przy moich wargach, a ja uśmiechnąłem się szeroko słysząc w końcu te słowa od niego skierowane w moja stronę. 

Tym razem to ja złączyłem nasze usta. Jak ja długo czekałem na tą chwilę. 

YYYYYYYYY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro