Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43.Scott

O mój boże! Nie mogę chodzić. Jebany Max i jego ogromny kutas. Pierdole. Obudziłem się rano z chłopakiem obejmującym mnie od tyłu i chuchającym mi w szyję. Wyplątałem się z jego ramion i ruszyłem w stronę łazienki. Spojrzałem w lustro i jebnąłem na miejscu, dostałem wysypki czy jaki chuj? Przejechałem palcami po szyi i miałem się wydrzeć na cały akademik, na tego skurwysyna. Mówiłem przecież! Żadnych jebanych malinek, ale kurwa nie! Pan szczotki do kibla, zrobił ze mnie odwrotną biedronkę!

Wziąłem do ręki kubek z którego wcześniej wywaliłem szczoteczkę i inne badziewie do zlewu, nalewając do niego lodowatej wody. Na paluszkach, po cichutku ruszyłem w stronę łóżka. Nachyliła się nad blondynem i szepnąłem mu do ucha.

- Max, mam dla ciebie niespodziankę.- chłopak zamruczał i chciał mnie złapać.

- Jaką?- zapytał cicho, zachrypłym głosem.

Jaki ten głos jest seksi! Co? Nie. Ten głos jest ohydny.

Głupie myśli.

- Taką.- powiedziałem i wylałem mu na twarz lodowatą ciecz.

Chłopak natychmiast wstał z mojego łóżka, piszcząc jak mała dziewczynka. To nawet urocze.Co? No chyba kurwa nie!

- Ej!- wrzasnął i spojrzał na mnie groźnie.- Za co to?!

- Zgadnij. Nie chciałem być jakaś jebaną biedronką! - krzyknąłem na niego.

- Nic nie poradzę no.- bronił się i zaczął kiwać głową na boki, jak pies po wyjściu z wanny.- To nie moja wina!

- Czyli to.- wskazałem na swoją szyję i obojczyki ręką.- Moja wina?!

- Tak?- podrapał się po policzku i podszedł do mnie.- To ty tak piękne jęczysz i krzyczysz moje minę, że nie mogę się powstrzymać.

- Ty...ty..- mój mózg pracowała decydowanie za szybko w tym momencie.

On powiedział, że pięknej jęczę jak mnie pieprzy?

- Ja...ja..- naśladował mnie i złapał mnie za biodra, przyciągając do siebie. Syknąłem cicho, bo idiota niedorobiony wczoraj trzymał mnie tak mocno, że nie mogłem wykonać najmniejszego ruchu, a teraz mam taki ból dupy, pewnie do końca lekcji nie wytrzymam.-  Aż tak boli?- zapytał zmartwionym głosem.

- Będę chodzić jak kaczka.- mruknąłem pod nosem.

- Wymasuje cię wieczorem.- szepnął mi do ucha.

Po moim ciele przeszły przyjemne ciarki. Mimo tego, że to jest idiota, którego nienawidzę, to muszę przyznać z niechęcią, ale zaczynam coś do niego czuć. Nie wiem czy to dobrze, lecz żyje się tylko raz. Wiem, że Max nic do mnie nie czuję i to dobrze, bo po co robić sobie złudnie nadzieję?

Ale skoro mowa o masażu, to chętnie bym z niego skorzystał. Jednak kurwa nie mogę. Musimy znaleźć Snejka i pokazać temu pierdolonemu, niedorobionemu, nierobowi jak się robi sprawy u nas.

- Bo jest taka sprawa, że mnie nie będzie kilka dni.- wypaliłem nagle.

Blondyn zmarszczył brwi i zaczął przyglądać mi się badawczo.

- A gdzie będziesz?- zapytał po chwili milczenia.

-  Mój przyjaciel zmarł.- raczej został zamordowany.- pół roku temu i jedziemy nad jego grób, żeby... żeby...

- Już, już rozumiem.- powiedział i złapał mnie za ramiona, patrząc mi w oczy, jakby chciał poznać moje myśli.- Obiecaj mi jedno, dobrze?

- Yyy dobrze?

Ciekaw o co tym razem mu chodzi, może o to, że mam mu zrobić zadanie z matmy. Wczoraj zaczął mi o tym nawijać. "Pięknie było gdybyś zrobił mi takie zadano z matematyki, może jeszcze z polskiego dałbyś radę?", dostał za to kopa w brzuch, aż pobladł biedaczek.

- Uważaj na siebie, tak?- wypalił.

- Oczywiście, za kogo mnie masz.- bruknąłem i założyłem ręce na piersi.

- To dobrze.- westchnął.

Poczułem jego ciepłe usta na swoich i odruchowo przymknąłem powieki. Kocham  te uczucie w brzuchu, jak mnie całuję. Uwielbiam to.

- Trzeba iść do szkoły.- rzekł, kiedy się ode mnie oderwał.

- Mam iść do szkoły w tym?- oburzyłem się natychmiast, wskazując na malinki.

-Do twarzy ci z nimi.- mruknął, a widząc mój wzrok dodał.- Zaraz coś zaradzimy.

Podskoczyłem w miejscu i pisnąłem mało męsko, bo idiota ruszył w kierunku mojej szafy, wcześniej dając mi klapsa w pupę.

- No i mamy.- usłyszałem i spojrzałem na niego groźnie.- Proszę.

Podał mi w ręce szalik. Mam być jak jakiś poeta z uprzedniego wieku.

- Kupisz se ze mnie?- warknąłem.

BRAD

Rano jak się obudziłem.Głowa  mnie bolała, bo do późna siedziałem i opracowywałem plan trasy jaką musimy przebyć, żeby dotrzeć na drugą stronę.

Według tego, co ustaliłem musimy dostać się do pociągu w Paryżu, żeby tam do niego wsiąść,a on zawiezie nas do Madrytu, potem autostopem dotrzemy do granicy, którą  stanowi ocean Atlantycki. Liam zbuduje nam statek i przepłyniemy na drugą stronę. Z moich  obliczeń wynika że jeżeli Alex użyje swej mocy lub Scott dogada się ze zwierzętami morskim dotrzemy tam w 10/13 godzin. Później udając zwykłych ludzi dojdziemy do miejsca gdzie spotyka się Gaia z Uranosem czyli góra Aconcagua. Ponoć w jej podziemiach ukrywa się Snejk, a my musimy go znaleźć.

Wykonałem poranną toaletę i wcześnie zamykając pokoju na klucz wyszedłem z swojego pokoju, idąc w stronę holu. Dziś mam same luźne lekcje, dwa Polaki i dwa w-f i coś tam jeszcze. 

Chwilę potem byłem już w akademiku, ruszyłem pod swoją klasę po drodze mijając Alex, która gadała o czymś z Connor'em, kiedy mnie zobaczyła pomachała mi energicznie, oczywiście od machałem jej. Spotkałem na korytarzu wszystkich, ale najbardziej zdziwił mnie Scott, po co mu szalik? Chory jest czy jak? Za to Max śmiał się do rozpuku z jego miny.

Stanąłem pod klasą i przed oczami mignęła mi Samira, która jak strzała poleciała na piętro. Jej co? Na górze mangi za darmo rozdają. Ostatnio dowiedziałem się co to jest. Taka dziwaczny komiks, który się do góry nogami czyta. Fajnie to brzmi, ale jak zapytałem czy mi da przeczytać to powiedział, że wszystkie pożyczyła koleżanką, wiem, że mnie okłamała, bo czerwieniła się jak głupia.

- Brad!- usłyszałem, a po chwili Wendy na mnie wpadła.- Widziałeś Samirę?

- A po co ci ona?- zapytałem.

Lepiej wiedzieć, czy mam skazać niebieskowłosą na śmierć w bardzo przerażający sposób czy tylko znowu ganiają się o gumkę do włosów jak ostatnio.

- Napisała do tego dawna i wysłała mu serduszko!- oburzyła się i tupnęła nogą zła.

- Nieźle. - zachichotałem  i pokazałem głową na podwórko.- Wyszła na dwór.

- Dzięki.- posłała mi szeroki uśmiech i wybiegła ma podwórko.

Jak na razie trupów mi na rok starczy. Pokiwałem głową i spojrzałem w bok i dostałem zawału.

- Minho. - westchnęłam i złapałem się za serce.- Nie strasz mnie.

- Przepraszam. - rzekł ze skruchą i dał mi buziaka w policzek.- Dzień dobry.

- Witam. - mruknąłem i posłałem mu szeroki uśmiech.- Co cię do mnie sprowadza?

- Bo wiesz...- zamyślił się na chwilę.-Zastanawiałem się, czy nie chciał byś ze mną iść dziś do kina na " Planeta singli 3"?

Jaki on słodki jak się stresuję. Jeszcze tak słodko miętoli bluzkę w ręce.

- Chcę....- urwałem natychmiast.- Że dziś, dziś?

Nosz kurczę pieczone!

- No tak.- mruknął.

- Dziś nie mogę Minho.- powiedziałem smutno.- Po zajęciach wyjeżdżamy na kilka dni.

- Co? Jak to? Ja się dziś o tym dowiaduje?- zdziwił się i spojrzała na mnie oskarżająco.

- Przepraszam, ale sam dowiedziałem się o tym wczoraj.- wyznałem mu.- Przyszedł bym do ciebie, ale nie chciałem cię budzić.

- O każdej porze dnia i nocy jesteś u mnie mile widziany.- rzekł, a mi się ciepło na serduszku zrobiło przez jego słowa.- Na ile tam jedziecie i kto jedzie?

- No jadę ja, Thomas, Alex, Isak, Scott i Liam. - mruknąłem po chwili.- A na ile to nie wiemy.

- Po co jedziecie?- zapytał szybko.

Spuściłem wzrok, bo mimo to nadal ciężko mi się o tym mówi.

- Masz przyjaciel Theo, on pół roku temu zmarł i jedziemy do naszego domu i na cmentarz, chcemy powspominać stare czasy.- szepnąłem i poczułem jak Bóg mnie przytula.

- Nie powinienem pytać.- pogłaskał mnie po głowie, a potem po plecach.

- Nic nie szkodzi. Masz prawo wiedzieć.- szepnąłem.

Spojrzałem mu w oczy i zobaczyłem lekki smutek.

- Co się stało?- położyłem dłoń na jego policzku.- Minhoś.

- Nie nic.- westchnął.- Tylko chciałem dziś spędzić z tobą wieczór.

- Słodko. - usłyszeliśmy, a obok nas przeszedł Max i pokazał nam palec w górę.- Nie chcę przeszkadzać, ale dzwonek już był.

- Kiedy?- zdziwiłem się i rozejrzałem w okół, uczniowie właśnie wchodziły do klas.- Kurczę. Do później Minhoś.

Pomachałem im i wbiegłem wręcz do klasy od  polskiego w ostatniej chwili. Usiadłem obok Liam'a i spojrzałem na niego z podniesioną brwią.

- Co jest?- szturchnąłem go.

- Ja nie jestem słodki i uroczy jestem groźny i wredny.- bruknął i wtedy zobaczyłem jego rumieńce na twarzy.

Pokiwałem głową na boki i spojrzałem z niedowierzaniem na niego. Pewnie znowu pokłócili się z Brett'em. Chociaż ich sprzeczek, kłótnią nazwać nie można. Jest to bardziej dogryzania sobie.

- Masz rację, ty nie jesteś słodki jesteś przesłodki.- mruknąłem i puściłem mu buziaka.

- Nie prawda!- wydarł się na mnie, czym zwróciłem uwagę naszej klasy.- Sam jesteś!

- Wiem.- rzekłem.

Czeka nas lekkie wyzwanie, najfajniejsze jest w tym to, że dyrko o tym nie wie. Mam taką nadzieję, że nie wie.

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro