!31!Carlos
-Najważniejsza jest elastyczność umysłu.- Zane rzekł poważnie i rozejrzał się po nas. - Niech każdy z was wyobrazi sobie, że robi szpagat z bólem i trudem ze wszystkim, a potem to zróbcie.
Mi to akurat trudne nie będzie. Jestem przecież elastyczny i szpagat to dla mnie pikuś jeden. Moje ciało jest jak guma i mogę robić wiele więcej niż jakiś prosty szpagat.
-Carlos, a ty się zwiń.- rozkazał. Zmarszczyłem brwi zdziwiony. Jak mam się niby zwinąć? To w ogóle możliwe jest?- Musisz się skupić i wyobrazić jak to robisz?
Wyobrazić sobie jak staje się wypełnieniem szklanki. Prościzna. Ale ja nie umiem się zwijać, tylko rozwijać! Nie potrafię w drugą stronę takiego czegoś!
-Carlos? Zrobisz to w końcu?- robot podszedł do mnie i wykorzystałem chwilę i rozejrzałem się po sali. Sam bez problemu siedzi w szpagacie, a w jego ślady idzie Taylor, Rebeka która się uparła, że będzie też radzi sobie nawet i jest w połowie, ale za to Gabriel chyba nie załapał o co chodzi i Cameron mu pomaga, a reszta słysząc ich krótkie i wredne wymiany zdań uśmiecha się lekko z zamkniętymi oczami.- Musisz się skupić. W twoich żyłach i ciele jest taka moc która ci w tym pomoże jednak to twoje ciało, którym rządzi mózg, a ty się poddajesz. Dlaczego?
-Nie umiem tego.- westchnąłem smutno.- Nigdy nie potrafiłem i nie wiem czy umiem.
-Umiesz.- uśmiechnął się i mimo metalowej twarzy wyszło to jakoś miło.- To tkwi w twojej głowie.- stuknął mnie w nią palcem, ale nie mocno.- Musisz zaufać ciału. Ono wie co robi, tylko nie skupiaj się na tym za bardzo. Samo przyjdzie.
-Ale to sobie przeczy.- powiedziałem zdezorientowany.- Czyli co mam rodzić?
-Mózg i ciało muszą być jednym, a są rozdarte. Zastanów jak je połączyć to pogadamy w tedy.- mówiąc to odszedł na środek sali.- Dobra na dziś koniec! Świetnie Sam i Taylor. Rebeka idzie ci super tak trzymaj dalej, a .. wy co robicie?
-Nie wiem właśnie co.- jęknął Cameron, a kiedy na nich spojrzałem to cicho sie zaśmiałem.
Oboje leżeli na podłodze i wyglądali jak by maraton przebiegi. Co oni odwalają. Serio są siebie warci i dlatego shippuje ich też.
W ogóle w okół mnie są same pary już. Ja i Austin to na pierwszym miejscu, oczywiście. Później jest Lydia i Ryan, bo kto tego nie widzi jest ślepy. Później jest Leo i Dorian i co z tego, że twierdzą, że są przyjaciółmi ja wiem lepiej. Rebeka i Taylor też mieli swoje chwile. A Sam nadal od tych dwóch i pół tygodnia zarywa do Morro, który zdaję się olewać jego podrywy, co mnie bawi. I do tego jeszcze nasi "opiekunowie" też stanowią słodkie pary. Aż mi się ciepło na sercu robi, kiedy widzę jak Jay i Cole siedzą w salonie i oglądają razem film, rozmawiając z tego co słyszałem o swojej małej córeczce, lub jak Lloyd i Kai przekomarzają się za sobą, a w ich oczach widać czystą miłość, bądź jak Nya i Zane razem coś remontują i kombinują w pracowni śpiewając i tańcząc miedzy sobą posyłając se czułe spojrzenia. Normalnie cukrzyca. Nasi rodzice też nie są tacy źle, ale no oni są już naprawdę słodcy, że no awww.
Nawet nie wiem, kiedy wróciłem do pokoju, w którym siedział tylko Austin na swoim łóżku i czytał książkę. Szybko do niego podszedłem i rzuciłem się na łóżko z rozpędu, powodując, że blondyn wypuścił książkę i pisnął przerażony. Szybko nad nim zawisłem, przy okazji kładąc go na pościeli. Wiem, że nikt nie przyjdzie, co reszta zazwyczaj je śniadanie. Tylko ten słodziak jest jakiś taki skryty.
-Cześć.- przywitałem się i cmoknąłem go w nosek, który zmarszczył.
-Śmierdzisz.- stwierdził, a ja wywróciłem oczami.- Idź się umyć.
-Nie, bo jak prześmierdniesz, pójdziesz ze mną.- poruszyłem zabawnie brwiami, przez co ten zaśmiał się i zaczerwienił jednocześnie.-Co ty na to misiek?
-Nie, zboczeńcu.- fuknął, a zanim zdążył coś dodać pocałowałem go w te jego miękkie usteczka.
Uwielbiam to robić. Od kiedy zrobiłem to pierwszy raz, nie mogę przestać i chyba się uzależniłem od nich. Austin oddał pocałunek i zarzucił mi ręce na szyję. Przejechałem językiem po jego wardze prosząc o dostęp, ale nagle ktoś otworzył z hukiem drzwi.
- Um przepraszam!- usłyszałem głos Morro,a potem mój tyłek spotkał się z podłogą.- Nie chciałem! Ja może już...- nie dokończył, bo już zamknęły się za nim drzwi.
Zacząłem się głośno śmiać, a Austin spojrzał na mnie jak na idiotę i rzucił mi w twarz poduszką, co wywołało kolejną salwę śmiechu.
LEO
Cały dzień siedziałem na książkami Nyi w dojo, żeby zobaczyć w czym tkwi problem z moją mocą. Jak na razie nikomu jeszcze o tym nie powiedziałem i nie zamierzam nic mówić. Inni mają i tak za dużo na głowię, żeby zawadzać ich swoimi problemami. Tata Liam zawsze powtarzam, że ważna jest praca zespołowa, bo bez niej nic nie ma, ale jak ona ma powstać, kiedy ja nie panuję nad mocą?
Ten naszyjnik zaczyna mnie już wkurzać. Miał hamować moją moc, ale jak widzę to nic z tego mu nie wychodzi. On chyba nie działa. Może ta moc nimfy jakoś zniknęła?
-Może jest jakaś dziurka.- szepnąłem sam do siebie i zacząłem się przyglądać amuletowi, przekręcając go w dłoni.
Niebieski kryształ mienił się kolorami, ale kiedy zacząłem mu się bardziej przyglądać dostrzegłem w środku małą czarną perłę. Jak ona się tam dostała? Przecież jak na początku go badałem nic tam nie było. Z resztą nieważne.
Sam znajdę sposób, żeby się z tym uporać. Mój problem, moje kłopoty.
-Tu jesteś. Szukałem cię.- usłyszałem głos Kai'a.- Nie przyszedłeś na trening.
-Już tak późno?- zdziwiłem się i wstałem szybko. Jeny tata Liam dobrze mówi o tych zawrotach w głowie po szybkim wstaniu.
-Spokojnie.- rzekł i przyjrzał się książką jakie są porozkładane wokół mnie.- Chcesz pogadać?
-Nie ma o czym.- rzekłem i schyliłem się by pozbierać księgi w których można mieszkać.
-Leo.- westchnął i posadził mnie na ziemi i sam usiadł na przeciw.-Mi też ciężko było zapanować nad mocą. Inni to umieli i osiągali wcześniej pełnie możliwości, co mnie wkurzało, ale po jakimś czasie poznałem powód tego, dlaczego tak jest.
-I co to było?- zapytałem ciekawy.
-Lloyd. Dzięki niemu wszytko mi się poukładało i mi pomógł.- powiedział z delikatnym uśmiechem.- Jeszcze w tedy sobie z tego sprawy nie zdawałem, ale wyszło jak wyszło. To on złączył serce i rozum w jedno, a ty nadal masz to podzielone.
-Nie rozumiem.- pokiwałem głową na boki.
-Zrozumiesz Leo. Masz jeszcze czas.- uśmiechnął się do mnie miło. - A teraz zbieramy to i idziemy na późną kolację, bo dostaniem do Nyi, że nie jemy.
Zaśmiałem się cicho, ale w głowie wciąż mi krążył jego słowa.
YYYYYYYYY
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro