Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

!29!Rebeka

Jesteśmy tu już dwa tygodnia i każdy dzień wygląda mniej więcej tak samo, ale nie jest nudno. Zaczynamy powoli łapać walkę i idzie nam to coraz lepiej muszę rzec. Jeden minus jest taki, że my ćwiczymy rano, a oni się ustawili i mają zajęcia wieczorem. Lamusy. 

Na zajęciach jest różnie zależy kto uczy. Cole jest bardzo surowy i wymaga skupienia, ale można się pośmiać. Lloyd uczy opanowania i zbierania swojej mocy, jednak jest tam trochę strasznie, kiedy jego oczy na zielono dają. Nya uczy oddychania i płynnych ciosów. Kai za to wkuwa nam zdeterminowania i szukanie u przeciwnika słabych punktów, a na jego lekcjach się głównie wygłupiamy. Zane prawi nam morały i uczy techniki i taktyk. A Jay...no...on to ma swój świat. Razem z nim rozciągamy się i gimnastykujemy pod czujnym okiem czarnowłosego, który pilnuje go. Są tacy słodcy. 

Czujemy się dobrze w ich towarzystwie. Są dla nas już częścią naszej powalonej rodzinki od siedmiu boleści, bo inaczej tego nie nazwę. Austin czuję się znacznie lepiej i zaczął brać udział w zajęciach i co chwila gdzieś z Carlos'em znika i myślą, że ja tego nie widzę. złapię później blondyna za wsiarz  jego i karzę powiedzieć wszystko co ma na sumieniu. Sam i Gabriel cały czas mają zacięty bój o Morro, który chyba jest niczego nie świadom, bo ma ich gdzieś, co niesamowicie irytuję Camerona, chociaż ten się do tego nie przyzna. Widzę to w jego oczach. U reszty jest nawet spokojnie. Nie licząc tego, że Leo  i Dorian zaczęli zachowywać się jak para. Normalnie drudzy Lydia i Ryan. Tylko lustro przyłożyć. 

Właśnie siedzę po treningu w salonie na kanapie i wciągnęłam się w serial o jakieś drużynie super dzieciaków, których prześladuję jakiś koleś w masce. Uwielbiam anime! Jednak moja uwaga została odwrócona, kiedy usłyszałam szept obok mojego ucha. Zdrętwiałam i wytrzeszczyłam wszystkie możliwe zmysły jakie posiadam. 

Znowu to coś. Miałam spokój tydzień. Tylko tydzień!

Jednak jak ostatnio je widziałam wyglądało inaczej. Mniej szpiczaste zęby i uczy. Zmienia się. 

-Pomyśl...- zaczął i usiadł na stoliku na wprost mnie. Obserwowaliśmy się nawzajem jak sępy.- Ile wytrzymacie tutaj? Macie jeszcze kupę drogi przed sobą. Możecie ruszać. 

-Nie możemy.- mruknęłam.- Nic nie czuję. 

-Za klimatyzujesz się i zostaniecie.- prychnął, a jego głos wywołał u mnie ciarki, a nie jak do tąd koszmary.- Rusz głową. 

-Zniknij.- mój głos zatrząsł się delikatnie.- Po prostu zniknij. 

-Jestem częścią ciebie.- zarechotał i zbliżył się do mnie, przez co zaczęłam się cofać na tym tapczanie.- Nie można się mnie pozbyć. Jestem cały czas przy tobie. Razem jemy, śpimy, żyjemy. Razem umrzemy.- wyszeptał mi to do ucha i odsunął się tak, że jego ohydna morda była przy mojej twarzy za blisko. W tedy jego oczy stały się całe czerwone, a morda otworzyła się szerzej. 

Krzyknęłam przerażona kiedy, rzucił mi się na twarz i zaczął drapać moją buzię, próbowałam go z siebie zrzucić, ale przez ból jaki mi zadawał, nie mogłam. Po prostu nie mogłam. 

-Musisz się jeszcze wiele nauczyć.- warknął, jednak po chwili zarechotał głośno i ostatni raz przejechał pazurami po mojej twarzy. Na dłoniach, które były całe lepkie w ciepłej i oleistej mazi oraz w moich łzach. Nie pamiętam kiedy znalazłam się na ziemi, ale nadal nie otworzyłam oczu. Za bardzo się boje.

Nagle poczułam jak ktoś łapię mnie za ramię i już odruchowo kopnęła  to coś i bardziej się zwinęłam. Niech mnie to nie dotyka. 

-Rebeka?- usłyszałam głos Nyi.- Już dobrze. To ja. Rebeka... 

-Nie! Nie nabiorę się na to znowu!- krzyknęłam przerażona i chyba coś zniszczyłam, bo coś huknęło mocno przede mną. - Zostaw mnie! Błagam odejdź! 

Raz ten gremlin tak zrobił. Jak byliśmy w pokoju. Ja i Lydia no z początku myślałam,że to ona. Miał jej głos. Mówił do mnie. Naprawdę to była moja przyjaciółka. Jednak kiedy patrzyła na mnie pustym wzrokiem i przechyloną głową wiedziałam, że coś jest nie tak. Później zaczęła się szeroko uśmiechać i podchodzić do mnie. Jej ciało zaczęło się zmieniać na moich oczach w istnego potwora. Wybiegłam na korytarz przerażona, ale słyszałam jak to idzie powoli za mną. Wbiegłam do salonu gdzie siedział Cole, Kai, Dorian, Ryan i Lydia. Podbiegłam do nich i kiedy zapytali czy wszystko okej to skłamałam i powiedziałam, że tak. Odwróciłam się i zobaczyłam tylko dwoje oczy wpatrujących się we mnie z pustką. Od tamtej poty nie chcę zostawać sama, aż do teraz. Nigdy więcej. 

-Rebeka to my.- usłyszałam głos Lydi,a po moim ciele przeszły ciarki.- Otwórz oczy i na mnie spójrz. Nic się nie stanie. 

Powoli to zrobiłam i to był mój kolejny błąd. Coś przede mną stało i rzuciło mi się do gardła przez co ponownie zamknęłam oczy i krzyknęłam. Jestem taka słaba. Nic nie potrafię dobrze zrobić! Nawet nie mogę sobie ze samą sobą dać rady, a co dopiero z potworami. 

-Nie podoba mi się to.- usłyszałam głos Kai'a obok siebie. 

-Jej oczy..- Leo?- Były białe. 

-Ktoś manipuluję jej wzrokiem.- Lloyd odezwał się obok mnie za blisko, więc zaczęłam się wiercić.- Pomogę Ci. Tylko mnie nie zabij. 

CARLOS

Dlaczego ja pozwoliłem jej siedzieć samej? I takie mamy efekty! 

Kiedy usłyszałem krzyk natychmiast wbiegłem do salonu, gdzie zobaczyłem płaczącą Rebeką na ziemi i zakrywającą sobie twarz. Rzucała się i jej głos robił lekkie dziury w ścianie. Później przybiegła reszta. Są tak samo przerażeni jak my. 

Ryan próbował ją złapać i przytrzymać, ale kopnęła go w twarz dość mocno, a ten padł jak długi na ziemię i siedzi teraz i trzyma się za jedno oko. Będzie śliwa jak nic. 

Później Lydia próbowała, ale jak otworzyła oczy natychmiast je zamknęła i krzyknęła i szczęście, że zdołaliśmy się schylić, bo by nam głowy ucięło, a tak to ZROBIŁA WIELKĄ DZIURĘ W TYM PIĘKNYM DACHU! Naprawdę mi się on podoba i teraz klapa. 

Później Lloyd podszedł do niej i musiał lekką ja przytrzymać, a jego oczy stały się jaskrawo zielone, a z rąk poleciały zielone iskry i przyłożył je Rebece do głowy, mimo jej szarpania się i krzyczenia. 

-Otwórz oczy.- rzekł spokojnie, kiedy brunetka przestała się rzucać.-Co widzisz?

Powoli wykonała jego polecenia, a przerażenie ogarnęło cały pokój. Jej oczy nie były brązowe tylko tak jasno niebieskie, że aż białe. O boziu..

   -Ciemność.- szepnęła, a z jej oka popłynęła jedna łza. 

YYYYYYYYYY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro