Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

!25!Leo

Czemu zawsze to my musimy wpaść w jakieś kłopoty? Dlaczego nie mogą być to słodkie króliczki na przykład, albo jakieś urocze sarenki malutkie tylko wielkie czarne zwierzęto pobne stwory z wyłupiastymi oczami. Rozejrzałem się w około i każdy wyglądał na lekko przerażonego. 

Mocniej ścisnąłem rękę Sam'a i zerknąłem na niego. 

-Co my mamy robić?- zapytałem go cicho. 

-A ja wiem.- powiedział i cofnął się lekko w tył, patrząc w las.- Lydia tu rządzi!

-Tak! Zwal na mnie teraz wszystko.-warknęła na niego. 

-Nie chcę nic mówić, ale...- zaczął Austin i kichnął. Jeszcze tego nam brakowało do pełna. Chory blondyn.- One nas otoczyły i się zbliżają.

-Nic nam nie będzie.- mruknął Ryan.- Trzeba coś wymyślić i to szybko, a jeszcze lepiej to teraz. 

-To dawaj.- Gabriel warknął na niego i woził za czymś wzrokiem. -Nie wiem jak wy, ale przydał by tu się teraz na przykład wujek Thomas albo Max. 

-Popieram.- mruknąłem i poczułem w palcach wibracje, a potem usłyszałem przerażony pisk Rebeki. 

-Jest źle.- szepnęła.- Ale będzie dobrze.- zapewniła siebie. 

-Musimy myśleć racjonalnie.- Dorian polecił.- Nie wychodzą z cienia, to coś znaczy nie?

-Słońce.- Lydia mruknęła zrozumiale.- Jak słońce świeci to jesteśmy bezpieczni.

Jak na zaprzeczenie ich słów niebo pokryły ciemne burzowe chmury, a ja jestem pewien, że to moja wina, bo moje ręce nadal przechodziły jakieś dziwne ciarki. 

-Leo?!- krzyknęli na mnie wszyscy.

-Nie panuję nad tym!- pisnąłem i zamknąłem oczy i skupiłem się żeby chmury zniknęły zabierając rękę z ręki ciemnowłosego.

-Szybciej!- pogonił mnie przerażonym głosem Cameron.- Leo no!

-Staram się!- krzyknąłem wkurzony. - To nie łatwe. 

-Wiemy.- powiedziała Lydia o dziwo jakoś obok mnie.- Wierzymy w ciebie. Dasz rade. 

- Ale mógłbyś dawać radę szybciej? Bo one nas zaraz zjedzą.- polecił Carlos na co prychnąłem. 

Trzeba zachować spokój. Tata Liam powtarzał mi zawsze, że to ja panuję nad mocą, a nie ona nade mną. Ja rządzę, a nie ona! Ja! Teraz nie tylko moje ręce przechodziły ciarki, ale całe całe ciało. Jeszcze tak nie miałem. Usłyszałem grzmot i głośny warkot z bok i z naprzeciw w ogół nas  był potworny warkot. One chcą nas zjeść, a ja im to ułatwiam. Pięknie i jeszcze sobie z tym nie poradzę. W tedy przypomniał mi się tata Brett. Zawsze jak coś popsuł to przerabiał to na coś innego. Może i z tego da się coś zrobić? 

Zacisnąłem mocniej oczy i skupiłem się na szumie chmur, a potem nastąpił wielki huk i krzyki zaskoczenia, a potem było słychać jak mocno leje deszcz i jak błyskawicę strzelają. Uchyliłem jedno oko  niepewnie. W okół nas o ziemi do samego nieba w kształcie okręgu otaczała nas bariera deszczowa, a między kroplami wody przechodził prąd. 

-Brawo Leo.- Dorian podszedł do mnie i objął opiekuńczo ramieniem.

Spojrzałem na niego z uśmiechem i oparłem zmęczony głowę na jego ramieniu. A potem zerknąłem na kryształ. Jest cały i zdrowy, chociaż bardzo korci mnie zerwanie go. Kiedy ciocia powiedział mi o zaklęciu na mnie ciążącym to korci mnie, żeby go zniszczyć, bo jestem ciekawy co to za zaklęcie. Jednak dzięki temu moje moce trochę się uspokoiły i mogę nad nimi panować, ale jak widać nie zawsze tak jest. Może trochę szwankuje? 

-Leo słuchasz nas w ogóle?- usłyszałem Carlos'a. 

-Huh?- podniosłem natychmiast głowę do góry patrząc na ich spokojne i pełne ulgi twarze. 

Potem mój wzrok prześliznął się na barierę i na to co chodzi centralnie za nią. Kilkanaście czarnych wielkich potworów i ich ciche warczenie nawet dobiegło do moich uszu. Ślicznie. Wtuliłem się bardziej w mojego przyjaciela. Może zabrzmię teraz jak idiota, ale trochę mnie to przeraża.

AUSTIN

Zerknąłem na Carlos'a, a on na mnie i lekko się do siebie uśmiechnęliśmy, bo jesteśmy jak na razie bezpieczni, ale potem kichnąłem i mi się w głowię zakręciło. Nienawidzę swojej słabej odporności. A to wszystko przez chwilowe zmoczenie moich nogawek.  

-Chodź tu.- powiedział białowłosy i ściągnął z siebie swoją granatową bluzę i narzucił na moje ramiona i otulił mnie mocno.- Bo jeszcze to pogorszysz. 

Jego głosy był pełen troski, a oczy błyszczały gotowe mi do pomocy i opiekowania się mną. Jest taki kochany. Zrobiło mi się natychmiast ciepło na sercu i miałem się odezwać, ale Lydia zrobiła to pierwsza. 

-To co robimy teraz?- powiedziała głośno i zerknęła na każdego z nas.- Bo nie będziemy tu siedzieć cały czas, nie? 

-Może ja nas przeniosę?- zaproponował Sam, a mi od razu gula podeszłą. 

Raz w życiu się na to zgodziłem i żałuję do dziś.Mieliśmy po 14 lat. Sam wymyślił, że fajnie by było znaleźć się gdzieś gdzie jest ciepło, bo była zima, a ja mądry się zgodziłem. Wylądowaliśmy w jakimś miasteczku zwanym Wierchojańsk. Mieliśmy na sobie tylko bluzy i ciepłe buty, a tam było tak zimno, że na moich rzęsach pojawił się szron. Przewiało nas i wiedziałem, że po mnie. Kiedy Sam z powrotem nas przeniósł do domu, przez dwa miesiące z łóżka nie wychodziłem z gorączką i mocnym zapaleniem płuc, gardła, oskrzeli i  zatok. Lekarze dziwili się, że przeżyłem, bo dawali mi tylko 5% szans na to. Nigdy więcej nie posłuchałem się Sam'a, bo nie chciałem znowu tak cierpieć i czuć tej bezsilności.

- Jesteś pewny, że dasz radę?- zapytała Lydia, a ja przełknąłem głośno ślinę.

- Tak. Ćwiczyłem dużo i na pewno dam radę.- odpowiedział i uśmiechnął się dumnie.

- Nie ma mowy. Nigdy więcej.- mruknąłem i podjąłem taktykę wycofania się.

- Austin.- Carlos westchnął.- Woli zostać rozszarpany przez bestie?

- No wiesz...- mruknąłem i zacząłem rozważać wszystkie za i przeciw.

- Nie wygłupiaj się.- westchnął białowłosy i złapał mnie za rękę i zaczął nią machać.- Razem.

- Po ostatnim..- zacząłem.

- Będę z tobą.- obiecał i westchnąłem zrezygnowany.

- Nie lubię cię.- fuknąłem na niego na co uśmiechnął się szeroko w moim kierunku i już się nachylał we wiadomym celu, ale strzeliłem w niego spojrzeniem, a ten wywrócił oczami.

- Te zakochańce!- krzyknął Gabriel na co moje policzki pokryły się rumieńcem.- Skaczecie.

Dopiero teraz dostrzegłem wielke czarne kółko, które wydało do środka. Wzmocniłem uścisk dłoni na tej chłopaka i spojrzałam na niego przerażony, ten tylko przyciągnął mnie bliżej siebie.

- Spokojnie. Razem, tak?- skinąłem głową i razem jako ostatni wskoczyliśmy przez portal, a za nim jeszcze Sam jakoś się wcisnął.

YYYYYYYYYY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro