Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23.Alex

Kiedy Wendy wybiegła z pokoju, spojrzałam na resztę osób w pomieszczeniu.

- Coś mnie chyba ominęło. - powiedziałam zdziwiona, a zaskoczenie doszło zenitu, kiedy spojrzałam na blondyna, który siedział na Dylan'ie. - I to sporo! Czuje się nie do informowania!

Co tu się dzieje!?  Jeden dzień przy nich nie byłam i co z tego wyszło?  Thomas znając życie zauroczył się w Dylan'ie. Z resztą pewnie każdy z moich przyjaciół właśnie ma rozterki miłosne. Znam ich i wiem, kiedy są zauroczeni lub zakochani.

- Kogo to kwiaty? - zapytałam podnosząc z ziemi róże.

- Brad'a. - odpowiedział Scott. - Siedzi pod kołdrą.

Spojrzałam na łóżko i rzuciłam się na nie,  wcześniej oczywiście odkładając rośliny.

- Ała! - krzyknął niebieskooki. - Alek złaś!

Zamiast tego wślizgnęłam się obok niego pod pierzynę.

- Skąd masz te kwiaty? - zapytałam cicho.

- Minho mi je przyniósł.- szepnął prawie niesłyszalnie.

- Słodko! - pisnęłam i zrzuciłam z nas pościel.

Jak się okazało nie było już zakochanej pary. Zapamiętać, złapać Thomas'a i zrobić przesłuchanie na temat Dylan'a. Minho siedział na dywanie i patrzył na nas uważnie. Isak też się zmył,  a Scott przeglądał jakąś książkę.

- Nie chce być nie miły, ale wypieprzać z mojego pokoju,  bo jestem zajęty - powiedział brązowooki.

- Oki doki. - odpowiedziałam.

Razem z Brad'em zeszliśmy z łóżka,  chłopak udał się do wyjścia, a ja spojrzałem na Scott'a.

-Co będziesz robić? - zapytałam, patrząc na książkę. - Po co mu ta księga? W tym przecież  można mieszkać.

- Mam zrobić projekt z fizyki na poniedziałek i już mam pomysł. - pochwalił się, a ja spojrzałam z niesmakiem na książkę. Fizyka to nie przedmiot, fizyka to jest tortura i kara dla nastolatków.

- To powodzenia.- pomachałam mu.

- Dzięki. - mruknął przeglądając to przekleństwo, ale odmachał mi.

Wychodząc zastałam ciekawy widok. Minho i Brad patrzyli po sobie niepewnie, zapewne nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Shipuje ich!

-O Alex! Choć do pokoju, muszę ci coś powiedzieć. - niebieskooki jak zawsze próbował się wykręcić    niezręcznej sytuacji.

- Nie mogę teraz. - rzekłam szybko.

- Tak?  A co teraz będziesz robić? - zapytał,  kładąc ręce na biodrach.

- Obiecałam pomóc yyyyy Liam'owi?  Tak Liam'owi! - prawie, że krzyknęłam. - Pogadaj z Minho o tych pięknych kwiatach. - poleciłam puszczając Azjacie oczko i ruszyłam biegiem przez korytarz.

- Oszustka! - Brad krzyknął za mną.

- Też cię kocham! - odkrzyknęłam mu i zatrzymałam się gwałtownie.

Gdzie ja kurcze blade dobiegłam? Rozejrzałam się w około siebie. Ściany były czarne z prześwitami brązowego. Okej może to jakieś pomieszczenia dla chorych psychicznie? Postanowiłam podejść do jednej z otaczających mnie ścian. Dotknęłam jej niepewnie i natychmiast zabrałam rękę, ponieważ przeszły mnie ciarki i to nie takie przyjemne. One były inne takie zimne i przerażające. Poczułam smutek i żal po czyjeś stracie. Uczucie zdrady i bezsilności objęło całe moje ciało. Czułam się jak ostatnia szmata, która straciła sens życia,  jak by moje życie się skończyło.

Odsunęłam się od ściany i spojrzałem przed siebie. Nie powiem,  dostałem palpitacji serca.

Dalszy korytarz zamiast no... Być korytarzem, zamienił się stopniowa drużkę, którą otaczał las. Na środku stała kobieta w białej sukience. Była piękna, jak najdelikatniejszy kwiat, który z każdym dotykiem się niszczy. Jej oczy patrzyły na mnie radośnie,  jak by właśnie obserwowała swoje małe dzieci, bawiące się w ogrodzie. Trwało to kilka sekund. Jej brązowe oczy straciły blask i patrzyły na mnie pusto,  biała suknia na brzuchu została została poplamiona krwią,  tak mi się bynajmniej wydaje.

- Uratuj, chociaż go. - szepnęła łamiącym się głosem,  po czym zacząłem  się ruszać i wyginać tak jak by ją coś opętało.

Kiedy przestała, wyprostowała się, a na jej twarzy tkwił przerażający uśmiech. Jak by z horroru ją wyjęli.

- Czas rozpocząć grę. - za śmiała się psychopatycznie,  a z jej krwawiącej rany coś zaczęło wychodzić.

Pierw coś małego i czarnego. Nabierało kształtów, aż w końcu pojawiły się tam dwie wielkie łapy,  zakończone ostrymi czarnymi pazurami. Po chwili kobieta została przez nie rozerwana na pół. W ostatnich chwilach zobaczyłem w jej oczach strach,  błaganie i ból, potem nie było nic.

- Nie! - krzyknęłam mimo woli i zamknęłam oczy. Jestem silna i wiele rzeczy mogę przerzucić, ale takie coś to dla mnie za dużo.

Otworzyłam powoli oczy i okazało się, że stoję na środku swojego pokoju. Podeszłam do białego pokoju i spojrzałem w lustro. Zobaczyłem coś czego się obawiałam. Miałam na sobie białą sukienkę z dziurą na środku brzucha, dokładnie taką jaka miała ta kobieta. 

- To nie może być prawda. - szepnęłam.

Było dobrze! Jeden zasrany tydzień bez wizji i bez pojebanych zagadek. Szybko ściągnęłam z siebie tą suknie i założyłam jakieś luźne dresy oraz koszule. Wyszłam chwiejnym krokiem z pokoju. Pewnie to śmiesznie zabrzmi , ale naprawdę chce mi się płakać z powodu tamtej kobiety i jeszcze  jej słowa " Uratuj, chociaż go ". O kogo mogło chodzić? Może jej dziecko lub kogoś z rodziny.

Zatrzymałam się i oparłam o ścianę. Jestem już na oddziale czerwonym.

- Wszystko okej? - usłyszałam z boku.

Spojrzałam w tamtą stronę. Dziewczyna z błąd włosami. Jej oczy były zielone, lecz inne niż pozostałe. Nie mogłam odczytać z nich wiele. Tylko to, że skrywają wiele tajemnic.

- Trochę mi słabo. - szepnęłam.

Bo to prawda , czuję się jak by ktoś mnie przeżuł i wypluł. Ta wizja była  naprawdę dziwna. Podeszła do mnie i złapała za nadgarstek.

- Jesteś rozpalona i serce ci bije za szybko. - mruknęła zamyślona. - Możesz mieć gorączkę lub biegłaś do jakiegoś chłopaka.

- Prędzej biegłam po ładowarkę do telefonu. - odrzekłam cicho pod nosem na co dziewczyna zachichotała.

- Jestem Anastazja. - podała mi rękę, którą z chęcią przyjęłam. - I miło mi cię poznać...

- Alex. Mi też jest miło.

- Choć dam ci lekarstwo. - wyciągnęłam mnie do pokoju tuż obok nas.

- Ale po co? - pytam zdziwiona.

- Bo mi padniesz? - powiedziała przedrzeźniając mnie.

Jej pokój był szary ,  a na jednej ścianie była tapeta. Chyba Nowy Jork z lotu ptaka. Zamiast łóżka był doży i skórzanym tapczanie z wieloma poduszkami oraz puszystymi kocami. Biały stołu na kawę stał zaraz obok z pięknym różowy storczykiem. Wiele zdjęć jej z jakimś chłopakiem. Wiele książek i kosmetyków zdobiło białe meble. Jej pokoju był jak gabinet. Ładnie i stylowo, a za razem w stylu zakręconej nastolatki.

Posadziła mnie na tapczanie i zniknęła za białymi drzwiami, które były tuż obok telewizora na przeciw mnie.

Rozejrzałem się chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów i zobaczyłam małą szafeczkę nocną. Był ona niej oprawione zdjęcie chłopaka i napisane na szkle.


"Miłość  rozkwita powoli, jak kwiat. Jest piękna i niesamowita jak ty <3" 

Słodko.

- To jest Jackson, mój chłopak. - spojrzałam na Anastazję, stojącą z dużym kartonem lodów waniliowych i dwoma łyżkami. Podniosłam brwi do góry. - Lody to lekarstwo na wszystko.

Odłożyłam zdjęcie na półkę i spojrzałam na dziewczynę. Siadła obok mnie po turecku, otworzyła pudło z lodami i podała mi łyżkę. Kiedy zjadłyśmy w połowie deser, Anastazja odezwała się znienacka.

- Powinnaś wziąć udział w konkursie talentów, jest za tydzień. - oznajmiła i spojrzała na mnie przez chwilę.

- Wiem. Tylko,  nie mam gdzie ćwiczyć. - wzruszyłam ramionami.

- Pójdź na żywca. - poradziła i odłożyła pudełko z lodami na stolik razem z łyżeczkami.

- Ej!  Jadłam! - oburzyłam się.

- Starczy. Co za dużo to nie zdrowo.- zachichotała. 

- Właśnie. Jak to zrobiłaś z tymi rękoma i tym całym  bum dum i tudum. - pokazałam rękoma.

- Bo wiesz... Moja moc polega na wyczuwaniu chorób innych. - pochwaliła się.

- Wow. - mruknęłam. - Jeszcze o takiej mocy nie słyszałam. Naprawdę.

- Bo wiesz jestem wyjątkowa.- uśmiechnęła się szeroko.

- A ten Jackson? Jaką ma moc? - zaciekawiłam się. - I ile on ma lat. Spokojnie nie zamierzam ci go kraść.

- Jackson jak przejrzy książkę chociaż raz, zapamiętuje wszystko co w niej było i już nigdy nie zapomina, ale jest leniwy i ledwo zdaje z klasy do klasy.- zaśmiała się. - 19 lat.

Pogadałyśmy trochę, a potem Anastazja poszła na randkę z Jackson'em. Dziewczyna jest spoko. Miła i sympatyczna, mam nadzieję że będziemy przyjaciółkami. Większość osób jest tu spoko.Nawet nie za uwarzyłam, że mi lepiej. Może lody to na serio lekarstwo na wszystko?

Ruszyłam na poszukiwania chłopaków, wyjęłam telefon i spojrzałam na zegarek 10:43. Nieźle się zagadałam z lodową  lekarką. Do Scott'a nie pójdę,  bo mnie wyrwali na twarz. Isak na pewna  zaszył się gdzieś  w cieniu i myśli. Kiedy go zobaczyłam u bruneta, od razu  wiedziałam, że coś jest nie tak. Thomas zachowuje się jak zakochana nastolatka. Niech się cieszy do puki może. Nie, że życzę mu źle po prostu znam go i wiem, że jest wrażliwy,  więc jak Dylan zrani go to będzie  przeżywał. Nie chcę  żeby cierpiał.  Jest dla mnie jak brat i kocham go. Brad znając życie , albo gada z Minho, lub go unika jak ognia. Mam nadzieję, że się pogadali. Został mi Liam. Ostatnio widziałam niebieskookiego  jak zwiewał przed wkurwioną Samirą. Ruszyłam sprężystym krokiem w stronę holu.  Na pewno nie ma go w pokoju, znając życie jest na boisku do piłki. Wyszłam z akademika i szczęście, że mam szybki refleks. Uchyliłam się  w chwili,  kiedy piłka przeleciała nad mną.

- Wybacz Alex.- podbiegł do mnie Liam, a za nim chłopak w różowej bluzie.

- Nic nie szkodzi. - powiedziałam. - Jestem Alex.

- A ja Mikey. - uśmiechnął się szeroko i podaliśmy sobie ręce.

Nie zdążyliśmy nawet zamienić nawet jednego zdania bo usłyszeliśmy krzyki.

- Wiesz, co?  Wy musimy chyba iść. - zaczął Liam szybko i wbiegł do akademika.

- Do następnego! - krzyknął mój nowy kolega i pobiegł za tym  szajbusem.

Po chwili Brett jaki i jakiś chłopak wybiegli do akademika mijając mnie, ale powiedział chociaż szybkie "Cześć ". Co tu się dzieje? A mówią, że to ja jestem zakręcona. 

- Dzień dobry Alex. - usłyszałam i spojrzałam na Connor'a. 

XXXXXXXX

- Jackson ( 19 lat) ☝

- Anastazja (18 lat) ☝

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro