Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

!22!Cameron

-Na pewno masz dożo jedzenia?- zapytał po raz setny tata Scott.- A ciuchy? 

-Tak tato.- westchnąłem i zapiąłem plecak, zarzucając go sobie na ramię.- Mam wszystko. Ty lepiej idź do Lydi zobacz, bo na pewno napakowała wiele nieprzydatnych rzeczy.

-Wcale nie!- krzyknęła moja siostra z pokoju obok.

-Ja się tylko o was martwię, kochanie.-powiedział bezsilnie i wyszedł z pokoju. 

Wywróciłem oczami i poszedłem za nim. Zszedłem po schodach i spojrzałem na moją siorkę i rodziców. Podszedłem to tatów i przytuliłem się do nich mocno. Od kiedy pozwolili nam jechać minęły dwa dni. 

Każdy z nas czuję się dziwnie. Jak by obserwowany co mi się nie podoba. Wcale, a wcale. Jednak nawet jak używam swoich mocy i się maskuję to i tak nic nie widzę. Martwi mnie to i to mocno. Dodatkowo stan Rebeki mimo, że poprawia się fizycznie to psychicznie ani trochę nie jest lepiej. Boje się o nią i do tego czasami jak mówi z taką chrypą czuję się jak w horrorze. 

-Do zobaczenia.- pożegnałem się i cmoknąłem oboje rodziców w policzki.

-Uważajcie na siebie dobrze?- powiedział tata Max i poczochrał mnie jak i Lydię która zajęła moje miejsce przy nich po chwili. -Pamiętajcie macie wrócić jak najszybciej się da. 

-Dobrze wiemy, że tak nie będzie.- odrzekła siorka.- Trzymajcie się. 

Posłałem rodzicom ostatni jak na razie uśmiech i wyszedłem razem z Lydią z domu. Szliśmy w ciszy chwilę, ale potem objęła opiekuńczo ramieniem. 

-Wiesz, co młody..- zaczęła.

-Jestem młodszy tylko rok, stara.- wywróciłem oczami, a ona mnie lekko uszczypnęła w ramię. 

-Nie przerywaj mi teraz.- syknęła, ale wiedziałem, że nie jest zła. Nie potrafi być na mnie zła. Lovcia mnie.- Zaczynamy dziś wielką przygodę, która może skończyć się pięknie i ze szczęśliwym zakończeniem lub tragicznie i...

-Nie mów tak. damy radę.- znowu jej przerwałem na co obdarowała mnie złowrogim spojrzeniem. 

-Wiem, że damy. Musimy dla innych, ale nie przerywaj mi, bo ci walnę. Chcę po prostu, żebyś pamiętał o tym, że jesteśmy rodziną. Kocham cię i nigdy nie myśl inaczej, cokolwiek by się zdarzyło. 

-Też cię kocham siora i nieważnie co i tak będziemy trzymać się razem.- odrzekłem z uśmiechem. 

Muszę pamiętać swoje  zadanie indywidualne, bo to moja działka. Oni o tym nie wiedzą tylko ja. Muszę pilnować swojej drużyny przed rozpadem. 

-Czy ty widzisz to samo co ja?- zapytała Lydia, więc spojrzałem w tamtą stronę, słysząc radosne głosy.

-Ciocia Katy! Ciocia Sami!- krzyknąłem uradowany i pobiegłem im na przywitanie . 

Wszyscy inni już tam byli i każdy z nas miał przy sobie plecak bądź torbę, a Dorian dodatkowo swoją siostrę, która była do niego przytulona jak rzep na muchy. 

Kobiety uśmiechnęły się szeroko na nasz widok i po chwili przytulały mnie i moją siostrę. Dawno ich tu nie było. Z trzy lata jak nie więcej. Stęskniłem się za nimi. 

-Jak tyś, żeś wyrósł.- powiedziała oniemiała ciocia Samira i przyjrzała mi się uważnie.- Nie dziwię się Gabriel'owi,że tak za tobą lata.- puściła mi oczko przez co moje policzki zaczęły mnie lekko piec.-A ty Lydia prawdziwa kobieta z ciebie wyrosła i do tego taka piękna. 

-Dziękuje ciociu.- odpowiedziała i przytuliła się do niej jeszcze raz.- Co wy tu robicie? 

-Chcieliśmy się pożegnać i życzyć powodzenia.- odpowiedziała tęczowowłosa.- Całe krainy stworzeń nadprzyrodzonych mówią o was i waszej wyprawie. Wszyscy wiedzą.

-Supcio.- powiedział Carlos i położył se ręce na potylice.-Jesteśmy sławni. 

- I musimy pogadać z Leo.- powiedziała ciocia Katy już mniej radośniej i spojrzała na niebieskookiego, który próbował pogadać z Bellą, żeby puściła Dorian'a w spokoju. 

LEO 

-Bella złotko ty moje, puść go już.- rzekłem spokojnie i spojrzałem na zrezygnowanego Dorian'a. 

-Nie! On zostaje ze mnę!

Teraz to widać, że jest dzieckiem, a nie. Jak się żegnaliśmy to Bella przyczepiła się do swojego brata i za żadne skarby nie chcę go puścić. Szczęście, że nie ma jeszcze Lydi i Cameron'a, bo mam jeszcze trochę czasu na ściągnięcie go z niej. 

-A jak zaproponuję ci układ?- zaproponowałem na co rodzeństwo spojrzało na mnie zdziwionym wzrokiem. Teraz to są do siebie podobni. Zawsze jak coś chcą to potrafią słuchać i kombinować. Spryciarze.- Może będę codziennie wysyłał wiatry z korespondencją Dorian'a o ciebie? Będziesz wiedzieć co u nas słychać? 

Błagam zgódź się! Zgódź!

-i na to czekałam.- powiedziała i zeskoczyła ze swojego brata.- Tylko ty i Austin dotrzymujecie tutaj obietnic, a on teraz jest zajęty wpatrywaniem się w Carlos'a. 

-Że on co robi?- zdziwił się jej brat. 

-Nieważnie.- powiedzieliśmy oboje i uciszyliśmy go wzrokiem. 

-Opiekuj się moim bratem Leo, dobrze?- zapytała. 

-Oczywiście. Będę go pilnował.- przyrzekłem i uśmiechnąłem się delikatnie, kiedy przytuliła jeszcze raz Dorian'a i poszła w stronę swojego domu. 

-Ona wykiwała nas oboje.- stwierdził chłopak i podszedł bliżej mnie.- I tak oboje wiemy, że to ja będę musiał opiekować się tobą.- mruknął przy moim uchu i odszedł kawałek na bok. 

-Wcale nie!- pisnąłem i zaniemówiłem zdziwiony. Wszyscy wpatrywali się we mnie wyczekująco. Mówili coś do mnie, czy jak? - Ym coś nie, tak? 

-Chodź pogadamy.- rzekła ciocia Samira i wzięła mnie pod ramię. 

Zdezorientowany spojrzałem na resztę, ale Lydia skinęła mi głową,  że jest okej, więc ruszyłem z kobietą na ubocze. Naprawdę nic nie zrobiłem! 

-Leo wiesz, że twoja moc rośnie tak?- zapytała. 

-No tak.- odpowiedziałem. 

-A wiesz, że niedługo cię przerośnie?- dopytała. 

-Tego to nie wiedziałem.- odrzekłem i spojrzałem na ciocię. 

-Tam u nimf twoja moc jest bardo wyjątkowa, bo to jak by też ty wpływasz na naturę, wiesz? Jak twoja moc rośnie to w końcu przestaniesz na nią panować. Byłeś ostatnio smutny i trochę krzyczałeś, czy byłeś zły?- przytaknąłem niepewnie głową.- Bo na Madagaskarze  nale promienny dzień przerodził się w zachmurzone niebo pełne błyskawic, ale to zniknęło po kilkunastu godzinach. Nimfy ustalił, że to wynika z twojej mocy Leo. Tracisz nad nią kontrole.

- Czyli mogę zrobić komuś krzywdę?- zapytałem przerażony. 

Od zawsze mam problem ze swoją mocą, ale tata Brett mówi, że to normalne, że się nauczę. Zawsze używałem mało swojej mocy, bo się bałem, ze coś zrobię. No i proszę jak widać mam rację. 

-Ten amulet.- wyciągnęła z kieszeni naszyjnik naszyjnik z błękitnym podłużnym kryształem i przewiesiła mi go na szyi. -Jest w nim zaklęta moc najpotężniejszej z nimf. Będzie hamował twoją moc. Ale jest jeden haczyk. Jeżeli pobijesz go umyślnie lub nie zaklęcie na tobie zawarte zostanie zdjęte. Powodzenia dzieciaku. 

Kiedy skończyła mówić oddaliła się ode mnie i zostawiła mnie samego w totalnym szoku. 

YYYYYYYYY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro