!2!Leo
Czasami się zastanawiam, czy moją mocą jest bycie niewidzialnym. Cameron teraz próbuję setny chyba już raz przetłumaczyć Gabriel'owi, żeby nie kupował mu prezentów, bo i tak nie będzie z nim chodził. Rebeka pobiegła poplotkować z Austin'em, przeszkadzać im nie chce, bo nie lubię się narzucać. A Lydia poszła zapewne pod klasę.
Oparłem się o ścianę i się po niej zesunąłem, podkulając nogi pod klatkę piersiową. Ponoć taty Liam'a było wszędzie pełno i robił, co chciał, a taty Brett'a wszyscy się bali, a ja to jestem odmieniec. Nie lubię krzyczeć i się kłócić. Wolę podyskutować. Nie kręci mnie bycie w centrum uwagi, czy też bycie popularnym. Wolę siedzieć se w koncie i mieć kogoś z kim mogę pogadać, co aktualnie się zdarza rzadko. Teraz każdy ma swoje sprawy na głowię, a nie chcę przeszkadzać.
-Co się stało Leo'ś?- usłyszałem i podniosłem głowę, patrząc się na Dorian'a, który usiadł obok mnie.
-Nic.- odrzekłem i przekręciłem głowę patrząc na niego.- A co?
-A co robisz wieczorem?- zapytał słodko się uśmiechając.
-Matma czy fizyka?- zapytałem z lekkim uśmiechem.
Dorian zawsze uśmiecha się słodko jak czegoś chce, ale co jakiś czas ma wybuch jak wujek Thomas. Tylko on z niewielu wie jak mnie rozśmieszyć, ale tylko on umie pojawić się w odpowiednim momencie, kiedy mi smutno. Uwielbiam go za to. Również za to, że umie gotować pyszne ciasta z owocami. Zawsze odkłada mi kilka kawałków za co go kocham. Dorian naprawdę jest super przyjacielem. Można na nim polegać i zaufać. Kiedyś jak mi dokuczali w szkole kiedy byłem młodszy to on mi razem z Ryan'em i Taylor'em mi pomogli. Od tamtej poty nie odstępuję mnie na krok.
-Matematyka.- jęknął i oparł głowę na moim kolanie, spoglądając na mnie słodko.- I pomógł byś mi zrobić projekt na fizykę na piątek?
-Dziś jest wtorek.- westchnąłem i pokręciłem głową na boki.- Jak mi zrobisz ciasto z truskawkami to stoi.
-Zgoda.- uśmiechnął się szeroko do mnie.- Jesteś cudowny.
-No wiem.- wywróciłem oczami i nadąłem policzki, kiedy zmierzwił mi włosy.- Ej! Układałem je dzisiaj.
Chłopak nie odpowiedział tylko zaśmiał się opierając głowę o moją. Mimo, że miałem udawać obrażonego to mi chyba nie wyszło, bo śmiech Dorian'a jest zaraźliwy. Chichotaliśmy jak głupi, a kiedy jakoś się ogarnęliśmy i na siebie spojrzeliśmy ponownie zaczynaliśmy się śmiać.
Typowa głupawka.
-I wy mi powiedzcie, że nie jesteście razem słodcy.- usłyszałem i podniosłem głowę.- Powiedzcie, że jesteście już razem.
-A ten znowu swoje.- szepnął brązowooki i zmierzwił mi jeszcze raz włosy wstając.-Ja lecę. Cześć Carlos.
-Siema.- białowłosy machnął mu ręką i zajął jego miejsce.- Wystraszyłem go prawda?
-Jak zawsze.- odrzekłem szczerze. Tylko Carlos potrafi spłoszyć Dorian'a, kiedy jesteśmy sami.
-Teraz mamy język włoski, nie?- zapytał, a ja mu skinąłem głową.- Chodź na górę.
Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął. Po drodze mijaliśmy ludzi, którzy posyłali mi roześmiane spojrzenie. Nie dziwię im się. Każdy zna Carols'a, można rzec że to taki szkolny klaun.
Lekcje skończyły się szybko jak na wtorek. Dziwnę. Zazwyczaj się dłuży w nieskończoność, a tu niespodzianka. Minął jak z bicza strzelił. Pożegnałem się z Carlos'em, który o dziwo był ze mną cały dzień. Jest to naprawdę zaskakujące. Może będzie chory?
Wszedłem do domu i od razu wpadł na mnie tata Liam i mocno mnie przytulił. Od dziecka był taki czuły i kochany wobec mnie. Gdyby tylko mógł najprawdopodobniej cały czas mnie tulił. A mi to nie przeszkadza. Lubię jak ludzie okazują mi czułość. Natomiast tata Brett cały czas mnie pilnuję i uczy walki oraz opowiada niezliczone historie z przeszłości. Jednak jest delikatny i ostrożny jak by się bał, że zniknę, a tego nie zrobię. Nie zostawię ich, bo kocham ich najmocniej na świecie.
-Cześć kochanie.- rzekł tata i odsunął się ode mnie, ciągnąc w stronę kuchni.- Jak tam w szkole?
-Dobrze.- odpowiedziałem szczerze, siadając na jednym z krzeseł przy stole.- Tylko pani od biologi trochę zrzędzi.
-Jak zawsze!-usłyszałem z drugiego końca domu krzyk taty Brett'a.- Zawsze wszystkich wkurwiała stara zrzęda!
Zachichotałem cicho na słowa taty i spojrzałem na mojego drugiego rodzica który nad czymś myślał.
-Leo, mam dla ciebie propozycję.- zaczął spokojnie i usiadł naprzeciw mnie.- Wiesz, że niedługo Lydia ma 18, tak? No i w tedy ja i twój ojciec..
-Kochany tatuś!- tata Brett krzyknął i mogę przysiąc, że przy tym uśmiechał się szeroko.
-Głąb.- szepnął do siebie tata, a ja ponownie się zaśmiałem.- Wracając. Ja i Brett nie będziemy mogli wam pomóc tak jak inni. My już takie coś przeżyliśmy i nie było to łatwe. Więc pomyślałem sobie, że może czas zacząć trenować was wszystkich.
-Bo tylko Lydia ćwiczy, a wy się obijacie!- odkrzyknął tata Brett.
-Taaaa.- zgodził się z nim tata Liam..- Co o tym myślisz?
-Masz rację.- przytaknąłem.- Musimy zacząć się ze sobą dogadywać i pomagać se nawzajem jak drużyna.
-Super.- ucieszył się tata.- A w tajemnicy powiem ci, że wujek Theo i wujek Markus razem z Sam'em przyjadą w weekend i zostaną na dłużej.- szepnął do mnie i puścił oczko, podając mi talerz z jedzeniem.- A teraz zjadaj kochanie.
-Liam!- krzyknął tata Brett.- Pralka się popsuła!
-Znowu popsułeś pralkę?!- tata Liam wstał i poszedł do łazienki w której zapewne teraz jest tata Brett.
Jakieś dwa miesiące temu tata Brett robił pranie, bo został do tego zmuszony przez mojego drugiego rodzica. Wyło tak, że połowa domu była w pianie, a my zamiast ją posprzątać zrobiliśmy sobie wojnę pianową.
Pokiwałem głową na boki i zacząłem zjadać zupę pomidorową. Jednak zdołałem zjeść tylko połowę, bo te miski są naprawdę jakieś wielkie. Szybko w swoim pokoju odrobiłem lekcje i poprawiłem sobie grzywkę.
Położyłem się na łóżku i zacząłem wpatrywać się w sufit. Za kilka dni znowu u nas będzie Sam to oznacza wkurzonego Dorian'a. Naprawdę nie wiem dlaczego mój przyjaciel tak nie lubi mojego drugiego chłopaka. Zawsze jak ich widzę brązowooki staje się bardzo nieznośny. Naprawdę mam tego trochę dość, ale co poradzić. Trzeba to jakoś przeżyć.
Tylko jak nakłonić wszystkich żeby znaleźli się w jednym miejscu i w tym samym czasie? Nie...wiem. Mam przecież w zanadrzu Rebekę. Ona wszystkich nakłoni do tego co jej na rękę. Jest niewiarygodna.
W końcu z westchnieniem wstałem z łóżka i ruszyłem do wyjścia z domu. Mam nadzieję, że Dorian chodź trochę kuma ten temat z matmy, bo jak nie to go chyba uduszę.
YYYYYYYYY
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro