101.Epilog
SCOTT
Po moim policzku spłynęła kolejna łza, kiedy poczułem ten przerażający ból na całym ciele. Gdzie on jest?! Nie ma ich już czwartą godzinę! Ja wiem, że jest tam jebana wojna i te sprawy, ale ja tu kurwa rodzę! Max'a nie ma tak jak reszty tak cholernie długo. Tylko Anastazja lata obok mnie razem z Jackson'em.
-I jak tam?- jak na zawołanie blondynka weszła do pokoju, do którego swoją drogą jakiś czas temu mnie tu zawlokła. Spojrzałem na nią z podniesioną brwią i syknąłem, kładąc dłonie na moim brzuchu, czując kolejny skurcz.- Nie było pytania.
-Gdzie on jest?!- udało mi się jakoś normalnie powiedzieć zdanie.
-Z tego co wiem, a wiem mało, to Alex nadal walczy.- powiedziała smutno i usiadła obok mnie.- Nie martw się, zdąży.
-No ja mam kurwa taką nadzieję.- warknąłem pod nosem.
-Scott, oddychaj.- poleciła i ponownie wyszła z pokoju.
Oddychaj... oddychaj... A ja tego kurwa nie robię cały czas?! Gdzie jest mój jebnięty chłopak i ta jeszcze bardziej tępa zgraja moich przyjaciół! Powinni tu być ze mną. Niech i chuj jasny strzeli, jak nie pojawią się przed tym jak dziecko pojawi się na tym świecie to nawet go nie tkną. Nawet jebany ojciec mi go nie tyknie. Nagle drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł zdenerwowany chłopka Any.
-Co ci się stało?- zapytałem widząc jego ranę na policzku.
-Nic ważnego, tylko lekka sprzeczka z... kumplem.- uśmiechnął się do mnie lekko.
-Uznajmy, że ci wierzę.- wywróciłem oczami i ponownie zwinąłem się z bólu.
-Scott..- zaczął i podszedł do łózka.- Nie chce nic mówić, ale za chwilę musimy zacząć rodzić.
-Ja ci dam musimy! To ja będę kurwa rodził nie ty!- huknąłem na niego i zgromiłem wzrokiem.
- Ale ja będę razem z Aną odbierał poród.- powiedział podnosząc ręce w górę.
Nie odpowiedziałem. Przymknąłem oczy w których natychmiast pojawiły się łzy. Tym razem nie z bólu, tylko z tęsknoty i żalu. Max'a nie ma na porodzie własnego dziecka. Miał mnie wspierać. A jeśli mu coś się stało? Jak mu coś zrobili, lub zabili? Nie poradzę sobie bez niego! On nie może mnie teraz zostawić! Nie może! Kocham go i nie chcę go stracić. A jeżeli teraz umiera, a mnie przy nim nie ma? Zabeczał bym się za nim, a nasze bubu nie miało by taty, co mnie jeszcze bardziej dobija.
-Ej Scott? Boli tam mocno? Dać jakieś leki przeciwbólowe?- spanikował chłopak i zawołał Anastazję.
-Coś ty mu zrobił?!- skarciła go i usiadła obok mnie.- Scott'y co się dzieje?
Max tak do mnie mówił... Już więcej nie usłyszę jego głosu i go nie zobaczę. Zacząłem zanosić się płaczem, a para nie wiedziała co zrobić, bo spojrzeli po sobie przerażeni. Mimo bólu brzucha usiadłem na łóżku i wlepiłem wzrok w ścianę na przeciw. Łzy moczyły mi policzki i zapewne trochę pomoczyły wszystko w okół, a z gardła wydobywało się skomlenie.
Ja chcę Max'a!
Nikogo więcej! Tylko mojego blondyna, który opiekował się mną i dawał wiele miłości jak nikt inny. Tego który skradł moje serce i tego którego kocham ponad życie i z którym mam dziecko.
-Boże Scott.- Ana zbladła jak by ducha zobaczyła.- Co my mamy zrobić?
Drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem, więc spojrzałem tam i moje serce dostało palpitacji.
-Scott!- krzyknęła Alex, ale zatrzymała się w pół kroku jak reszta.
Przyjrzałem się każdemu po kolei. Samira, Katy, Brett, Liam, Bryce, Mikey, Wendy, Edawn, Thomas, Dylan, Connor, Theo, Brad, Minho, Evan, Isak. Nie wiem jak oni się zmieścili w tych drzwiach, ale no okej. Nigdzie nie ma mojego chłopaka. On nie mógł.. Przecież to niemożliwe! Ponownie zalałem się łzami.
-Kurwa ruszcie się debile!- usłyszałem wrzask gdzieś z tyłu i dostałem ponownej palpitacji serca, kiedy blondwłosy przedarł się między nimi i stanął na przeciw mnie, dostrzegłem, że ma rozwalony łuk brwiowy z którego ciekłą stróżka krwi.-Kochanie....-Z moich oczu wyleciały wielkie słone łzy. Nie potrafiłem nic powiedzieć. On żyje!- Co się stało? Skarbie?
Podszedł do mnie i położył dłoń na moim policzku, wycierając łzy. Spojrzałem w jego oczy i dostrzegłem w nich troskę i miłość.
-Kocham cię, kocham jak ja cię mocno kocham.- mamrotałem na okrągło i wtuliłem się w jego ciało z całej siły.
-Ja też cię kocham.- odpowiedział mi i pocałował we włosy po czym się odsunął i spojrzał na mnie uważnie, później na Ane i Jackson'a.- Coś ominąłem?
-Prawie być ominął.- blondynka odetchnęła z ulgą.- Zaczynamy rodzić.
-To ja będę rodzić nie wy, kurwa!- wydarłem się i wtuliłem w ciało blondyna.
BRAD
Po tym jak Anastazja wygoniła nas na korytarz, wszyscy wymieniliśmy zdziwione spojrzenia.
- Nawet nie wiecie jak to śmiesznie z boku wyglądało.- powiedział Markus opierając się o ścianę obok mnie.
-To znaczy?- prychnął Brett, przyciągając do swojej klatki piersiowej Liam'a.
-Wszyscy żeście tam polecieli, a biedny Max, przez którego z was jeszcze zajebał we framugę drzwi, rozwalając se głowę, a na dodatek nie chcieliście go przepuścić do JEGO RODZĄCEGO CHŁOPAKA.- odrzekł za niego Theo, stojąc wręcz na na najstarszym z nas.
-Trochę beka.- mruknął Dylan i objął opiekuńczo ramieniem Thomas'a.
Spojrzałem na Minho i delikatnie pocałowałem go w policzek na co splątał nasze palce u dłoni razem i uśmiechnął lekko.
-Alex..- z wróciłem się do blondynki.- Dlaczego nic nie mówiłaś, że wiedziałaś?
-I skąd wiedziałaś.- dodał Isak, siedząc pod nogami Evan'a.
-I dlaczego spierdoliłaś sama?- syknął lekko wkurzony Connor.
-Bo nie chciałam was narażać.-westchnęła ciężko.- A tym drugim opętanym był Kai, przyjaciel Cola. Zaczęłam podejrzewać go o to kiedy nazwał Max'a herosem, później go trochę obserwowałam i w końcu wpadł. Na kapowałam na niego Anastazji i jego kumplom i do tej pory pewnie leży już nieprzytomny i wypędzili z niego tą istotę.
-A dzidzia?- zapytała się Wendy, przytulając się do boku Edawn'a, który uśmiechał się dumnie.
-Ja osiemnastkę mam za 3 miesiące.- westchnęła.- A po za tym kiedy kazał zabić mojego chrześniaka..
-Nie pozwalaj se panienko.- Liam huknął natychmiast.- To będzie mój chrześniak i to ja będę najlepszym wujkiem.
-Wracając...- Alex powiedziała od razu, widząc jak Thomas chce się wtrącić.-My mamy wyszkolić naszego nowego członka rodziny, bo to ona unicestwi ciemność na zawsze. Tylko kto powie jego rodzicom, że ich dziecko trzeba szkolić na zawodowego zabójce?
Wszyscy spojrzeli po sobie przerażeni i nagle zapanowała cisza jak makiem zasiał.
-Byliście na wojnie, zabijaliście potwory, a boicie się się rozmawiać z Max'em i Scott'em?- zapytał Markus.
-Taki mądry to sam im to powiedz.- prychnęła Katy.
-Podziękuje.- odrzekł .
-Jeny ja z nimi poro...- Theo zaczął, ale nagle urwał, kiedy zza ściany obok wydobył się przerażający krzyk, który chyba słyszeli na drugim końcu świata.
- Zaczęło się.- Samira powiedziała cicho i usiadła pod ścianą obok Iska'a.
Minęły już dwie godziny, które można było by znieść gdyby nie straszne krzyki Scott'a obok. Nikt nie poszedł, wszyscy czekaliśmy cierpliwie na koniec tych tortur dla uszu. Liam nawet razem z Mikey lekko przysnęli.
-Długo jeszcze?- zapytała Wendy, wręcz leżąc na podłodze.
-Wejdź i się zapytaj.- prychnął na nią Brett, głaszcząc mojego przyjaciela po włosach.
Jednak nagle usłyszeliśmy płacz dziecka. Wszyscy wstaliśmy, a chłopaki zerwali się na równe nogi. Minęły zaledwie trzy minuty, a drzwi otworzyły się cichutko, a przez nie wyślizgnęła się Anastazja uśmiechnięta od ucha do ucha, oraz blady Jackson.
-Nigdy więcej. - szepnął cicho i został pociągnięty gdzieś przez swoją dziewczynę.
- Wchodzimy?- zapytał cicho Connor.
-Nie stoimy.- prychnął Thomas.
-Chodźmy.- Alex szepnęła i ciągnąc za rękę karmelowowłosego weszła do pokoju, a po niem my wszyscy.
-Cześć.- rzekł cichutko Scott, pół siedząc pół leżąc na łóżku z poduszką pod plecami, trzymając w rękach małe zawiniątko.
-Podejdziecie czy będziecie tak stać?- zakpił Max, siedzący na krześle obok Scott'a, ale nawet na nas nie spojrzał, bo wpatrywał się w swoje dziecko jak w obrazem.
Właśnie to jest...
-Dziewczynka.- powiedział brunet jak by czytał mi w myślach.- Moja mała córcia.- szepnął i cmoknął dziecko w czółko.
-Piękna.- szepnął Dylan.- Też chce taką.
-Śnij.- odrzekł jego chłopak.
-Jak ma na imię?- zapytałem cicho.
-Długo się nad tym zastanawialiśmy.- wyznał Scott.- Ale poszliśmy na kompromis.
-Czyli jak?- dopytał Theo.
-Lydia.- odrzekł Max.-Nasza mała księżniczka.
XXXXXXXXX
Po wielu trudach w końcu koniec.
Chciałam podziękować tym, którzy byli tu cały czas i dawali gwiazdki oraz komentarze! Oraz tym którzy w ogóle tu zaglądneli. Trochę mi smutno z powodu zakończenia tej opowieści, ale mus to mus.
Jednak dodaję, że będą dodatki:
-"Poznaj moich rodziców"- Sax
-" Idioci rozpalają ognisko"- wszyscy
!MOŻNA SKŁADAĆ ZAMÓWIENIA JAK KTOŚ CHCE JESZCZE JAKIŚ WĄTEK LUB JAKIEŚ SPRAWY NIE DOCIĄGNĘŁAM DO KOŃCA KTÓRE MOGŁAM POMINĄĆ!~ ta desperacja.
#########
NOWE OPOWIADANIE!
-(Tym razem a/b/o)
~~~~~~~Dwie watach graniczące ze sobą, mające swoje własne problemy, nienawidzące się wzajemnie, zostaną wystawione na ciężką próbę. Jednak czy nienawiść jaka między nimi powstała była prawdziwa. Ich życie zostanie wywrócone o 180°, kiedy do jednej z nich trafiają dwie niewinne, słodkie i młodziutkie omegi.
Czy watach znają wspólny język i dogadają się? Może nadal będą próbowały się nawzajem pozabijać i nic się nie zmieni?
-16+
-18+
- Briam
- Dylmas
- Sax
-Thay
- i trochę innych~~~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro